Galeria: Legia - Borussia 0:6

Komentarz. Czas podeptać różowe okulary

Redaktor Adam Dawidziuk

Adam Dawidziuk

Źródło: Legia.Net

18.08.2021 20:00

(akt. 18.08.2021 20:32)

Lubię czytać, więc czytam. Dużo. Z każdej opinii, z każdego artykułu, nawet „artykułu”, coś można wyciągnąć dla siebie, może ktoś zwróci na coś uwagę, da ten sygnał do myślenia. Teraz na topie jest Josip Juranović i jego transfer do Celticu, jeszcze niedokonany, ale przesądzony. Dla mnie zrozumiały, ale dla wielu nie, traktowany jak koniec klubu, świata, galaktyki. Dla innych będący okazją, aby zaatakować innych. Miło nie będzie.

1. Dlaczego Josip Juranović kosztuje 3 mln euro, a gdyby grał w Dinamie, poszedłby za 3 razy tyle

Rok temu Juranović został przywitany w social mediach chłodno. Przychodzi zawodnik, który ma zastąpić kontuzjowanego Marko Vesovicia, a jak on się wyleczy, to wskakuje do składu. Jeszcze nikt nie myślał, że rok później szarżę ułańską w bałkańskim stylu przeprowadzi Tamara. I nagle Juranović urósł. W przenośni oczywiście, piłkarsko urósł. Stał się niezbędny. Na tym jednym przykładzie widać, ile w piłce nożnej może znaczyć rok. 

Dlaczego Juranović kosztował tylko 3 mln euro, a jeszcze procenty dostanie Hajduk? Bo najwidoczniej taka jest jego realna wartość. Wartość Legii, wartość ligi polskiej. Dla mnie najważniejszej na świecie od zawsze, ale przez poważną piłkę traktowanej jako trzeci świat. Z tymi piłkarskimi zakupami jest podobnie, jak z innymi. Jeden pójdzie po spodnie na bazar, drugi do lumpeksu, trzeci do galerii handlowej, a inny poleci do Monaco i zapłaci za dżinsy kilka tysięcy dolarów. Gdzie jest teraz Legia? No bankowo nie w Monaco...

Wiadomo, że gdyby Juranović pełnił taką rolę w Dinamie Zagrzeb, jak w Legii, jego wycena byłaby zdecydowanie wyższa. Bo świat się przyzwyczaił, że Dinamo znaczy jakość, a jakość kosztuje. A ile w ostatnich latach tej jakości dała Legia? Popatrzmy na największe transfery wychodzące. Radek Majecki ma dwóch konkurentów i wprawdzie zagrał w Monaco, ale trudno przypuszczać, aby tak było dalej. Michał Karbownik – nie gra. Dopiero trzeci w tym zestawieniu, Sebastian Szymański, coś (dużo i coraz więcej) znaczy w swoim zespole (Dynamo Moskwa). 

Mnie kwota 3 mln euro nie dziwi z kilku powodów. Po pierwsze, to nie ten Celtic, któremu wszyscy kibicowali za czasów Artura Boruca. Już tak dobrze nie płaci. Po drugie – wspomniana ranga ligi. Po trzecie, poza wyjątkami, za piłkarzy Legii się nie płaci dużych pieniędzy. Majecki, Szymański, Karbownik – kosztowali dużo więcej, ale przede wszystkim dlatego, że byli młodzi lub bardzo młodzi, a w takim przypadku, za ten wiek i potencjał płaci się najwięcej. No i po czwarte, za podobne pieniądze odchodzili przecież 4,5 roku temu Nemanja Nikolić czy Aleksandar Pirjović. Napastnicy gwarantujący gole, czyli ci, którzy kosztują najwięcej, zdecydowanie najwięcej. 

I na koniec. Naprawdę nikogo nie zastanawia, dlaczego po tak świetnym roku Juranovicia, występie na EURO, Legia nie została zasypana ofertami? Wyższymi ofertami. 

2. Czas zrozumieć, że po tłustych latach zostało wspomnienie, miłe, ale nie można nim żyć

Zostawiając Juranovicia, życząc mu powodzenia, bo ludzi z takim charakterem chciałoby się więcej i więcej, kolejny temat. Niech obrazem będzie rozmowa z kolegą, dzień po odpadnięciu z eliminacji Ligi Mistrzów. Mówi mniej więcej tak: „zaorać to wszystko, nie potrafią nic zbudować, żadnej drużyny, niczego, postawić na Polaków, i tak dalej”. Żal kibica to się nazywa i ja to rozumiem. Jednak moja odpowiedź brzmiała następująco. Kochaniutki, ale popatrz tak realnie i mi odpowiedz: jaki masz mandat, jakie masz argumenty, jakie przesłanki choćby, aby wymagać od Legii ogrania Dinama Zagrzeb. Ten klub ostatni mecz na poważnym poziomie zagrał w 2017 roku, w lutym, w Amsterdamie. Potem były serie wstydliwych porażek, ranking lecący na łeb na szyję, co roku większa dziura w budżecie. Wstydzić się nie trzeba było tylko raz, kiedy Legia dopiero w ostatniej minucie dała sobie wbić bramkę Rangersom. A reszta – szkoda w ogóle wspominać.

