Luquinhas
fot. Marcin Szymczyk

Legia mistrz 2021! Oni zdobyli tytuł

Redaktor Maciej ZiółkowskiRedaktor Piotr Gawroński

Maciej Ziółkowski, Piotr Gawroński

Źródło: Legia.Net

28.04.2021 21:01

(akt. 30.04.2021 17:45)

Potwierdziło się to, co zbliżało się wielkimi krokami od dłuższego czasu. Legia obroniła mistrzostwo Polski w sezonie 2020/21. Stołeczny klub stopniowo się rozkręcał, miał imponującą serię meczów bez porażki w lidze. W sukcesie w ekstraklasie uczestniczyło łącznie 31 piłkarzy. Tylu zawodników pojawiło się na murawie w bieżących rozgrywkach ligowych przynajmniej przez minutę.

Artur Boruc (24 mecze) – Pokazał, że wiek to tylko liczba. Był ostoją defensywy, którą niejednokrotnie kierował z bramki. Potrafił wznieść się na wyżyny możliwości w trudnych momentach, najlepszym przykładem jest wygrany mecz z Lechem Poznań (2:1) przy Łazienkowskiej. Legia wygrała w ostatnich minutach, ale było to możliwe dzięki naszemu golkiperowi. W ostatnich meczach rzadko traci gole. Nawet gdy ma niewiele roboty, widać jego pełne zaangażowanie i skupienie, nie odpuszcza. Jest bardzo pewną postacią drużyny, również w szatni. Niedługo kończy się jego kontrakt, czekamy na dobre rozwiązanie całej historii.

Cezary Miszta (4 mecze) – Sprawił sobie prezent tuż po 19. urodzinach - zadebiutował w „jedynce” W przerwie meczu z Wartą Poznań (3:0) Artur Boruc zgłosił ból ścięgna Achillesa. Miszta wskoczył do bramki i nie było widać, że debiutuje. W drugim spotkaniu w lidze, z Cracovią (1:0), również zachował czyste konto. Wiosną też otrzymał dwie szanse w ekstraklasie. Zastąpił kontuzjowanego Boruca w grach z Jagiellonią (1:1) i Wisłą Płock (5:2). W Białymstoku sprokurował rzut karny, który został wykorzystany przez rywala, w ostatnim czasie wspomagał rezerwy. To wielki talent. Trenerzy Legii bardzo cenią sobie jego umiejętności i uważają, że to jeden z najzdolniejszych bramkarzy młodego pokolenia w kraju. Pozostaje trzymać kciuki, że będzie dalej się rozwijał.

Artur Boruc

Artur Jędrzejczyk (24 mecze) – Przez większą cześć rundy jesiennej był ostoją defensywy i pewnym punktem zespołu, ale pod koniec tamtego roku miał wyraźny spadek formy i rywale potrafili z tego skorzystać. Zaczął dobrze - od asysty na inaugurację ligi z Rakowem, niezłej postawy z Cracovią, Pogonią czy Lechią Gdańsk. Dobrze zagrał przeciwko Warcie i Lechowi. Ale były też te gorsze mecze - miał udział przy golach dla Omonii, trafieniu dla Śląska Wrocław i Piasta Gliwice. Ale najgorsze były dwie ostatnie gry w 2020 roku: z Wisłą w Krakowie, gdy skórę ratował mu Artur Boruc, i - przede wszystkim - ze Stalą Mielec, gdy dwukrotnie faulował w polu karnym. Po przerwie zimowej nie popełniał już praktycznie żadnych błędów. Po pauzie za nadmiar żółtych kartek grał w każdym meczu bardzo dobrze. Był bardzo pewny, skoncentrowany. Na początku marca doznał kontuzji, przez co nie zagrał ze Śląskiem i Wartą. Później ponownie wskoczył do składu i spisywał się praktycznie bez zarzutu. Ma za sobą solidne występy z Zagłębiem, Pogonią, Lechem (jeden z najlepszych na boisku) i Piastem (najpewniejszy spośród wszystkich obrońców), nieco gorzej było w grze z Cracovią (dwa poważne błędy). Do jego zalet należy spore doświadczenie, wygrywanie pojedynków w powietrzu oraz umiejętność ustawiania się. Wielu rywali nie miało z nim większych szans przy grze w kontakcie. Jak to się kiedyś przyjęło - Jest Jędza, są wyniczki". No i po raz kolejny się to potwierdziło. Legia obroniła tytuł, a 33-latek wywalczył szóste mistrzostwo kraju.

