News: Komentarz: Zwolnić Skorżę?!

Komentarz: Zwolnić Skorżę?!

Redakcja

Źródło: List od Czytelnika

27.09.2011 12:06

(akt. 13.12.2018 02:11)

<p>- Zwolnić  Skorżę ! Wywalić !  Ostatnio to hasło przewodnie większości wpisów jakie możemy znaleźć na forach znajdujących się na portalach legijnych. Mało tego pojawiają się głosy, że by to osiągnąć warto „poświęcić” kilka spotkań (najlepiej te, które ponoć znajdują się w „ultimatum”). Nie wierzę, że mogli to napisać kibice naszej drużyny (w dbałości o moje zdrowie psychiczne nie dopuszczam tej myśli do siebie). Od jakiegoś czasu staram się przeanalizować dążenia bardzo licznej grupy kibiców, którzy czy to mając dość strat punktów, czy też są „zmęczeni” niektórymi popisami Legii pod wodzą obecnego szkoleniowca, wzywają do natychmiastowej zmiany na stanowisku opiekuna stołecznej drużyny - rozpoczyna swój długi tekst nasz czytelnik i komentator.</p>

Faktycznie w realiach naszej piłki pokutuje zasada obwiniania trenera za niepowodzenia drużyny, cokolwiek by się z tą drużyną nie działo. W naszym kraju zawsze winny jest trener. Pomimo, że od wielu lat fachowcy zdają się zauważać, że te nasze lokalne ciągoty mogą być jednym z powodów dla których nasza piłka tak bardzo odstaje od tej na zachodzie, to nic się w tej dziedzinie nie zmienia.


Jak tylko mamy dół, leci trener.  Potem (albo i w trakcie) mamy pretensje, że ten szkoleniowiec czy tamten nie stawia na młodych, czy nie stara się poprawiać przygotowania motorycznego swoich piłkarzy.  Mnie to wcale nie dziwi, dla mnie to zrozumiałe. Tak naprawdę to kto o zdrowych zmysłach będzie stawiał na zawodnika młodego, który jak zacznie grać to pewnie i tak apogeum formy osiągnie .... u następnego trenera. Z przygotowaniem ogólnorozwojowym jest tak samo, coś o tym może powiedzieć trener (były trener) Tarasiewicz. On  swego czasu w Śląsku postawił na budowę „zdrowia” u swoich piłkarzu i... zbudował. Z tym, że owoce tej pracy zbierali już jego „koledzy po fachu”.


W obecnej chwili najdłużej pracującym trenerem w ekstraklasie jest Tomasz Kafarski. Szkoleniowiec Gdyńskiej drużyny pracuje od 7 kwietnia 2009. Trzy lata pracy to jak na nasze warunki szmat czasu. A jednak, wystarczyło potknięcie na początku tego sezonu i... jak słychać zewsząd już bardzo ciężko może być o kolejne miesiące. Drugim trenerem (bardzo szanowanym przeze mnie) z najdłuższym stażem w swoim zespole jest Waldemar Fornalik. Ten fachowiec pracuje w Ruchu już od 27 kwietnia 2009, jeśli mam być szczery to właśnie tam ten styl pracy z drużyną wydaje mi się modelowy. To raczej trener szybciej mógłby zrezygnować z tej pracy, niż odwrotnie. Ruch jest zespołem o ustalonych finansach (i to ustalonych na blisko zerowym poziomie), które nie pozwalają na transfery. Działacze jednak co okienko starają się jakoś załatać dziury w zespole, a trener stara się załatać resztę. Taka współpraca na naszym rynku to bardzo rzadki przypadek – wyjątek.


Jak to wygląda u nas ? Jak ma się do tego sytuacja Macieja Skorży? Niestety podobnie. Uważam, że trenera powinno rozliczać się w oparciu o fakty, nie o subiektywne opinie, nie w oparciu o poszczególne aspekty jego pracy, tylko alizując całokształt pracy i osiągnieć trenera. Ocena pracy opiekuna zespołu powinna uwzględniać wszystkie kwestie związane z pracą danego szkoleniowca.  Czy na prawdę właśnie tak oceniamy pracę obecnego trenera naszej drużyny ? Ja wiem, że boli porażka ze Śląskiem, ja wiem, że ciężko przejść obojętnie wobec spotkania (bo nie meczu) z Podbeskidziem, zdaję sobie sprawę jak dołująca dla kibica Legii jest dyspozycja piłkarzy w meczu z Polonią. Jednak czy na pewno jest to powód do zwalniania trenera ? Oczywiście każdy kibic piłki nożnej w Polsce jest wybitnym „znawcą” tej dyscypliny. U nas każdy fan futbolu doskonale „orientuje” się, że powodem porażki z Polonią było „defensywne” ustawianie. Co i rusz słyszymy, że nie wystawił młodych, innym razem samych starych,a to znów nie stawia na tego, a w składzie ciągle gra tamten. Toż to każdy kibic wie, że gdyby postawił na innych, to byśmy kroczyli od zwycięstwa do zwycięstwa. Co z tego, że z fotela nie widać treningów, co z tego, iż sprzed telewizora nic nie wiemy o urazach, czy choćby samopoczuciu zawodników danego dnia i tak wiemy najlepiej.


