Domyślne zdjęcie Legia.Net

Legia - nad i pod kreską

Marcin Szymczyk

Źródło: Gazeta Wyborcza

13.12.2007 22:36

(akt. 21.12.2018 13:49)

Największy postęp? Jakub Rzeźniczak - stwierdził trener Legii <b>Jan Urban</b>. Młody obrońca to jeden z większych pozytywów rundy jesiennej. Rundy udanej dla warszawskiego zespołu. Ale nie dla każdego z piłkarzy z osobna. Piłkarze Legii w 15 meczach rundy jesiennej zdobyli 31 punktów. Po 17 kolejkach (ponieważ jeszcze w tym roku rozegrano dwa spotkania z wiosny) aż 37 - najwięcej od 1996 roku. Gdyby nie kapitalna postawa Wisły Kraków, przy Łazienkowskiej dla drużyny byłyby same superlatywy.
Wielki plus to powracający z zagranicy trener Urban. Nie tylko wprowadził świetną atmosferę wewnątrz drużyny i wokół klubu, ale miał też kilka świetnych pomysłów poprawiających jakość gry zespołu. Główne to dogadanie się z Brazylijczykami, z przesunięciem z lewego skrzydła na środek Rogera oraz Edsona z obrony do drugiej linii. Także przesunięcie Rzeźniczaka ze środka na prawą obronę. Były też inne pomysły, jak gra z jednym napastnikiem, co wcale nie wpłynęło źle na styl ofensywny. A jak szanse jesienią wykorzystali piłkarze? W rozmaitym stopniu. Jedni spisali się nad, inni pod kreską. Niektórzy zgodnie z możliwościami i oczekiwaniami. Nad kreskąRoger Guerreiro, Edson da Silva, Inaki Astiz, Takesure Chinyama, Aleksandar Vuković, Jakub Rzeźniczak, Tomasz Kiełbowicz, Jan Mucha Roger został uznany za najlepszego obcokrajowca całej polskiej ligi. Zaskakiwał niekonwencjonalnymi zagraniami, wyrastał nad resztę. Jedyne, co można mu zarzucić, to to, że strzelał za mało bramek (wyrazy współczucia z powodu śmierci ojca). Edsona jesienią już miało w drużynie nie być. Pod koniec poprzedniego sezonu stroił fochy, ukarano go rekordową grzywną w wysokości 100 tys. zł. Miał odejść, ale Urban z nim się dogadał i teraz Brazylijczykowi niespieszno (nie licząc przerw urlopowych) opuszczać Warszawę. Jego syn trenuje w Młodych Wilkach, Edson zamierza wypełnić wygasającą dopiero na koniec 2008 roku umowę. Sprowadzenie Astiza było niewiadomą. Gdyby Hiszpan się nie sprawdził, głośno byłoby o tym, że Urban (a pewnie i dyrektor sportowy Mirosław Trzeciak, ponieważ obaj do Legii przylecieli z Hiszpanii) zatrudniają graczy po znajomości (tak byłoby także z asystentem Urbana - José Antonio Vicuną). Tymczasem kapitan rezerw Osasuny Pampeluna okazał się jednym z najlepszych stoperów Orange Ekstraklasy. A jesień miałby jeszcze bardziej udaną, gdyby w końcówce nie prześladowała go kontuzja kolana. Chinyama strzelił dla Legii pierwszego gola sezonu. Potem jednak długo mówiło się głównie o tym, jak bardzo jest nieskuteczny, jak bardzo gra egoistycznie i o tym, że Legia dobrze go nie przebadała i wersja o jego kłopotach z sercem jest jak najbardziej prawdziwa. Tymczasem napastnik z Zimbabwe miał wspaniałą końcówkę rundy. Strzelił pięć kolejnych bramek zespołu. Trafił cztery razy w trzech ostatnich meczach ligowych. Wytrzymywał na boisku 90 minut (co spowodowało, że wersja o chorobie ostatecznie umarła). Posadził też na ławce rezerwowych mającego reprezentacyjne aspiracje Bartłomieja Grzelaka. Zimą klub chciałby sprowadzić napastnika, ale gdyby Chinyama utrzymał taką dyspozycję, to można by nawet obyć się bez takiego wzmocnienia. Takesure uczy się szybko, ale jest do Legii tylko wypożyczony. Jednak do końca sezonu, więc na razie na pewno zostanie. Jakub Rzeźniczak zaczynał jako ostatni w kolejce do gry w defensywie, przewidywany był raczej na Młodą Ekstraklasę. Ale kiedy pojawiły się kontuzje w zespole, Urban znalazł mu najwłaściwszą pozycję. Przy jego warunkach fizycznych środek defensywy to w dorosłej piłce nie dla niego. Ale prawa obrona jak najbardziej. Dostał nawet powołanie od Leo Beenhakkera. Choć to nie do końca miarodajne, bo