Mateusz Wieteska (15 meczów, 1 gol) – Miał bardzo pechowy początek sezonu. Rozpoczynał pierwsze sierpniowe mecze, ale na najważniejszy z nich przeciwko Omonii (0:2) usiadł na ławce. Wszedł na murawę po czerwonej kartce Igora Lewczuka, niestety sam doznał kontuzji w dogrywce. Po rehabilitacji wrócił na wygrany mecz z Dritą (2:0) i usiadł na ławce przeciwko Karabachowi (0:3). Wyszedł w podstawowym składzie w Superpucharze z Cracovią i… w 23. minucie zszedł z kontuzją. Do treningów powrócił trzy tygodnie później. Od tego momentu ze zdrowiem było tylko lepiej. Na dobre do podstawowej jedenastki wszedł od meczu z Wisłą Kraków (1:2). Zdarzały mu się błędy, jak przeciwko Stali (2:3), ale rósł z każdym kolejnym spotkaniem. Trener Czesław Michniewicz obdarzył go sporym zaufaniem, w końcu zna go bardzo dobrze z kadry U-21. „Wietes” odwdzięcza się, zagrał m.in. bardzo dobry mecz przeciwko Śląskowi we Wrocławiu (1:0), strzelił gola przeciwko Pogoni (4:2). Ostatnie tygodnie to regularna forma, pewność i potwierdzenie swojego miejsca w podstawowym składzie. Obecnie mało kto wyobraża sobie linię obrony bez Wieteski, co jeszcze pod koniec roku byłoby zdecydowanie na wyrost.

Igor Lewczuk (10 meczów) – Jesienią był dość pewny, nieustępliwy i skuteczny w pojedynkach z przeciwnikami. Kapitalnie czuł się w grze w kontakcie, nieco gorzej było z wyprowadzaniem piłki. Nie cofał nogi ani głowy i dwa razy dość poważnie ucierpiał po zderzeniach z rywalami. W meczu z Rakowem zderzył się z Vladislavsem Gutkovskisem. W przerwie opuścił boisko, pojechał do szpitala, a tam na głowie założono mu dziesięć szwów. Przeciwko Omonii miał podejrzenie wstrząśnienia mózgu, a mimo to zdecydował się na pozostanie na murawie. Nie dokończył rywalizacji z powodu drugiej żółtej, a w konsekwencji czerwonej kartki (dodajmy, że niezasłużonej). Miał za sobą solidne występy ze Śląskiem, Cracovią (grał niczym profesor) czy Pogonią. Nieźle zaprezentował się też przeciwko Lechii Gdańsk i dwóm klubom z Poznania: Warcie oraz Lechowi. Czasem faulował zbyt często, ale przy tak kontaktowym stylu gry jest po prostu takie ryzyko. W tym roku rozegrał jednak raptem jeden mecz o stawkę w 2021 roku, w pierwszym zespole – z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Nie był to dla niego udany występ (popełnił kilka zaskakujących błędów, maczał palce przy straconym golu). Parę dni później doznał kontuzji, która wyeliminowała go z gry na półtora miesiąca. Gdy wrócił do zdrowia, to dwukrotnie zagrał w rezerwach. Niestety, ostatnio też zmagał się z urazem.

William Remy (3 mecze) – Francuz spędził jesienią znacznie więcej czasu na truchtaniu wokół boiska niż grze na nim. W rundzie jesiennej zagrał w trzech meczach w pełnym wymiarze czasowym: z Jagiellonią, Wisłą Płock i Górnikiem Zabrze - i nie były to występy dobre. Potem doznał kontuzji. Stopniowo wracał do zdrowia, na treningach prezentował się coraz lepiej i być może dostałby szansę, ale... pod koniec października internet obiegły zdjęcia z domowej imprezy, w której uczestniczył. Zdarzenie znacząco zaważyło na jego dalszych losach w Legii. Został odsunięty od drużyny, potem… truchtał wokół murawy, a pod koniec tamtego roku rozwiązał kontrakt z warszawskim klubem.

