News: Komentarz: Szambo

Kilka uwag po meczu ze Śląskiem - mało pozytywów

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

19.05.2015 10:18

(akt. 21.12.2018 15:10)

Po meczu ze Śląskiem emocje już opadły, choć były głównie negatywne. Legioniści zaprezentowali się źle, a remis jest wynikiem optymalnym dla Legii o czym świadczy statystyka celnych strzałów na bramkę – jeden. Czas na kilka uwag i spostrzeżeń po spotkaniu we Wrocławiu.

Mało pozytywów - Piłkarze Legii zagrali we Wrocławiu bardzo słabo i w zasadzie łatwiej jest wyróżnić tych nielicznych, którym coś wychodziło. Bardzo starał się Jakub Kosecki, koledzy byli tego świadomi i często zagrywali do niego piłki. Ten potrafił sprawić problemy obrońcom i kiedy wydawało się, że to będzie mecz „Kosy” ten upadł na murawę. Kontuzja mięśnia dwugłowego i musiał zejść z boiska – szkoda. Na pochwałę zasłużył Łukasz Broź – pewny w defensywie, aktywny z przodu, zaliczył asystę – pierwszą w tym roku. Pochwalić można jeszcze Dusana Kuciaka, który w kilku trudniejszych momentach wybronił nam mecz. I na tym trzeba zakończyć pozytywne ocenianie. Reszta zagrała słabo lub naprawdę źle. Punkt wywieziony z Wrocławia był absolutnie maksymalnym wynikiem, nic więcej tego dnia gracze trenera Henninga Berga nie byli w stanie ugrać.


Orlando Sa – Przed meczem znów wśród kibiców zawrzało gdy okazało się, że Orlando Sa mecz zacznie na ławce rezerwowych. Dostało się trenerowi Henningowi Bergowi, ale tym razem niesłusznie. Portugalczyk był przez cały tydzień przewidziany do gry w pierwszym składzie – o czym informowaliśmy. Niestety w piątek zgłosił przeziębienie, katar i gorączkę, został w domu, nie trenował. Podobnie było w sobotę. Do Wrocławia poleciał, ale z uwagi na to, że przez dwa dni nie pojawił się na boisku, nie był przewidziany do gry. Berg w trakcie meczu zmienił zdanie, bo zmusiła go do tego sytuacja – szybko stracona bramka i kontuzja „Kosy”. Po Orlando widać było, że nie czuje się najlepiej – nie biegał i nie walczył jak ostatnio, nie był w pełni sił. Portugalczyk jednak nawet osłabiony miał łatwość w wygrywaniu pojedynków z rywalami i w dochodzeniu do sytuacji bramkowych. Jego spryt miał też udział w golu dla Legii. Do poprawki tylko skuteczność, ale to wciąż jedyny zawodnik, który może nam zapewnić bramki w każdym meczu.


Słabość i marność – W trakcie meczu czułem się dziwnie. Wiedziałem, że Lech przegrał na własnym stadionie, miałem świadomość, że Legia może wrócić na pierwsze miejsce w tabeli. Jednak widząc co się dzieje na boisku we Wrocławiu, nie byłem w stanie się emocjonować. Widzę, że drużyna chce, ale nie za bardzo może, nie do końca potrafi. Legioniści biegali w jednostajnym tempie, bez przyspieszenia, bez dynamiki. Przez to często musieli faulować – szkoda tylko, że po stracie Ondreja Dudy nikt nie zdecydował się na faul taktyczny. Swoją droga, która to już w tym sezonie bramka dla przeciwników po stracie naszego piłkarza? Kiepsko wyglądali na tle rywali prawie wszyscy. Tomasz Jodłowiec mimo gola, Ivica Vrdoljak, który od początku roku zmaga się z urazami kolana i odbija się to na jego dyspozycji. Michał Żyro miał swój udział przy bramce, ale było to jedno z niewielu udanych zagrań. Dobrze, że po meczu trener nie próbował wmówić dziennikarzom i kibicom, że była to planowana zmiana jak w przypadku Guilherme w finale Pucharu Polski. Reakcja „Żyrki” była bowiem jednoznaczna. Kolejny raz kiepsko wyglądał Ondrej Duda – jakby nie mógł sobie znaleźć miejsca na boisku, był niedokładny. Marek Saganowski miał dwie okazje po zagraniu od Orlando, ale poza nimi nie był w stanie wiele wskórać.


Manewry taktyczne – Trener Henning Berg jest chyba świadomy, że zespół fizycznie wygląda słabo, że sportowo też nie jest najlepiej i próbuje to wszystko nadrobić taktyką i ustawieniem. Szkoleniowiec stara się ukryć w tajemnicy najmniejsze planowane zmiany, by był jakiś element zaskoczenia dla rywala. Taką rzeczą miał być inny podział zadań wśród pomocników – Vrdoljak grał bardziej z tyłu, czasem zmieniał się w piątego obrońcę. Z kolei Jodłowiec z Dudą często grali wyżej, niemal w jednej linii. Po kontuzji Koseckiego, nie było klasycznego lewego pomocnika. Najczęściej w tym miejscu widzieliśmy włączającego się Brzyskiego. Saganowski grywał raz boku, raz cofnięty, a raz w linii z Orlando Sa. Może i przyniosłyby to oczekiwany przez sztab rezultat, ale brakowało w tym pierwiastka jakości – jakiegoś niekonwencjonalnego zagrania w środku pola, które otwierałoby drogę do bramki, zaskoczyła przeciwnika.


Co z tą Legią? – To pytanie zadaje sobie prawie każdy kibic. W poniedziałek zadzwonił do mnie Miro Radović i też pytał co się dzieje z Legią, dlaczego tak wiele punktów już straciliśmy, czemu nie gra Guilherme? Takie pytania jak Rado zadaje sobie każdy kibic naszego zespołu. Nie ma jednej odpowiedzi, a zrzucanie wszystkiego na trenera byłoby znalezieniem kozła ofiarnego. W zespole coś pękło, już zimą podczas obozów przygotowawczych było widać zmianę w atmosferze. Po Ajaksie i odejściu Radovicia wszystko się posypało. Sportowo, bo aktualnie nie było nikogo w drużynie, kto byłby w stanie go zastąpić. W szatni, bo zabrakło lidera, kogoś kto potrafiłby uderzyć pięścią w stół i jednocześnie był ważna postacią zespołu. Bo w Legii są piłkarze z mocnym charakterem jak Arkadiusz Malarz czy Igor Lewczuk, ale nie będą liderami, bo sportowo nie odgrywają tak ważnej roli. Trenerzy nie zawsze podejmowali trafne decyzje, podobnie jak piłkarze. Obecnie jest źle. Po meczu z Lechem wszyscy sobie mówili, że zostało sześć meczów, że jeśli wszystko wygramy, to będziemy mistrzami Polski. Teraz tak samo mówi się po Śląsku tylko że szóstkę zastąpiła piątka. Mało kto chyba jednak wierzy, że Legia pięć meczów wygra. Po prostu mało jest ku temu przesłanek. Ale natura kibica jest taka, że zawsze ma nadzieję do końca. Nadzieja umiera ostatnia, również nadzieja na to, że coś jeszcze się szybko zmieni.

Polecamy

Komentarze (40)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.