Domyślne zdjęcie Legia.Net

Leo Beenhakker: W piłkę trzeba grać z głową

Redakcja

Źródło: Przegląd Sportowy

15.01.2007 09:51

(akt. 24.12.2018 05:28)

Pracując z waszymi piłkarzami przekonałem się, że ci, którzy ostrzegali mnie przed polskimi zawodnikami, kompletnie nie mieli racji. Polacy chcą pracować i mają odpowiednie kwalifikacje. W zimie taki Grzelak zmienił klub to interesujący piłkarz w kontekście reprezentacji. Widziałem w grudniu jego potencjał i teraz też otrzymał powołanie - opowiada trener reprezentacji Polski <b>Leo Beenhakker</b>.
- Wypoczął pan przez kilka ostatnich tygodni? - Tak, to było przyjemne i potrzebne. Wielu ludzi szczególnie traktuje przełom roku - nie inaczej jest w mojej rodzinie. Tym chętniej jednak wracam teraz do pracy. Odpocząć jest dobrze, ale lubię swoją pracę. - Czuje pan, że już sporo udało się osiągnąć w Polsce - w drużynie narodowej? Dzięki pańskiej pracy mamy falę piłkarzy z polskiej ligi. - Wydaje mi się, że dwie rzeczy udało się osiągnąć. Po pierwsze, naszym sukcesem w ostatnich miesiącach jest odzyskanie zaufania kibiców. To jest bardzo ważne. A po drugie, to rzeczywiście udało się wprowadzić do reprezentacji sporo nowych, w dużym stopniu młodych piłkarzy. Staramy się tych zawodników przysposobić do gry na międzynarodowym poziomie, co naprawdę nie jest łatwe. Przy całym respekcie dla polskiej ligi, to różnica między jej poziomem a zmaganiami międzynarodowymi jest kolosalna. Grudniowe treningi i mecz ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi unaocznił, że nie brakuje młodych piłkarzy, którzy będą coraz lepsi. Szybko mogą stać się zawodnikami, którzy wiele będą znaczyć w drużynie narodowej. Od początku mojej pracy w Polsce powtarzałem, że celem jest awans do finałów mistrzostw Europy 2008 roku. Jednak równolegle trzeba prowadzić pracę nad kształtowaniem piłkarzy, którzy za rok, czy za dwa lata, przejmą schedę po obecnych gwiazdach. Po finałach EURO drużyna narodowa też będzie grała ważne mecze - już jesienią 2008 roku startują eliminacje mistrzostw świata. W reprezentacji jest grupa zawodników, którzy w mniejszym lub większym stopniu znajdują się u schyłku kariery międzynarodowej. Dlatego trzeba zabiegać o przyszłość. Młodzież musi smakować międzynarodowej konfrontacji, co pozwoli jej się rozwinąć. - Czyli już dziś mamy wspólny cel - finały mistrzostw świata w 2010 roku. - Za wcześnie na takie deklaracje. Trzeba wygrywać kolejne mecze w eliminacjach mistrzostw Europy. Zawsze powtarzam, że najbliższy mecz jest najważniejszy. W Belgii mówiłem piłkarzom, że "ten środowy mecz jest najważniejszy w waszej karierze". Dodawałem: "Póżniej będą inne mecze. Wcześniej też były. Jednak to się nie liczy. Czas na Belgię!". Teraz liczy się konfrontacja ze Słowacją. Po tym spotkaniu w Hiszpanii chciałbym widzieć, że drużyna jeszcze bardziej dojrzała. Posłużę się przykładem z pływanią. Jak ktoś na treningu potrafi popłynąć jakiś dystans w minutę i pięć sekund, to trudno oczekiwać, że w czasie zawodów zrobi to w pięćdziesiąt dziewięć sekund. Jeśli jednak w czasie treningu, nie zawsze, ale jednak schodzi poniżej minuty, to jest szansa, że na mistrzostwach też tego dokona. Więc sprawdzian ze Słowacją ma służyć wypracowaniu, a także potwierdzeniu możliwości, które potrzebne będą w meczach o punkty. Dla trenera reprezentacji szczególnie trudnym jest, że piłkarze przyjeżdżają na zgrupowania w różnej, często bardzo różnej dyspozycji. Jeden jest w świetnej formie - właśnie strzelił dwa gole. Jego morale jest bardzo wysokie. Drugi zagrał słaby mecz. Zawiódł i jest zdołowany. A trzeci ostatnio wypadł ze składu w klubie i w ostatniej kolejce siedział na ławce rezerwowych. To jest problem, z którym musi się zmierzyć selekcjoner. Przed Belgią mieliśmy dwa dni. Wisła Kraków właśnie przegrała z Bełchatowem. Matusiak i Garguła przyjechali