Mając to wszytko na uwadze pokusiłem się o analizę pracy Macieja Skorży.... Starałem się jednak zwrócić uwagę na  wszystkie aspekty mające niewątpliwy wpływ na jego pracę w Warszawskiej drużynie. Przygoda pana Macieja z naszym klubem rozpoczęła się 1 czerwca 2010. Skorża przyszedł do drużyny kompletnie rozbitej. Przypominam, Skorża wszedł do szatni  zespołu który przegrał wszystko, stracił trenera (Jan Urban), kolejny nic nie wniósł (Stefan Białas), na domiar złego upływ krwi z drużyny jest bardzo duży. Odchodzą kolejno Jan Mucha, Bartłomiej Grzelak, Marcin Mięciel, Tomasz Jarzębowski, Wojciech Szala i w późniejszym etapie Piotr Giza i Maciej Iwański. Wśród tych zawodników były zarówno „ostoje” podstawowej jedenastki drużyny z Łazienkowskiej, jaki gracze będący jedynie uzupełnieniem składu. Jednak wobec tych ubytków od początku wiadomym było, że budowa drużyny musi nastąpić od początku.


W każdym „zwykłym” klubie trener dostałby czas na przebudowę, uwzględniono by zarówno czas jak i pomysł szkoleniowca na „prace budowlane” jakie wymagała drużyna Legii. Niestety, ani Legia nie jest „zwykłym” zespołem (niestety dla trenera), ani podejście do  zespołu nie jest takie jak w innych drużynach. 7 sierpnia 2010 następuje wielkie otwarcie stadionu Legii, to wydarzenie miało ogromny wpływ na początek pracy trenera w naszym zespołem. Oczywiście można powiedzieć, że Skorża przychodząc do tej drużyny wiedział, iż musi zbudować zespół na już. Jednak to zadanie to tylko połowa wymagań, druga część była zdecydowanie trudniejsza. Tu i teraz miała być zbudowana drużyna mistrzowska. Nie ważne, że w historii chyba nikomu nie udało się podobne przedsięwzięcie. Nie ma żadnego znaczenia, że spełnienie tych wymagań zakrawało by na cud, nic to. W Warszawie cuda robi się na już, to na rzeczy nie do zrobienia czeka się dwa dni.


Działacze musieli zapełnić stadion (to akurat wcale nie dziwi), by to osiągnąć potrzebowali kliku czynników drużyny walczącej o mistrza (choćby wirtualnie) i wielkich transferów (choćby wirtualnych). Wszystko to musiało być na już, dlatego ledwo pojawił się Skorża, a już ruszyła kampania, kampania obiecująca truskawki, obiecująca piękny nowy stadion i wspaniałą drużynę ze wspaniałymi nowymi zawodnikami. Z tym wszystkim musiał się zmierzyć nowy szkoleniowiec. Jak było wiemy, na początku jeszcze jako tako, ale im dalej w las tym gorzej, domek budowany na szybko zaczął się sypać jak... domek z kart. Zaczęły się tarcia i niesnaski, polowania na czarownice, a niezadowolenie szefostwa była aż namacalne. Coraz bardziej w oczy zaczynała się rzucać niepewna pozycja szkoleniowca, bark wsparcia dla trenera był nad wyraz czytelny.  Minęło pół roku, a o zwolnieniu Skorży mówili już wszyscy, tyle czasu dostał jeden z lepszych fachowców w Polsce (to nie moje ocena, to wyniki tego szkoleniowca zmuszają do takiej oceny).

