Domyślne zdjęcie Legia.Net

Liga w loży szyderców

Michał Bronowicki

Źródło: Legia.Net

24.10.2007 09:49

(akt. 21.12.2018 23:02)

11. weekend z Orange Ekstraklasą upłynął pod hasłem wyborów parlamentarnych. Skróceniu do dwóch dni uległa piłkarska kolejka, zawodnicy Legii Warszawa – choć w dużej mierze nie posiadający nawet polskich paszportów – przyozdobili koszulki hasłem zachęcającym do głosowania, a trener Widzewa Łódź, bodaj w ramach zachowania sobotniej ciszy, postanowił asekuracyjnie zrezygnować z „Kiełbasy” – mimo, że nie wyborczej – i przez cały mecz z Polonią Bytom pozostawiał na ławce rezerwowych obdarzonego niefortunnym pseudonimem Grzegorza Piechnę.
Derby Krakowa rozczarowały właściwie w każdym aspekcie, ale jak niemal wszystkie mecze dużej rangi, miały też swojego „bohatera”. Myliłby się jednak ten, kto szukałby go wśród piłkarzy. Człowiekiem, który rozsierdził Stefana Majewskiego, doprowadził do płaczu kilku zawodników przegranej Cracovii i najdłużej po tym spotkaniu zapisze się w pamięci kibiców był Paweł Gil z Lublina – sędzia sobotnich zawodów. To jednak głównie dzięki arbitrowi, klub z ulicy Kałuży mógł oszczędzić na wydatkach z budżetu i nie płacić za pomeczowy obiad, na który – wg przywróconej pod Wawelem tradycji – zapraszają zawsze przedstawiciele zwycięskiej drużyny. W derbach Wielkopolski sędzia nie odgrywał już tak istotnej roli, choć trener Franciszek Smuda miał na ten temat inne zdanie. Przy okazji spotkania z Lechem na stadion gospodarzy przybyło ponad sześć tysięcy kibiców, co stanowi tegoroczny rekord frekwencji w Grodzisku, dlatego nie dziwi, że Groclin jako jedyny zespół w tej serii OE wykorzystał atut własnego boiska. Był to jednak spory nietakt, gdyż większość fanów zasiadających na trybunach dopingowało... gości. Paradoksalnie musiało to ułatwić wygraną podopiecznych Jacka Zielińskiego, ponieważ Groclin w bieżącym sezonie inkasuje po trzy punkty zazwyczaj przed obcą publicznością. Tym sposobem zachowana została pewna konsekwencja w postawie piłkarzy z Grodziska. Konsekwentnie grają również zawodnicy z Warszawy, którzy wiernie dochowują raz przyjętych zasad. Wiadomo więc, że Legia wygra jeśli pierwsza bramkę strzeli lub przegra jeśli pierwsza bramkę straci. Co więcej, w tym drugim przypadku stołeczny zespół za nic w świecie nie dąży nawet do wyrównania i kończy mecz bez choćby jednego celnego trafienia. Tak było również w piątkowym spotkaniu z Odrą, która udowodniła, że także ma swoje zasady – jeśli już zwycięża przy Łazienkowskiej, to zawsze w najmniejszym możliwym wymiarze. Jedynym urozmaiceniem meczu pomiędzy tymi drużynami była więc osobliwa konwencja, w jakiej rozgrywano zawody, postanowiono bowiem że piłkarzom towarzyszyć będzie przebojowy repertuar melodii przygrywanych spoza stadionu. No cóż, pomysł niestety nie jest oryginalny, bo Polskie Radio od dłuższego czasu nadaje audycję z serii „Przy muzyce o sporcie”, a i motywy z Muppet Show są już wykorzystywane w futbolowym świecie (patrz zdjęcie). W spotkaniu Łódzkiego Klubu Sportowego z Górnikiem faworyt był wskazywany jednoznacznie – goście, którzy mają w składzie lidera klasyfikacji najskuteczniejszych piłkarzy OE. Przed meczem podkreślano, że Dawid Jarka strzelił w jednym tylko meczu więcej bramek niż cała drużyna gospodarzy w ostatnich dziewięciu kolejkach. Wobec takich argumentów nic nie mógł poradzić nawet Mirosław Jabłoński, który od trzech tygodni próbuje wskrzesić ducha bojowego w zespole ŁKS. Jego piłkarze najwyraźniej postanowili dalej dostarczać emocji wszystkim łódzkim kibicom i wraz z zawodnikami Widzewa rywalizują o miano najgorszego zespołu w lidze. No cóż, skoro nie można być najlepszym... Na razie jednak ostatnie miejsce w tabeli ciągle zajmuje Zagłębie Sosnowiec, które przegrało spotkanie z Koroną Kielce. Na nic zdał się altruizm Drzymonta, który samobójczym trafieniem pomógł piłkarzom Jerzego Kowalika. Na nic starania trenera gospodarzy, który został urlopowany przez zarząd sosnowieckiego klubu. Zresztą zmiany dotknęły obydwa Zagłębia, bo w Lubinie pożegnano się z Czesławem Michniewiczem, który momentami błądził już marzeniami po holywoodzkich traktach i kalifornijskich plażach, wierząc w możliwość poprowadzenia Los Angeles Galaxy. Kariera dotychczasowego szkoleniowca mistrzów Polski straciła amerykańskie tempo, ale marzenia o dalszych sukcesach na pewno pozostały. A wyborczy weekend przyniósł niejedno rozczarowanie wśród znanych trenerów. Cóż ma powiedzieć Janusz Wójcik, który wobec klęski Samoobrony bezpowrotnie utracił poselski mandat?

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.