Paweł Stolarski (4 mecze) – W pierwszej części sezonu nie pograł zbyt wiele. Pokazał się z niezłej strony w spotkaniu z Jagiellonią. Nieco gorzej spisał się z Wisłą w Płocku. Miał bardzo słabą pierwszą połowę przeciwko Górnikowi Zabrze. Po przerwie było nieco lepiej - starał się szukać podań na wolne pole do Pawła Wszołka. W ten sposób zainicjował akcję bramkową. Mocno pracował na treningach, aby zmienić sytuację i grać więcej, lecz miał silną konkurencję. Przegrywał rywalizację z Josipem Juranoviciem. A wobec tego, że w kadrze był też Marko Vesović, który wracał do zdrowia, to „Stolar” postanowił zmienić klub. Chwilę po ostatnim meczu w 2020 roku trafił do Pogoni Szczecin. 

Mateusz Hołownia (6 meczów) – Rozpoczął sezon ligowy od meczu z Jagiellonią, który nie do końca mu wyszedł. Nie mógł znaleźć miejsca dla siebie będąc ustawionym nieco wyżej niż zwykle. Później długo zmagał się z kontuzją zwyrodnienia kości łonowej. Wrócił do zajęć w listopadzie, ale ani razu nie pojawił się na murawie w pierwszym zespole. Sytuacja uległa zmianie po przerwie zimowej. Wskoczył do składu na mecze z Podbeskidziem (środek obrony) z Rakowem Częstochowa (półlewy stoper).  To właśnie po porażce w Bielsku-Białej trener Legii przeszedł do ustawienia z trójką obrońców z tyłu. Dla „Hołka” znalazło się miejsce po lewej stronie bloku obronnego. Legionista nie ustrzegł się pomyłek, choć po przerwie grał naprawdę dobrze. Mimo wszystko, od tamtej pory siedział na ławce. Podniósł się z niej w grze z Zagłębiem Lubin (wbiegł na murawę w końcówce meczu), a w dwóch ostatnich spotkaniach: z Piastem i Lechią rozegrał po 90 minut. Otrzymał szansę ze względu na uraz Pawła Wszołka, lecz w Gliwicach spisał się na tyle dobrze, że utrzymał miejsce w składzie na rywalizację w Gdańsku. Przeciwko lechistom nie zaprezentował się zbyt dobrze, miał parę błędów, ale – jak przyznał tuż po meczu – ciągle uczy się gry w nowym miejscu na murawie.

Artem Szabanow (7 meczów) – W lutym został wypożyczony z Dynama Kijów do Legii. Zadebiutował dość szybko, bo w spotkaniu z Wisłą Płock (5:2), zastępując w przerwie Pawła Wszołka. Po zmianie stron Legia zdobyła jeszcze dwie bramki i wygrała pewnie 5:2. Po wejściu Ukraińca, w szeregach obronnych zrobiło się spokojniej. W spotkaniu z Górnikiem miał najwięcej wygranych pojedynków z rywalami i najwięcej odbiorów. Przeciwko Śląskowi jako jeden z obrońców nie popełnił żadnych błędów. W rywalizacji z Wartą Poznań zagrał dobrze. W Lubinie z Zagłębiem również - przy pierwszym golu Pekharta, to on wykonał dokładne podanie do Juranovicia z własnej połowy. W kluczowym meczu z Pogonią Szczecin, spowodował niepotrzebny rzut karny. W niegroźnej sytuacji pchnął rywala i dał pretekst sędziemu do podyktowania „jedenastki”. Nie dokończył gry z Lechem z powodu kontuzji, która wykluczyła go do końca rozgrywek. Niebawem przyjedzie do Warszawy, odbierze złoty medal, ale na dłużej raczej nie zostanie.  

Josip Juranović (23 mecze, 1 gol) – Bardzo, bardzo dobry sezon w wykonaniu Chorwata. Z początku do siebie nie przekonywał, wyglądał na zagubionego. Punktem zwrotnym był dla niego domowy mecz ze Śląskiem Wrocław (2:1), w którym strzelił fantastycznego gola po uderzeniu z lewej nogi, zza pola karnego. Potem zaczął otrzymywać powołania do reprezentacji wicemistrzów świata – Chorwacji, w której również dostał sporo szans. Znacząco przyczynił się do zwycięstw z klubami z Krakowa: Cracovią (1:0) oraz Wisłą (2:1). W obu tych spotkaniach miał asysty przy bramkach. Z przodu potrafi zrobić różnicę szybkością i dośrodkowaniem w pole karne. W przekroju rundy jesiennej stopniowo się zmieniał z zawodnika zbyt ospałego i elektrycznego, w pewnego siebie i skutecznie podłączającego się do ofensywy, co potwierdził wiosną. Po zmianie systemu nie zatrzymał się. Obiecująco radził sobie na wahadle, czasami grał też jako półprawy stoper w trójosobowym klub obronnym. Chyba każdy by chciał, żeby 25-latek grał w Legii jak najdłużej.

