Domyślne zdjęcie Legia.Net

Leszek Miklas: Nie tylko Urban odpowiada za wyniki

Mariusz Ostrowski

Źródło: Polska The Times

15.02.2010 08:13

(akt. 16.12.2018 12:58)

- Nie jestem w stanie sobie wyobrazić 13 meczów, jakie mamy do rozegrania wiosną. Może być tak, że wygramy, jak na jesieni, z zespołami z czołówki, a pogubimy punkty ze słabszymi drużynami. To byłby problem, bo znaczyłoby to, że nie uczymy się na własnych błędach. Żadna organizacja, gdy się nie uczy na swoich pomyłkach, daleko nie zajedzie. Może przeciwnie, tym razem bez problemów ogramy kluby niżej notowane? Nie wiem. Są i inne kwestie, które będą decydować o przyszłości trenera. Zresztą to nie tylko szkoleniowiec odpowiada za wyniki zespołu, nie mniej ważna będzie postawa zawodników - twierdzi prezes Legii Leszek Miklas.

Możemy spodziewać się zimą niespodzianek transferowych w Legii?

- Cały czas nad tym pracujemy. Postanowiliśmy, że na okres próbny zostanie z nami Chińczyk Dong Fangzhuo. Nadal brakuje zawodnika na pozycję pomocnika i na tym będziemy koncentrować poszukiwania. Ale nie tylko. Są też inne potrzeby - zwłaszcza na pozycji stopera i prawego pomocnika. Nie chodzi nawet o zawodników do pierwszego składu, ale takich, którzy mogliby zastąpić tych podstawowych w razie kontuzji.

Grozi nam, że zimą ktoś opuści Legię?

- Na pozycji lewego obrońcy mamy teraz aż trzech zawodników, dlatego Marcina Komorowskiego chcielibyśmy wypożyczyć przynajmniej na pół roku. Głównie dlatego, by grał. U nas miałby małe szanse, bo są Kuba Wawrzyniak i Tomek Kiełbowicz. Nie będę przecież Tomka wysyłał do innego klubu. On jest w stu procentach zawodnikiem ukształtowanym. To profesjonalista i nawet jako zmiennik potrafi utrzymać właściwą formę.

A Jakub Rzeźniczak? Wiadomo, że propozycję kupna złożyły kluby francuskie.

- Była propozycja z Francji, jednak nie zamierzamy Jakuba sprzedawać. Jest naszym jedynym nominalnym prawym obrońcą. Oczywiście, Wojtek Szala może grać na tej pozycji, ale wolelibyśmy raczej, by asekurował przede wszystkim stoperów.

Rozmawialiście z Koroną Kielce na temat transferu Jacka Kiełba?

- Obserwujemy każdego, kto wyrasta ponad ligową przeciętność. Orientowaliśmy się, jakie oczekiwania ma Korona, by sprzedać Kiełba. Zapewniam, że są one nieproporcjonalne do tego, co zawodnik obecnie prezentuje.

Potwierdził Pan, że do końca sezonu w Legii zostanie Chińczyk Dong. Początkowo nie był Pan jednak do niego przekonany.

- Gdy wyrażałem wątpliwości, miałem na myśli tylko przypadek, gdybyśmy mieli się związać z Dongiem na dłużej. Zawodnik nawet podczas ostatniego sparingu w Hiszpanii z Hajdukiem Split pokazał, że potrafi grać w piłkę, ale jest nieprzygotowany fizycznie. Po kilku treningach na Cyprze trenerzy mają takie samo zdanie. To chłopak, który wie, o co chodzi na boisku. Potrzebuje jednak trochę czasu.

Trener Jan Urban też nie do końca ufa umiejętnościom Donga.

- Gdyby trener miał teraz podjąć decyzję, by związać się z Dongiem kontraktem na lata, też pewnie powiedziałby nie, bo jak wspomniałem, widać u niego braki w przygotowaniu fizycznym, a trener chciałby mieć zawodnika już teraz, szczególnie w kontekście kolejnej operacji Chinyamy. Po sparingu z Hajdukiem umówiliśmy, że Dong zostanie u nas do końca sezonu, a potem zdecydujemy, czy przedłużyć umowę. Nie dokonywalibyśmy tego transferu wbrew woli trenera. Jan Urban chce dać mu szansę, dajmy więc sobie cztery miesiące i wtedy zdecydujemy, czy będzie naszym zawodnikiem na dłużej.

Ma Pan niedosyt z powodu transferu Jana Muchy? Po zakończeniu sezonu odejdzie do Evertonu, a Legia nie zarobi na nim nawet złotówki.