z podniesionymi głowami. Błaszczykowski, Sobolewski, czy Dudka załamani. Jednak ci piłkarze, z Bełchatowa i z Krakowa, po dwóch dniach wspólnej pracy mieli zagrać w jednym teamie. To nawet dla takiego piłkarza jak Smolarek, który wychowywał się w Holandii, a teraz gra w Niemczech - stanowi pewien problem. Inaczej przyjeżdża się na kadrę w roli bohatera, a inaczej, jak człowiek zagra słabo i publiczność na niego gwiżdże. W pracy selekcjonera to jest trudne, ale zarazem sprawia ogromną satysfakcję, gdy uda się osiągnąć sukces. Dlatego dla mnie tak ważna jest odpowiednia praca w tych chwilach, w których mam kadrowiczów do dyspozycji. Chcemy przebywać w swoim gronie. Nie życzę sobie, aby dziennikarze, menedżerowie, czy jeszcze inne osoby nam przeszkadzały. Jak piłkarze wychodzą na mecz, to zawsze chcę mieć poczucie, że zrobiłem wszystko, aby byli gotowi do tego wyzwania. Do "najważniejszego meczu w życiu", jak nazywam każde takie spotkanie. - W pierwszym meczu swojej selekcjonerskiej kadencji z Danią postawił pan na doświadczonych piłkarzy. - Miałem mało czasu i powołałem piłkarzy, którzy albo grali w finałach mundialu albo sporo znaczyli w reprezentacji w eliminacjach. W spotkaniu z Belgią w pierwszym składzie wybiegło już sześciu zawodników z polskiej ligi. - Poprzedni selekcjonerzy opierali się na piłkarzach z lig zagranicznych. Zdarzało się, że na 20 piłkarzy powołanych na zgrupowanie aż 16 było z zagranicy. Pan wyznaje inną filozofię?. - Niekoniecznie - moje spojrzenie jest takie, że chcę mieć w kadrze najlepszych polskich piłkarzy. Obserwujemy wszystkich, którzy dysponują polskim obywatelstwem - także tych w zagranicznych klubach. Każdy weekend to analiza wielu meczów - nie tylko przeze mnie, ale także Darka Dziekanowskiego i "Bobo" Kaczmarka. I później w kadrze są tacy zawodnicy jak Bronowicki, Wasilewski, Golański, Błaszczykowski, Matusiak. Obserwacja spotkań to bardzo ważna część naszej pracy. Przez te kilka miesięcy poznaliśmy szerokie spektrum polskich piłkarzy. Mamy wiele wniosków - także dotyczących piłkarzy, którzy nie byli powołani nawet na mecz z Emiratami czy teraz na spotkanie z Andorą. Polska to kraj talentów - mówiłem to już w lipcu. Tylko trzeba te talenty dostrzec i pilnie należy nad nimi pracować, aby je rozwinąć. Pewne sytuacje nie są proste. Dam przykład Kokoszki, który w Wiśle Kraków gra sporadycznie. A potencjał tego chłopaka, z którym pracowałem kilka dni w grudniu, jest bardzo znaczący. - Kokoszka, aby się rozwijać, musi grać regularnie w klubie. - To jasne, ale to nie zależy ode mnie. Muszę respektować decyzje trenerów klubowych. Podobnie jak mogę tylko obserwować decyzje dotyczące pozycji piłkarzy. Na przykład Dudka w klubie gra w linii obrony, a w moich planach ten zawodnik ma wielką szansę na grę w drugiej linii - na pozycji defensywnego pomocnika. - W meczu z Emiratami błysnął Grzelak, który zimą zmienił klub, przechodząc z Widzewa do Legii. - Jeśli chodzi o zawodnika z numerem dziewięć, a więc wysuniętego napastnika, to kandydują następujący piłkarze - Rasiak, Matusiak, Grzelak, Frankowski, także młodzi, jak Brożek z Wisły, czy Janczyk z Legii. Ciekawym piłkarzem jest także Piszczek z Lubina. W marcu najważniejszym będzie przekonać się, w jakiej są formie. - Boniek, który sprzedał Grzelaka do Legii, powiedział, że ten napastnik przyczyni się do zdobycia mistrzostwa Polski przez warszawski klub. - Dla mnie liczy się, że Grzelak jest interesującym piłkarzem w kontekście reprezentacji. Widziałem w grudniu jego potencjał i teraz też otrzymał powołanie. O potencjale Polski świadczy fakt, że kiedy w meczu z Belgią zabrakło kilku kluczowych piłkarzy jak Rasiak, Radomski, Lewandowski, Kowalewski, czy Golański, to na ich miejsce wskoczyli inni. W Brukseli dali radę, o czym świadczą trzy punkty. Z Belgią na prawej obronie wystąpił Wasilewski, a