Filip Mladenović (26 meczów, 7 bramek) – Czołowy piłkarz Legii, który dołożył kolosalną cegłę do mistrzostwa. Kandydat do tytułu najlepszego zawodnika sezonu. Na początku rozgrywek zarzucano mu błędy w obronie, brak asekuracji, jednak wszystko wyszło na prostą. Pomogła mu zmiana pozycji na wahadłowego, tam pokazuje pełnię umiejętności. Najlepsza lewa noga w lidze. Dośrodkowaniami potrafi obsłużyć każdego, najwięcej korzysta na tym Tomas Pekhart. Podczas meczów przebiega wiele kilometrów, króluje na swojej stronie. Zaczął częściej wbiegać w pole karne i nierzadko kończyło się to golami dla Legii. Siedem strzelonych goli i sześć asyst w lidze. Doskonałe statystyki jak na swoją pozycję. To Serb podawał do Lopesa przy decydującym trafieniu z Lechem Poznań (2:1). Dwa razy popisał się podwójną zdobyczą bramkową, przeciwko Warcie Poznań (3:2) oraz Wiśle Płock (5:2). „Mladen” ma niepodważalne miejsce w składzie, gra we wszystkich meczach, zaczął grać w kadrze. Warto znaleźć godnego zmiennika dla wahadłowego Legii.

Mateusz Cholewiak (3 mecze) – To nie był jego sezon. W pierwszej części rozgrywek nie trenował, leczył uraz. Później błysnął - jego gol dał awans do 1/8 finału Pucharu Polski. W lidze rozegrał trzy mecze, wszystkie w grudniu, po wejściach z ławki. Od marca dość regularnie wspomagał drugi zespół. Może grać na lewej obronie, obu skrzydłach skrzydłach i w ataku - a to daje szkoleniowcom więcej opcji przy ustalaniu składu i zmianach w trakcie spotkania. Jest bardzo pracowity, silny fizycznie, szybki, mocno stoi na nogach. Kończy mu się kontrakt z Legią, który najprawdopodobniej nie zostanie przedłużony.

Luis Rocha (2 mecze) - W rundzie jesiennej  pełnił rolę rezerwowego. W lidze zbyt wiele się nie nagrał - wystąpił w pierwszych dwóch kolejkach (56 minut z Rakowem i 83 - z Jagiellonią). Od tamtego momentu siedział na ławce, a także trzy razy wspomógł drugi zespół. Nie poleciał na zgrupowanie do Zjednoczonych  Emiratów Arabskich. W tym czasie trenował z rezerwami, a w lutym trafił do Cracovii.

Filip Mladenović

Bartosz Kapustka (22 mecze, 3 gole) – Na starcie się budował i potrzebował czasu na znalezienie się w lepszej formie. Z początku grał na skrzydle, gdzie nie pokazał wielu walorów. Zaczął być widoczny, gdy szkoleniowcem Legii został Czesław Michniewicz, który zdecydował się go przestawić na środek, co okazało się dobrą decyzją. Zawodnik rósł z każdym meczem, ale w październiku został zatrzymany przez koronawirusa. Punkt kulminacyjny? Mecz z Piastem Gliwice (2:2), w którym zdobył pierwszą bramkę w barwach „Wojskowych”. W grudniu leczył uraz. Na początku roku Legia zmieniła ustawienie, w którym Kapustka pełnił rolę fałszywej „dziesiątki”. Grał jak z nut, zwłaszcza na przełomie lutego i marca. W czterech ligowych meczach z rzędu strzelił dwa gole i miał trzy asysty. Był jednym z najważniejszych piłkarzy na boisku. Po grze z Pogonią (4:2) nieco zwolnił obroty, ale to ambitny, charakterny zawodnik, który chciał grać jak najwięcej. Solidny sezon w jego wykonaniu.

