News: Rezerwy: Ostatni sparing

Krzysztof Dębek: Wszyscy mądrze biegali

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

03.07.2016 12:32

(akt. 04.01.2019 13:09)

Drużyna Krzysztofa Dębka w trzeciej lidze łódzko-mazowieckiej do przedostatniej kolejki miała wielkie szanse na awans do baraży o wyższą klasę rozgrywkową. Potem był strach o utrzymanie, ale to zapewniło pokonanie Polonii przy Konwiktorskiej. To był dziwny sezon dla rezerw Legii Warszawa, a w rozmowie z Legia.Net podsumowuje je wspomniany szkoleniowiec. Dębek opowiada nam o doświadczeniach, postępach, przyszłości, mądrym bieganiu, ale też klepaniu się po plecach w piłkarskim środowisku. Zapraszamy do lektury!

Za trzecioligowymi rezerwami Legii dziwny sezon. Zaczęliście źle, odbiliście się od dołu tabeli, walczyliście o awans do baraży, a skończyło się meczem o utrzymanie w ostatniej kolejce...


- Faktycznie to był dziwny sezon, ale my - trenerzy - jak i zawodnicy kończymy rozgrywki z wielkim bagażem doświadczeń. Początek był trudny, ale koniec dobry. Mężczyzn ocenia się po tym jak kończą, a nie jak zaczynają. Pierwsze doświadczenia kosztowały nas kilka straconych punktów. W ostatecznym rozrachunku ich zabrakło… Wszystko ruszyło po spotkaniu w Przysusze, gdzie było 4:4 (zagrali m.in. Malarz, Rzeźniczak, Broź czy Piech - red.). Zaczęliśmy punktować i sami bardzo wysoko zawiesiliśmy sobie poprzeczkę.


- Końcówka sezonu była taka, że przydały się punkty z remisów. Wcześniej narzekaliśmy, że nie wygrywamy… Ostatecznie „oczka” z remisów pomogły w utrzymaniu na koniec rozgrywek. W 33. kolejce walczyliśmy o awans, a w 34. o to, by nie spaść do niższej ligi. 



Mocno rozwinęła się legijna młodzież z rezerw przez ten rok? 



- Z wielu chłopców zrobiliśmy mężczyzn. Nasi piłkarze pokazywali się z dobrej strony, a także łapali doświadczenie, które jest niezbędne w rozgrywkach seniorskich. Niektórzy wypadli na tyle dobrze, że mogli pokazać się na zgrupowaniach pierwszego zespołu. Zimą byli to Arkadiusz Najemski, Mateusz Zawal i Michał Suchanek, a teraz do Austrii polecieli Mateusz Wieteska, Sebastian Szymański oraz Tomasz Nawotka.

 

Jak możemy ocenić tę trójkę, która była na zgrupowaniu z drużyną Besnika Hasiego? 

 

- Na pewno wielu zawodników z rezerw zasługiwało na taki wyjazd. Ostatecznie w klubie podjęto decyzję, że na zgrupowaniu z pierwszym zespołem trenować będą Wieteska, Szymański oraz Nawotka. „Wietes” trafił do nas prosto z wypożyczenia do Dolcanu Ząbki, który jak wiemy, zbankrutował. Był ważną postacią w defensywie, tak samo jak Zawal i Najemski - całe to trio wymieniało się i bardzo dobrze grało. Wieteska potrafi dowodzić defensywą - trzymać i ustawiać ludzi. 

 

- Mniej jesienią grywał Nawotka, ale wiosną dostał więcej szans i zrobił niesamowity postęp. Mówię tu o kwestii fizycznej, ale i taktycznej, gdzie skrzydłowy ma jeszcze wielkie rezerwy. Progres przełożył się na wyniki drużyny wiosną. Młodziutki „Seba” ma mega umiejętności i wielki talent. Wszedł do naszej drużyny i grał bez kompleksów. Na jego przyszłość składa się wiele czynników. Zobaczymy, jak będzie wyglądał na obozie, ale również rolą klubu jest właściwie go prowadzić i obrabiać. 

 

Szymański to piłkarz, którego można sprzedać kiedyś za miliony? Takie zdanie na jego temat panuje w klubie.