nie Golański, a partnerem Bąka na środku defensywy był Żewłakow a nie Radomski. Ważne jest, aby mieć grupę piłkarzy, którym można zaufać. (Obecnie szeroka kadra liczy 28-30 zawodników) - Matusiak jest gotowy, aby podjąć wyzwanie na Zachodzie? - Owszem, jest gotowy, ale to za proste postawienie sprawy. Nie powinien iść za granicę za wszelką cenę. Czy inaczej - dla każdych pieniędzy. Musi się dobrze zastanowić, gdzie trafi. Nie może się kierować pieniędzmi, ale perspektywą gry. Powinien spokojnie pomyśleć nie tylko nad detalami nowego kontraktu, ale także nad systemem, który jest preferowany przez trenera, nad rolą, w której widzi go dany szkoleniowiec. Ostrzegam Matusiaka przed różnymi menedżerami, którzy kierują się tylko pieniędzmi. Jak ktoś jest u kresu kariery, to może myśleć, ile zarobi gdy dokonuje wyboru pracodawcy, to może być dla niego podstawowa kwestia. Tak jednak można myśleć, gdy ma się 32-33 lata i ostatni kontrakt do podpisania. Matusiak ma 25 lat i dużą przyszłość przed sobą. Jednak przy zmianie klubu musi wziąć pod uwagę wiele aspektów. Nie wiem dokładnie, jakie ma oferty. Chciałbym mu jednak uświadomić, że teraz jest czas myślenia o rozwoju, a nie tylko o finansach. - Jesienią niezwykły był rozwój Błaszczykowskiego. Także dzięki pańskiej odwadze. Spalił się z Finlandią, ale dalej otrzymywał szansę w reprezentacji. - Ma dopiero 21 lat i będzie się jeszcze rozwijał. Ważne, aby chodził po ziemi Też słyszałem, że otrzymuje oferty z Zachodu, co potwierdza jego wartość. Jednak krok za granicę nie jest taki łatwy. Pojawia się problem języka, mentalności, życia z dala od rodziny. Chcąc grać zagranicą, trzeba być przekonanym do tego kroku. Trzeba to sobie ułożyć w głowie. Jeśli Błaszczykowski nabierze przekonania, niech wyjeżdża. W piłce ważna jest głowa -przede wszystkim głowa. Ważne, co człowiek chce uczynić ze swoim talentem. Pracując z waszymi piłkarzami, przekonałem się, że ci, którzy ostrzegali mnie przed polskimi zawodnikami, kompletnie nie mieli racji Chce im się pracować, a w dodatku mają odpowiednie kwalifikacje. Murawski to piłkarz, który bardzo wiele potrafi z piłką - na trudnej pozycji w środku pola. Iwański - kolejny z piłkarzy, który bardzo wiele umie. Polska nie ma problemu z talentami - ma problem, jak je rozwijać. Zresztą takie problemy mają i Holenderzy i Niemcy. - Polscy piłkarze to zawodowcy - ciekawe... - Pracuję z piłkarzami i chcę im przekazać swoje przesłanie. Jak pracować, jak odpoczywać. Zadajcie sobie pytanie, dlaczego trenujecie? Czy trening służy tylko temu, żeby wyjść na murawę i trochę pokopać piłkę? Nie, każde zajęcia mają coś poprawić. Trening dla samego treningu to zdecydowanie za mało, aby za chwilę radzić sobie w międzynarodowej rywalizacji Mam przekonanie, że polscy piłkarze chcą być lepsi, że widzą swoją szansę. Jadąc do Emiratów, spotkała się grupa ludzi, która nigdy wcześniej nie zaistniała. Od początku dawałem im sygnał, że to jest ich wielka szansa, ale po pierwsze musimy wspólnie stworzyć atmosferę. Ja sam podejmuję decyzje, ale chętnie słucham piłkarzy. - Daje się pan przekonać, aby mniej trenować? - Proszę sobie przypomnieć przygotowania do meczu z Belgią. Zaplanowałem po dwa treningi - w poniedziałek i we wtorek. Ale nie dla tych, którzy grali w niedzielę mecze ligowe. Niektórzy w Brukseli potrzebowali odpoczynku, regeneracji, masażu. Mecz w środę, to jest to co nas interesuje. Na tym trzeba się skoncentrować. Jedni muszą ciężko potrenować, inni spokojnie odpocząć. Jeśli Żurawski przyjdzie do mnie i powie, że jest zmęczony, to przyjmę to ze zrozumieniem. Mam zaufanie do piłkarzy. Muszę na tym bazować, abyśmy wspólnie odnieśli sukces. A właściwe przygotowanie to klucz do sukcesu. Błaszczykowski, czy Sobolewski mają dwa zupełnie różne organizmy. Muszę to brać pod uwagę. - Pytam o świadomość polskich