News: Michał Kucharczyk: Wiele osób życzy mi odejścia, ale.. robię swoje

Michał Kucharczyk: Wiele osób życzy mi odejścia, ale.. robię swoje

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

21.02.2018 08:25

(akt. 02.12.2018 11:35)

- Jak widać w pierwszych dwóch meczach, za dużo nie grałem, ale robię co mogę, by na treningach przekonać trenera do swojej osoby. O tym, kto będzie grał zdecyduje szkoleniowiec. Wiele zależeć będzie od naszej dyspozycji, ale też od ustawienia. W takim, jakim zagraliśmy w spotkaniach z Zagłębiem czy Śląskiem, trener postawił na innych. Ale wierzę, że też mogę coś dać zespołowi w tym ustawieniu. Pracuję i czekam na swoją szansę - mówi w rozmowie z Legia.Net Michał Kucharczyk. Miłej lektury.

Rozpoczęliśmy rundę wiosenną, za nami dwa mecze, dwa zwycięstwa, ale chciałem na chwilę wrócić do poprzedniego roku. Bez względu na wszystko, na to co było na boisku, chyba już zawsze będziesz rok 2017 wspominał dobrze? Wtedy zostałeś przecież ojcem.


- Jeśli chodzi o miony rok to można go podzielić na życie prywatne i życie sportowe. W kwestiach boiskowych do czerwca wszystko układało się po naszej myśli – obroniliśmy tytuł mistrza Polski. Kolejne sześć miesięcy to gorsze wyniki, nie szło tak, jak zakładaliśmy. Przegraliśmy znów mecz o Superpuchar, odpadliśmy z europejskich pucharów. To, że pierwszy raz od lat zabrakło nas w fazie grupowej rozgrywek w Europie, jest największym rozczarowaniem. Zarówno my, jak i kibice – wszyscy przyzwyczailiśmy się, że gra do końca roku w Europie to już normalność dla naszego klubu. Potem była zmiana trenera.  To, co cieszy, to fakt, że po takim roku,  zakończyliśmy na pozycji lidera.


- Jeśli chodzi o życie prywatne, to nic lepiej nie mogło się ułożyć. Niecały rok temu wziąłem ślub, a pod koniec roku urodził mi się syn. Jestem bardzo dumny i szczęśliwy.


Kiedyś powiedziałeś, że Kuchy nigdy się nie zmienia, zawsze jest sobą i zmienią go dopiero narodziny dziecka. Sprawa jest świeża, bo to nieco ponad 3 miesiące, ale wyczuwasz już, że w tobie i twoim życiu zaszły już znaczące zmiany?


- Największą zmianą jest to, że nie liczę się już tylko ja, nie jestem najważniejszy, teraz liczy się moja rodzina – żona Róża i syn Oskar. Dziecko zmienia całkowicie twój światopogląd, staram mu podporządkować swoje życie, swój czas poza klubem. Za nami dwa zgrupowania i nigdy jeszcze tak często nie dzwoniłem do domu. Z Hiszpanii dwa-trzy razy dziennie telefonowałem do domu, łączyłem się za pomocą Face Time. Starałem się przypominać synkowi, jak wygląda twarz taty.


W Hiszpanii byłeś jakby mniej obecny – w czasie treningów skupiony na pracy, a czas wolny w hotelu to głównie telefony do domu.


- Tak, musiałem to rozgraniczyć. To co na treningach było najważniejsze, skupiałem się na pracy i wskazówkach trenera. Ale gdy byłem w pokoju wyłączałem się i dzwoniłem do żony, do dziecka. W wolnym czasie myślami byłem w domu.


To taka druga strona życia zawodowego sportowca. Urodził ci się syn, a ty wkrótce na ponad miesiąc musiałeś wyjechać. Gdzieś pojawia się taka myśl, że coś ci ucieka?


- Na pewno uciekają mnie i kolegom lata młodzieńcze dziecka, czego nigdy nie nadrobimy, ale nie chce narzekać. Coś za coś. Takie jest życie, taki wybrałem zawód. Zgrupowania to był trudniejszy moment, ale po powrocie z obozów mam już syna na co dzień. Poza meczami i przygotowaniem się do nich, mogę poświęcać się rodzinie.


  Będąc przy kwestii przygotowań. Pierwszy raz na zgrupowanie polecieliście do tak odległego miejsca jak USA. Ciekawe doświadczenie?


- Na pewno, bez dwóch zdań. Tym bardziej, że pierwszy raz w życiu miałem okazję być w Stanach Zjednoczonych. I mam nadzieję, że nie był to ostatni raz, bardzo mi się tam podobało. Jedynymi minusami była zmiana czasowa i długa podróż. Dwa dni po przylocie graliśmy mecz, a mało kto zdążył się przestawić na warunki panujące na Florydzie. Podobnie było z powrotem do Polski, a przecież kilka godzin później byliśmy już w samolocie do Hiszpanii. Ale ogólnie wyjazd bardzo udany.


A co ci się najbardziej podobało, co zaskoczyło?


- Najbardziej zaskoczyła mnie pogoda. W dzień bywało 25 stopni na plusie, a w nocy temperatura spadała poniżej zera. A podobał mi się spokój ludzi, którzy nigdzie się nie spieszyli, często uśmiechali, każdy był życzliwy dla każdego. Ludzie inaczej tam podchodzą do życia, do pracy. Gdy zapytałem o drogę do kawiarni, zostałem zaprowadzony na miejsce. Ludzie są bardziej otwarci, nigdzie się nie spieszą.


