Domyślne zdjęcie Legia.Net

Komentarz: Wyjazd z pierwszej prostej

Paweł Korzeniowski

Źródło: Legia.Net

15.11.2010 12:04

(akt. 15.12.2018 07:04)

Nowy stadion, nowe nadzieje i nowa drużyna. Sezon 2010/2011 miał być przełomowym i to pod każdym względem. Sportowo, finansowo i wizerunkowo. Wszyscy kibice "Wojskowych" mijając w sierpniu promocyjny plakat przy al. Jerozolimskich z pewnością zachodzili w głowę i snuli nieśmiałe wyobrażenia pytając siebie - Jak będzie wyglądała druga połowa 2010? Ile bramek strzeli Mezenga i Manu? Co dalej z relacjami klub-kibice? Dziś, w połowie listopada, jesteśmy trochę mądrzejsi. Warszawa nieśmiało popada w modę na Legię. Po konfliktowym letargu ludzie znów zaczynają interesować się klubem, wszystkie "eLki" na murach od Białołęki po Ursynów zaczynają z powrotem żyć własnym życiem. Powrót wspaniałej atmosfery i meczowej otoczki jest największym sukcesem.

Doskonale znamy wyniki i wiemy, że pod względem sportowym bywało różnie. Od głębokiego kryzysu, przez zwycięską serię z triumfem nad Lechem włącznie, po zimny prysznic w Krakowie. Szczególnie takie mecze, jak ten na Reymonta zmuszają kibica do refleksji. Za wcześnie na decydujące oceny, nierzetelnym byłoby skreślanie któregokolwiek z piłkarzy już teraz, tym bardziej, że do końca rundy zostały jeszcze trzy spotkania. Tak czy inaczej, pierwsza prosta sezonu za nami. Minęło odpowiednio dużo czasu, by nowych zawodników poddać wstępnej ocenie i w pełni świadomie postawić przy każdym nazwisku pierwszą parafkę lub na początek dać małego minusa.

Alejandro Cabral - każdy, kto widział Argentyńczyka w meczach sparingowych twierdzi, że jest to zawodnik o ogromnym potencjale technicznym, stworzony do gry kombinacyjnej, czyli ktoś idealny dla koncepcji Macieja Skorży. Każdy, kto z kolei oglądał go w ligowych epizodach wie, że brakuje mu szybkości, siły i boiskowej pary. Cofnijmy się do początku inauguracyjnego spotkania z Polonią Warszawa - jego kapitalne zagranie otworzyło drogę do bramki Rybusowi. Kto wie, gdyby Maciek wtedy strzelił na 1:0, to przy zupełnie innym wejściu w sezon Argentyńczyk stałby się dziś gwiazdą ligi? Bramka Rybusa nie zrobiłaby z niego sprintera, lecz raczej zdjęłaby blokadę psychiczną umożliwiającą posyłanie obiecanych podań prostopadłych. Cabral miał być generałem, a w tym momencie jest tylko kapralem.

Ivica Vrdoljak - liczba jeden milion euro działa na wyobraźnie polskich kibiców. O grze nowego kapitana zostało powiedziane już prawie wszystko, konkluzja tych słów jest prosta - Vrdoljak jako jedyny z nowych się spłaca. I robi to w świetnym stylu, bo nie ma nic przyjemniejszego dla fana niż widok piłkarza, który ma ogromne serce do gry. Zdecydowanie najbardziej udany transfer i przypadek potwierdzający tezę, iż nowi zawodnicy byli dobierani do Legii charakterologicznie. Oceny nie zmieniają ostatnie słabsze występy piłkarza.

Bruno Mezenga - jako joker w talii Skorży zapewnił "Wojskowym" cztery ważne punkty. W Krakowie miał trochę więcej czasu i zgodnie z planem zademonstrował kilka ciekawych zagrań. Zadziwiająca była łatwość, z którą wygrywał pojedynki główkowe pod bramką Pawełka. Warto wspomnieć o ekwilibrystycznym strzale, który przywołuje wspomnienia treningów z Adriano i daje nadzieje, że Bruno ustrzeli chociaż jedną trzecią swojego wyniku z Turcji. Mezenga nie jest stworzony do gry jako wysunięty napastnik. Ma problemy z rozgrywaniem i nie potrafi dłużej przetrzymać piłki, ta jednak szuka go w polu karnym jak mało kogo, a on zazwyczaj potrafi ją znaleźć.

Manu - pamiętacie takiego zawodnika jak Martins Obafemi? Legia ma swój odpowiednik. Często szybszy niż piłka, zazwyczaj bezsilny przeciwko koszącym go Drzymontom i Polczakom. Manu robi dużo wiatru, absorbuje obrońców, jednak trudno nie odnieść wrażenia, że Legia nic z tego nie ma. Po obiecującym początku sezonu kibice zaczynają powątpiewać w jego bezzębne dośrodkowania. - Trenerze, dlaczego tutaj nie gra się w piłkę? - miał pytać Macieja Skorżę po pierwszych spotkaniach. Trudno nie zgodzić się z refleksją skrzydłowego, który aż prosi się o więcej swobody na boisku. Niestety, takie mecze jak z Koroną to w naszej lidze rzadkość.

Marijan Antolović - podobno jest moda, by źle mówić o nowym bramkarzu Legii. W sierpniu kreowany na gwiazdę, już w połowie listopada golkiper numer trzy. Ta pozycja jest bezlitosna, nie znosi błędów. Jego forma to sinusoida przeplatająca kilka dobrych interwencji (mecz z Cracovią) z gorszymi. Swoją niepewną grą narobił sobie wśród kibiców wielu przeciwników, jednak są to przedwczesne opinie. Nie skreślajmy go jeszce! Stać go na wiele i przekonuje nas o tym sam Krzysztof Dowhań. Najpierw trzeba wrócić do składu, to najwcześniej na wiosnę.

Srdja Knezević - ze względu na kontuzję trochę na drugim planie. Powielając schemat ocen pomeczowych - nie wypada oceniać kogoś, kto grał tak krótko.

Polecamy

Komentarze (6)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.