Domyślne zdjęcie Legia.Net

Kosmala: Co jeszcze przeszkadza kibicom?

Marcin Szymczyk

Źródło: Polska The Times

26.04.2010 08:25

(akt. 16.12.2018 05:46)

- Są dwa warunki, by nowy stadion zapełnił się kibicami. Po pierwsze, musi spełniać oczekiwania fanów, a co do tego akurat nikt nie ma wątpliwości. Każdy, kto śledzi postępy w budowie, wie, że będzie to miejsce wysokiej jakości. Często porównuję je do Krakowskiego Przedmieścia. Pięć lat temu o godz. 21 wiele osób obawiało się tam spacerować z powodu bezpieczeństwa. A teraz, gdy się pójdzie wieczorem na Krakowskie Przedmieście, widać, jak ta część Warszawy się zmieniła. Przychodzą rodziny z dziećmi. Stało się to na skutek zmian infrastrukturalnych. Po drugie, na nowym stadionie musi być widowisko na odpowiednim poziomie. Legia powinna dawać satysfakcję kibicom - mówi w rozmowie z Polska the Times nowy prezes Legii, Paweł Kosmala.
Prezes Leszek Miklas mówił wielokrotnie, że po tym, co stało się w Wilnie, nie wyobraża sobie powrotu do negocjacji z SKLW. Pan sobie wyobraża?

- Czasem sobie wyobrażam, czasem nie. Nie wyobrażałem sobie po meczu z Ruchem Chorzów w zeszłym roku, gdy część kibiców krzyczała: "Jeszcze jeden", tuż po śmierci Jana Wejcherta. Ci ludzie dla mnie nie istnieją. Przekroczyli granicę akceptowalności. Mamy kilka kanonów, od których nie odstąpimy. Przede wszystkim musi być przestrzegane prawo. Kolejna sprawa to kwestia wyrażania emocji. Wulgaryzmów nie będziemy akceptować. Mam na myśli te zorganizowane. Rozumiem, że komuś w emocjach może się coś wymknąć. Nie akceptujemy też obrażania właścicieli klubu. To w zasadzie tyle. Czy to tak wiele?

Wszystko prawda, ale by zapełnić stadion, potrzeba kibicom zachęty. A Legia miała do tej pory sztywne stanowisko, że z kibicami nie rozmawia.

- Ja nie jestem sztywny. Zdajemy sobie sprawę, że na dobre i na złe z klubem są właśnie ultrasi. Nie trzeba jednak należeć do tej grupy, nie trzeba być nawet karnetowiczem, by przychodzić na mecze. Legia jest dla wszystkich. Proszę mnie jednak dobrze zrozumieć. Nie jest tak, że nie doceniamy fanów, dla których Legia jest całym życiem. Chcemy, by byli na nowym stadionie i by dopingiem pomagali drużynie. Ale oni też muszą pogodzić się z faktem, że na stadion przyjdą też inni ludzie.

Nie myślał Pan, by w relacjach z kibicami zastosować model poznański? Władze Lecha poszły na ustępstwa względem fanów, ale w zamian mają świetną atmosferę na stadionie.

- To, jak dopingują kibice w Poznaniu, jest rzeczą wysokiej klasy. Pytam tylko, dlaczego miałoby tak nie być bez zakulisowych działań na linii klub - kibice? Nikt nie zakazuje naszym fanom organizowania dopingu czy opraw. Oczywiście na tyle, na ile pozwala ustawa o bezpieczeństwie imprez masowych.

Cezary Kucharski, były piłkarz Legii, powiedział, że ITI i kibice przypominają małżeństwo, które kiedyś się kochało, a teraz burzliwie się rozwodzi.Jest jeszcze pole do kompromisu?

- Zawsze mówię, że kibice nam nie przeszkadzają. Gdy rozmawiamy, oni twierdzą z kolei, że coś im przeszkadza, tylko do dziś nie wiem, co to jest. Rozumiem, że nie podoba im się herb, ale my nie namawiamy, by nie używać w wewnętrznej identyfikacji kibiców herbu z 1957 r. Wręcz do tego zachęcamy. Ten znak jest też na pamiątkach i gadżetach w sklepiku klubowym. Co jeszcze przeszkadza kibicom?

Żeby ściągnąć kibiców, trzeba mieć jeszcze atrakcyjny produkt - czyli dobry zespół. Trudno go zbudować, jeśli się porządnie nie zainwestuje, a z tym w ostatnich latach mieliście problem.

Nie zgadzam się, że w ostatnich latach. Od czasu gdy ITI przejęło Legię, kupiliśmy m.in. takich piłkarzy, jak Edson, Roger, Radović, Iwański i Giza. Dwóch ostatnich w 2008 roku, czyli nie tak znowu dawno. Zgadzam się natomiast, że w trzech ostatnich oknach transferowych wydaliśmy mało pieniędzy. Jednak nie dlatego, że jesteśmy skąpi, tylko dlatego że musieliśmy zacisnąć pasa. Przypominam, że od września 2008 roku mamy na świecie potężny kryzys, który branża medialna odczuła szczególnie boleśnie. My przecież żyjemy z reklam. Do tego doszła budowa nowego stadionu. To nie jest tak, jak się niektórym wydaje, że na wszystko daje nam miasto. Musieliśmy zapłacić np. za projekt, cały czas płacimy za nadzór autorski i za kolejne elementy wyposażenia stadionu. To są kwoty idące w grube miliony. Warto też przypomnieć, że na razie ITI ciągle do Legii dokłada, bo przychody z meczów są na śmiesznie niskim poziomie. Zwłaszcza teraz, gdy funkcjonuje tylko jedna trybuna. To się z kolei przekłada na wpływy z reklam.

Rozmawiali: Rafał Romaniuk i Hubert Zdankiewicz

Zapis całej rozmowy w dzisiejszym wydaniu Polska the Times.

Polecamy

Komentarze (113)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.