News: Komentarz: Szambo

Krytyczne spojrzenie na mecz z Tęczą Płońsk

Redakcja

Źródło: List od Czytelnika

13.10.2011 20:13

(akt. 21.12.2018 15:11)

<p>- Wiem, że pogoda słaba. Wiem też, że sparingi z niżej notowanymi rywalami nie sprzyjają wielkiej mobilizacji. Co ciekawe tej motywacji brakuje nie tylko kibicom ale też zawodnikom. Ci pierwsi nauczeni doświadczeniem nigdy nie spodziewają się jakiś fajerwerków, Ci drudzy często traktują taki mecz jak jednostkę treningową (o czym często przypominają przy niezbyt dobrym rezultacie). Tym razem jednak miałem nadzieję, że będzie inaczej. Trener ewidentnie podzielił zespół na pierwszy i drugi.<span>  </span>Pierwszy to w przeciwieństwie do logiki to ten rezerwowy, po przerwie miała wejść żelazna jedenastka Skorży ( z wyjątkiem „rekordzisty” Wawrzyniaka, przygotowującego się do kolejnych rekordów w… domowych pieleszach). Dziś zmiennicy mieli okazję „pokazać” się na tle później występujących „pewniaków”. To wszystko pozwoliło mi wierzyć, iż ten sparing będzie inny - dzieli się swoimi spostrzeżeniami jeden z naszych czytelników.</p>

Z tymi założeniami wybrałem się na Ł3. No cóż. Chyba jednak nie do końca rozgryzłem rozumowanie naszych graczy. Chciałbym napisać, że byłem świadkiem świetnego meczu potwierdzającego naszą doskonałą formę. Niestety jedyne co mogę napisać, to iż miałem wątpliwą przyjemność obserwować pierwszą część tego "widowiska". Połowę która dłużyła się niezmiernie. Co i rusz łapałem się na zerkaniu na zegarek (choć nie miałem co liczyć na kiełbaskę czy choćby kawę w przerwie).


Na szczęście mogę też z radością powiedzieć, że po pierwszej nastąpiła druga „odsłona”. Ta zrekompensowała mi trudy jakie wiązały się z przetrwaniem poprzedzającej ją części. Oglądanie drugiej połowy to naprawdę niebywała przyjemność. Różnica między połowami była kolosalna, ale może od początku.

 

Opisując tę pierwszą część meczu redakcja pokusiła się o takie zdanie: - "Rywale z Płońska w pierwszej połowie zaprezentowali się nad wyraz dobrze."


Nie zgodzę się z tym kompletnie. Tęcza Płońsk zaprezentowała się tak samo w obu połowach. Mało tego, jestem zdania, iż zagrała dokładnie tak jak miała to uczynić, czyli jak rywal z….. IV ligi. Ani jakoś wybitnie dobrze, ani jakoś dramatycznie słabo, ot starali się pokazać z dobrej strony. Trzeba przyznać, że w obu częściach zawodnicy z Płońska zagrali ambitnie, starając się walczyć na szerokości całego boiska, często tą właśnie ambicją i wolą walki nadrabiając braki w wyszkoleniu. To zawodnicy Legii zagrali dwa zupełnie inne spotkania. Ta Legia z pierwszej połowy to jakiś dramat. Wolna gra piłką, brak pomysłów na grę, mnóstwo błędów indywidualnych. Tak naprawdę to gdyby nie występ Choto, Astiza, Rzeźniczaka i Ohayona (o nich jestem w stanie coś dobrego powiedzieć) to można by rzec, że był to mecz równych sobie drużyn. Z tym, że ta z Warszawy występuje w Ekstraklasie a ta z Płońska… kilka klas niżej. Na boisku tej różnicy nie było widać. Ilość stworzonych akcji „stu procentowych” jakby potwierdza te słowa. Tę nieszczęsną pierwszą połowę mogliśmy równie dobrze wygrać my jak i nasi przeciwnicy. Nasze strzały były tak samo niedokładne jak ich, choć w przypadku naszych szans trzeba też pochwalić bramkarza (mimo tego, że żaden strzał nie był jakiś doskonały i tylko genialna interwencja uchroniła gości ale jednak coś tam pozytywnego dokonał).


Akcje naszej drużyny były wolne, piłka krążyła od jednego zawodnika do drugiego - jakby sama nie wiedząc po co. Liczbę szybkich, celnych podań można policzyć na palcach jednej ręki. Nie działało wychodzenie na pozycje, nie działały pomysły na jakąś błyskotliwą akcję mogącą przynieść powodzenie. Liczne strzały naszej drużyny były albo bardzo niecelne (kilka piłek obiło samochody na Łazienkowskiej – na tej ulicy powinien pojawić się specjalny znak dla kierowców bo zagrożenie może być naprawdę duże), albo padały łupem nieźle usposobionego bramkarza drużyny przyjezdnych.


Bardzo martwi mała liczba stworzonych sytuacji z przemyślanych i wypracowanych akcji. Przypominam graliśmy z zespołem na co dzień grającym o mistrzostwo… IV ligi. Dlatego gdy na początku zacząłem chwalić Daniela Łukasika, który pokazał kilka dobrych interwencji, miał też ze dwie miłe dla oka akcje do przodu szybko uświadomiłem sobie, że na Boga toż to zespół z IV ligi. Z takim zespołem straty, które się mu przydarzyły były niedopuszczalne. Dlatego nie zgodzę się z wypowiedzią trenera, który pochwalił chłopaka. Wiem, że szkoleniowiec musi pobudzić młodego do dalszej pracy, ale ja nie muszę i nie mogę. Wybacz Daniel, ale te kilka dobrych zagrań nie zrekompensuje takich braków koncentracji jakie przytrafiły Ci się w tym meczu. Każdy zespół wyżej notowany od dzisiejszego rywala zamieniłby te błędy na bramki. Tęczy się to nie udało, ale to i tak nie rozlicza młodego legionisty.