- Nie mam pretensji do "Jano". Dzisiaj warunki na rynku europejskim są takie, że nawet największe kluby biorą zawodników, którym lada chwila kończą się kontrakty. Wiem, że Janek zrobił wiele, by za niego Legii zapłacono. Widocznie takich ofert nie było. W ostatnim odruchu był gotowy odejść do Włoch na półroczne wypożyczenie, by Legia jakieś środki za niego dostała. Uznaliśmy, że to nie ma sensu, bo nie da się wszystkiego przeliczyć na pieniądze. Dziś jest gwiazdą Legii i niech świeci przynajmniej jeszcze w nadchodzącej rundzie.

Na testy do Legii przyjedzie Srdan Andrić z Hajduka Split?

- Testowany nie będzie. Oglądaliśmy go w trzech sparingach. Na razie nie jesteśmy do końca przekonani, czy jest to zawodnik, który nam odpowiada. Chcemy sobie dać czas. Ostateczne decyzje zapadną po obozie na Cyprze.

Ostatnio dużo mówiło się o konflikcie Legii z Jakubem Wawrzyniakiem. Zawodnik domaga się, by wypłacono mu sto procent pensji za okres, gdy nie mógł grać z powodu dyskwalifikacji za doping. Przesadza?

- Menedżer zawodnika zachowuje się... Powiedzmy to tak: zbyt odważnie. Ja bym się nie odważył na pewne żądania w sytuacji, w jakiej znalazł się Jakub. Podchodzę do tego tematu na zimno. Kontrakt Kuby kończy się za 1,5 roku. Rozmawiamy na temat przedłużenia umowy. Przyznaję jednak, że jest spór, o którym pan wspomniał. Nie jest tajemnicą, że menedżer zawodnika zażądał stu procent pensji za okres, w którym Kuba nie grał. Ja stoję na stanowisku, że nie mając piłkarza do dyspozycji, i to nie z naszej winy, nie możemy mu wypłacić całości.

Rozumiem, że Pana stanowisko jest elastyczne?

- Jeśli rozumie pan przez to, że zgodzę się na sto procent pensji, to nie jest elastyczne. Poza tym, że Kuba był w klubie i trenował jak inni, nie mieliśmy z niego pożytku przez ponad pół roku. Ćwiczył z nami, ale bardziej we własnym interesie. Nam też oczywiście zależało, dlatego ponosiliśmy koszty jego przelotów, zgrupowań. A gdybyśmy chcieli ortodoksyjnie podejść do tematu, powiedzielibyśmy: sam zadbaj o swoje przygotowanie fizyczne, skoro nie wiemy, kiedy będziemy mogli zobaczyć cię na boisku.

Przyzna Pan, że perspektywa spotkania się w sądzie robi niesmaczne wrażenie.

- Ale to nie my wysyłamy pisma grożące sprawą sądową, tylko menedżer zawodnika.

Wyobraża Pan sobie sytuację, że w trakcie sezonu spotykacie się z zawodnikiem na sali sądowej? Mało komfortowa sytuacja.

-To prawda, ale przede wszystkim mało komfortowa dla zawodnika. Jeżeli sobie taką sytuację wyobraża, pewnie do tego dojdzie. Nie chodzi o to, czy ja go lubię, czy nie. Jest pracownikiem klubu. Jeżeli jest spór i nie możemy go rozwiązać, to po to są organy PZPN, by takie problemy rozstrzygać.

Zabieg artroskopii kolana znów musiał przejść Takesure Chinyama. Ma Pan pewność, że sztab medyczny Legii zrobił wszystko, by mu pomóc?

- Jestem pewien, że zrobił wszystko, co mógł, szczególnie, że w poprzednim sezonie od Chinyamy trener zaczynał ustawiać pierwszą jedenastkę. W momencie, gdy nasz sztab nie był w stanie odpowiedzieć na pytanie o przyczynę bólu, bez badania ingerującego w kolano, czyli artroskopii, zwróciliśmy się o konsultacje do dr. Schenka. Okazało się, że artroskopia była konieczna. Teraz zawodnika czekają minimum dwa miesiące przerwy.

Możecie mieć poważny problem w ataku. Z gry wypadł Chinyama, Grzelak co rusz skarży się na urazy, Mięciel też nie jest zawsze gotowy do gry, a Dong to zagadka.