piłkarzy, mając pewne obawy. Liczę, że naukę z kadry będą przenosili do klubów. - To ważne, aby myśleli. Połowa piłkarzy, którzy dziś są w kadrze, będzie w niej także w 2010 roku. - Pięćdziesiąt procent? - Dokładnie trudno powiedzieć, ale śmiało można szacować, że pięćdziesiąt, czy sześćdziesiąt procent. Pewni piłkarze odejdą naturalną koleją rzeczy. Bąk ma 33 lata, Żurawski jest po 30., tak samo Krzynówek, Sobolewski, Radomski. Można liczyć, że jeszcze pograją - nawet w eliminacjach mistrzostw świata. Trzeba jednak być realistą - należy się przygotować na czas, gdy Bąka, Żurawskiego, czy Radomskiego zabraknie w kadrze. Proszę mi wierzyć, że gdyby jesienią 2008 roku przyszło Polsce szukać następców doświadczonych piłkarzy, to byłoby za póżno. Tymczasem już dziś widzę tych, którzy wypełnią miejsca po Bąku i Żurawskim. - Rozmawiając o numerze dziewiątym, dostrzegłem, że ma pan czterech kandydatów, ale i zauważa pan trzech kolejnych piłkarzy. Ma pan ranking na każdej pozycji? - Tak, śledzę wielu możliwych kandydatów na daną pozycję. Gdy mam sygnały o ciekawych piłkarzach w polskiej lidze, to staram się, aby "Bobo", czy Darek obejrzeli ich jeszcze raz. Sam także chętnie to czynię. Nie brakuje interesujących polskich piłkarzy również w klubach zagranicznych, ale część z nich siedzi na ławce rezerwowych. Gdy Polacy ciekawie spisują się w Portugalii, jak Grzelak czy Każmierczak, to mogą liczyć na powołania. To są możliwi następcy tych, którzy teraz występują w podstawowej jedenastce. Nie ma gwarancji, że tak będzie, ale potencjał mają. - Jacek Bąk, udzielając ostatnio wywiadu "Przeglądowi Sportowemu" powiedział, że panu - w przeciwieństwie do polskich szkoleniowców - nie brakuje odwagi. - Dla mnie podejmowanie decyzji jest czymś naturalnym w tym zawodzie. Po prostu to cześć mojej pracy. Dyskutuję chętnie, analizuję różne rzeczy. Z Belgią zabrakło za kartki Lewandowskiego, który tak dobrze wypadł z Portugalią. Od razu moi współpracownicy wymieniali dwóch kandydatów na jego miejsce. Zagrał jednak ten trzeci. Już po pierwszym treningu w Brukseli poczułem, że Dudka da radę na tej pozycji. Utwierdził mnie w tym przekonaniu drugi, wieczorny trening. Skąd się biorą takie rozstrzygnięcia? Po prostu nabieram przekonania. Czasami mam je kilka dni przed zgrupowaniem, czasami na dzień przed spotkaniem, a zdarza się, że i w dniu meczu. Widziałem, jak Dudka zareagował na moją sugestię, że ma grać w środku pola. Niemal złapał się za głowę. Później nabrał przekonania i okazało się, że podołał. Obserwując człowieka, można się o nim bardzo wiele dowiedzieć. Pilnie obserwuję piłkarzy. Czasami jakiś szczegół, jakiś detal, daje mi wiele do myślenia - pozwala wyciągnąć właściwe wnioski. We mnie decyzje dojrzewają. Nie mam planu w stu procentach. Założenia - tak, ale w trakcie kilku dni treningów można przemyśleć wiele rzeczy. - O odwadze świadczy wystawienie Dudki z Belgią, ale także konsekwentne stawianie na Błaszczykowskiego mimo fatalnego pierwszego meczu w eliminacjach z Finami. - W mojej drużynie można słabiej zagrać, ale ważne jest serce. Można mieć problem z teściową, chore dziecko, czy jeszcze jakiś inny kłopot i człowiek spisze się słabiej. Jednak ważna jest chęć Jak widzę ochotę w piłkarzu, to zapisuję mu to na plus. Tak było właśnie z Błaszczykowskim. Proszę mi wierzyć - człowieka bardzo łatwo jest zdołować, odstawić i pozbawić go chęci do życia. Jednak istotą pracy trenera jest coś innego. Ważne jest także podejście do wykonywanego zawodu. Trzeba mieć zadowolenie z pracy. Poważne traktowanie zajęć nie oznacza, że nie żartujemy. Kluczem jest jednak nastawienie, któremu wszystko musi być podporządkowane - najbliższy mecz trzeba wygrać. Piłka to głowa, przede wszystkim głowa. To takie proste. Takie proste... Rozmawiał: Roman Kołtoń

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.