W całej tej miernocie pierwszej połowy wyróżnił się jeden zawodnik. Jeden, który co chwila przewija się wśród zawodników mających aspirację na grę w pierwszej drużynie. Jeden, o którego upominają się, co chwila kibice. Jeden dla którego również ja pojawiłem się na tym meczu. Graczem tym jest (jak zapewne już udało się wam odgadnąć ) Kuba Kosecki. Jest mi bardzo przykro, ale gra tego zawodnika to jakaś abstrakcja. To jakieś zupełne zaprzeczenie tego o co chodzi w grze w piłkę nożną, która ponoć jest sportem niesamowicie prostym. Dla Kuby nie jest, decyzje które podejmuje, sposoby na zakończenie akcji mają się nijak do stwierdzeń o prostocie tej dyscypliny. Młody „Kosa” miał mnóstwo kontaktów z piłką i chyba w końcowym rozrachunku żaden nie był dobry. Zawsze coś poszło nie tak jak trzeba. Zawsze ta piłka została zagrana za późno nie tak jak powinna - a to za późno, a to za szybko, albo niecelnie, albo na hurra! Było też kilka „wiwatów”, zresztą po jednym z nich nie zdzierżył Marek Jóźwiak i opuścił boisko. Grą Kuby rządził chaos, raz zepsuł najłatwiejszą piłkę, by zaraz potem wejść na pełnym gazie między obrońców i znaleźć się sam na sam z przerażonym bramkarzem gości.Strach golkipera z Płońska okazał się zupełnie niepotrzebny gdyż piłka szybowała... w siną dal. Bardzo rzucał się w oczy kompletny brak współpracy z grającym na prawej obronie Kneżeviciem - kolejnym zawodnikiem potwierdzającym, że brak występów w „jedynce” to nie przypadek. Srdja rozegrał zawody budzące wątpliwości do profesjonalizmu ludzi pracujących w Partizanie Belgrad. Oglądając grę tego obrońcy wydaje się niemożliwe by ten gracz występował w tamtym zespole. By kiedykolwiek rozgrywał mecz w świetle jupiterów na stadionach Europy rywalizując ze swoim klubem w elitarnej Lidze Mistrzów. Nie widzę szans by kiedykolwiek zagroził Rzeźniczakowi czy Jędrzejczykowi. Jeśli mam być szczery to po dzisiejszym meczu równie dobrze może starać się o angaż w Tęczy Płońsk.


Gwizdek, koniec, uff, szczęście. To są emocje jakie targały mną po zakończeniu pierwszej części meczu. Pierwsza sensowna myśl – „stary uciekaj”. Byłem jednak twardy. Nie przegonił mnie siąpiący deszcz.Zostałem, warto było!


Mogę się rozpisywać czy analizować drugą połowę, ale chyba nie do końca ma to sens. Trener po meczu powiedział, że jest zadowolony z tego meczu. Nie dziwię się po tym co zobaczył w drugiej części musiał taki być. Przestało mieć znaczenie to co zobaczyliśmy kilka minut wcześniej. Teraz mogliśmy podziwiać nasz „pierwszy garnitur”. To co zaprezentowali nam gracze "pierwszej" Legii to zupełnie inny (jakby nieosiągalny dla zmienników) poziom. Bramki, jakie padły w tej części nie były ważne (zresztą mogło być ich dużo więcej), naprawdę nie miały większego znaczenia. Ważna była szybkość i płynność akcji, ważna była łatwość z jaką wchodzili w strefę obronną przeciwników legioniści. W tym „rozdaniu” okazało się, że zawodnicy Tęczy nie są w stanie tak szybko się przemieszczać, ambicja i agresja przestała wystarczać.Co i rusz ktoś z przeciwników gubił krycie i jakiś zawodnik Legii wychodził na wolne pole. W tych momentach Legia przyspieszała jeszcze bardziej i co chwilę stwarzała niebezpieczeństwo pod bramką przeciwników.


Tak po prawdzie to można by napisać, że zagrożenie dla bramki było prawie permanentne. Strzelał Radović, Rybus, Ljuboja, choć równie dobrze mógłbym napisać, że strzelał kto mógł. Poprzeczkę niemiłosiernie obił Borysiuk (czemu nie wychodzi mu to w meczach ligowych?). Co i rusz dośrodkowywał Kiełbowicz (spokojnie może zastąpić zmęczonego Wawrzyniaka), co chwilę przedzierał się Rado lub Ryba, przeciwników mijał Manu. Zawodnicy Tęczy musieli zacząć czuć się jak na karuzeli. W całej tej części meczu może ze dwa/trzy razy przekroczyli linię środkową boiska. Nawet jednak w tych przypadkach nie byli realnym zagrożeniem dla bramki Legii.


Jak dla mnie to tak właśnie powinny wyglądać mecze z przeciwnikami notowanymi kilka klas niżej. Z tym meczem jest trochę tak jak z oceną trenera Skorży w tym sezonie. Tak jak nie jestem w stanie powiedzieć złego słowa (nawet gdybym czasem chciał) na trenera (mając na uwadze całokształt jego dokonań w tym sezonie), tak mając w głowie obraz drugiej połowy i gry naszych „pierwszych” nie jestem w stanie nic złego powiedzieć o tym meczu. Jak czytam pomeczową wypowiedź trenera to mam wrażenie, że on wyszedł z podobnegozałożenia.


Autor: Moonroe

Polecamy

Komentarze (42)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.