News: Łazienkowska Tszy: Legia podzielona, ale nadzieja jest

Łazienkowska Tszy: Legia podzielona, ale nadzieja jest

Adrian Bąk

Źródło: Legia.Net

07.10.2012 09:45

(akt. 10.12.2018 16:53)

W kontekście tego, co dzieje się obecnie przy Łazienkowskiej, każdy dobry wynik Legii jest jak zbawienie i może zdziałać cuda. Dlatego cholernie dobrze się stało, że Jakubowi Koseckiemu dwa razy piłka siadła, a Legia w – bądź co bądź - hitowym i prestiżowym meczu z Wisłą zdobyła trzy punkty. To zwycięstwo zadziała trochę jak tabletka na ból głowy, a może i przekona kibiców, że to właśnie drużyna, choć w konflikcie najbardziej pomijana - jest najważniejsza.

Bo kibice są tej drużynie cholernie potrzebni. Tak, wiem, Legia to nie wyjątek, ale zaryzykuję twierdzenie, że Legii kibice są potrzebni szczególnie. Tu się zawsze kibicowało i tu się zawsze robiło to wyjątkowo. Bo taki jest klimat Łazienkowskiej, bo tak to się robi w Warszawie. Każde miasto ma swoją specyfikę, nieopisywalne w przewodnikach powietrze. A „Warszawa jest od tego, żeby bawić się na całego”. Warszawa nie zna półśrodków, Warszawa nie zna ciszy. Warszawa musi być głośna i wyrazista. Warszawa walczy o swoje, nie lubi uległości. Warszawa ceni sobie wolność ponad wszystko.


I wiele z warszawskości jest w zachowaniu fanatyków z Żylety. Dlatego, choć jak wszyscy w tym konflikcie, oni także ponoszą winę, rozumiem tę ideową motywację. Rozumiem, że jak dla kogoś odpalenie racy podczas dopingu jest rzeczą nienaganną i naturalną, to może odczytać to jako atak na wolność. Że zakazywanie mu używania czegoś, i to w dobrym celu, co można kupić w sklepie wędkarskim, jest idiotyzmem. Rozumiem, że tradycja jest tradycją, że efektownie znaczy dobrze, że „Żyleta” znaczy najlepiej. Wiele z warszawskości jest w zachowaniu kibiców, ale jedna rzecz kompletnie nie pasuje. Bo Warszawa to się trzyma razem. A wśród kibiców tego kompletnie nie widać. Kibice Legii są podzieleni.


Legia to my, czyli kto?


Jak napotykasz przeszkodę, której nie możesz zniszczyć, to zaczynasz niszczyć sam siebie – pisał gdzieś Ryszard Kapuściński. To zdanie pasuje jak ulał do tego, co dzieje się obecnie przy Łazienkowskiej 3. Kibice Legii nie walczą już z klubem i z prawem, które ich ogranicza, ale zaczęli też walczyć sami z sobą. I to jest najgorsze. Jako kibic Legii, przykro mi z tego powodu jak cholera i wstyd mi za to jednocześnie.


Po niedawnej decyzji Wojewody odnośnie zamknięcia „Żylety” w środowisku kibicowskim zawrzało. Co ciekawe wiele komentarzy sprowadzało się do wzajemnych oskarżeń: „Kumaci niszczą Legię”, „zobaczymy pazie jak będziecie kibicować bez Żylety”, „pikniki też zostają w domach!”, „SKLW nie rządzi, rządzą ‘chłopaki z podwórek’”. Po komunikacie Grup Kibicowskich o bojkocie meczu Legia – Wisła również pojawiło się wiele sprzecznych głosów: „Brawo! Nie przychodźcie już nigdy więcej na stadion! Normalni kibice w końcu zajmą wasze miejsca.”, „Jak bojkot to bojkot, karneciarze nie wchodzą na „Żyletę”!” Bezsensowna decyzja Wojewody o zamknięciu połowy trybuny jeszcze bardziej rozbiła kibiców i wzmogła głupie podziały na wydumanych „kumatych” i „pikników”. Wcześniej Klub zawiesił współpracę z SKLW, bo – jak argumentował – stowarzyszenie nie ma wpływu na to, co dzieje się na trybunach. W efekcie w piątek na było jak było. Nie przychodzi się na  Ł3, żeby słyszeć co chwila Wojtka Hadaja przekomarzającego się z garstką przyjezdnych wykorzystujących swoje pięć minut w Warszawie. Na razie wszystko więc idzie po myśli Wojewody, który wykonuje swoje obowiązki i w gruncie rzeczy Legię ma wiadomo gdzie.