Michał Karbownik (8 meczów) – W poprzednich rozgrywkach zrobił furorę po lewej stronie defensywy. Obecny sezon zaczął od gry na prawej obronie, a w październiku zadebiutował w reprezentacji Polski. Po przyjściu trenera Czesława Michniewicza przeniósł się na pozycję środkowego pomocnika, a więc tam, gdzie grał przed debiutem w ekstraklasie. Bardzo dobrze zaprezentował się w meczach z Zagłębiem Lubin i Śląskiem Wrocław. Na początku listopada został przyhamowany przez koronawirusa. Wrócił do treningów po trzech tygodniach, zagrał przeciwko Piastowi, pokazał się z niezłej strony w spotkaniu z Lechią. Potem wypadł ponownie (uraz przeciążeniowy) i nie zagrał już do końca roku, a w styczniu jego wypożyczenie z Brighton do Legii zostało skrócone.

Luquinhas (24 mecze, 3 gole) – Skarb drużyny. Według piłkarzy Legii, Brazylijczyk przerasta umiejętnościami naszą ligę. Całe szczęście, podpisał nowy kontrakt i chce pozostać w Warszawie. Jest najczęściej faulowanym graczem w ekstraklasie, nic w tym dziwnego. Niesamowicie szybki z piłką, zaawansowany technicznie, najlepszy drybler, wręcz nieuchwytny. Dodał do tego większą skuteczność pod bramką rywali. Strzelił ważnego gola z Rakowem (2:0). Zdobył dwie bramki przeciwko Wiśle Płock (5:2), co udało mu się pierwszy raz w profesjonalnej karierze. Co okienko transferowe Brazylijczyka kuszą bogate kluby ze wschodu, lecz jest on graczem zbyt ambitnym na taki ruch. W ostatnich meczach lekko przygasł, ale miejmy nadzieję, że to efekt zbierania sił na przyszłe eliminacje Ligi Mistrzów. Tam będzie musiał potwierdzić swoją klasę.

Walerian Gwilia (18 meczów) - Miał bajeczny poprzedni sezon. Obecne rozgrywki już takie nie były. Przede wszystkim, brakowało mu statystyk. Do tej pory miał raptem jedną asystę w 18 meczach ligowych.  Zaczął ligę w podstawowym składzie, potem w trzech meczach z rzędu wchodził z ławki rezerwowych, a później wrócił do wyjściowej "jedenastki", aż doznał urazu. Przebłyski formy były widoczne w meczu z Zagłębiem, gdzie był ustawiony w środku pola – czyli tam, gdzie czuje się najlepiej. Jeszcze lepiej zagrał przeciwko Śląskowi (2:1). Mniej efektywnie było w jesiennych meczach z Pogonią czy z Lechem. Później ominął sześć ligowych spotkań z rzędu – z powodu kontuzji i kwarantanny. W tym roku dziewięć razy wystąpił w ekstraklasie, w tym dwukrotnie w wyjściowym składzie. Prezentował się poprawnie: nie popełniał większych błędów, ale też i za bardzo nie zachwycił. To jednak bardzo dobry zawodnik, który chce pomagać drużynie jak najwięcej. Można go wyróżnić za szukanie gry na jeden kontakt, wbieganie w pole karne w wielu akcjach ofensywnych. Potrafił świetnie podać, ale pod warunkiem, że dostał piłkę przodem do bramki i miał trochę miejsca. Gdy otrzymywał futbolówkę będąc tyłem do bramki, to przeważnie oddawał ją do tyłu. Niebawem dowiemy się czy zostanie w Legii na dłużej.

Paweł Wszołek (22 mecze, 3 bramki) – Zaczynał sezon na skrzydle, kończy jako wahadłowy. Przesłanki, że może dać sobie radę na nowej pozycji dał już w Dubaju. Czesław Michniewicz nie ukrywał, że jest zadowolony z postawy „Wszołiego”. Trener mówił, że widzi go bliżej linii obrony. Już w pierwszym meczu w nowym ustawieniu miał asystę przy bramce Luquinhasa. Był bohaterem przeciwko Śląskowi (1:0). Po rajdzie prawą stroną dokończył dzieła i dał ważną wygraną drużynie. Kolejkę później trafił z Wartą (3:2). W pierwszej fazie sezonu zarzucano mu za małą skuteczność, za małą pazerność na zdobycie bramki. Wszołek częściej asystował. Po kościach rozeszła się afera w przerwie meczu z Wisłą Płock. Obecnie przegrywa rywalizację o miejsce w składzie z Juranoviciem. Byłemu reprezentantowi Polski w czerwcu kończy się kontrakt, ma kilka ofert z zagranicy. Jego przyszłość powinna się wkrótce wyjaśnić.

