Domyślne zdjęcie Legia.Net

Legia uratowana, na kłopoty jest Chinyama

Mariusz Ostrowski

Źródło: Życie Warszawy

03.03.2008 08:28

(akt. 21.12.2018 01:44)

Potencjalny spacerek zakończył się ostrym finiszem. Zwycięstwo 2:1 z ŁKS rzutem na taśmę stołecznej ekipie zapewnił <b>Takesure Chinyama</b>. Mało kto spodziewał się, że sobotni mecz warszawskiego wicelidera tabeli z zajmującymi 15. miejsce łodzianami przyniesie tyle emocji. Tym bardziej że Legia wygrała wszystkie cztery mecze tego sezonu z ŁKS, nie tracąc w nich gola. Tym razem podopieczni <b>Jana Urbana</b> wygrali 2:1, a trzy punkty zapewnił im napastnik z Zimbabwe, strzelając w drugiej połowie dwa gole. Decydujący padł dopiero siedem minut przed zakończeniem spotkania.
Legia przystąpiła do meczu pewna swego, ale już w 12. minucie została skarcona za swoją postawę. Po dośrodkowaniu Labinota Halitiego, z rzutu wolnego bramkę zdobył Marcin Adamski. Na gospodarzy ta sytuacja powinna podziałać jak wylanie kubła zimnej wody na głowę. Nie podziałała. - Zlekceważyliśmy rywala - przyznawał po meczu Urban. Pomoc od Szczota Jego gracze długo razili niedokładnością. - Murawa była śliska. Minęło trochę czasu, zanim się przystosowaliśmy - tłumaczył lider drużyny Roger. Ataki gospodarzy zaczęły się zazębiać dopiero po upływie pól godziny, gdy w kuriozalny sposób na czerwoną kartę zapracował Robert Szczot. Od tego momentu legioniści dużo częściej wyprowadzali groźne akcje, ale razili rzadko spotykaną nieskutecznością. Konflikt się zaostrza W grze gospodarzy widoczna była słabsza postawa środkowych pomocników: Vukovicia, Rogera i Gizy. Ten ostatni opuszczał boisko żegnany gwizdami. Szybka i kreatywna gra tego tercetu była jesienią największym atutem Legii. Niestety, obecnie zostały z niej jedynie wspomnienia. Jedynym piłkarzem, który nie miał sobie nic do zarzucenia, był Chinyama. Napastnik z Zimbabwe zdobył dwie bezcenne bramki - pierwszą po podaniu Edsona, a drugą po zagraniu Marcina Burkhardta. Kibice zgotowali mu owację na stojąco. Był to jeden z niewielu incydentów na trybunach godnych odnotowania. Kilka tygodni temu prezes Leszek Miklas obiecywał, że wiosną na stadion wróci doping. Efekt? Do protestu fanów z Żylety przyłączyli się ci z trybuny krytej. - Przykra sprawa. Widać, że coraz więcej kibiców jest przeciwnych ITI. W żadnym wypadku nie można tu mówić o garstce - martwił się po meczu kapitan Legii Aleksandar Vuković.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.