Domyślne zdjęcie Legia.Net

Leszek Miklas: Klub nie jest w konflikcie z kibicami

Redakcja

Źródło: legia.com

19.02.2008 22:54

(akt. 21.12.2018 04:14)

- Chciałbym z całą stanowczością podkreślić, że klub nie jest w stanie konfliktu z kibicami. My zarządzamy klubem nie po to, by być w konflikcie z kibicami, ale po to, aby zapewnić kibicom jak najlepszą i najbezpieczniejszą rozrywkę na meczach Legii. Impas przejawia się, co najwyżej w zaprzestaniu współpracy ze Stowarzyszeniem. Pod koniec rundy jesiennej wyraziłem opinię, że sytuacja na trybunie otwartej powinna w rundzie wiosennej ulec poprawie. I prawdę mówiąc nadal żywię nadzieję, że tak się właśnie stanie - mówi prezes Legii <b>Leszek Miklas</b>.
SKLW kwestionuje zapisy regulaminu stadionowego. Nie chce, aby cenzurowano doping oraz żąda umożliwienia organizowania przez nie opraw meczowych. - W takim razie po kolei. Wyjazdów nie organizujemy z powodów, które wyjaśnialiśmy już wielokrotnie. Nie możemy odpowiadać za notoryczne łamanie regulaminów PZPN i płacić kolejnych kar finansowych. Ponadto nie chcemy, aby ludzie robiący tzw. „promocje” na stacjach benzynowych kojarzyli się z kibicami Legii. Po wtóre osoby, które jeżdżą na mecze na własną rękę, dowodzą swoim zachowaniem na stadionach gości, że nie można im zaufać. Podczas każdego wyjazdu osoby te koncentrują się przede wszystkim na obrażaniu właściciela Legii oraz zarządu. W Poznaniu dopuściły się czynu, za który mam nadzieję staną przed sądem. Ich zachowanie to próba ciągłego zagrzewania do konfliktu z władzami klubu. To przemyślana polityka prowokacji i agresji, narażająca klub bez przerwy na płacenie kar, a innych kibiców na wstyd za swoje wyczyny. To znaczy, że klub utrzymuje zakaz wyjazdów? - To znaczy, że klub nie organizuje wyjazdów. Widząc agresję grupy wyjeżdżającej wobec klubu, nie możemy zgodzić się na firmowanie tych wyjazdów, a w efekcie ponosić konsekwencji za zachowanie grupy. A co z zakazami stadionowymi dla osób organizujących oprawy? Zakazy dla nich oraz usunięcie flag z magazynów powoduje, że zamilkł doping, a na Żylecie jest szaro i smutno. - Z zakazami stadionowymi dla tzw. ultrasów to zwykła wymówka. Z kilkudziesięciu osób, które robiły oprawy tylko trzy mają zakazy. A magazyn na flagi jest cały czas do dyspozycji ludzi organizujących oprawy. Powiem więcej – w tym magazynie nadal są szturmówki, które na mecze hokeja czy siatkówki są wyjmowane, a po meczach zwracane przez osoby organizujące oprawy. Jak pokazali bywalcy Żylety, można bez tej trójki głośno dopingować, i jak trzeba korzystać z pomieszczeń na flagi. Wszystko jest kwestią dobrej woli. Ale zakazy dla tych trzech osób zostały nałożone mimo, że nie uczestniczyły w zamieszkach w Wilnie. - Przeciwko tym osobom toczy się postępowanie sądowe za używanie środków pirotechnicznych na stadionie. Zakazy zostaną z nich zdjęte w momencie, gdy sąd orzeknie, że mogą uczestniczyć w meczach. Właśnie głównym zarzutem wobec Legii jest fakt, że ci ludzie nie mogą chodzić na mecze mimo, iż sąd jeszcze nie orzekł ich winy. Zakładając domniemanie niewinności, powinni móc chodzić na mecze do czasu wydania ostatecznego wyroku. - Gdyby wyroki sądów zapadały w tych sprawach w Polsce w ciągu 24 godz., wówczas nie byłoby problemu. Jednak procedura orzeczenia o winie lub braku winy obwinionego trwa czasami latami. I gdybyśmy w każdym wypadku czekali na wyrok sądu, to taka osoba byłaby w stanie w czasie procesu jeszcze wielokrotnie złamać regulamin stadionu. Niestety ze względu na bezpieczeństwo innych kibiców - zakładając, że taka osoba z dużym prawdopodobieństwem znów zachowa się podobnie - musimy wydawać prewencyjnie takie zakazy. Nie słyszałem o przypadkach, aby osoby spokojnie zachowujące się na stadionie, a po meczu równie spokojnie udające się do domu, były zatrzymywane przez policję, albo były wobec nich kierowane wnioski o ukaranie do sądu. Policja sprawę do sądu kieruje na bazie zebranych dowodów. W tym przypadku, zarówno klub, jak i policja, dysponują materiałami dowodowymi, które stanowiły podstawę do wydania zakazu. A zarzut o cenzurowanie dopingu? - Osoby organizujące oprawy powinny zrozumieć dlaczego chcemy opiniować treści zamieszczane na transparentach. Ma to służyć wyłącznie wyeliminowaniu haseł wrogich, antysemickich, rasistowskich czy obrażających kogokolwiek. Pamiętam, jak w