Andre Martins (24 mecze) – Profesor. Tempomat linii pomocy. Razem z Bartoszem Sliszem doskonale się uzupełniają. Nie rozegrał kilku spotkań na początku sezonu, ale potem był pewnym punktem zespołu. Tworzy wiele akcji, często jego zagrania są zalążkiem groźnych sytuacji. Miał asysty w meczu z Zagłębiem (4:0) oraz Pogonią (4:2), ale nie liczby są najważniejsze w jego przypadku. Robi wiele czarnej roboty, oglądanie go to przyjemność. Miewa wahania formy, lecz w obecnym sezonie wygląda to już lepiej. Portugalczyk czuje się w Legii świetnie i chce zostać na dłużej.

Domagoj Antolić (8 meczów) – Był jednym z architektów mistrzostwa Polski w poprzednim sezonie. Został wybrany pomocnikiem sezonu w ekstraklasie. Obecny sezon również zaczął od występów w podstawowym składzie. Do momentu zwolnienia trenera Aleksandara Vukovicia, grał w każdym meczu. Jego sytuacja zmieniła się, gdy szkoleniowcem został Czesław Michniewicz. Trener wolał stawiać na piłkarzy, których będzie miał do dyspozycji po nowym roku. Nowy kontrakt z "Antolą" był już ustalony, ale rozmowy o podpisaniu zostały odłożone w czasie, do zakończenia rywalizacji w eliminacjach europejskich pucharów. Ostatecznie, umowa nie została podpisana. Na początku listopada Chorwat rozegrał cały mecz z Wartą Poznań, ale potem zakaził się koronawirusem. Do końca roku pokazał się już tylko raz. W połowie grudnia zasygnalizował uraz pleców, przez co brakowało go w kadrze na spotkania z Wisłą i Stalą. W styczniu związał się z Damac FC, zespołem z Arabii Saudyjskiej.

Jakub Kisiel (2 mecze) – Zadebiutował dzień po osiągnięciu pełnoletniości. Później otrzymał drugą szansę w lidze. Przyszłość klubu. Obiecujący środkowy pomocnik, który trenuje z „jedynką” i ogrywa się w III-ligowych rezerwach. Trener Michniewicz przyznał, że będzie kiedyś środkowym obrońcą na miarę młodzieżowej reprezentacji Polski. Widać u niego olbrzymi postęp od styczniowego obozu w Dubaju.

Joel Valencia (8 meczów) – Spodziewano się po nim znacznie więcej, ale w żadnym meczu nie zachwycił. Zwykle grał po prostu słabo, był jakby obok, miewał jedynie pojedyncze przebłyski. Nawet nie zbliżył się do formy z mistrzowskiego sezonu w Piaście. Nie podbił Championship - i po występach przy Łazienkowskiej wyjaśniło się, dlaczego tak się stało. Nie dawał z siebie wszystkiego, irytował zwłaszcza w dwóch sytuacjach: w meczu z Lechem (nie pobiegł za Czerwińskim) i Wisłą Kraków (Żukow zbyt łatwo uporał się z nim w bocznym sektorze - po chwili padł gol dla rywali. Wydawało się, że sytuacja zmieni się po obozie w Dubaju, gdzie Ekwadorczyk prezentował się bardzo obiecująco. Niestety, w grach o stawkę tego nie udowodnił. W tym roku wystąpił tylko raz, w pierwszym spotkaniu po przerwie zimowej (w Bielsku-Białej). Od tamtej pory zmagał się z urazami – większymi lub mniejszymi. Odbierze złoty medal za drugie mistrzostwo Polski, weźmie udział w celebracji tytułu, a po sezonie opuści Warszawę.  

Bartosz Slisz (25 meczów, 2 gole) – Odkurzacz. Wiele razy „czyścił” akcje przeciwników, jest nieustępliwym walczakiem. Wykonuje czarną robotę, ma sporo przechwytów i niezły strzał z dystansu, wspiera obrońców. Niektórzy mogą nie zauważać jego pracy, ze względu na miejsce na murawie, ale młodzieżowiec jest bardzo ważnym punktem zespołu. W ostatnim meczu ligowym przeciwko Lechii (1:0) zagrał doskonale. Miał 99 procent celnych podań, był bezbłędny w odbiorze piłki, ale i rozprowadzaniu akcji ofensywnych. Przy takiej grze udowadnia, że ma przed sobą świetlaną przyszłość. Zobaczymy na jak długo w Legii.