 

Dziś mając w pamięci kolejne perturbacje, upadki  (w lidze) i wzloty (w pucharze) możemy na spokojnie ocenić pracę pana Macieja. Patrząc w przeszłość mamy możliwość oceny na zimno „gwiazd” jakie dostał wtedy trener. W poniedziałek ukazał się na łamach Legia.Net  artykuł Piotra Kamienieckiego, w którym możemy sobie prześledzić losy tamtych „wzmocnień” za pomocą których Skorża miał za zadanie załatać dziury i zdobyć ligę. No cóż, trzeba przyznać, że niezbyt ciekawie to wygląda. Bodajże najlepszy Ivica Vrdojak nadal gra w naszym zespole (chciałem napisać, że cieszy nas swoją grą, ale niestety ostatnio nie cieszy), od czasu do czasu swoje umiejętności zaprezentuje Manu, ale reszta..... reszty próżno szukać wśród filarów swoich drużyn (Cabral niby rozegrał 4 spotkania, ale nic w nich ciekawego nie pokazał). Jak dziś analizuję tamten sezon, to największym błędem Skorży wydaje się ugięcie pod naporem żądań działaczy i podjecie próby zbudowania tego zespołu na szybko. To nie miało prawa się powieść.  Zresztą już ta Legia po „przerwie” wyglądała o niebo lepiej, od tej z początku sezonu. Z tym, że gwiazdy w większości usiadły na ławie, lub nawet na  trybunach.


Realnie więc patrząc, tamtej Legii nie było stać na spełnienie oczekiwań działaczy i kibiców. Chyba jestem w stanie zaryzykować, że z tamtym materiałem i w tamtych warunkach (oczekiwania, nagonka, brak wsparcia) żaden trener by nie podołał. Pomimo wszystkich problemów jakie miał trener w poprzednim sezonie, udało się rzutem na taśmę zdobyć puchar Polski. Biorąc pod uwagę wszytkie zawirowania tamtego okresu, trzeba to uznać za sukces tej drużyny zespołu (bo drużynie nadal nie mogliśmy mówić). Wizja Skorży rodziła się w bólach, nie przetrwał Giza, zaginął w akcji Iwański, za to w ich miejsce narodził się zupełnie nowy Mirosłav Radović. To chyba jeden z największych sukcesów trenera. Kolejne to Michał Kucharczyk, odkryty na nowo Rzeźniczak, „udomowiony” Cabral (szkoda straty tego zawodnika, bo dziś mógłby być ważnym ogniwem) i „wyśrodkowany” Prezydent. Do graczy, którzy zanotowali progres pod „ręką” Skorży trzeba doliczyć też Skabę, Wawrzyniaka. Muszę przyznać, że to spora rzesza zawodników którzy rozwinęli swoje umiejętności pod trenerskim okiem i to w naprawdę niedługim czasie, a „skok” jakości w grze Rado, Komorowskiego, Kucharczyka, czy Rzeźniczaka to ewenement. O ile więc osiągnięcia zespołowe nie bronią pana Macieja (niezależnie od okoliczności), to już praca z zawodnikami jak najbardziej. 


Wraz z końcem nieudanego sezonu odchodził trener. Odchodził jako przegrany, jako ten który miał dać, a...odebrał. Przychodził w jego miejsce wielki i uznany szkoleniowiec, a wraz z nim wielkie i uznane transfery (kto to nie miał być). Kurcze, że też człowiek nie uczy się na własnych doświadczeniach, daliśmy się raz, daliśmy i drugi. Tak jak przed sezonem 2010/2011 przychodził wielki trener z wielkimi transferami, tak sezon później miało być dokładnie tak samo (albo lepiej). Tak jak w tamtym feralnym sezonie, tak i w tym przeżyliśmy dokładnie to samo. Owszem przyszedł trener, może nie wielki, ale zawsze, przyszli zawodnicy, ale...nie Ci o których rozpisywali się „wiedzący”.


Nie wiem jak inni, ale ja byłem w wielkim szoku. Umiejętność przeciągnięcia opinii publicznej mamy w klubie opanowaną do perfekcji. Długo mówiło i pisało się o niczym innym jak o Skorży i jego kolejnej szansie  w Legii. Nowy sezon, nowe „otwarcie”, powiedziałem sobie odgradzając poprzedni rok grubą krechą. Jak teraz nie będzie drużyny, to już nigdy nie będzie za władzy tego szkoleniowca. Wzmocnienia drużyny rodziły się w ogromnych bólach i męczarniach, po obietnicach transferów „Weissowych”  otrzymaliśmy (razem z trenerem) ich kompletne przeciwieństwo. Żywej gotówki nie wydano wcale, pewnie sporo przeznaczono na „podpisy”, ale tego żaden kibic nie liczy. Niewątpliwie jednak tym razem opiekun naszej drużyny dostał zawodników którzy wzmocnili skład zespołu. Maciej Skorża potrafił wkomponować nowe klocki z zupełnie innym skutkiem, niż te z poprzedniego zaciągu. Moim zdaniem to nie tylko zasługa szkoleniowca, ale też świadectwo rzetelnej pracy jaką tym razem wykonał pion odpowiedzialny za transfery (swoją drogą, ciekawe co teraz robią).


