Marcel Krajewski Kacper Wnorowski Julien Tadrowski
fot. Marcin Szymczyk

Marcel Krajewski: Jestem w kontakcie z Legią

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

24.12.2023 12:00

(akt. 23.12.2023 19:41)

– To było pół roku pełne wzlotów i upadków. Doświadczyłem debiutu w reprezentacji Polski U-20, rywalizacji w wyjściowym składzie Znicza, walki o podstawową jedenastkę I-ligowca czy wejść z ławki. To moja pierwsza runda na zapleczu Ekstraklasy, wiosną będę dużo bardziej krytyczny względem siebie – mówił 19-letni Marcel Krajewski, który jest w trakcie wypożyczenia z Legii do klubu z Pruszkowa.

W pierwszej części br. Marcel Krajewski (prawy wahadłowy; rocznik 2004) zagrał 19 razy w rezerwach Legii, 4-krotnie asystował, wywalczył rzut karny i sięgnął po mazowiecki Puchar Polski. Latem podpisał nowy kontrakt (do czerwca 2025 roku, z opcją przedłużenia o kolejne 12 miesięcy) i został wypożyczony do Znicza Pruszków. W obecnym sezonie wystąpił we wszystkich 21 meczach (19 w I lidze, 2 w PP; prawie 1300 minut) i miał asystę drugiego stopnia.

Jak wyglądały początki w Pruszkowie?

– Aklimatyzacja w Zniczu przebiegła bardzo dobrze i sprawnie, choćby ze względu na to, że nie musiałem zmieniać mieszkania, aczkolwiek początki piłkarskie nie były łatwe. Większa intensywność, całkowicie inna drużyna… Miałem przetarcie z szatnią seniorską w rezerwach Legii, ale ona mocno się różni od I-ligowego zespołu. Start okazał się trudny, lecz zawsze bronisz się umiejętnościami. Jeśli nieźle wyglądasz w treningach i meczach, to adaptacja staje się prostsza.

Wszedłem w okres przygotowawczy praktycznie bez urlopu. Miałem trzy dni odpoczynku po ostatnim spotkaniu w rezerwach Legii, a potem od razu rozpocząłem zajęcia ze Zniczem. Pierwsze dwa miesiące okazały się dość trudne pod względem fizycznym, ale przez to, że ciągle byłem w rytmie meczowym i treningowym, aklimatyzacja przebiegła naturalnie. Z każdym kolejnym dniem i tygodniem było po prostu łatwiej.

Od razu wskoczyłem do składu. Taką decyzję podjął trener, który widział, że jestem dobrze przygotowany. Pojawiły się pewne braki w taktyce i zgraniu, lecz z każdym sparingiem i treningiem było dużo lepiej. Zadebiutowałem już w 1. kolejce I ligi, w wyjściowej jedenastce, rozgrywając praktycznie cały mecz. Myślę, że solidnie przepracowałem okres przygotowawczy, co zaprocentowało.

W ostatnich miesiącach zagrałeś np. z Wisłą Kraków czy Lechią Gdańsk, rywalizując z ciekawymi zawodnikami. Zebrane doświadczenie w takich meczach można uznać za wielki plus.

– Zgadza się. Zamysł był właśnie taki, by wypożyczenie okazało się kolejnym sprawdzianem i krokiem do przodu. W obecnym sezonie I liga jest bardzo mocna – znajduje się w niej wiele klubów, które wcześniej występowały w Ekstraklasie, co przekłada się na poziom rozgrywek. Takie mecze, jak z Lechią czy Wisłą, rozegrane na świetnych stadionach, to kapitalne przeżycie i przedsmak tego, co chciałbym osiągnąć. Rywalizacja na fajnym obiekcie, przeciwko niezłej drużynie, to spora dawka motywacji.

Przy takich spotkaniach towarzyszyła mi myśl, że wcale nie jestem gorszy od tych zespołów, mimo że to mój pierwszy sezon w I lidze. Takie podejście ułatwiło mi rozgrywanie meczów. Traktowałem to jako kolejny kroczek, który muszę pokonać poprzez jak najlepszą postawę na boisku.

Marcel Krajewski

W pierwszej części sezonu zagrałeś we wszystkich 21 meczach Znicza, z czego 14 zacząłeś od początku. To chyba największa wartość twojego wypożyczenia. Spodziewałeś się, że będzie aż tak dobrze pod względem minut, czy czujesz pozytywne zaskoczenie?

