News: Michał Masłowski: W Legii jest dla kogo grać

Michał Masłowski: W Legii jest dla kogo grać

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

05.02.2015 12:24

(akt. 08.12.2018 03:54)

Nowy nabytek Legii Michał Masłowski dość szybko zyskał w oczach trenera Henninga Berg i sztabu szkoleniowego. Na treningach jest najczęściej ustawiany w parze z Miroslavem Radoviciem, a to o czymś świadczy. W rozmowie z Legia.Net "Masło" opowiada o tym, dlaczego przedłużył kontrakt z Zawiszą zanim trafił na Łazienkowską, wspomina o kibicach, o różnicy pomiędzy klubem z Warszawy i Bydgoszczy, o tym co może zaoferować zespołowi, o dużej konkurencji w drużynie. Miłej lektury.

Już od roku, od gali ekstraklasy, mówiło się w Warszawie o tym, że trafisz do Legii. Kiedy dostałeś pierwsze sygnały i zainteresowaniu ze strony mistrza Polski?


- To było już jakiś czas temu, z pewnością przed kontuzją. Ale dowiadywałem się o tym z prasy, z Internetu. Nie było tak, że usiedliśmy do rozmowy i wszystko ustaliliśmy. Miałem za to świadomość, że Legia rozmawia o mnie z Zawiszą. Natomiast sprawy nabrały tempa dziesięć dni temu, dowiedziałem się chyba jako ostatni, że temat powrócił. Ale wszystko potoczyło się bardzo szybko i jestem w Legii. Nie spodziewałem się, że trafię tu już w styczniu nastawiałem się raczej na czerwiec.


W czerwcu w rozmowie z Legia.Net prezes Legii Bogusław Leśnodorski zdradził, że już wszystko w zasadzie ustalone, że jesteś jedną nogą w Legii. Ale zamiast tego podpisałeś nowy kontrakt z Zawiszą i wszystko się oddaliło. Co się stało?


- Przedłużenie kontraktu było dla mnie zabezpieczeniem, wiedziałem jaki miałem uraz, jak się czułem – nie tak jak się powinienem czuć. I to był jeden powód przedłużenia kontraktu z Zawiszą. Drugi był taki, że chciałem odwdzięczyć się ludziom, którzy podali mi rękę, wyciągnęli z niższych lig. Ja w życiu staram się pamiętać o tych ludziach, którzy mi pomogli i gdy mogę, staram się pomóc lub po prostu odwdzięczyć. A przecież transfer do Bydgoszczy odmienił moje życie, dostałem szanse, której wcześniej nie miałem. Postanowiłem więc podpisać nową umowę, by klub mógł na mnie zarobić. Oczywiście mogłem tego nie robić, odejść jako wolny zawodnik i skasować pieniądze za podpis pod umową z nowym klubem. To by jednak było wbrew moim zasadom, wbrew temu co sobie obiecałem, że ten klub kiedyś na mnie zarobi.


Tak się złożyło, że zostałeś bohaterem najdroższego transferu między klubami w Polsce.


- Nawet nie wiedziałem, że takie są fakty, przeczytałem o tym dopiero w prasie. Szczerze mówią jakoś mnie to nie rusza. Ani nie daje pozytywnego kopa, ani nie pęta nóg. Takie są realia tego show-biznesu. Bo futbol, to dziś biznes, działający wedle pewnych zasad, akcji marketingowych. Dla mnie liczy się tylko to, że do transferu doszło, wydaje mi się, że wszyscy są z tego powodu szczęśliwi. Zawisza otrzyma pieniądze i dzięki temu będzie mógł lepiej funkcjonować. Ja jestem zadowolony bo widzę jakie są różnice między tymi klubami – choćby w organizacji. Tu wszystko jest na wysokim poziomie, w pełni profesjonalnym. Myślę, że Legia też jest zadowolona z pozyskania mojej osoby i mam nadzieję, że będzie zadowolona również z mojej gry.