Kacper Skibicki (5 meczów, 1 gol) - Na początku sezonu był rezerwowym rezerw. Ważnym momentem okazał się dla niego występ z Ursusem Warszawa. Zdobył bramkę na wagę trzech punktów, którą na żywo oglądał trener Michniewicz. Na początku listopada został zgłoszony do ekstraklasy i powołany do na mecz z Lechem Poznań. Nie mógł się chyba lepiej wprowadzić do pierwszej drużyny, i ogólnie do polskiej ligi. Wbiegł na murawę w drugiej połowie. Znakomicie wybiegł do podania Wszołka, uderzył nie do obrony i Legia wyrównała. Widać było, że bramka nie tylko sprawiła mu mnóstwo radości, ale i zachęciła do dalszej dobrej gry.  Gra 19-latka nie umknęła uwadze Macieja Stolarczyka, który powołał go do reprezentacji Polski U-21. Okazało się jednak, że "Skiba" otrzymał pozytywny wynik testu na obecność koronawirusa i opuścił zgrupowanie. Pod koniec roku ponownie otrzymał szansę w lidze. Pojawił się na murawie w meczu z Wisłą w Krakowie i od niego zaczęła się akcja, która przyniosła „Wojskowym” zwycięską bramkę. W rywalizacji ze Stalą Mielec po raz pierwszy wystąpił w podstawowym składzie. W rundzie wiosennej dwukrotnie zagrał w ekstraklasie: z Wisłą Płock i Cracovią. To ciekawy skrzydłowy, z niekonwencjonalnymi zagraniami, którego warto obserwować.

Ernest Muci (3 mecze) - Transfer Albańczyka do Legii przyjęto z dużym entuzjazmem. Nieprzypadkowo został on nazwany przez trenera "Messim" - ze względu na cechy, które mają piłkarze z wysokiej półki. Ale, jak na razie, Albańczyk zbyt wiele nie pograł. Wystąpił w trzech meczach ligowych. Zadebiutował najszybciej, jak to było możliwe – wbiegł na murawę tuż po przerwie, w meczu z Górnikiem w Zabrzu (2:1). Potem zagrał przez kilkanaście minut w Lubinie, a niedawno otrzymał szansę w domowej grze z Cracovią (piłka po jego zablokowanym strzale trafiła w poprzeczkę). Zawodnik z potencjałem, lecz – jak mówił trener Michniewicz – musi być bardzo cierpliwy i czekać na szansę.

Luquinhas

Jose Kante (4 mecze) – Wystąpił w pierwszych czterech kolejkach. Trener Aleksandar Vuković próbował go wkomponować do gry z Pekhartem, ale nie zdążył tego zrobić. Kante zmagał się z urazami, przez które stracił praktycznie większość rundy jesiennej. Co wracał do treningów, to po chwili ponownie trafiał w ręce fizjoterapeutów i lekarzy. Nie pojechał na obóz do Dubaju, bo miał związać się z chińskim klubem, ale temat tego transferu upadł. W lutym rozwiązał kontrakt z Legią i wzmocnił Kajrat Ałmaty.

Kacper Kostorz (5 meczów, 1 gol) –  Na początku sezonu wrócił do Legii z wypożyczenia do Miedzi Legnica, ale potem zniknął między wrześniem a listopadem. Powodem była mononukleoza. Po powrocie do zdrowia palił się do gry i treningów. Strzelił dwa gole w drugim zespole, ale wkrótce znów przestał pojawiać się na treningach. Przyczyną była tragedia rodzinna - Kacprowi zmarł tata, z którym był bardzo związany. Piłkarz mocno to przeżył. Pojechał na obóz w Dubaju, gdzie budował formę fizyczną i piłkarską na drugą część rozgrywek. Pierwszą szansę o stawkę, w 2021 roku, otrzymał w końcówce ligowego meczu z Wisłą Płock (5:2), w którym miał asystę. Później pokazał się z kapitalnej strony w grze z Górnikiem w Zabrzu (2:1). W 82. minucie otrzymał prostopadłe podanie od Luquinhasa, wbiegł w pole karne z lewej strony, minął rywala i umieścił piłkę w siatce. Było to trafienie na wagę zwycięstwa i jednocześnie jego pierwszy gol w Legii. W kwietniu zmagał się z urazem stawu skokowego. Zaleczył kontuzję, ale jeszcze przed meczem z Piastem (1:0) ponownie naruszył okolice kostki. Zagrał w Gliwicach, miał świetne sytuacje, nie wykorzystał ich, a teraz musi się wyleczyć.