 

- Wielu może zostać sprzedanych za miliony. Mamy przykłady ludzi, którzy stąd odchodzili do klubów z zachodu Europy. Wierzę w tych, którzy pojechali na obóz, ale też w tych, którzy nie zostali w ten sposób docenieni. Mamy bardzo zdolną młodzież, ale trzeba na nią stawiać. Wtedy ona odpłaci się za zaufanie. 

 

Ostatnio Stanisław Czerczesow na pożegnalnej konferencji oceniał siebie w skali 1-6. My się co prawda nie żegnamy, ale jest pan w stanie wystawić noty sobie oraz swojemu sztabowi?

 

- To by było mało oryginalne. Nie chcę małpować trenera Czerczesowa, który uwypuklił swoje plusy i pozytywne cechy z czasów prowadzenia Legii. Mnie niech oceniają inni.

 

Dębkowi jest daleko do robienia show?

 

- (Dłuższa cisza). Najpierw muszę spokojnie popracować. 

 

Czasem na ławce urządzał pan show specjalnie? Przyjmował pan maskę krzycząc i uderzając w konstrukcję siedziska dla rezerwowych?

 

- Każdy ma swój sposób reakcji na boiskowe wydarzenia. Mamy różnych trenerów. Jedni, jak selekcjoner Adam Nawałka, siedzą dosyć spokojnie i oglądają mecze. To też kwesta wielkiego doświadczenia. A jest też taki Marcelo Bielsa, który wokół ławki rezerwowych depcze wręcz ścieżki. Często na ławce rezerw Legii jest ekspresja i głośne podpowiedzi. Nie zmienia to faktu, że cały czas uczymy się tego fachu. Mówię tu także o swoich współpracownikach. 

 

Legijnej młodzieży jest potrzebny głośny trener, który w razie wyrzucenia go z ławki wejdzie na pobliski śmietnik i stamtąd będzie doradzał drużynie?

 

- Różnie bywa. Niektórzy zawodnicy potrzebują uwag z boku, takiego wspomagania. Są też tacy, którzy tego nie lubią. Przygotowujemy piłkarzy do gry przy pełnych stadionach, gdzie uwagi nie dochodzą i muszą sobie radzić sami.

 

Jak znaleźć odpowiedni sposób na zawodnika?

 

- Obserwacja. Po to jesteśmy razem i tyle o sobie wiemy, by lepiej reagować na konkretnych zawodników. Czasem pojawią się błędy, ale to ludzkie. Patrząc dosyć ogólnie, są efekty, bo wspomagamy się razem. 

 

Różnorodność sztabu pomaga? Jeden jest spokojny, drugi bardziej impulsywny…

 

- Uzupełniamy się i wspomagamy. Tak jest chociażby z punktu widzenia funkcji. Pierwszy trener często stoi przy linii, gestykuluje, ale ma za sobą sztab siedzący na ławce. Ich zadaniem jest patrzeć na chłodno, analizować i podpowiadać. Na tym polega współpraca. Tak tworzona jest drużyna. 

 

Jednym słowem ze sztabu jest pan zadowolony?

 

- Oczywiście. Życzyłbym sobie mieć taki sztab, który wspomaga, motywuje i wtrąca mądre uwagi. Z tego wychodziły fajne rzeczy. Tomkowi Grudzińskiemu, Kacprowi Marcowi, Maćkowi Kowalowi oraz Marcinowi Muszyńskiemu należą się duże brawa za poprzedni sezon. Do tego musimy dodać lekarzy i fizjoterapeutów, analityków. Nie zapominajmy też o „Vuko”, który był z nami przez dziesięć kolejek. Oni wszyscy potrzebni są mi, a ja im. 

 

Aleksandar Vuković odszedł i od tamtego momentu jest pewna luka. Trzeba ją uzupełniać?

 

- Jak wspomniałem, obecny sztab jest taki, jakiego życzyłbym sobie zawsze. Z takimi ludźmi chce się pracować. Choćby przez to nie zastanawiałem się nad powiększaniem kadry trenerskiej. Mam w końcu ludzi, którzy zawsze stoją za mną.