- Widzimy to zagrożenie. Wydawałoby się, że nie mamy powodów, by szukać napastnika, bo wiele klubów może nam pozazdrościć ataku. Ale sytuacja, kiedy mamy wyłączonego Chinyamę, skazuje nas na Marcina. Paluchowskiego oddaliśmy, by grał, a nie po to, by czekał u nas na kontuzje któregoś z kolegów. Liczę, że w sytuacji zagrożenia wspomoże nas jednak Dong.

Gdy ruszą rozgrywki, znów pojawi się temat kibiców. Będzie doping przy Łazienkowskiej?

- Doping nie zależy ode mnie. Nie zamierzam go organizować samodzielnie. My nie zmienimy optyki, jak powinna wyglądać kultura i bezpieczeństwo na stadionie. Jeśli są ludzie, którzy nie rozumieją, że trzeba się zachowywać kulturalnie i nie narzucać nikomu swojej woli, to będą mieli problemy. Jeśli komuś przyjdzie do głowy, aby łamać prawo lub kogoś obrażać, to Legię będzie mógł obejrzeć w telewizji. Z każdym jesteśmy w stanie współpracować, ale nie może to polegać na tym, że ktoś łamie prawo, a my będziemy przymykać na to oko. Wydaje mi się, że już wszyscy zauważyli naszą determinację, aby nowy stadion był bezpiecznym miejscem dla wszystkich.

Pan się obawia kibiców? Kiedyś miał Pan nawet ochronę.

- Przez krótki okres tak było. Chodziłem z człowiekiem, który dbał, by nie spotkała mnie taka historia jak z tortem.

Ale z uśmiechem ten tort Pan przyjął.

- Bo to nie jest tak, że się czegoś boję. Nie jest to sytuacja komfortowa, gdy człowiek, który się ze mną nie zgadza, używa środków, których ja bym nie użył. Zresztą to nadal trwa. Ta sama osoba wysyła mi listy z pogróżkami, a nawet paczki. Nawet na to nie reaguję. Z ludźmi, którzy stosują takie metody, nie będziemy prowadzić dialogu.

Dużo dostaje Pan anonimów?

- Nie. Dostaję więcej listów od ludzi, którzy się podpisują i proszą, abyśmy nie rozmawiali z chuliganami, bo w przeciwnym razie nie przyjdą na stadion. Ten człowiek, o którym mówimy, to typ wyjątkowy.

Ma Pan satysfakcję z tego, jak rozegrał sprawę z Rogerem i Edsonem? Obaj odeszli z Legii obrażeni na Pana. A teraz jeden nie gra, drugi jest na bezrobociu.

- Nigdy nie mam satysfakcji, gdy zawodnik, który od nas odchodzi, nie gra. Można by w uproszczeniu pomyśleć: przecież mówiłem, że jak wyjadą, nic z tego nie będzie. Ale tu nie chodzi o żadną prywatną satysfakcję. Chciałbym, by każdy nasz były zawodnik, osiągał sukcesy. Bo wtedy inne kluby będą o nas myśleć jako o źródle piłkarzy wysokiej klasy. Przypadki Rogera i Edsona mogą wpłynąć na inną ocenę: w Legii dawali sobie radę, a jak z niej odchodzą, okazuje się, że są słabi. Ktoś kiedyś sugerował mi coś takiego: pewnie nie będzie pan zadowolony, gdy teraz Boruc odejdzie z Celticu za 10 mln euro, bo przecież to Legia mogła dostać te pieniądze. Wręcz przeciwnie, będę zachwycony. Nie jest tak, że oddycham z ulgą, jeśli uda mi się gdzieś "upchnąć" zawodnika, o którym wiem, że sobie nie poradzi. To fatalna sytuacja. A Boruc z Legii nie mógł odejść za 10 mln euro, bo polska liga jest za nisko notowana.

Jeśli Legia po raz trzeci z rzędu zdobędzie tylko wicemistrzostwo Polski, zwolni Pan trenera Urbana?

- Wszystko zależy od tego, w jakim stylu to będzie. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić 13 meczów, jakie mamy do rozegrania wiosną. Może być tak, że wygramy, jak na jesieni, z zespołami z czołówki, a pogubimy punkty ze słabszymi drużynami. To byłby problem, bo znaczyłoby to, że nie uczymy się na własnych błędach. Żadna organizacja, gdy się nie uczy na swoich pomyłkach, daleko nie zajedzie. Może przeciwnie, tym razem bez problemów ogramy kluby niżej notowane? Nie wiem. Są i inne kwestie, które będą decydować o przyszłości trenera. Zresztą to nie tylko szkoleniowiec odpowiada za wyniki zespołu, nie mniej ważna będzie postawa zawodników.

Rozmawiał Rafał Romaniuk

Polecamy

Komentarze (48)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.