News: Komentarz: Szambo

Kilka uwag z meczu - zagubiony Pinto, lider Radović

Miłosz Nasierowski

Źródło: Legia.Net

07.04.2014 17:53

(akt. 21.12.2018 15:11)

Po spotkaniu z Zawiszą przyszła chwila refleksji. Mecz miał kilka ciekawych aspektów - był szansą pokazania się po przerwie dla Helio Pinto, na boisku po raz drugi w Legii pojawił się Orlando Sa. Kolejny raz tym, który nie zawiódł był Miroslav Radović, wiele działo się na skrzydłach. Oto kilka uwag po niedzielnym meczu.

- Mecz z Zawiszą miał być wielką szansą dla Helio Pinto. Portugalczyk w końcu pojawił się na boisku i to od pierwszych minut. Niestety letni nabytek Legii wciąż sprawiał wrażenie zagubionego, mającego problemy ze zrobieniem użytku ze swojej znakomitej techniki. Długimi momentami znikał, poruszał się wolno, podawał głównie do tyłu. To bardzo dobry piłkarz, ale nie do systemu, jakim grają obecnie legioniści. W taktyce preferowanej przez trenera Henninga Berga nie ma miejsca dla klasycznego rozgrywającego. Akcje od defensywnych pomocników czy obrońców mają się przemieszczać na skrzydła – tam ma się dziać najwięcej. Środek ma być od destrukcji, przejścia z defensywy do ataku. Pinto to typowy reżyser, będzie grał dobrze, gdy na nim oprzemy ciężar gry ofensywnej, gdy on będzie dowodził z przodu. Tyle że w Legii tak nie jest i nie zanosi się na to, by tak miało być. W niedzielę Portugalczyk został zmieniony przez Daniela Łukasika i wydaje się, ze „Miłek” o wiele bardziej pasuje do obecnego systemu gry Legii. Co to oznacza dla Pinto? Za rok wygada jego umowa z klubem i wszystko wskazuje na to, że nie zostanie przedłużona. Trener Berg po meczu poproszony o ocenę gry Helio wprawdzie go pochwalił, ale od razu nadmienił, że trzeba pamiętać o świetnym Vrdoljaku, kontuzjowanym Jodłowcu i nacierającym Łukasiku…


- Wszyscy od wielu dni domagali się występu na boisku Orlando Sa – kibice, dziennikarze. Trener Henning Berg lubi spełniać marzenia i Portugalczyk pojawił się na murawie na ostatnie minuty meczu z Zawiszą. Co można z tego występu wywnioskować? Mniej więcej tyle, ile z debiutu w Zabrzu. Wtedy nowy napastnik naszego klubu oddał jeden mocny, ale niecelny strzał. Pojawiły się komentarze, że to zagranie pokazywało jak świetny to atakujący. Minął miesiąc – w tym czasie Orlando leczył uraz, nadrabiał zaległości treningowe i w końcu dostał szansę gry. Oddał kolejny mocny strzał, tym razem celny. I to by było na tyle. Z pewnością Orlando liczy na kolejne okazje, ale musi pamiętać, że w kolejce czekają również Marek Saganowski i Michał Efir, a z przodu rewelacyjnie grają jak na razie Ondrej Duda i Miroslav Radović.


- Dysonans na skrzydłach. O ile prawa strona Legii funkcjonuje naprawdę dobrze (widać fajną współpracę Żyry z Broziem, wzajemne uzupełnianie się, Duda i Radović często schodzą na prawą stronę boiska), o tyle lewa strona wygląda słabo. Czasem można odnieść wrażenie, że podanie do Ojamy jest ostatecznością, że nikt nie za bardzo chce już z nim grać. Koledzy wolą odegrać piłkę do tyłu, zrobić dodatkowe kółeczko, wymienić kilka krótkich podań, niż zagrać do Estończyka. Momentami wyglądało to tak, jakby chcieli mu dać lekcję pokory. Lewa strona nie funkcjonuje obecnie jak należy, a najlepiej świadczy o tym postawa Brzyskiego, który do ofensywy zaczął się włączać dopiero, gdy na boisku pojawił się Raphael Augusto… w miejsce Ojamy. I jeszcze jedna uwaga do skrzydeł – skrzydłowi schodzący do środka to fajny pomysł, ale w ich miejsce muszą wchodzić natychmiast boczni obrońcy. Niestety tak nie jest, tworzą się tunele. W polskiej lidze takie rzeczy często nie są karane, czyjeś spóźnienie przechodzi niezauważone. Ale w Europie szybko za takie rzeczy będziemy dotkliwie skarceni.


- Nowa rola Radovicia – bardzo dojrzał nam „Radko”. Serb z polskim w końcu paszportem nie tylko rozgrywa najlepszy sezon w życiu, ale bierze odpowiedzialność za grę kolegów, za grę drużyny. Stał się prawdziwym liderem drużyny, zasuwa na całym boisku, biega znacznie więcej niż do tej pory. „Rado” ciągnie grę Legii do przodu, gdy nie idzie to zwykle on odwraca losy meczu, strzela bramkę i daje impuls do lepszej gry całemu zespołowi. Bardzo przyjemny to widok.


- Wróciłem do kraju po kilku miesiącach i rzuciła mi się w oczy jedna rzecz. Miałem wrażenie, że coś się zmieniło, że doping wyglądał inaczej. Pamiętam czasy, kiedy przy Łazienkowskiej żył cały stadion, wszystkie trybuny. Teraz wygląda to tak, jak w krajach zachodnich. Kibice na Żylecie zdzierają gardło, starają się robić atmosferę jak najlepiej potrafią, zaś fani zgromadzeni na innych trybunach głównie klaszczą, podnoszą się z miejsc przy groźniejszych akcjach. Być może wpływ na taki odbiór miało te niespełna 18 tys. ludzi na trybunach, ale miałem wrażenie, że jest inaczej niż wcześniej.

Polecamy

Komentarze (30)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.