– Nie jestem zaskoczony, gdyż po prostu znam własne umiejętności. Wiedziałem, że wchodząc do nowej drużyny, na dużo wyższy poziom rozgrywkowy niż ten, na którym wcześniej grałem, nie będzie to łatwa sprawa, ale zdawałem sobie sprawę, że jestem w stanie to zrobić.

Zagrałem 21 razy w Zniczu. Uważam, że było kilka fajnych, dobrych i bardzo słabych meczów. Moja ambicja mi mówiła, że zawsze powinienem prezentować jak najwyższy poziom. Z drugiej strony, wiedziałem, że to mój pierwszy sezon na zapleczu Ekstraklasy, dopiero kształtuję się jako zawodnik, więc trochę uspokajałem się w głowie. Przyjąłem do wiadomości, że pewne błędy mogą się przytrafiać, co pozwoliło mi zachować spokój w rozwoju przez ostatnie pół roku. Nie oczekiwałem wspaniałych statystyk, samych świetnych występów, tylko skupiałem się na każdym kolejnym spotkaniu, by dołożyć coś, pokazując progres w jakimś elemencie.

To było pół roku pełne wzlotów i upadków. Doświadczyłem debiutu w reprezentacji Polski U-20, rywalizacji w wyjściowym składzie Znicza, walki o podstawową jedenastkę I-ligowca czy wejść z ławki, w trakcie których musiałem udowodnić, że w następnym meczu powinienem grać od 1. minuty. To chyba najcenniejsze.

Cieszy to, że – jak na pierwsze półrocze na zapleczu Ekstraklasy – udało się rozegrać bardzo dużo minut, co przełożyło się na mój rozwój, który przebiegał w miarę regularnie. Występowałem w każdym meczu i mogłem dokładać cegiełki.

Za takie cegiełki można uznać np. próby podłączania się do ofensywy poprzez rajdy środkiem boiska czy dobrą grę w defensywie. Też uznajesz te elementy jako wspomniane wzloty?

– Tak. Uważam, że indywidualne akcje mnie wyróżniają – było tak w przeszłości i będzie w przyszłości, gdyż po prostu lubię wnosić coś do meczu, brać grę na siebie i czuć, że coś ode mnie zależy. W III lidze okazywało się to łatwiejsze niż na zapleczu Ekstraklasy, ale jeśli potrafię to zrobić teraz, to myślę, że to pokazuje, że jestem w stanie rywalizować na jeszcze wyższym poziomie.

Z punktu widzenia mojej pozycji, czyli wahadłowego, defensywa to ważna kwestia w pomyśle Znicza. W każdym meczu staramy się zagrać na zero z tyłu, mimo ciągłego prezentowania bardzo ofensywnego futbolu. Wiedziałem, że na początku będę musiał poprawić się w obronie pod kątem zgrania i taktyki. Wzięcie piłki i przeprowadzenie akcji nie stanowi problemu przy posiadaniu odpowiednich umiejętności, ale jeśli zostanie to poprzedzone dobrym zabezpieczeniem tyłów, to wtedy jest to obiecująca baza do dalszej pracy.

Niektóre sytuacje w ofensywie mogły zakończyć się asystą lub golem, aczkolwiek w pierwszej części sezonu brakowało mi zdecydowania przy bramce przeciwnika czy dokładności przy ostatnim podaniu. Byłem w stanie wywalczyć parę liczb, lecz myślę, że nie mam ich przez brak doświadczenia i ogrania w I lidze. Jestem świadomy, że trzeba nad tym pracować. Wiem, że jeśli uda mi się to wnieść na bardzo fajny poziom, to ludzie będą widzieli nie tylko potencjał i akcje indywidualne, ale też przełożenie na papier w postaci statystyk, które zawsze będą pozytywnie wpływały na moją ocenę jako zawodnika.

Wspomniałeś, że nie spodziewałeś się świetnych statystyk, ale zakładam, że wiosną będziesz oczekiwał lepszych liczb.

