Domyślne zdjęcie Legia.Net

Łukasz Fabiański: Kibiców trzeba szanować

Redakcja

Źródło: Przegląd Sportowy

16.10.2007 12:08

(akt. 22.12.2018 00:13)

- Nikt mi jeszcze nie powiedział, że zagram. Już nie mogę doczekać się tego meczu. Jeśli dostanę szansę, to jej nie zmarnuję - mówi były bramkarz Legii <b>Łukasz Fabiański</b> przed środowym spotkaniem z Węgrami. Gdyby nie choroba <b>Tomasza Kuszczaka</b>, Fabiański mógłby liczyć co najwyżej na 45 minut gry w tym spotkaniu. Nie dlatego, że jest słabszy, bo na treningach wszyscy się nim zachwycają. Nikt oficjalnie tego nie powie, ale jednak w kadrze jest pewna hierarchia bramkarzy.
Artur Boruc ma niepodważalną pozycję w Celtiku i podobnie wygląda to w reprezentacji. Kuszczak ostatnio zastępuje Edwina van der Sara w Manchesterze Utd, a "Fabian" rozegrał dotychczas tylko jedno oficjalne spotkanie w Arsenalu. Zdaje sobie z tego jednak sprawę i na każdym kroku to podkreśla. Wie też, że musi coraz ciężej pracować, ale do tego akurat jest stworzony. Jest również świadomy, że ma sporo szczęścia, któremu potrafi pomóc. Zarówno w kadrze, jak i w Arsenalu. A więc same pozytywy. Na razie wszystko, co mówi, to tylko teoria. O jej słuszności będzie mógł wszystkich przekonać już w środę. - Fly Łukasz, fly - tak opisał jedną z jego treningowych interwencji Leo Beenhakker. Patrząc na jego dotychczasową karierę, to nawet szybuje. Oto co nam powiedział o kilku istotnych sprawach: O szansach Mecz z Węgrami będzie przede wszystkim okazją dla tych, którzy są częścią reprezentacji, ale wcześniej nie mieli zbyt wielu okazji do zaprezentowania swoich umiejętności. Wśród nich znajduję się i ja. Co jest dla mnie najważniejsze? Przede wszystkim możliwość gry, potwierdzenia, że znajduję się w dobrej dyspozycji. Spotkanie z Węgrami, może nie wybiegajmy aż tak daleko w przyszłość, przyda się także już w kontekście przyszłorocznych mistrzostw Europy. Wszyscy, którzy zostali powołani są w kręgu zainteresowań selekcjonera i tym spotkaniem mogą potwierdzić swoją przydatność. Tak, wszyscy mamy wiele do wygrania, ale chyba jeszcze więcej do stracenia Do awansu brakuje nam trzech punktów. To mało, ale i bardzo dużo. Zdajemy sobie sprawę, że następny mecz będzie dla nas bardzo ważny, dla niektórych najważniejszy w życiu. Ale nie obawiamy się presji. Istotne jest to, że wszystko zależy tylko od nas. Do tej pory układało się bardzo dobrze i nie widzę powodu, aby z Belgią miało być inaczej. Mamy w swoich szeregach wielu doświadczonych zawodników, którzy często występują w meczach o stawkę i jestem przekonany, że podołają wyzwaniu. Przepraszam, my podołamy. O szczęściu Nie da się ukryć, że dotychczas na brak szczęścia raczej nie mogę narzekać Ale jemu trzeba cały czas pomagać, pracować. Absolutnie nie można na nim bazować. Samo szczęście nie wystarczy, potrzebna jest praca i charakter. Jestem zdania, że w życiu piłkarza trzeba być w porządku wobec siebie. Wówczas los w jakiś sposób pomoże. Oczywiście są trudne chwile, szczególnie jak się nie gra. Trzeba to przetrzymać. I najistotniejsze - niezależnie od tego, co się dzieje, nie zmieniać swojego podejścia Bo przecież ja na to wszystko nie mam wpływu. Tomek przeze mnie się nie rozchorował, a swego czasu Artur bez mojej pomocy wyjechał do Celtiku dzięki czemu wskoczyłem do bramki Legii. Na kontuzję Jensa również nie miałem wpływu. O Beenhakkerze Naprawdę mówią, że jestem jego ulubieńcem? Ciekawe... Mi się wydaje, że boss stara się traktować każdego z kadrowiczów serdecznie. Może z boku wygląda to jakoś inaczej. Ja na pewno nie czuję się jakoś specjalnie