Skoro jesteś już najdroższym piłkarzem przechodzącym z klubu do klubu w Polsce, to może w przyszłości zostaniesz też bohaterem najdroższego transferu z ekstraklasy do klubu poza granicami naszego kraju?


- W życiu prywatnym często wybiegam myślami w przyszłość, planuję ją. W futbolu tak nie robię, nie myślę o tym co będzie – to nie ma większego sensu. Staram się skupiać tylko na tym, co jest teraz. Jestem w Legii, muszę zrobić wszystko by się pokazać, rozwijać, grać z pożytkiem dla zespołu. Wiem, że to brzmi jak banał, ale nie ma sensu myśleć o tym, w jakim miejscu będę za dwa lata – życie lubi zaskakiwać, pisze różne scenariusze.


Kibice w Bydgoszczy ponoć po transferze do Legii byli bardzo radykalni wobec ciebie - przynajmniej w Internecie.


- Słyszałem o tym, nazwano mnie wkładem do koszulki. Tak nas określano, każdy ma prawo do własnej opinii. Ja się z nią nie zgadzam. Znam chłopaków, a by wydawać o kimś opinie, trzeba kogoś najpierw poznać. Ja się tymi hasłami za bardzo nie przejmowałem, robiłem swoje. Jestem oporny na takie rzeczy, ciężko jest do mnie dotrzeć z czymś, bym się tym bardzo przejął, wziął coś do siebie. Mam swoje zdanie, swój pogląd i tego się trzymam.


- Wiem, że zostałem wyróżniony pośród tych wkładów do koszulek co jest chyba efektem nienawiści kibiców do właściciela klubu Radosława Osucha. On mnie sprowadził, dał szasnę i przez to zostałem tym najgorszym ogniwem. Nic, takie jest życie, pewnych rzeczy się nie przeskoczy. I tyle. Każdy ma prawo do swojego zdania, ale druga strona musi to dostrzegać. Jeśli tego nie robi, to jakikolwiek dialog nie ma sensu. Ja do nikogo nie mam żalu, jakiś niesmak pozostawiła jedynie ostatnia sytuacja z grobami wraz z krzyżem. W życiu są granice, których nie można przekraczać. Zostaliśmy obrażeni jako piłkarze, jako ludzie, osoby wierzące. Ta sytuacja też miała jakiś pośredni wpływ na moją decyzję dotyczącą przenosin do Legii. 


Przechodzisz do klubu, któremu już coś zawdzięczasz - mam na myśli leczenie.  Już było fajne zachowanie z twojej strony - koszulka z podziękowaniami.


- Przyszykowałem sobie taką koszulkę przed meczem z Legią, pokazałem ją po ostatnim gwizdku. Chciałem w ten sposób podziękować publicznie ludziom z Legii. Wiadomo, że prywatnie też to zrobiłem – osobiście. Nie do wszystkich jednak dotarłem, spotkałem się i dlatego zdecydowałem się na taką formę. Chciałem pokazać, że są ludzie i kluby, które pomagają w trudnych sytuacjach – bezinteresownie. Nigdy nie słyszałem o takich sytuacjach, nie wiedziałem, że istnieją.


Na treningach widać, że po kontuzji już ani śladu. Prezes Zawiszy mówił, że jesteś zdrów i pierwszy raz od dawna przepracowałeś obóz zimowy. Czyli wszystko skończyło się dobrze.


- Jak piłkarza nic nie boli, to znaczy… że nie żyje. Zawsze coś pobolewa, oczywiście w granicy rozsądku. Ale w porównaniu do tego co było, czuję się wyśmienicie. Pamiętam jak grałem z kontuzją, ludzie o tym nie wiedzieli. Oceniali, mówili o słabszym meczu, a ja przychodziłem do domu i byłem cieniem człowieka. Rano wstawanie z łóżka było skomplikowanym procesem, zajmowało mi kilka minut. Nie wiem czy starzy ludzie nie radzą sobie lepiej.