Przeglądając social media, widząc te huśtawki nastrojów, gloryfikowanie po jednej wygranej z Bodo/Glimt czy remisie w Zagrzebiu, po tygodniu jest inaczej, w zasadzie nie ma niczego. Wszystko złe, bez sensu, nikt się nie nadaje, prezes-mem, piłkarz-mem, trener do dupy i tak dalej. To wspomniany żal kibica. Ale... Skoro ktoś żyje tym klubem, codziennie, ekscytuje się, to doskonale wie, w jakim Legia jest położeniu. Mógł nie raz i nie nie dwa przeczytać, jakie jest zadłużenie, o ile zmniejszono budżet płacowy, jakie kwoty odstępnego płaci, jaki jest budżet transferowy. Mając tę wiedzę, trudno oczekiwać cudów. Te czasem oczywiście się zdarzają, jak właśnie Juranović. Rzeczywistość jest taka, że dziś w skali Europy, tej średniej ze średnich, Legia pieniędzy nie ma i jeśli nie zdarzy się cud, mieć ich nie będzie. Nie ma zawodnika, choćby takiego Kacpra Kozłowskiego z Pogoni, na którym zarobi konkretnie za pół roku, za rok czy półtora. Nawet gdyby miała, to większej różnicy by to nie robiło, co najwyżej kilka spokojniejszych miesięcy w dalszej perspektywie. 

I teraz najważniejsze. Mam wrażenie, że duża część kibiców żyje jeszcze w latach 2013-2017, tymi wspaniałymi meczami o europejskie puchary, tą Ligą Mistrzów, tym remisem z Realem Madryt czy wygraną ze Sportingiem. Teraz niczego nie można oceniać przez ten pryzmat. Nawet próbować. Tamte czasy się skończyły, to już historia, a 5 lat w piłce, to wieczność. Nie ma takich piłkarzy, nie ma punktów w rankingu, nie ma tamtych pieniędzy. Bo można dyskutować, spierać się, ale tak naprawdę wszystko zaczyna i kończy się na pieniądzach. Te płyną strumieniem do Dinama, Sheriffa Tyraspol, Crvenej Zvezdy czy Ferencvarosu. One pozwalają nabyć jakość piłkarską, czyli znacząco zwiększyć prawdopodobieństwo odniesienia sukcesu lub osiągnięcia celu. Bez kasy nie ma jakości, a bez jakości, nie ma kasy – przecież widać to było jak na dłoni w rewanżu z Dinamem. No ale Dinamo wydaje na pensje zawodników 25 mln euro. O 5 mln europejskiej waluty, niż budżet całej Legii

3. Legia musi sprzedawać nie przez race, a przez lata błędów

Jak ktoś pomyśli, że czegokolwiek lub kogokolwiek tu chcę bronić, to zaznaczam – nie. Uważam, że zmarnowano kilka lat, przepalono wiele pieniędzy, podjęto wiele złych lub bardzo złych decyzji. Przede wszystkim dziś Legia nie ma tego, o czym śpiewał Stanisław Grzesiuk w piosence „Kazio nie bądź kiep”, że „z biglem trzeba żyć, z rajcem trzeba żyć”. Życia, zapału, radości, atmosfery, nie gryząc się w język, po prostu takiego banana na mordzie…

Ale wracając do kasy, bo ona determinuje prawie wszystko. Czytam w Business Insider tekst o tym, że to dziwne, że klub jeszcze istnieje, że w 4,5 roku stracił 200 czy 250 mln. Ja to wiem, bo znam  raporty finansowe, a jak czegoś nie rozumiem, to Marcin Żuk zawsze ładnie wyjaśni. Wspomniany tekst nie jest zły, może za dużo w nim plotek z internetu, ale też dużo faktów. Razi mnie to, że tzw. lead, czyli obok tytułu, kluczowa sprawa dla dziennikarza, sugeruje, że to przez kibiców, bo odpalają race.
To prawda, że ta kasa, nomen omen w rzeczywistości przepalona, by się oczywiście przydała, ale wskazywanie kar z UEFA, jako przyczyny konieczności transferowania piłkarzy, jest kompletnie nietrafione. I złe. Legia musi sprzedawać zawodników nie przez race, a przez lata popełniania błędów. Nietrafionych i przepłacanych piłkarzy, których wielu się przewinęło przez klub. Złych decyzji dotyczących trenerów, ciągłych zmian na wielu szczeblach, złego planu, złych założeń, złego budowania zespołu, w zasadzie ciągłego budowania. Wygrywały Dudelange, słabszy niż dziś Sheriff, Omonia czy Karabach, a można było odnieść wrażenie, że ten klub siedzi ciągle w tych różowych okularach, bo kilka lat temu osiągał sukcesy, bo jest Legią, potęgą i basta. Czas najwyższy nie tylko zdjąć te okulary, ale i podeptać, dokładnie podeptać. Bo tamte czasy na razie nie wrócą, a jedyne co można zrobić, to próbować kłaść fundamenty pod nową Legię, która krok po kroku będzie starała się choćby zbliżyć do osiągnięć z 2014 czy 2016 roku. 

Tym fundamentem ma być w najgorszym wypadku (a pewnie na tym się skończy) Liga Konferencji Europy. Niewiele mniejsze pieniądze do podniesienia, niż z Ligi Europy, nie ma co marudzić. Oczekiwać, że Legia ogra Slavię Praga budowaną za ogromne pieniądze. Legia oczywiście może to zrobić, tak jak mogła z Dinamem, ale na to się musi złożyć wiele czynników. Zbyt wiele, aby podchodząc realnie, myśleć o zwycięstwie. Chyba, że ciągle ma się na nosie różowe okulary. 

Polecamy

Komentarze (176)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.