Domyślne zdjęcie Legia.Net

Legii daleko do hiszpańskiego wzorca

Redakcja

Źródło: Gazeta Wyborcza

01.03.2010 01:23

(akt. 16.12.2018 11:44)

<h4>Mecz z Cracovią obnażył wszystkie braki wicelidera Ekstraklasy. Legia wygrała 2:1. Wciąż nie ma atutów piłkarskich, ale ma szczęście, co w polskiej lidze wystarcza, by walczyć o mistrzostwo. Legia traci do Wisły tylko dwa punkty i już za tydzień może odzyskać pozycję lidera. Zawdzięcza to nie swojej dobrej grze, lecz piłkarzom obu klubów z Krakowa. Ci z Wisły bez Pawła Brożka nie potrafili poważnie zagrozić bramce GKS Bełchatów, a gdy Junior Diaz znalazł się kilka metrów przed pustą bramką, nie trafił w piłkę.</h4>

Ci z Cracovii przestraszyli się w piątek, że mogą Legię wysoko pokonać, i zamiast zaatakować osłabionego czerwoną kartką rywala, przy wyniku 1:0 zaczęli grać z kontry. - Mieliśmy mnóstwo szans. Tu był słupek, tam poprzeczka, innym razem zabrakło 20 centymetrów. Moglibyśmy tymi szansami spokojnie obsadzić dwa, a może i trzy inne spotkania. Nie wiem, czy Legia miała takie szczęście, czy my takiego pecha - powiedział debiutujący w Cracovii Krzysztof Kaliciak. Cracovia strzelała celnie siedem razy. Walcząca o mistrzostwo Legia tylko trzy.

Warszawiakom wciąż daleko do "hiszpańskiego" wzorca, który stara się jej zaszczepić trener Jan Urban - czyli wielu krótkich podań, dużej wymienności pozycji i bardzo ofensywnej gry skrzydłami. Zimowe przygotowania miały dać legionistom szybszy rytm gry. Ale w pierwszej połowie nie umieli podać celnie trzy razy, naciskani przez krakowian wyrzucali piłkę na aut. Płynności gry nie było w ogóle. Legia okazała się tą samą drużyną, którą pod koniec poprzedniej rundy jesiennej było stać zaledwie na remis z Zagłębiem i zwycięstwo dzięki rzutowi karnemu z Arką. Wolną, tracącą piłkę, wiecznie spóźnioną w kryciu. Gdy Aleksandru Suworow z 25 metrów uderzał w słupek, obrońca Wojciech Szala nie wystawił nogi, by strzał zablokować, a defensywny pomocnik Ariel Borysiuk nie zdążył nawet do Mołdawianina dobiec. Gdy piłkę do pustej bramki dobijał Dariusz Pawlusiński, nikt nie stał tam, gdzie powinien. - Nasza gra była słaba. Nic z niej nie wynikało. Nie potrafiliśmy się poukładać - ocenił Urban pierwszą połowę. W drugiej legioniści byli lepsi o dwa gole. I nic więcej.

Siła Legii polega na grze w obronie. Ledwie osiem straconych goli drużyna zawdzięcza tercetowi Mucha - Choto - Astiz. Gdy któregoś brakuje, defensywa popada w chaos. 34-letni Wojciech Szala, który zastępował Inakiego Astiza, nie nadążał za krakowianami. Innego kandydata do gry w środku obrony Macedończyka Pance Kumbeva trener nie ceni, zimą wyrzucił go z jednego ze zgrupowań. Nominalny piąty obrońca Artur Jędrzejczyk został wypożyczony do Korony.

Gdy zatem w piątek trzeba było załatać dziurę w obronie po czerwonej kartce dla Dicksona Choto, Urban musiał wpuścić na boisko lewego obrońcę. Alternatywy nie miał, siedzący na ławce Astiz jeszcze nie doszedł do pełnego zdrowia.

O potrzebie wzmocnień trener wspominał przez całą zimę nieśmiało, bo wcześniej dyrektor sportowy Mirosław Trzeciak i tak zapowiedział, że się na nie nie zanosi. Skończyło się jak zwykle. Legia kupiła napastnika (też drużynie potrzebny), który jednak w piątek strzelił gola... w meczu Młodej Legii. Na to, by grać w lidze, Dong Fangzhuo nie ma na razie siły.

Polecamy

Komentarze (12)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.