Szymon Włodarczyk (2 mecze) – W rundzie jesiennej nie zagrał w „jedynce”, ale być może stałoby się to, gdyby nie kontuzja przed rywalizacją z Widzewem Łódź w Pucharze Polski. W drugiej części sezonu dwukrotnie zagrał w ekstraklasie. W meczu z Wisłą Płock wbiegł na murawę w końcówce, a w wyjazdowym spotkaniu ze Śląskiem Wrocław pojawił się w podstawowym składzie. Łapie rytm meczowy w drugiej drużynie (12 bramek w 18 grach). To utalentowany napastnik, z bardzo dobrym instynktem strzeleckim, z niezłymi parametrami motorycznymi i dużą inteligencją boiskową.

Tomas Pekhart (24 mecze, 22 gole) – Niezawodny czeski wieżowiec, który wielkimi krokami zbliża się po wygranie klasyfikacji strzelców. Wiele jego trafień zapewniło Legii cenne punkty. To napastnik, który w dużej mierze żyje z podań, czeka na dobre dośrodkowania na głowę. Trzeba jednak zaznaczyć, że Czech potrafi się ustawić, a piłka „szuka go” w polu karnym. Legia coraz lepiej „uczyła się” gry z Pekhartem, i na odwrót, o czym wspominał też trener Michniewicz. Po 12 kolejkach miał na koncie 10 trafień. W tej dekadzie zaledwie trzech zawodników (Artjoms Rudniews, Igor Angulo i Nemanja Nikolić) potrzebowało mniej spotkań do uzbierania tylu goli. Snajper rozwinął się przy Łazienkowskiej i jest graczem idealnie skrojonym pod ekstraklasę. Największy popis umiejętności i instynktu strzeleckiego pokazał przeciwko Zagłębiu Lubin (4:0). Czech zdobył wszystkie cztery bramki. Strzelił po dwa gole przeciwko Pogoni (4:2), Wiśle Kraków (2:1), Zagłębiu w pierwszej połowie sezonu (2:1) oraz na początku rozgrywek z Rakowem (2:1).

Rafael Lopes (17 meczów, 3 bramki) – Z początku miał problemy zdrowotne, a w pierwszych spotkaniach nie pokazywał niczego szczególnego. Z czasem się to zmieniło - można powiedzieć, że został specjalistą od ważnych goli dla Legii. Jego trafienia w lidze (trzy) ustalały wynik i zapewniały jednocześnie zwycięstwo lub podwyższały prowadzenie. W domowym meczu z Lechem zdobył bramkę na wagę trzech punktów. W rywalizacji z Lechią przypieczętował zwycięstwo, a w niedawnej grze z Piastem w Gliwicach strzelił jedynego gola. Portugalczyk stał się dżokerem i zadaniowcem, który zaczął do siebie przekonywać. 

Maciej Rosołek (8 meczów) – W pierwszej ligowej grze miał asystę. Wkrótce otrzymał pierwsze powołanie do młodzieżowej reprezentacji Polski i zadebiutował pod wodzą obecnego trenera Legii, Czesława Michniewicza. Ze względu na kłopoty kadrowe w klubie, był z konieczności ustawiany na boku pomocy i radził sobie tam ze zmiennym szczęściem. Najwięcej czasu dostał w wygranym spotkaniu z Lechem, który w podstawowej jedenastce - jako wysunięty napastnik. Rozegrał wtedy bezbarwne 60 minut. Z czasem zasiadł na ławce i stał się zmiennikiem. Od końca listopada rozegrał raptem 17 minut, w meczu ze Stalą Mielec (2:3). Później został wypożyczony do I-ligowej Arki Gdynia. Był to dobry ruch, bo młodzieżowiec gra regularnie i - na tę chwilę - zdobył pięć bramek.

Tomas Pekhart

Legia mistrz 2021. Co wiesz o poprzednich mistrzostwach?

1/15 Pierwszy tytuł mistrzowski Legia zdobyła 20 listopada 1955, na boisku Stali (obecnego Zagłębia) Sosnowiec. W decydującym meczu zremisowała na wyjeździe 1:1, choć gospodarze, będąc pewni swego, zaprosili wszystkich prominentnych działaczy i zorganizowali fetę. Kto popsuł im plany strzelając gola na 1:1?

Polecamy

Komentarze (27)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.