News: Komentarz: Szambo

Krajobraz po Gdańsku - stare grzechy i zabita rywalizacja

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

12.04.2015 08:23

(akt. 21.12.2018 15:10)

Mecz w Gdańsku z Lechią był słaby w wykonaniu Legii, nudny dla przeciętnego kibica. Typowe spotkanie na 0:0. Nawet gdy Legia grała w dziesiątkę niewiele się na boisku zmieniło – nadal sytuacji podbramkowych było jak na lekarstwo. W końcówce jednak gospodarze się rozkręcili, a jeden błąd spowodował, że nasi gracze wrócili do stolicy bez punktów. Jednak czy można zdobyć punkty w rywalizacji wyjazdowej oddając przez cały mecz jeden celny strzał na bramkę? Na Legię naprawdę w sobotę trudno się patrzyło.

Niestety na wiosnę słaba gra Legii stała się dość powszechna. Legioniści dobrze zagrali tylko raz – w Amsterdamie, gdzie w drugich 45 minutach ręce same składały się do oklasków. Później gracze Henninga Berga już nawet nie zbliżyli się do podobnej dyspozycji. Szukając przyczyn takiego stanu rzeczy można sobie tłumaczyć, że piłkarze przez całą zimę szykowali się na Ajax, a gdy ten dwumecz szybko się skończył, trudno się było przestawić na ligową rąbankę. Ale to tylko próba tłumaczenia. Niepokojące są jednak inne rzeczy.


W wielu spotkaniach legioniści byli jakby ociężali, często spóźnieni o jedno tempo, mieli słabszy start do piłki, brakowało przyspieszenia, mieli wolniejszy czas reakcji na boiskowe sytuacje niż jesienią. Tak prezentowała się wiosną większość graczy – wyjątkiem byli Jakub Rzeźniczak i Michał Kucharczyk. Nie ma tu więc przypadku, coś musiało pójść źle w trakcie przygotowań do sezonu. Jeśli świeżość miała przyjść na finisz ligi, to już dawno powinno mieć to miejsce. I nie wszystko da się wytłumaczyć urazami Ondreja Dudy czy Dossy Juniora.


Legia doznała zimą poważnego osłabienia – odszedł Miroslav Radović. To jednak wszyscy wiedzieli, ale niestety nagle się okazało, że większość ofensywnych schematów gry opierała się właśnie na Serbie i jego umiejętnościach. Teraz nic z przodu nie funkcjonuje tak, jak powinno. Są tylko zagrania na skrzydła i bazowanie na tym, że coś tam ugrają wspomniany już Kucharczyk, lub też Michał Żyro czy ostatnio Guilherme. To stało się czytelne do bólu dla rywali, nie ma żadnego elementu zaskoczenia. Zbyt dużo wymagań spadło na barki Ondreja Dudy, który nie udźwignął tego ciężaru – tym bardziej, że jest po urazie i nieprzepracowanym okresie przygotowawczym.


Niestety ale analogii między sezonem sprzed trzech lat, a obecnym jest bardzo dużo. Najbardziej martwi brak oznak tego, że może być wkrótce znacznie lepiej. W zespole bowiem zabito jakąkolwiek rywalizację. Tak jak Maciej Skorża zaufał pewnej grupie piłkarzy i bez względu na formę ta grupa wychodziła na boisko, tak teraz jest podobnie. Zapomnijmy o wspominanej ciągle rotacji, bo ta nie istnieje. Zmiana w składzie z meczu na mecz jedenastu czy ośmiu graczy to nie jest rotacja, ale postawienie na rezerwowych czy też zmienników. Rotacja polega na wymianie jednego czy dwóch słabszych ogniw i zastąpienie ich tymi zawodnikami, którzy lepiej się ostatnio prezentowali czy też bardziej pasują do założeń taktycznych. Tymczasem w Legii zmiany w silniejszym składzie następują tylko wtedy, gdy ktoś ma kontuzję lub też musi pauzować za kartki. Jedynym wyjątkiem był tutaj Dusan Kuciak, który po kilku błędach został zastąpiony przez Arkadiusza Malarza. Jednak to jedyny taki przypadek. Trudno za taki uznać przecież wymianę Orlando Sa za Marka Saganowskiego. Na zgrupowaniach najlepszym piłkarzem był Igor Lewczuk, który w nagrodę mecz z Ajaksem obejrzał z trybun. Tylko dlatego, że trzy treningi z zespołem odbył Dossa Junior po kontuzji, a on był wyżej w hierarchii trenera. I właśnie, że ta hierarchia jest nie do ruszenia, w zespole praktycznie zanikła rywalizacja. Kolejny przykład to mecz w Kielcach – trener posłał do boju zmienników. Najlepszy na boisku był Dominik Furman, który w nagrodę kolejne mecze oglądał z wysokości trybun, Tomasz Brzyski po tym jak zaliczył dwie asysty w meczu we Wrocławiu, w kolejnym spotkaniu z Wisłą usiadł na ławce. I tak można by wymieniać długo. A w pierwszej jedenastce grają ci, którzy są w słabszej dyspozycji. To powoduje zniechęcenie, po co się specjalnie wysilać, skoro i tak to niewiele zmieni. Ci, którzy grają mniej, nie czują, że przegrali rywalizację, bo tej po prostu nie było! I jeśli to się szybko nie zmieni, to trener Henning Berg może powtórzyć „osiągnięcie” Macieja Skorży i przegrać tytuł mistrzowski, który już wydawał się wygrany.


Jest tygodniowa przerwa i czas na zmiany. Sztab szkoleniowy ma nad czym myśleć. To już naprawdę ostatni dzwonek na pobudkę. Potem już może być za późno. Pytanie czy ten zespół jest w stanie w szybkim czasie zmienić swoje oblicze? Pozostaje wierzyć, że tak. Nadzieja przecież umiera ostatnia.

Polecamy

Komentarze (96)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.