Co by nie mówić od pierwszych spotkań tego sezonu widać było zalążek ducha drużyny. Tego ulotnego jestestwa, którego nie udało się stworzyć sezon wcześniej. Na pewno jest w tym ogromna zasługa trenera, ale też sami zawodnicy wnieśli (wreszcie) swoje cegiełki. Niebagatelną rolę w tym procesie odgrywa też nowy nabytek Legii, czyli Michał Żewłakow. Nie zapomnijmy jednak, że Skorża cały czas zabiegał o tego gracza. Wydaje się więc, że trener doskonale sobie zdawał sprawę z walorów jakie ma była ostoja defensywy reprezentacji. Do niewątpliwego sukcesu jakim było stworzenie kręgosłupa drużyny doszły wyniki jaki osiągnął zespól w pucharach. Tym razem nikt, ale to nikt nie spodziewał się tego co osiągnęła drużyna Skorży. Leszek Miklas (głos zarządu) przed kwalifikacjami mówił tak:


- „Jeśli trafimy na zespół porównywalny, liczymy, że go wyeliminujemy. Wówczas dwumecz będzie wykładnią umiejętności trenera. Spotkania równych drużyn zwykle wygrywają szkoleniowcy, dobierając odpowiednią taktykę i mając pomysł na rywala.”


No cóż, nie trafiliśmy na drużyny równe sobie, trafiliśmy na zespoły zdecydowanie lepsze. Mało tego, w mojej prywatnej ocenie (każdy ma prawo do własnej), trafiliśmy na najtrudniejszych przeciwników ze wszystkich Polskich drużyn występujących w Pucharach. A mimo to jesteśmy w fazie grupowej. Mimo wszystko kibice mogą delektować się meczami z drużynami z „szerokiego świata”, jednocześnie na wyjazdach pokazując jak wygląda porządny doping dla ukochanej drużyny.


Niestety do wyników meczów w Europie dochodzą te na lokalnym podwórku. Tu już jest gorzej, ale... Nie mogę pojąć czemu wszyscy uważamy, że przypadek Lecha z poprzednich rozgrywek jest odosobniony? Czemu uważamy, że nas to nie będzie dotyczyć? Leszek Miklas powiedział tak:


- „Myślę, że liczba zawodników, którzy zostaną zgłoszeni do wszystkich rozgrywek jest wystarczająca, aby rywalizować na tych trzech frontach."

No cóż, liczba może i tak, ale na prawdę klasa tych zgłoszonych zawodników uprawnia nas do tego, by poważnie myśleć o grze na dwa, a nawet trzy fronty ? Na prawdę mamy tak dużo silniejszą kadrę od zeszłorocznego Lecha?


Nie oszukujmy się, nie mamy. Maciek jednak nie zajmuje się biadoleniem (w przeciwieństwie do większości kibiców) tylko robi co może. Owszem popełnia nadal błędy, czasem za dużo powie, czasem za mało. Czasem niepotrzebnie zaufa drużynie, innym razem jest głuchy na jej głos. Ot, kto nic nie robi, ten się nie myli. Skorża mając ten skład kombinuje jak może. Do tego dochodzą kolejni zawodnicy, którzy rozwinęli swoje umiejętności. Do wspomnianych wcześniej doszedł Michał Żyro, Artur Jędrzejczyk (a ponoć trener się na niego uwziął i niszczył chłopaka), ale przede wszystkim Maciej Rybus (nie tylko ten z Moskwy). Już teraz można powiedzieć, że to najlepszy sezon „Ryby” w naszej drużynie.  Do tej pory w 10 oficjalnych występach (PP, EP, TE) zaliczył 2 bramki i 6 asyst, czyli statystyki na jakie poprzednio musiał pracować dwa lata. Jakby tego było mało, kolejny progres zanotował Radović (tu też ogromna zasługa Ljuboji), który w 9 meczach strzelił 6 goli.  Nie można też pomijać Wawrzyniaka i jego 1 bramki i 4 asyst ( z tym, że  tu jest do poprawy defensywa), w 10 spotkaniach. To wszystko pokazuje, że trener Skorża potrafi „wyciągnąć” ze swoich piłkarzy pokłady talentu i udowodnić im, że potrafią. Stąd też pewnie te wyniki, które zaskoczyły nas wszystkich.