Podsumowując zgrupowania – co przetrenowaliście?


- Graliśmy z silnymi rywalami, zwłaszcza w USA. Ćwiczyliśmy grę w rożnych ustawieniach. Mnie najbardziej podobało się to trzema obrońcami – wtedy trener dawał mi rolę takiego wahadłowego, bocznego pomocnika, który musi zasuwać od obrony do ataku. To rola idealna dla mnie, pod moje atuty jakimi są wydolność czy wybieganie, wychodzenie na pozycję. Na razie nie gramy tym ustawieniem w lidze, ale myślę, że kiedyś spróbujemy, bo mamy piłkarzy idealnie dobranych pod taką taktykę. To miało być nasza wyjściowe ustawienie, ale potem urazu doznał Marko Vesović i zaczęliśmy systemem 4-3-3, ale to nie znaczy, że kiedyś sztab nie zaskoczy przeciwnika innym ustawieniem. Poza tym trener uczulał nas, że mamy grać szybko, często na jeden kontakt, ofensywnie. Będziemy się starali realizować to jak najlepiej.


Zimą mówiło się, że Legia pozyska świetnych skrzydłowych, ale przyszedł jedynie Marko Vesović. Czyli jeśli trener będzie grał z klasycznymi skrzydłowymi, to miejsce dla Kucharczyka powinno się znaleźć.


- Będą grać najlepsi w danym okresie. Jak widać w pierwszych dwóch meczach, za dużo nie grałem, ale robię co mogę, by na treningach przekonać trenera do swojej osoby. O tym, kto będzie grał zdecyduje szkoleniowiec, wiele zależeć będzie od naszej dyspozycji, ale też od ustawienia. W takim, jakim zagraliśmy w spotkaniach z Zagłębiem czy Śląskiem, trener postawił na innych. Ale wierzę, że też mogę coś dać zespołowi w tym ustawieniu. Pracuję i czekam na swoją szansę.


- Wiem, że jak co okienko transferowe, wiele osób myślało, że Kucharczyk powinien odejść. Ale na przekór tym, co tak zawsze myślą, było inaczej. Postaram się by teraz było podobnie. Niektóre osoby wsród kibiców od kilku lat chcą się mnie pozbyć, ale jakoś się przed tym bronię. Zrobię co w mojej mocy, aby musieli jeszcze trochę się… ze mną podroczyć (śmiech). Kuchy nigdy się nie poddaje.


W zimowych sparingach miałeś bardzo dobre okazje, ale ich nie wykorzystałeś i tak sobie przypomniałem, że nie tak dawno w Legii był taki trener, jak Kazimierz Sokołowski, którego praca indywidualna z piłkarzami przynosiła fajne efekty. Nawet tak doświadczony gracz jak Radović poprawił wykończenie, skuteczność i był napastnikiem. Kiedyś „Kaz” mówił, że będzie chciał nauczyć cię spokoju w polu karnym. Nie zdążył, bo Henning Berg wraz z całym sztabem zostali zwolnieni. Ale może warto powrócić do takiego pomysłu?


- Zgodzę się z tym, że w tym aspekcie mogę wiele poprawić. Niby mam już przecież doświadczenie, ale musze zachować chłodną głowę w sytuacjach podbramkowych. Brakuje mi spokoju pod bramką, maja go najlepsi. Być może też za bardzo chcę ostatnio trafić do siatki. Od narodzin syna nie strzeliłem gola, choć okazji nie brakowało. Chcę dla Oskara i Rózy zdobyć bramkę i im ją zadedykować. Może gdyby ta sztuka się udało, to odblokowałbym się psychicznie? Wracając do Kazimierza Sokołowskiego – z pewnością miał rację, by przepracować ze mną kilka jednostek treningowych, dzięki czemu zyskałbym spokój, poprawił wykończenie w sytuacjach sam na sam z bramkarzem. Trenerzy zapowiedzieli już nam, że będziemy pracować indywidualnie, więc nic straconego.


Kto będzie głównym rywalem Legii w walce o mistrzostwo Polski? Górnik wytrzyma presję i będzie prezentował się równie dobrze jak jesienią – nie licząc meczu z Cracovią?


- Chyba nie chcę nad tym się rozwodzić, bo dla mnie głównym rywalem Legii w walce o mistrzostwo Polski, będziemy my sami – jak co roku. Nie chcę by to zabrzmiało jak lekceważenie rywali, ale tylko od nas zależy, czy obronimy tytuł czy też nie.


Grałeś z Legią w Lidze Mistrzów, Lidze Europy, zdobywałeś mistrzostwo i Puchar Polski. Masz jeszcze jakieś marzenia do zrealizowania z Legią?


- Chciałbym w końcu zdobyć z Legią ten Superpuchar – podchodziliśmy do tego pięć razy i za żadnym razem się nie udało. A poza tym marzeniem jest, aby jeszcze raz zagrać z Legią w Lidze Mistrzów – przynajmniej jeden raz. Są to emocje, których nie da się zapomnieć i których na co dzień nie doświadczamy. Dla nas, dla polskiego zespołu, gra w Lidze Mistrzów to święto. To jest więc do zrealizowania, takie marzenie, które może się spełnić. Raz udział w LM ktoś może nazwać przypadkiem. Ale gdy zagramy drugi raz, to każdy będzie musiał przyznać, że jesteśmy zespołem, który na to zasłużył.

Polecamy

Komentarze (226)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.