Kiedyś na gali ekstraklasy skomplementowałeś Miro Radovicia, a teraz on po treningu powiedział o tobie: Ten chłopak ma to coś, co pozwoli grać z nim fajną piłkę.


- Bardzo mi miło, ja wtedy na gali mówiłem, że chcę zagrać z Rado, bo można się od niego wiele nauczyć. Tak uważam, to zdecydowanie najlepszy zawodnik w ekstraklasie. I tak mówię nie tylko przez pryzmat tego, że jestem w Legii bo powiedziałem to znacznie wcześniej. Lubię patrzeć jak gra, zawsze podobała mi się gra kombinacyjna, na małej przestrzeni. Grając teraz z nim na treningach wiem jak się poruszać, jest świetnym doradcą, podpowiada mową ciała, tym jak się przemieszcza na boisku. Mi jest wtedy łatwiej. Jeśli on się dobrze porusza, to ja się szybko uczę.


- Zobaczymy jak to będzie wyglądało, nigdy nie miałem dużych przeskoków. Z III ligi do pierwszej, po epizodach w ekstraklasie z Zawiszą i w reprezentacji Polski przyszedł czas na Legię Warszawa. Idę więc krok po kroku i wydaje mi się, że takie awanse są dla mnie najlepszą drogą. Wolę taki sposób niż wielki awans z niższej ligi na głęboką wodę do ekstraklasy. Ja uważam, że czasem trzeba zrobić dwa kroki w tył, by potem zrobić jeden do przodu. Samo przejście do Legii, gdzie jest zdecydowanie większa intensywność treningu, pozwoli być mi lepszym piłkarzem. A czy dostanę szanse gry – o tym będzie decydował trener. Konkurencja jest bardzo duża, dobra jakościowo i będę cierpliwie czekał na swoją szansę.


Jak już zacząłeś myśleć o transferze do Legii, spojrzałeś na kadrę , że na twoja pozycję są Radović, Duda i Szwoch to co pomyślałeś? To cię nie wystraszyło czy może zmobilizowało?


- Zawsze chciałem zagrać, potrenować z Miro Radoviciem. To już jeden plus. A konkurencja? Pomyślałem sobie, że jeśli będę grał, to satysfakcja będzie ogromna. Przy takim gronie kolegów być obdarzonym zaufaniem przez trenera, to wielka sprawa.


Kibice mieli już okazję cię obserwować w Bydgoszczy, nie jesteś graczem anonimowym. Ale zakładając, że cię nie znają i chcesz się im przedstawić, co powiesz? Jakie są twoje największe zalety, a co jest jeszcze do poprawki?


- Zalety to waleczność, zawziętość, pomysł na grę i umiejętność kreowania akcji. W Zawiszy często rozmawiałem z kolegami, by grali przeze mnie, bo ja mam często pomysł na to, jak daną sytuacje rozwiązać. Mocną stroną są też pojedynki jeden na jednego oraz zagrania niekonwencjonalne, nieszablonowe. Lubię posyłać piłkę za obrońców i całkiem dobrze mi to wychodzi. Z minusów wolałbym się nie przestawiać. Trener z pewnością szybko dostrzeże wady i będzie je korygował.

A jakie pierwsze wrażenie zrobił na tobie trener Berg i sztab szkoleniowy?


- Rozmawiałem już z trenerem, przedstawił mi swoją filozofię gry, wiem czego ode mnie oczekuje. Nakreśli mi zadania na boisku. Takie rozmowy pozwalają uniknąć nieporozumień, pozwalają na wydajniejszą współpracę. Było o taktyce przez pryzmat treningu. Pokazywali mi jak mam się ustawiać na pozycji, którą mi wyznaczono. To w zasadzie jest pozycja napastnika, obok Miro Radovicia czy Orlando Sa. Łatwo mi to przyswoić, bo potem mam to pokazywane wszystko na boisku. Prezentacja, prezentacją, a praktyka, praktyką. To wszystko fajnie współgra.


A różnica w treningach między Legią i Zawiszą jest zauważalna?