na zgrupowanie do Turcji polecieli nawet tacy, o jakich nikt wcześniej nie słyszał. Jak choćby trzeci bramkarz Maciej Gostomski (w Legii o nim słyszano, ale nie w skali kraju). Trener Dariusz Wdowczyk jeszcze pracując w Legii, mawiał, że jednym z bardziej pozytywnych przykładów jest Tomasz Kiełbowicz. Ale mając na lewej obronie Edsona, przeważnie sadzał 31-letniego obecnie piłkarza na ławce. Zmiana pozycji Edsona zaowocowała jednak tym, że Kiełbowicz wygrywając rywalizację z kadrowiczem Jakubem Wawrzyniakiem, wrócił do gry. Dyrektor Trzeciak określa go teraz jako najlepszego lewego obrońcę ligi. A Kiełbowicz awansował do reprezentacji i ma nawet szanse wyjechać na Euro. Z Vukoviciem w przeszłości już kilkakrotnie miano się żegnać. Przejście na pozycję defensywnego pomocnika (ale, aby być sprawiedliwym, tak grywał już w poprzednim sezonie) bardzo mu pomogło. Także przejęcie kapitańskiej opaski. Do tego stopnia, że interesują się nim zagraniczne kluby - ostatnio przy Łazienkowskiej gościli menedżerowie z Rosji i przedstawiciel mistrza Ukrainy. Od dwóch lat z trenerem bramkarzy Krzysztofem Dowhaniem trenował Jan Mucha. Grał bardzo rzadko, głównie w Pucharze Polski i Pucharze Ekstraklasy. Już kiedy w 2005 roku przyjechał na zgrupowanie Legii do Austrii, widać było, że jest dobrym bramkarzem. Sprawiał nie gorsze, a nawet solidniejsze wrażenie niż Łukasz Fabiański, wytrzymywał nawet porównanie z Arturem Borucem. Później, kiedy tego drugiego zabrakło, został w Legii drugim bramkarzem. Trenerzy zdecydowanie postawili na Fabiańskiego. Słowak grał w meczach ze słabszymi przeciwnikami, ale jak już interweniował, to widać było klasę. Kiedy od czasu do czasu jednak zaczął dostawać szanse przeciwko silniejszym rywalom, to trochę się gubił, zwłaszcza przy dośrodkowaniach. Po wyjeździe Fabiańskiego do Arsenalu mogło się zdawać, że nie podoła pozycji bramkarza numer 1 w takim klubie jak Legia. Mucha faktycznie gra z innym numerem (82), ale podołał. Przed sezonem sprowadzono perspektywicznego Wojciecha Skabę, Dowhań jednak uznał, że Słowakowi należy się szansa. I ten ją wykorzystał. Bronił pewniej właściwie z każdą kolejką. Łącznie z końcówką poprzedniego sezonu nie puścił gola przez 634 minuty, co jest trzecim wynikiem w całej historii klubu. I nie była to tylko zasługa dobrze grających obrońców. Nad kreską znaleźli się też gracze z Młodej Ekstraklasy, którzy debiutowali w pierwszym zespole - Przemysław Wysocki i Maciej Rybus. Obrońca i pomocnik strzelili po golu, ale to nie były ich jedyne zalety. Niemniej na razie grali za mało. Na styczniowym zgrupowaniu w Hiszpanii będą próbowali nadal wykorzystywać okazję. Na kreskęDickson Choto, Miroslav Radović, Wojciech Szala, Piotr Bronowicki, Jakub Wawrzyniak, Wojciech Skaba, Maciej Gostomski Choto przeważnie kandydował do pozycji jednego z najlepszych stoperów w lidze, "Gazeta" za ubiegły rok wybrała go na Piłkarza Warszawy. Teraz nawet we własnym zespole lepszy od niego na stoperze był Astiz. Tę rundę zaczął od pauzy za kartki, potem tradycyjnie bywał kontuzjowany. Zakończył faulem, który śmiało można uznać za brutalny. Nonszalancji w grze już chyba nigdy się nie wyzbędzie, ale choć trzyma poziom, można było po nim spodziewać się więcej. Radović wiosną był może najlepszym piłkarzem Legii. W tej rundzie już tak dobrze nie było. Nie posłużyła mu konkurencja na prawym skrzydle z Grosickim (inna sprawa, że polscy ligowcy w końcu rozczytali jego niekonwencjonalne zwody). W końcówce miał zwyżkę, a więc trochę zaufania odzyskał. Ocena pozytywna trochę na kredyt. Czyli jak mawia się w pewnych kręgach - "na kreskę". Z obrońców Szala nie miał tak pewnej pozycji jak w poprzednich sezonach, ale choć to zawsze inni dostają powołania do kadry to - zwłaszcza gdy młodszym zdarzały się kontuzje - bywał