News: Maciej Rybus: Miałem iść na wypożyczenie do Lubina

Maciej Rybus: Miałem iść na wypożyczenie do Lubina

Marcin Szymczyk

Źródło: weszlo.com

18.10.2012 16:36

(akt. 10.12.2018 15:27)

- Początek w Legii, za trenera Urbana miałem udany. Wiadomo – fajny, młody zawodnik. Później się zaczęły artykuły ze zdjęciami, papierosy, dyskoteki… To na pewno zmieniło mój wizerunek i długo się za mną ciągnęło. Za trenera Skorży też nie miałem na początku dobrego okresu. Pamiętam taki mecz… Trener Urban przyjechał do nas z Zagłębiem i byłem tak zdenerwowany, że nie gram, że zaproponowałem mu, żeby wziął mnie do siebie na wypożyczenie. Na szczęście zacząłem wchodzić w końcówkach i od meczu z Gaziantepsporem do transferu do Tereka nie wypadłem ze składu - wspomina w rozmowie z weszlo.com Maciej Rybus.

Co było powodem tej obniżki formy za Skorży?


- Trener Urban mawia, że kiedy nikt cię nie zna, łatwiej ci na początku pokazać się z dobrej strony. Później, jak już wysoko ustawisz sobie poprzeczkę, można zaliczyć zjazd i trzeba umieć się z tego podnieść. Trener Smuda bardzo mi pomógł, wysyłając te powołania, ale możliwe, że sam sobie zaszkodziłem, bo lubiłem wyjść na miasto, na dyskotekę… 


Podobno uważasz siebie za pechowca, bo to ciebie paparazzi zawsze łapali na fajce lub z piwem, a kolegom zwykle uchodziło na sucho.


Był taki okres, że gdziekolwiek bym poszedł, zawsze coś się pojawiło. Doszło do tego, że jak już wyszedłem w weekend na dyskotekę, to przez pierwsze dni kolejnego tygodnia się denerwowałem: „kurde, żeby nic nie było w Fakcie lub Super Expressie”. Strasznie mi to siedziało w głowie. A wiadomo jak to było – zagrał człowiek dobry mecz, to się szło na miasto pokazać kibicom, ktoś cię pozna, pochwali… Tylko później ci, którzy klepali mnie po plecach, po słabszym meczu rozpowiadali, że Rybus baluje w Platinium. Na początku mnie to denerwowało, bo łatwo się domyślić, jak takie wiadomości odbiera rodzina czy znajomi z Łowicza. Ale teraz się z tego śmieję. Nawet czasem szukam w internecie tych zdjęć, jak mnie łapali z papierosem w wieku 18 lat. 


Sugerujesz, że te imprezy nie były wcale takie grube, tylko bardziej zjadała cię od środka ta niepewność, czy ktoś coś napisze lub opublikuje jakieś zdjęcie?


- Nigdy nie przesadzałem z imprezami. Jeśli już wychodziłem, to przede wszystkim po wygranym meczu, kiedy dzień później mieliśmy wolne. Widziałem, jak wielu zawodników Warszawa wchłonęła. Trener Magiera prowadził z nami takie rozmowy wychowawcze.


Dzisiejsze młode pokolenie z Legii jest chyba trochę spokojniejsze niż ty i Borysiuk.


- Mam z nimi kontakt i wydaje mi się, że sodówka im nie uderzy. Kto tam gra – Łukasik, Furman, Żyro, Wolski… No, „Kosa” jest może trochę inny.


Tobie za to do dziś niektórzy wypominają konto na Fotce.


- Miałem je jeszcze w wieku szesnastu lat, przed przejściem do Szamotuł i jakoś tak zostało. Pisało się z dziewczynami. Teraz nie korzystam z żadnego portalu społecznościowego. Ani Facebooka, ani Twittera. Jakoś mnie to nie interesuje. W ogóle rzadko się udzielam. Kiedy strzelę jakąś bramkę, to telefon dzwoni cały czas, ale ogólnie wolę przekonywać swoją grą na boisku.


Pecha miałeś – zresztą nie tylko ty – po wypadzie na Wiertniczą, bo wypad do tego lokalu akurat wtedy skończył się na piciu.

O tym to nawet nie chcę gadać. Trochę nas poniosło…


Środowisko was nie potępiło.


- Tak, ale dla naszych dziewczyn i rodzin był to cios. Nie poszliśmy tam „po potrzeby”, ale akurat był taki dzień i taka pora, a czasem po zwycięstwie jest taka adrenalina i napięcie, że myślenie się wyłącza. Chcieliśmy popić i poświętować. Wybraliśmy akurat takie miejsce i skończyło się, jak się skończyło. Pech. Nie spodziewaliśmy się, że ktoś zrobi zdjęcia. Potem pojechaliśmy do Bełchatowa na zgrupowanie przed ŁKS-em. Rano się budzimy na śniadanie i Ariel mi mówi, że dostał od kogoś SMS-a, że w gazecie jest coś takiego. Szok. Trener nas zawołał, opowiedzieliśmy mu, jak było. Baliśmy się, że nie będziemy grać, a zagraliśmy i zwyciężyliśmy. Wszyscy traktowali ten nasz wypad z przymrużeniem oka, bo wygraliśmy ważny mecz ze Spartakiem. Jedni żartowali, inni – jak Roman Kosecki – mówili, że niepotrzebnie daliśmy się złapać, ale gdybyśmy wiedzieli, że ktoś tam będzie, to chyba logiczne, że byśmy tam nie poszli. Było, minęło. Staram się o tym zapomnieć. No i kolejne takie doświadczenie…


Zapis całej rozmowy z Maciejem Rybusem można przeczytać tutaj

Polecamy

Komentarze (8)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.