– Oczywiście, to jasny cel na wiosnę. Pierwszą rundę w I lidze potraktowałem jako zapoznanie, sprawdzian, test. Wiadomo, że jeśli jesienią miałbym jakieś liczby i w każdym meczu prezentowałbym super poziom, to byłoby świetnie, ale byłem przygotowany na lepsze i słabsze momenty. Nie nakładałem dodatkowej presji, tylko chciałem, by minione już pół roku pod względem minut i pracy zaprocentowało w drugiej części sezonu.

Wiosną będę dużo bardziej krytyczny względem siebie, gdyż nie będzie to dla mnie początek. Mam już doświadczenie, zagrałem z każdym rywalem w I lidze, uzbierałem ponad 1000 minut na zapleczu Ekstraklasy, więc sądzę, że to odpowiednia ilość czasu na to, by zacząć dokładać statystyki i prezentować bardzo dobry poziom w każdym meczu.

Sporo dała ci zapewne rywalizacja na prawym wahadle z Tymonem Proczkiem.

– Tak. Zdarzało się, że grałem też na lewym wahadle, co było wymiennością, bezpośrednim przygotowaniem pod danego przeciwnika. Rywalizacja z Tymkiem? Uważam, że to jedna z lepszych rzeczy, która mi się przytrafiła. Myślę, że on nie ma takich predyspozycji do gry na tej pozycji jak ja, ale mimo to świetnie sobie radzi. Walka z nim o skład na pewno dużo dołożyła do mojego rozwoju.

To zdrowa rywalizacja. Tymek bardzo chciał grać, ja również, co dawało spokój trenerowi. Gdy jeden z nas wyglądał troszkę gorzej, to szkoleniowiec mógł wystawić drugiego zawodnika. To przekładało się na motywację do pracy w treningach, nikt nie czuł się bezpiecznie. Nie było tak, że ktoś miał bon na grę i w każdym meczu mógł występować od początku do końca. Wiedzieliśmy, że zawsze musimy dawać z siebie 100 procent, by rozegrać jak najwięcej minut w danym spotkaniu.

Nazwałeś rundę jesienną pełną wzlotów i upadków. Do tej drugiej kategorii z pewnością można zaliczyć przegrane mecze ze Stalą Stalowa Wola oraz Podbeskidziem – pierwszy w Pucharze Polski, drugi w I lidze – w których sprokurowałeś po jednym rzucie karnym. Trener Mariusz Misiura mówił w szatni po spotkaniu z zespołem z Bielska-Białej, że liczy, iż wyciągniesz wnioski z tej lekcji.

– Myślę, że otrzymałem dużo więcej lekcji. Dwa rzuty karne są widoczne na papierze, ale doszło do większej liczby błędów, które okazały się mniej rażące. Wiedziałem, że to może mi się przytrafić. Najważniejsze było to, by drugi raz się tak nie pomylić.

Przy rzucie karnym w Pucharze Polski od razu wiedziałem, co zrobiłem źle i w dalszej części rundy nie doszło do takiej sytuacji – nie byłem nawet blisko sprokurowania takiej "jedenastki". Obejrzałem 3 żółte kartki w 21 meczach. Znacznie częściej odbierałem piłkę w czysty sposób.

Karny z Podbeskidziem? Zdaję sobie sprawę, co zrobiłem źle. Pierwszy raz odczułem, że mój błąd, popełniony na takim poziomie, zabolał nie tylko mnie, ale cały zespół, wszystkich ludzi, którym nawet punkt zdobyty w tym meczu dałby wiele radości. Nie wchodzę w szczegóły, czy w tej sytuacji powinna być podyktowana "jedenastka" – nie zamierzałem w ogóle faulować, stało się inaczej. Automatycznie wyciągam wnioski. Drużyna świetnie zareagowała, co mnie mocno uspokoiło. Poczułem wsparcie od zawodników i sztabu. Jestem młodym graczem i takie rzeczy się zdarzają.

Najważniejsze jest to, by nauczyć się na błędzie i drugi raz nie dopuścić do identycznego. Wtedy będę wiedział, że zrobiłem krok w przód i wcześniejsza pomyłka nie poszła na marne.

Powiedziałeś, że popełniłeś wiele mniejszych błędów, które nie były aż tak widoczne. Jakie pomyłki masz na myśli?

– Nie mówię o błędach technicznych, choćby pod kątem celności podania, gdyż coś takiego zdarza się na każdym poziomie, u wielu topowych piłkarzy. Chodzi o pomyłki przy podejmowaniu decyzji.