niezastąpiony. Piotr Bronowicki "złapał pana Boga za nogi", kiedy jego bardziej utalentowany brat Grzegorz wyjechał do Crvenej Zvezdy Belgrad. Zajął na pewien czas jego miejsce na prawej obronie. Z pierwszego składu wyeliminowała go kontuzja, a w końcówce grał mało, bo życiową formę osiągnął Rzeźniczak. Niemniej i tak - z takimi umiejętnościami - zrobił w Legii więcej, niż po nim oczekiwano. Wielkie serce, zawsze walczący. Mieszane odczucia co do Wawrzyniaka, bo choć na początku grał, to potem z lewej obrony wypchnął go Kiełbowicz. Niemniej pamiętał o nim Beenhakker. Z tej perspektywy ta runda to nie był dla niego wcale okres stracony. Najtrudniej ocenić rezerwowych bramkarzy. Skaba, przychodząc jako rewelacja ligi z Odry Wodzisław, liczył z pewnością na pozycję numer jeden. Tymczasem musiał się zadowolić tylko grą w krajowych pucharach. Z tej perspektywy ta runda była dla niego "pod kreską". Ale nie zawodził, miał tylko jedno słabsze spotkanie (z Groclinem, w pozostałych siedmiu występach nawet nie puścił gola). Gostomski dostał powołanie do reprezentacji ligi i to pozytyw. Negatyw to fakt, że we wszystkich rozgrywkach trener Urban skorzystał z aż 34 graczy, w tym z wielu jego kolegów z zespołu Młodej Ekstraklasy. A on w pierwszym zespole nie wystąpił ani minuty. Takie jednak są cienie zawodu bramkarza. Pod kreskąMarcin Burkhardt, Bartłomiej Grzelak, Piotr Giza, Martins Ekwueme, Marcin Smoliński, Maciej Korzym, Błażej Augustyn, Kamil Grosicki, Sebastian Szałachowski Burkhardt to osobna historia. Dostawał szanse w mniej prestiżowych rozgrywkach, ale choć ładnie wypadł w statystykach, próbował walczyć (czego po nim się nie spodziewano, grał nawet wślizgami) w porównaniu z innymi pomocnikami jego gra jest zbyt delikatna. Smoliński i Korzym są nadal młodzi, ale wiecznie tacy nie będą. Już którąś rundę walczą o miejsce w podstawowym składzie. Do pierwszej jedenastki na stałe nie wejdą - pora zmienić otoczenie. O ile coś w piłce zamierzają przynajmniej spróbować osiągnąć. Augustyn jak na obrońcę ma lat bardzo mało, ale po reprezentancie kraju juniorów można było spodziewać się więcej. Na treningach jeden z czyściej kopiących piłkę, ale głupiejący już wtedy, kiedy dochodziło do gierek podczas zajęć. Tym trudniej, aby na razie radził sobie w meczach ligowych. Ekwueme błyszczał w Polonii Warszawa, ale na Legię jest zbyt mało kreatywny. Na razie nie wytrzymuje konkurencji jako defensywny pomocnik z Vukoviciem, jednak za jakiś czas jeszcze może z niego coś być. W sumie wartościowy jako zastępstwo czy uzupełnienie. Ale na pewno spodziewał się więcej. Grzelak i Giza przegrali z własną psychiką. Napastnik, który przyszedł z Widzewa aż za 600 tys. euro (czyli za niewiele mniej niż Burkhardt) miał być głównym snajperem, a tymczasem w lidze przez całą rundę strzelił dwa gole. Sadzanie na ławce rezerwowych dodatkowo źle na niego wpłynęło. Tak jak i to co z trybun na jego temat wykrzykiwali warszawscy "kibice". Giza jest chyba jeszcze słabszy psychicznie. Rozgrywa nieźle, ale jako zawodnik "podwieszony pod atak" powinien zdobywać bramki. A on po niewykorzystaniu kilku okazji całkiem się spalił. Każda kolejna zmarnowana okazja jeszcze ten kryzys pogłębia. Ale umiejętności ma. Jeszcze bardziej się denerwuje, kiedy słyszy dwa słowa: Stefan Majewski. Są jeszcze Grosicki i Szałachowski. Pierwszy leczy się z uzależnienia. Nie wiadomo, co dalej. Gdyby nie pogrążył się w hazardzie ta runda mogłaby być jego, bo w pewnym momencie wygrywał nawet rywalizację z Radoviciem. Drugi wciąż walczy o powrót do zdrowia. Jesienią miał wrócić i nie zagrał nawet minuty, dlatego ta runda nie może być dla niego inna niż "pod kreską". Jego winy jednak w tym nie ma. On przynajmniej wie, że gorzej nie będzie.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.