 

Ta rozmowa nie ma być laurką, ale kiedy patrzyło się na wasze przygotowanie fizyczne, to ponownie gołym okiem było widać, że to był ścisły top w trzeciej lidze łódzko-mazowieckiej. 

 

- To jeden z elementów pracy z drużyną. Motorycznie byliśmy przygotowani bardzo dobrze. Od tego jest Tomek Grudziński, by nad tym elementem czuwać. To jedna z kwestii odpowiedniego przygotowania zespołu. Obok tego jest taktyka, technika, analiza czy przygotowanie mentalne. Dostrzegaliśmy momenty, w których mogliśmy pracować inaczej, ale na obecnej bazie chcemy budować coś jeszcze lepszego. Dziś pracujemy już na solidnych fundamentach.

 

Boli pana, gdy ludzie oceniają pana zespół po ostatecznej pozycji w tabeli czy meczach z Pelikanem Łowicz lub Ursusem Warszawa?

 

- Patrzę na to w różny sposób. Cel postawiony przed sezonem został zrealizowany - utrzymaliśmy się w reformowanej trzeciej lidze. Apetyty były większe, ale życie je trochę zweryfikowało. Trudno ostatecznie zadowolić się utrzymaniem, kiedy sami podnieśliśmy sobie poprzeczkę. Końcówka rozgrywek potoczyła się inaczej, ale na głowie były też finały Centralnej Ligi Juniorów. Mało zabrakło do awansu młodzieży, ale nie można być niezadowolonym. Wdrażaliśmy chłopców do gry seniorskiej i chcieliśmy ich uczyć trzeciej ligi. Przeskoczyliśmy do innych wymogów gry czerpiąc doświadczenie ze spotkań w trakcie sezonu. Mierzyliśmy się z doświadczonymi przeciwnikami. Momentami było nam trudno, ale wszyscy szybko chwytali założenia i ekspresowo szli do przodu. 

 

Siła zespołu polegała na tym, że udawało się wyciskać maksimum z zawodników, którzy nawet rzadko grali? Niech przykładem będzie Piotr Cichocki. Dwa mecze - jeden gol, jedna asysta. 

 

- Cichockiego obserwowaliśmy w Centralnej Lidze Juniorów, jak wszystkich z drużyny CLJ. „Cichy” dobrze wszedł do drużyny, miał asystę, potem strzelił gola… W tym cała rzecz, by tych najmłodszych przemycać do naszej równie młodej drużyny. 

 

Z czego wynikało, że w tych najważniejszych meczach - z Pelikanem i Ursusem - drużyna prezentowała się bardzo słabo?

 

- Zastanawiające było, że z zespołami z górnej części mieliśmy słabszy bilans. Paradoksalnie wygraliśmy jednak dwa mecze z Polonią, która awansowała do drugiej ligi. Cała otoczka wobec Pelikana była niejasna. Kolidowało nam to w klubie z finałami CLJ - rozdrobniliśmy się w Łowiczu. Z Ursusem nie było zbyt ciekawie, ale winny był choćby natłok meczów - naszych i ekipy juniorów starszych. Patrząc na całokształt, bezpiecznie dojechaliśmy do końca.

 

Razem z drużyną z CLJ tworzycie jeden blok. Kadra nie była zbyt wąska?

 

- Podobnie było też rok temu. Taka jest specyfika naszego klubu. Kadra była młodsza, niż w trakcie poprzednich rozgrywek. Pokazały to choćby finały CLJ. Na ostatni mecz z Pogonią zeszło wielu graczy występujących na ogół w rezerwach. Legia ma zdolną młodzież. Czas wybiera tych, którzy idą na wypożyczenia i raczej nikt nie zawodzi. Tak samo jest z tymi, którzy zostają i razem z nami walczą na trzecioligowym froncie.

 

Juniorzy także w tym roku mogą odchodzić na wypożyczenia. Wielu młodych legionistów ma oferty z innych klubów, z wyższych lig…

 

- Chciałbym zatrzymać zespół z poprzedniego sezonu. Jak będzie zobaczymy. Rozwój sprawia, że piłkarze pojawiają się w orbicie zainteresowań klubów z wyższych lig. Kto odejdzie? To załatwia się w pokojach dyrektorów, gdzie zapadają odpowiednie decyzje. 