- Każdy trener ma inny pomysł na grę, to trudno porównywać. Szkoleniowcy uczą się od lepszych, te metody często są podobne. Wydaje mi się, że wielkich różnic z Zawiszą nie ma. Ale wszystkie gierki są na większej intensywności. W Legii wszystko dzieje się na większym polu, w Zawiszy nie ma takiej możliwości z uwagi na mniejszą ilość zawodników.


Różnice organizacyjne?


- Są bardzo duże, tutaj jest mnóstwo ludzi, każdy odpowiada za swoją działkę. Zdecydowanie więcej osób pracuje przy drużynie w Legii, a kiedy każdy skupia się na swoim sektorze, za który jest odpowiedzialny, to wszystko działa lepiej.


W Zawiszy byliście pod dużą presją ze względu na kibiców i ogólna atmosfera na to wpływała, w Legii też będzie presja ale taka bardziej pozytywna - by wygrywać każdy mecz, by być pierwszym. Jak sobie radzisz z presją?


- To zupełnie inna presja, inny rodzaj obciążeń. Nie byłem jeszcze w takim klubie, na takim poziomie rozgrywkowym, by ktoś ode mnie wymagał zwycięstw na każdym kroku. Do tej pory byłem w drużynach, które walczyły o pierwszą ósemkę, czy nawet dołowały. To będzie dla mnie coś nowego. Ludzie sobie albo z tym radzą, albo nie. Tutaj nie będę nic obiecywać, zobaczymy jak będzie.


Miałeś przez wiele lat możliwość obserwacji tego, jaka na Legii, na stadionie jest atmosfera tworzona przez kibiców. Jak to oceniasz i czy to też miało jakieś znaczenie przy transferze do Legii?


- Powiem tak – bez kibiców klub nie funkcjonuje jak należy. Cała sytuacja na linii klub – kibice w Bydgoszczy była męcząca i na pewno nie było tak, że nam to pasowało. Każdy by chciał zgody, tego by był doping i fajna atmosfera. Nie mieliśmy jednak na to wpływu. W Legii każdy widzi jacy są kibice. Jak przechodziłem rehabilitację przy Łazienkowskiej, byłem na meczu z Lechem. Atmosfera była świetna, fani potrafią zrobić fantastyczne oprawy, kapitalny doping. W takiej atmosferze chce się grać, jest dla kogo.


Mówiłeś, że nie wybiegasz w przyszłość, ale postawiłeś sobie jakieś cele do zrealizowania na ten sezon? Czego oczekujesz po transferze do Legii?


- Sportowo nigdy nie wybiegam w przyszłość. Niczego więc nie oczekuję, niczego sobie nie obiecuję. Jeśli tylko będę zdrowy, to nie będzie źle. Wydaje mi się, że coś we mnie drzemie i to pomoże Legii.


Znałeś już wcześniej kogoś z Legii poza Igorem Lewczukiem?


- Byłem z kilkoma chłopakami na reprezentacji, trochę lepiej się znamy z Tomkiem Jodłowcem. Te zgrupowania nie były zbyt długie, trudno się podczas nich lepiej poznać czy zintegrować. 


W Strzelinie teraz więcej osób będzie kibicowało Legii?


- Tam większość osób kibicuje Śląskowi Wrocław, do tego miasta jest najbliżej. Czy teraz ktoś będzie przychylniej patrzył na Legię? Tego nie wiem. Znają tam mnie, wiedzą jakim jestem człowiekiem, kilka osób będzie mnie pewnie wspierać i mi kibicować. Na pewno kciuki będą trzymać rodzice. Tata przed transferem zdradził mi, że kiedyś był nazywany tak jak jeden z piłkarzy Legii, gdyż lubił zawsze warszawską drużynę. To było dla mnie zaskoczeniem. Zresztą jak rozmawiałem już po przejściu do Legii z nim, to się ucieszył, czułem to przez słuchawkę.

Polecamy

Komentarze (48)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.