traktowany. Mam ogromne szczęście pracować z dwoma świetnymi fachowcami - Leo Beenhakkerem i Arsenem Wengerem. Leo ma wielką charyzmę, niesamowitą osobowość. I przekłada to na nas wszystkich. Potrafi wyzwolić w zawodnikach wszystko, co jest im potrzebne do osiągnięcia wyniku. Chyba nie muszę dodawać, że posiada ogromną wiedzę trenerską. I jest znakomitym motywatorem. Nie krzyczy na nikogo, bo nawet jakby chciał, to nie musi. Używa prostych słów, ale jakże trafnych. I to, co nam mówi, zawsze się sprawdza O rywalizacji Mam świadomość, iż najważniejszym argumentem dla trenerów przy ustalaniu składu są występy w drużynie klubowej. Artur gra i jego pozycja jest niepodważalna, i ja to respektuję. Zasuwam więc na treningach, walczę o jak najlepszą pozycję, a w środę będę miał okazję się sprawdzić. A kiedy znów wystąpię w Arsenalu? Pod koniec października gramy kolejny mecz Pucharu Ligi, więc może wtedy. Ja oczywiście chciałbym szybciej, najlepiej już w następnym meczu ligowym, ale spokojnie czekam na swoją szansę. Nikt mi nie daje odczuć, że jestem niżej w hierarchii niż Jens czy Manuel, że mam mniejszą szansę. Wprost przeciwnie, Wenger na każdym kroku podkreśla, że na mnie liczy. A ja czuję się potrzebny. Nie ma nawet chwili, w której bym zaczął się obawiać czy martwić. Media na Wyspach spekulują, że Arsenal szuka kolejnego bramkarza Powiem tak: zdaję sobie sprawę, że w moim piłkarskim życiu przyjdzie mi rywalizować jeszcze z wieloma bramkarzami. Taka pozycja To normalne, że ktoś jeszcze trafi do klubu. Cóż, do rywalizacji już się przyzwyczaiłem. Mój wiek mam być moim atutem? Różnie z tym bywa. W meczu z Newcastle zawyżyłem średnią drużyny (śmiech). O piłkarskiej filozofii Ja mam się mądrzyć? Nie chcę, nie lubię. Dlaczego? Bo człowiek uczy się całe życie. A przeżywa się w nim różne okresy. W młodości każdemu przytrafią się słabsze momenty, gdzieś się zagubi, bo wydaje mu się, że robi dobrze. Ale wiem jedno. Piłka nożna kształtuje człowieka, jego charakter, pozwala przeżyć piękne chwile, ale także te trudne. I ja tego wszystkiego doświadczyłem na sobie. Wcale nie byłem ciągle takim grzeczny, jak się o mnie mówi. Moja filozofia? Na razie nie będę filozofował. Jestem dopiero na początku drogi. Jak skończę grać w piłkę, a szybko to się nie stanie, to może wtedy będę kompetentny, aby radzić innym. O kibicach Miło było wrócić na stadion, gdzie tak wiele się nauczyłem. Do klubu, któremu tak dużo zawdzięczam. Kiedy wychodziłem na rozgrzewkę, kibice wspaniale mnie przywitali. Cieszy mnie to szczególnie, bo wiem, że wiele osób było spoza Warszawy. Na brak sympatii ze strony fanów nie narzekam. Czuję ją. I staram się odwdzięczać, nigdy nie odmówię zdjęcia, autografu czy chwili rozmowy. Kibiców trzeba szanować, to dla nich przecież gramy. W Anglii nie ma aż takiego kontaktu z fanami jak w Polsce. Częściej niż po meczach, widzimy się z nimi na przykład na zakupach. I są to miłe spotkania. Chociaż czasem dziwnie się czuję. Choćby ostatnio. Stałem pod swoim domem z Ceskiem Fabregasem, czekaliśmy na Gaela Clichy'ego. Nagle podjechał jeden samochód, za kilka minut kolejne cztery. Wszyscy wbiegli na podwórko, oczywiście do Ceska. Jedna dziewczyna zaraz zaczęła dzwonić do siostry i prosiła, aby z nią chwilę porozmawiał. Czy Ania stała z wałkiem w oknie? Nie, nie miała powodu. Mnie jakoś nie skojarzyli, więc stałem z boku i się temu wszystkiemu przyglądałem. Śmieszna sytuacja, ale i dająca do myślenia. Bo teraz muszę zrobić wszystko, aby i mnie w końcu zaczęli "czaić".

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.