 

Gdy myślimy o podsumowanie sezonu, to kogo widzi pan w roli najlepszego zawodnika pana zespołu?

 

- Nie chcę nikogo skrzywdzić, wielu zawodników się wyróżniło. Szumski i Kopczyński mocno nas wspomagali schodząc do nas z pierwszego zespołu. Pracowałem z nimi w przeszłości w roczniku ’92, a kiedy teraz występowali, to byli w ścisłym topie trzeciej ligi. Obsada bramki i środka pola jest dla mnie niezwykle istotna. Ta dwójka wiele dała drużynie. 

 

- Patrząc na defensywę, mieliśmy trzech świetnych stoperów: Zawal, Najemski, Wieteska. To jednak „Wietes” jedzie na obóz z „jedynką” - był liderem naszej linii obrony. Hołownia miał bardzo dobrą rundę wiosenną - zobaczymy jaka będzie jego przyszłość. 

 

- Silnym punktem naszej ekipy był Bartłomiej Urbański, który na boisku spędził wiele minut. Patrzyliśmy na jego statystyki i miał bardzo wysoką celność podań wykonując czarną robotę. Bywał czasami niewidoczny, ale wykonywał kolosalną pracę, taka jest specyfika jego zadań. Potrafił inicjować wiele akcji ofensywnych. Chłopak ma także kapitalną mentalność. Potrafił dobrym słowem utrzymywać atmosferę i zrzeszać zespół. 

 

- Trzeba też wspomnieć o Michale Suchanku, który jesienią stanowił o sile zespołu, a wiosnę miał zepsutą przez uraz. Pojawił się za to Sebastian Szymański, którego ustawialiśmy na skrzydle. Wcześniej na tej pozycji grał w Białej Podlaskiej. Potrafił tworzyć przewagę i zagęszczać środek pola. Mieliśmy też rotacje, ludzie mieli wzloty i upadki. Miłosz Szczepański pokazał się jako kreator mogący w pojedynkę przesądzić o wyniku. Eryk Więdłocha miał dobre przetarcie, wchodził do drużyny i potrafił na swoich barkach unieść ciężar ataku w trzeciej lidze. Zaskakujący był Niezgoda, który zaczął źle, a po kontuzji wrócił i strzelał aż miło. Zaskoczył z czasem i pokazał, że to piłkarz, którego w stolicy oczekiwaliśmy po transferze z Wisły Puławy. 

 

Widzę, że na jedno konkretne nazwisko nie uda mi się namówić, więc… Jaka była najlepsza trójka zawodników w trakcie całego sezonu?

 

- (Chwila ciszy). Hm, Szczepański… Szczepański… (cisza). Urbański, Wieteska, Zawal, Hołownia, szczególnie w końcówce sezonu… Jest trochę tych ludzi. I to tylko patrząc na tych, którzy nie schodzili z pierwszego zespołu. 

 

Największy progres zrobił…?

 

- Tomasz Nawotka, wiosną. Ostatni rok stworzył też prawą stronę obrony dla Jakuba Szreka. Nowa-stara pozycja Zawala również dawała drużynie dużo, nasz piłkarz dobrze radził sobie na stoperze. Pamiętam Konrada Michalaka dwa lata temu, kiedy zaczynał na poziomie seniorskim. To teraz inny piłkarz, o którego słusznie pytają inne kluby. 

 

Kto zawiódł? 

 

- Skupmy możemy się tylko na tych którzy wnosili coś dobrego, błędy i słabsza dyspozycja zdarza się każdemu. 

 

To prawda, że w trzeciej lidze piłkarze biegają średnio więcej, niż na mistrzostwach Europy? 

 

- Co mecz mamy do dyspozycji pełen wachlarz statystyk drużyny. Nie od dziś wiadomo, że biegać trzeba przede wszystkim mądrze. Patrzymy na liczbę startów, metry w sprincie, hamowania, ale całość nie świadczy o niczym… Trzeba biegać mądrze, ale konkretna ilość kilometrów się nie liczy. 

 

A kto biega mądrze w pana drużynie?

 

- W moim zespole wszyscy (uśmiech). 

