Kostiantyn Machnowskyj
fot. Marcin Szymczyk

Kostiantyn Machnowskyj: Polscy przyjaciele bardzo mi pomogli

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: football24.ua

26.04.2023 14:05

(akt. 26.04.2023 14:16)

- Gdy Rosja zaatakowała Ukrainę byłem na spotkaniu w Turcji, zaś moi rodzice, żona i dziecko byli w Charkowie. Przez sześć dni ukrywali się w metrze, nie wiedzieli co robić, bali się opuścić miasto. Z pomocą przyszli Jano Mucha i Legia - opowiada były bramkarz Legii, Kostiantyn Machnowskyj.

Kostantyn Machnowskyj był bramkarzem Legii Warszawa w latach 2008-2011. Został ściągnięty na Łazienkowską na życzenie trenera Krzysztofa Dowhania. Niezwykle utalentowany, w bramce potrafił wszystko, ale nie zawsze skupiał się wyłącznie na treningach W sezonie 2010/11 był w życiowej formie, ale nie utrzymał pozycji pierwszego bramkarza. Zagrał w siedmiu meczach z rzędu. Pierwsze sześć Legia wygrała, ale w siódmym w Krakowie uległa Wiśle 0:4 i „Kostia” stracił miejsce w składzie, a następnie szybko odszedł z klubu. Na łamach ukraińskiej prasy opowiada o przygodzie w Polsce i tym jak Legia i koledzy z boiska pomogli mu zaraz po wybuchu wojny w Ukrainie.

- Aktualnie jestem w Polsce i szukam klubu (zagrał wiosną w Zenicie Miedzybórz – przyp. red.). Chciałbym wrócić do swojego kraju i tam grać, ale sytuacja finansowa klubów delikatnie mówiąc nie jest tam teraz stabilna. Ukraina to mój dom i tam będę mieszkał i żył, ale póki co jestem w Polsce.

- Pamiętam dzień, kiedy rozpoczęła się rosyjska inwazja na Ukrainę. Byłem na spotkaniu w Turcji, zaś moi rodzice, żona i dziecko byli w Charkowie. Przez sześć dni ukrywali się w metrze, nie wiedzieli co robić, bali się opuścić miasto. Pierwszą osobą, która przyszła z pomocą był były bramkarz i trener Legii, Jano Mucha. Wtedy żona z dzieckiem pojechali do Warszawy, tam poznali Jano, który zapewnił im mieszkanie, zapewnił wszystko, co było niezbędne do życia. Dodatkowo Legia jako klub i fundacja zebrała trochę funduszy. Krótko mówiąc w tych trudnych chwilach bardzo mi pomagali, polscy przyjaciele byli pierwszymi, którzy wyciągnęli rękę z pomocą dla mnie i najbliższych.

- Mieszkam aktualnie w Polsce i na każdym kroku słyszę język ukraiński. Co drugi, co trzeci samochód jest z ukraińskimi numerami. Nawet moi polscy znajomi coraz więcej rozumieją z ukraińskiego. Czy Polacy są zmęczeni wojną? Nie zauważyłem tego,  ale jak w każdym kraju i społeczeństwie, ludzie są różni. W Ukrainie również i Ukraińcy czasem zachowują się dziwnie. Mój polski przyjaciel zabrał cztery Ukrainki z granicy i oddał im mieszkanie. Po sześciu miesiącach wyjechały bez słowa, nawet nie podziękowały, a klucz zostawiły gdzieś pod drzewem.

- Moje początki w Polsce też dobrze pamiętam. Trafiłem do ŁKS-u Łódź. Do tej pory nie grałem na profesjonalnym poziomie, występowałem jedynie z dziećmi na Ukrainie. Miałem wtedy 18 lat, przyjechałem do Polski by grać w drugim zespole ŁKS. Ale w ciągu tygodnia wszystko się zmieniło – pierwszy bramkarz został sprzedany za granicę, a drugi był kontuzjowany. Zostałem tylko ja, zadebiutowałem w meczu z Zagłębiem Lubin, które broniło tytułu mistrza kraju. Wygraliśmy, ale w drugim starciu z Cracovią zagrałem ręką poza polem karnym i dostałem czerwoną kartkę, przegraliśmy 0:2. Nie miałem czasu jednak tego rozpamiętywać, bo wkrótce otrzymałem telefon z Legii, minęły 2-3 dni i podpisałem z warszawskim klubem 5-letni kontrakt. Ale czasu w ŁKS nigdy nie zapomnę, to była dobra szkołą od takich piłkarzy jak Kłos, Adamski, Mila czy Paulinho, który potem grał w Barcelonie i Tottenhamie.

- Potem była Legia, to tam poznałem Jano Muchę, który wiele lat później pomógł mi gdy wybuchła wojna. Do Legii nie trafiłem po to, by z nim rywalizować, to były dwa różne światy, ja byłem jego uczniem. Pomógł mi we wszystkim – dał mi mieszkanie, byłem dla niego drugim dzieckiem – Jano miał w tym czasie już syna. Śniadania, obiady, kolacje – cały czas spędzałem u niego. Ta przyjaźń przetrwała, choć Jano wyjechał do Evertonu, a ja wróciłem na Ukrainę. Gdy wybuchła wojna, od razu przyszedł mi z pomocą. Przed nowym rokiem odwiedziłem go w Bratysławie gdzie mieszka, to było przyjemne spotkanie.

- Z Legii byłem wypożyczony do Obołoni na pół roku, podpisałem umowę, ale przelew nie doszedł do Warszawy. Nawet się nie dziwiłem, byłem pierwszym piłkarzem Obołoni, który przejechał tam z innego kraju W klubie nawet nie wiedzieli jak zrobić to poprawnie.  Trzy kolejki przed końcem sezonu otrzymaliśmy zgodę od FIFA. W końcu wróciłem do Legii, ale szybko z powrotem powędrowałem do Obołoni. Zawsze marzyłem o grze na Ukrainie, chciałem tego spróbować.

Polecamy

Komentarze (10)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.