Kibice Legii są podzieleni i to jest chyba w tej chwili główny problem na Łazienkowskiej. Podziały nie służą dialogowi czy kompromisom, a jedynie pogłębiają konflikt. Tak to ma miejsce, choćby podczas konfliktów światowych. Podziały mówią też o czymś bardzo ważnym. O braku odpowiedzialności. W środowisku kibicowskim Legii brakuje odpowiedzialności. Grupy Kibicowskie i SKLW kierują pisma do Klubu, wiedząc, że Klub nie odpowie, bo przecież zawiesił współpracę. Jak była okazja spotkania z Wojewodą, kibiców nie było. Rozumiem niechęć kibiców do „kabaretu” z ograniczaniem stadionowych swobód. Rozumiem i solidaryzuję się z tymi, którzy ucierpieli po meczu derbowym, a na to nie zasłużyli. Ale jak ktoś ma jaja i wierzy w to, co mówi, powie to w cztery oczy, nawet największemu oponentowi. Jak ktoś dąży do normalności, to dla dobra sprawy może zatopić się w morzu głupoty.  Jak komuś na czymś zależy, to jest zdolny do działań w jego przekonaniu nieracjonalnych.


Mam nadzieję, że po meczu z Wisłą coś drgnie. Że te trzy punkty wprowadzą jakieś dobre fluidy. Że strony usiądą do rozmów. Są dwa tygodnie przerwy, niech coś się ruszy we właściwym kierunku. Przydałby się ktoś z zewnątrz, kto mógłby być mediatorem. Kompromis jest osiągalny. Osiągalne są zmiany, na przykład w ustawie o bezpieczeństwie imprezy masowej czy regulaminie rozgrywek Ekstraklasy. Potrzebna jest jednak chęć współpracy, przede wszystkim ze strony kibiców. Betonowa postawa jednych i drugich nic nie da, będzie tylko szkodzić drużynie. Winni są w tym konflikcie wszyscy, każda ze stron popełniła błędy i każda ze stron doskonale wie jakie. Winni są wszyscy, ale cierpi jedna i ta sama Legia. Cierpi razem, a nie osobno, choć wojuje osobno, a powinna razem.


Za to miasto i za te barwy.


PS. Kilka spostrzeżeń z wczorajszego meczu:


- niech Legia podpisze nowy kontrakt z Jakubem Koseckim jak najpóźniej. „Kosa” przyznał po meczu z Wisłą, że chce zostać w Legii, więc musi dawać z siebie wszystko. Odkupił się za mecz w Zabrzu, gdzie zmarnował setkę.


- Jorge Salinas. Rację ma Daniel Ljuboja, że to kawał piłkarza, szczególnie na naszą ligę, ale na skrzydle się męczy. Zdecydowanie więcej pożytku, przez 90 minut, byłoby z niego w środku. Zresztą schodził za Ljuboję często do środka i od razu było więcej wiatru.


- Kolejny dobry mecz Mirosłava Radovicia. Wydaje się, że „Rado” wraca do formy, zaczyna brać ciężar gry na siebie. Jeszcze żeby tylko poprawił celownik… Czuję, że w kolejnych meczach będzie jeszcze lepiej.


- Kapitan Michał Żewłakow usiadł na ławce. Podobno z powodu kłopotów rodzinnych, dostał wolne od Jana Urbana. Kiepski sezon ma „Żewłak” – pora na Marko Sulera?


- Legia wygrała ze słabą, niepoukładaną, grającą bez koncepcji Wisłą. Wygrała zasłużenie, ale nie zagrała porywająco. Przy drugiej bramce dużo było przypadku, poczynając od podania Jakuba Rzeźniczaka, przez zbicie głową Jorge Salinasa, na podaniu Janusza Gola kończąc. Strzał Koseckiego już za to nieprzypadkowy. 

Polecamy

Komentarze (202)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.