 

Skąd to przekonanie?

 

- Stworzyliśmy ciekawy zespół, który potrafił dobrze wyglądać nawet w końcówce sezonu. Nie możemy się biczować, że na początku było gorzej, bo musieliśmy zbudować drużynę. To się stało, a każdy pod koniec był gotowy taktycznie, to nie była sztuka dla sztuki, nie walczyliśmy też ze sobą. Potrafiliśmy narzucać swój styl gry przeciwnikowi - w fazie bronienia oraz ataku.

 

- Mamy za sobą pierwszy rok pracy na poziomie seniorskim. Wiemy, z czym to się je. Musimy zachować pokorę, ale także szanować swój kawał pracy. 

 

Dwanaście lat pracy różni się dla pana od sezonu spędzonego w trzeciej lidze?

 

- Ten rok dał mi wiele doświadczenia oraz środków szkoleniowych do kolejnych miesięcy pracy. Zawodnicy mający za sobą występy w Ekstraklasie czasem schodzili do naszego zespołu, a potem twierdzili, że w trzeciej lidze gra się trudniej. Mam tu na myśli kulturę gry oraz ustawianie piłkarzy. Z kolei finały CLJ pokazały, że ci mający za sobą grę na czwartym poziomie rozgrywkowym, mogą ogrywać ekipę z chłopakami, którzy występowali w Ekstraklasie. W tym wszystkim chodzi o łapanie doświadczenia garściami. 

 

Po pracy w zespole mierzącym się w seniorskich rozgrywkach można sobie wyobrazić powrót do prowadzenia zespołu w juniorach?

 

- Ciekawe pytanie. Sam przed sobą stawiam sobie cele. Chcę i widzę się w piłce seniorskiej. W Legii można pracować z juniorami, ale chcę iść krok po kroku do góry. Widzę się w szatni z seniorami, dobrze czuję się w takim miejscu. Każdy kolejny krok będzie do tego zmierzał. 

 

Wraca pan czasem do przeszłości? Kiedyś niektórzy postrzegali pana jako wychowawcę Wolskiego, Furmana i innych. Potem, pierwszy oraz drugi zostali brutalnie zweryfikowani przez zachodni futbol. Ostatecznie wrócili do Polski i bardzo łatwo ktoś mógłby powiedzieć, że ten mentor nie poprowadził ich jednak tak dobrze…

 

- Wielu ludzi niestety sytuacyjnie podchodzi do pewnych kwestii, osób… Kiedy dobrze idzie, klepią cię po plecach, gratulują. Gdy staje się gorzej, nagle nie brakuje opinii, że coś poszło źle. Zadajemy sobie trud szukania tego, co źle zrobiliśmy… To są dorośli ludzie, sami podejmują decyzje o transferach. Od nich zależy, jak pójdzie im w innej drużynie. Byli reklamą akademii, zaraz będą kolejni… Dostali przy Łazienkowskiej bardzo dobry szlif, ale sami muszą sobie potem dawać radę. Wolski jednak nagle wraca po nieudanej przygodzie i ludzie mówią, że gra super… Przy wyjeździe jest wiele czynników wpływających na to czy sobie poradzą. 

 

Wspomniał pan o klepaniu się po plecach… Za dużo jest fałszu w piłce?

 

- (Chwila ciszy). Jesteś taki dobry, jak twój ostatni mecz. Kiedy drużynie idzie, łatwo gloryfikować pracę. Po jednym niepowodzeniu łatwo powiedzieć sobie, że jest źle. Trochę tak było z naszą grą w trzeciej lidze. Kończyliśmy sezon z wielką szansą na awans. Za chwilę, kolejkę przed końcem rozgrywek, spadek zaglądał nam w oczy. Co by było, gdyby to się stało? Wszyscy powiedzieliby, że ci młodzi zawodnicy do niczego się nie nadają. Wielu piłkarzy wypromowało się przez ten rok i spora część będzie grała w najwyższych klasach rozgrywkowych w Polsce. Granica między gloryfikacją pracy, a totalnym dnem jest cienka. Czasem za cienka. Trzeba twardo stąpać po ziemi i chłodno spoglądać na życie.

Polecamy

Komentarze (10)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.