Jako młody zawodnik, który chce często uczestniczyć w fazie atakowania, wybierałem zły moment na drybling czy podłączenie się do akcji ofensywnej. To pokazywało mi, że na takim szczeblu trzeba brać dużo większą odpowiedzialność za własną decyzję. Jeden błąd na wyższym poziomie potrafi przełożyć się na straconego gola po kontrze, a na niższym poziomie można zrobić pięć takich pomyłek i nie padnie żadna bramka.

Seniorskie granie to coś, co rozumiem nie jako wybijanie, tylko branie odpowiedzialności za każdy moment przy piłce, podjęcie trafnej decyzji w odpowiednim momencie. Gdy widzę, że mamy przewagę w danym sektorze, to trzeba próbować. Jeśli wiem, że mogę stracić futbolówkę, to po prostu lepiej zdecydować się na bezpieczniejszą opcję podania do kolegi i spokojne posiadanie – oczywiście, nie zabierając przy tym indywidualnych rajdów i mojej chęci do podłączania się do ataków.

Co jest twoim celem na wiosnę, oprócz lepszych liczb?

– Kolejne powołanie do reprezentacji Polski, gdyż to wyznacznik wykonywania dobrej roboty. Wspaniale wspominam listopadowy pobyt na kadrze U-20, ze względu na atmosferę. Na takim obozie głowa odpoczywa od codziennych spraw w klubie i doświadcza świetnej atmosfery pracy. Wszyscy są skupieni na najbliższym meczu, wiedzą jaki jest cel zgrupowania i czują ogromną dumę z występów z orzełkiem na piersi. Dostałem 45 minut w debiucie z Czechami, trener uznał, że to dla mnie odpowiedni czas. To dodatkowa dawka motywacji, by się nie zatrzymywać.

Inne cele na wiosnę? Chcę być jeszcze bardziej odpowiedzialny za swoją grę, wziąć na siebie większy ciężar w meczach, częściej występować i mieć realny wkład w postawę zespołu.

Osoby z Legii kontaktowały się z tobą w sprawie wypożyczenia i przyszłości?

– Jestem praktycznie w stałym kontakcie z trenerami z akademii Legii. Przebywam na wypożyczeniu do końca obecnego sezonu, więc na razie w ogóle nie myślę o tym, co dalej. Nie było żadnych rozmów nt. przyszłości, takie pojawią się pewnie dopiero na finiszu rundy wiosennej. Teraz koncentruję się jedynie na grze w Zniczu.

Marcel Krajewski Igor Strzałek

Można odnieść wrażenie, że wypożyczenie do Znicza okazało się bardzo dobrym ruchem. Nie musiałeś się wyprowadzać, płynnie przeszedłeś z III do I ligi, grasz w jednym zespole z ciekawymi zawodnikami, przebywasz w klubie obchodzącym 100-lecie.

– Myślę, że trafiłem do świetnego miejsca. Poczułem lekki przeskok między organizacją Legii a I-ligowca, ale nie zmieniałem miejsca zamieszkania. Aklimatyzacja przebiegła szybciej, gdyż spotkałem Wiktora Nowaka, który grał ze mną w stołecznym zespole, a obecnie kapitalnie rozwija się w Pruszkowie.

Przejście z III do I ligi okazało się płynne, bo Znicz był na mnie zdecydowany. Duże znaczenie miał fakt, że wciąż jestem blisko Legii. Pracownicy klubu, trenerzy czy skauci mogą przyjechać na mecz i na bieżąco oceniać moją grę.

Byłeś na gali z okazji 100-lecia Znicza, na której pojawił się m.in. Robert Lewandowski?

– Tak. Gala fajnie pokazała, że taki zawodnik, jak Robert Lewandowski, może bez problemu znaleźć się w Barcelonie po wcześniejszej grze w takich miejscach, jak Pruszków. Nie ukrywam, że w głowie troszkę porównywałem się do niego, dostrzegając podobieństwo w części przebytej drogi. Mam na myśli to, że obaj przeszliśmy z Legii do Znicza, z tym że dla "Lewego" był to transfer definitywny, a dla mnie to wypożyczenie.

Polecamy

Komentarze (1)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.