News: Suler i Mizgała wrócili do treningów

Marko Suler: Nie wyszło mi w Legii, to też moja wina

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Przegląd Sportowy, przegladsportowy.pl

03.09.2019 08:40

(akt. 03.09.2019 09:16)

- Czemu nie wyszło mi w Legii? To także moja wina. Przychodząc do Warszawy, nie zdawałem sobie sprawy, czym jest Legia. Ludzie w Europie tego nie wiedzą, ale gdy tam trafisz, to czujesz, jak dużym jest klubem. Gdybym mógł cofnąć czas, przyszedłbym z innym nastawianiem. Gdy trafiłem do Mariboru, to nie popełniłem tego błędu - opowiada na łamach "Przeglądu Sportowego" były zawodnik Legii Warszawa, Marko Suler.

W Legii nie miał pan uznania u trenera Jana Urbana.

Marko Suler: Jego poprzednik chciał mnie przy Łazienkowskiej. Urban niekoniecznie. Nie daliśmy sobie z Urbanem szansy, jak w małżeństwie, jak nie pracujesz nad związ­kiem, to nic z tego nie będzie. Poza tym byłem przyzwycza­jony do innej gry. W Polsce piłka jest bardziej fizyczna. W Izraelu szybsza i bardziej techniczna.

To był najtrudniejszy czas w pana karierze?

Tak. Nigdy nie siedziałem na ławce. Trenerzy zawsze na mnie stawiali, nieraz byłem kapitanem. W Legii takiego wsparcia trenera nie miałem. Ale też mój błąd. Nie wiedziałem, jak sobie z tym radzić.

Ostatecznie został pan skreślony po wpisie na Twitterze, gdzie dziwił się pan dużej liczbie kontuzji.

Napisałem prawdę. To dziwne, że 11 zawodników ma taką samą kontuzję. Ale wybrałem zły moment, by to pisać. Takie rzeczy nie są dla mediów. Inna sprawa, że to nie miało znaczenia dla moich losów w Legii. Napisałem to w drugim sezonie, gdy było wiadomo, że odejdę.

l został pan przesunięty do rezerw.

Zaakceptowałem decyzję, zagrałem tam kilkanaście spotkań. Jechaliśmy siedem godzin i graliśmy mecz. Mogłem udać, że mam kontuzję, ale zachowałem się profesjonalnie. Prezes na koniec powiedział mi, że to docenia.

W Legli przeżył pan różne chwile. W słoweńskich mediach opowiadał pan, jak kibice kazali wysiąść panu z autokaru.

Po jednym ze spotkań kibice zatrzymali na autostradzie autokar, którym jechaliśmy, wrzucili do środka racę, tak że cały pojazd był w dymie i kazali nam wysiąść. Otoczyli autokar, stali z odpaloną pirotechniką. Bałem się, że nas pobiją. Miro Radovic powiedział mi jednak, żebym się nie obawiał. I faktycznie na szczęście nic nam nie zrobili, tylko krzyczeli, że mamy się bardziej starać. Miro poszedł z nimi rozmawiać. Pierwszy i jedyny raz w życiu przeżyłem coś takiego. W Słowenii nie ma takich zwyczajów. W Izraelu też spotkałem się z tym, że kibice niszczyli stadion, rzucali fajerwerki, ale takiej sytuacji nie widziałem. Ale też pamiętam niesamowitą fetę z okazji mistrzostwa. Ogólnie w Warszawie dobrze mi się żyło. To jedyne miasto za granicą, gdzie mógłbym mieszkać.

Zapis całej rozmowy z Marko Sulerem można przeczytać we wtorkowym wydaniu "Przeglądu Sportowego".

Polecamy

Komentarze (24)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.