czasach, które niektórzy wspominają z łezką w oku (przyp.: za poprzedniego właściciela), w czasie meczu z Widzewem zaskoczono wszystkich transparentem z napisem „Arbeit macht frei”. Samej treści tzw. „żartu”, jak rozumiem, nie muszę tłumaczyć. Właściciel Legii zaprosił na właśnie ten mecz ambasadora Izraela. Nie wiem czy ten człowiek kiedykolwiek znalazł się w takiej sytuacji, w każdym razie natychmiast wyszedł ze stadionu bez słowa. Legia poza kilkudniowym czarnym PR-em, zapłaciła, o ile pamiętam, 50.000 zł kary. Innymi słowy – to klub odpowiada za wszystko, co pojawi się na stadionie i treści wszystkich transparentów muszą być klubowi znane przed meczem, bo jak się okazuje, nie wszyscy potrafią być odpowiedzialni. Nie chodzi tylko o transparenty. Pan Stefan Dziewulski wezwał do siebie człowieka, który prowadził doping na Żylecie i ostrzegał, że jeżeli będzie intonował przyśpiewki wrogie właścicielom i zarządowi, to nie będą mu sprzedawane bilety. - Ogromna większość kibiców oczekuje na stadionie dopingu. Doping to jednak, jak sama nazwa wskazuje, dodatkowy impuls - wsparcie, jakie może otrzymać drużyna podczas meczu od kibiców. Naszym zadaniem jest dbanie o to, aby atmosfera na stadionie była jak najlepsza, a doping pomagał drużynie zwyciężać. Jeżeli ktoś załatwia swoje porachunki z kimkolwiek na stadionie, zamiast pomóc drużynie, to rozumiem, że nie jest kibicem. Jeżeli przychodzi na stadion po to, aby przeszkadzać zawodnikom, jak miało to miejsce podczas ostatniej rundy, to jest antykibicem. Moim zdaniem nie powinien pojawiać się na stadionie. Niech zostanie w domu i umożliwi oglądanie meczu tym, którzy widzą w przychodzeniu na stadion radość i oczekują rozrywki. Czyli jest pewien konflikt pomiędzy zarządem a kibicami? - Nie. Jest konflikt interesów pomiędzy ludźmi, którzy wspierają klub (w tym właściciele oraz kibice) a ludźmi, którym nie zależy na Legii, a którzy realizują własne cele. Co jest powodem tego, że wciąż nie ma rozmów na linii Legia-SKLW? - Sądzę, że głównym powodem takiego stanu rzeczy jest fakt, że SKLW nie chce lub nie może zaakceptować faktu, że wśród kibiców Legii, z którymi klub będzie współpracował, nie może być chuliganów i osób, które łamią prawo albo przynoszą wstyd wizerunkowi kibica i Warszawianina. Nadal jest tam wiele osób, które uważają się za swoiste związki zawodowe tej właśnie grupy. Uważają, że ich misją jest jej ochrona przed klubem i wymiarem sprawiedliwości. To jest pewna bariera mentalna, którą trudno przekroczyć. Klub stoi po stronie ogromnej rzeszy kibiców, którzy pragną pozytywnych emocji, zaś SKLW po stronie grupki, która dla własnej uciechy jest w stanie poświęcić wszystko. Pragnę przypomnieć, że w 2006 roku klub prowadził intensywne rozmowy i negocjacje z przedstawicielami SKLW, zmierzające do uporządkowania spraw wywołujących ciągłe nieporozumienia na linii klub - SKLW. W wyniku przyjęcia przez obie strony standardów wymaganych przez UEFA i PZPN, podpisano porozumienia „O organizowaniu opraw”, „O organizowaniu wyjazdów” oraz deklarację „W sprawie utworzenia stewardingu kibicowskiego”. Mimo podpisania deklaracji i wielokrotnie wyrażanej woli przez klub o gotowości do wspierania inicjatywy, SKLW nie podjęło żadnych działań zmierzających do sformalizowania grupy kibiców - stewardów, którzy mogliby zastąpić częściowo służby porządkowe na naszym stadionie, uczestniczyć i dbać o porządek na organizowanych wyjazdach. Z realizacją ustaleń wynikających z porozumień także były problemy i to nie dlatego, że kibice się do nich nie stosowali, tylko dlatego, że niektórzy prominentni działacze SKLW chcieli je na bieżąco dostosowywać do swoich, nie zawsze zgodnych z obowiązującymi przepisami, doraźnych pomysłów. Czy to znaczy, że klub nie zamierza w ogóle współpracować z SKLW? - Dopóki SKLW będzie adwokatem ludzi łamiących prawo i psujących wizerunek Legii, dopóty taka współpraca nie jest możliwa. Do współpracy zapraszamy wszystkich, którzy podzielają nasze wartości. Tych, którzy chcą, aby określenie „kibic Legii” brzmiało dumnie. Aby kibicując Legii, można było podnosić głowę wysoko. Naszym zadaniem – właścicieli i zarządu jest to, aby stworzyć drużynę, która będzie powodem do dumy i dbać o to, aby stworzyć komfortowe warunki do bezpiecznego i kulturalnego wspierania swojej drużyny.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.