Dlatego przyznam, że zupełnie nie rozumiem, ani potencjalnego (informacja niepotwierdzona) ultimatum dla trenera, ani tej zajadłości u kibiców. Szczególnie jeżeli wziąć pod uwagę postawione przed Maciejem Skorżą cele na ten rok. Które co by nie mówić, cały czas są w zasięgu lub nawet tak jak w przypadku pucharów Europejskich wykonał z nawiązką. Sytuacja na dziś wygląda tak:


Mistrzostwo Polski – obecnie cztery punkty straty do lidera. Nie można jednak zapomnieć, że równie dobrze w przypadku wygranej w zaległym meczu z Zagłębiem, będzie to jeden punkt straty i druga lokata w tabeli. Nieźle jak na takie problemy z kontuzjami i wytrzymałością fizyczną zawodników.


Dobra gra w Pucharach – Skorża wraz z Legią osiągnął zdecydowanie więcej, niż zakładano. Ani w głowach kibiców, ani w gabinetach na Łazienkowskiej 3 nikt nie zakładał takiego sukcesu jak awans do fazy grupowej. Występy we tejże możemy traktować więc jako bonus. Zresztą brak jakichkolwiek wzmocnień (mimo próśb trenera) wskazuje na to, że tak właśnie postrzegają to Legijni włodarze.


Zdobycie Pucharu Polski – A jakże, szlachectwo zobowiązuje. Nikt nie wyobraża sobie odpuszczenia tego trofeum. Jak na razie drużyna Legii też nie. Gładkie pokonanie zespołu Rozwoju Katowice (niech nikt nie mówi o jakiś rezerwach) pozwoliło awansować dalej i z nadzieją patrzeć i na te rozgrywki.


Mając to wszystko na uwadze nie mam pojęcia za co wywalamy Skorżę. Nie mam pojęcia, czemu to akurat On akumuluje całą złość za każde potknięcie. Czy aby na pewno zapewniono mu odpowiednie warunki pracy by móc teraz tak surowo oceniać każde niepowodzenie ? Jak już wielokrotnie pisałem, nie jestem wcale zwolennikiem pana Macieja. Nie mam nawet pojęcia, na którym miejscu będziemy po maratonie jaki nas właśnie czeka, o końcu (czy nawet półmetku) sezonu nie wspominając. Wydaje mi się jednak, że za tą pracę którą włożył w zespół z Łazienkowskiej 3, za te niebywałe warunki tej pracy (podziały w klubie, kompletny brak wsparcia, zasadzki i „dirty tricks” niektórych kolegów z pracy), jakie mu nieustannie towarzyszą zasługuje na wsparcie. Przynajmniej do momentu, gdy faktycznie zawiedzie.  Choć oczywiście sam „zawód” może okazać się całkowicie względny i zależeć od subiektywnej oceny zainteresowanych.


Uważam, że na mistrzostwo nie mamy szans. Pan Maciej niczego się nie nauczył i nadal łapie wszystkie sroki za ogon. Niebagatelny sukces jakim jest awans do Europejskich Pucharów był klasycznym przykładem strzału w stopę. W takim składzie personalnym nie widzę większych szans na „grę o wszystko”. Byłbym bardzo zadowolony gdyby w tym sezonie Legia zdobyła doświadczenia na arenie międzynarodowej, a w lidze wywalczyła po raz kolejny prawo do reprezentowania naszego klubu w Pucharach. Przebić zeszłoroczne osiągnięcie Lecha (którym wszyscy się zachwycali), to było by coś.  Tylko gra rok po roku w lidze i w Europie podniesie znacząco klasę zespołu, nie da się przeskoczyć  tego etapu (w moim mniemaniu z żadnym szkoleniowcem). Natomiast wiem, że z następnym trenerem będziemy zaczynać od nowa. Być może nie od zera, tak jak Maciej Skorża (bo szkielet drużyny już jest), ale na pewno od początku.


Autor: Monrooe

Polecamy

Komentarze (196)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.