Marek Papszun

Marek Papszun: Bywałem regularnie na Legii

Redaktor Piotr Kamieniecki

Piotr Kamieniecki

Źródło: Sport.pl

12.03.2019 15:40

(akt. 14.03.2019 13:59)

- Na Legii bywałem regularnie, wyjazdy zdarzały się sporadycznie. W pamięci szczególnie zapadł mi ten do Utrechtu w Pucharze UEFA. Atmosfera była napięta od samego początku. Holendrzy byli bardzo agresywni, część kibiców Legii nie mogła wejść na stadion, doszło do zadymy. Mecz przerwano na kilkadziesiąt minut, by uspokoić sytuację. Awantury przeniosły się też na miasto - opowiada w rozmowie ze "sport.pl" Marek Papszun, trener Rakowa Częstochowa, który w środę zmierzy się z Legią w Pucharze Polski.

- Z Warszawy pamiętam jeszcze mecze z czasów milicji obywatelskiej. Pamiętam łamane ławki, regularne bitwy z milicją. To były zupełnie inne czasy i stadiony, więc chyba dlatego od razu takie rzeczy przychodzą mi na myśl. A przecież na boisku podziwiałem Darka Dziekanowskiego i wielu innych piłkarzy, którzy przez lata tworzyli silną Legię w kraju i europejskich pucharach. Dziś mam tę przyjemność, że wielu zawodników, których wtedy oklaskiwałem, dziś jest moimi znajomymi lub kolegami.

W awanturach brał pan udział czy znajdował się w nich przypadkiem?

- Nigdy nie byłem chuliganem tylko chłopakiem, który pasjonował się piłką. Miałem wielu znajomych, którzy na mecze chodzili, więc siłą rzeczy chodziłem i ja. Legia była najsilniejszą drużyną w Polsce, trudno było jej nie kibicować.

Praca w Legii byłaby spełnieniem pańskich marzeń?

- Mam marzenia, ale nie pracuję tylko po to, by kiedyś trafić do Legii. Zresztą nigdy nie miałem takich ambicji, że skoro nie zostałem piłkarzem na wysokim poziomie, to koniecznie muszę być topowym trenerem. Nigdy nie narzucałem na siebie takiej presji, bo praca trenera to moja pasja i miłość. Zawsze powtarzam, że trenerem jest się tak samo w A Klasie jak i w ekstraklasie.

Wiadomo, że każdy chce być jak najlepszy, a przy okazji zarabiać jak najwięcej. Jednak nawet kiedy przychodziłem do Rakowa, to nie widziałem siebie jako trenera pracującego w ekstraklasie. Piłka jest całym moim życiem, więc każdy dzień, często kosztem życia rodzinnego, poświęcałem na to, by stawać się coraz lepszym i zobaczyć, gdzie mnie to zaprowadzi.

Dzisiaj też nie myślę o tym, że jak nie awansuję z Rakowem do ekstraklasy, to nie zrobię już tego nigdy. Jak nie będę trenerem na najwyższym poziomie, to dalej będę pracował w 1., 2. albo nawet 3. lidze, gdzie już byłem. Najważniejsze dla mnie jest to, by codzienna praca wciąż dawała mi tyle radości i satysfakcji.

Koncentruje się pan na każdym kolejnym meczu, ale nie wierzę, że rywalizacja z Legią nie siedzi w pańskiej głowie od dłuższego czasu.

- Oczywiście, że tak. To będzie wyjątkowy mecz, święto dla całej Częstochowy. Bilety rozeszły się w mgnieniu oka i jestem przekonany, że gdybyśmy mieli stadion o pojemności 10 czy 15 tysięcy, to na trybunach też zasiadłby komplet. Wielu uważa, że mecz Raków - Legia to najciekawsza rywalizacja tej fazy rozgrywek, a przecież są w niej też spotkania dwóch zespołów z ekstraklasy. Mecz Górnika Zabrze z Lechią Gdańsk na pewno nie wywoływał tylu emocji. Jestem dumny, że doprowadziłem Raków do takiego momentu. Nie jesteśmy faworytem, bo zagramy z mistrzem Polski, zespołem o niesamowitym potencjale. Piłkarze Legii mają dużo wyższe umiejętności, ale my przeciwstawimy im zgrany zespół. Chciałbym, byśmy zagrali w swoim stylu i nie przestraszyli się faworyta.

Równie ciekawie jak na boisku może być też przy linii bocznej. Zarówno pan jak i Ricardo Sa Pinto jesteście znani z wybuchowych charakterów.

- Z biegiem lat i liczbą meczów na ławce stałem się mniej wybuchowy, a bardziej analityczny. Iskra wciąż zapala mi się w każdym spotkaniu, bo sport to emocje i trzeba nimi żyć. Nie widzę w tym nic złego, jednak przekraczanie pewnych granic jest niebezpieczne. Czasami przez to dochodzi do incydentów, które nie powinny zdarzać się trenerom. Kreujemy wizerunek piłki, powinniśmy być autorytetami. Sam czasami miewałem do siebie pretensje za nieodpowiednie zachowanie.

Całą rozmowę z Papszunem przeczytać można na łamach "sport.pl" w tym miejscu.

Polecamy

Komentarze (56)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.