Domyślne zdjęcie Legia.Net

Mięciel: Zbyt dużo straciliśmy punktów tej jesieni

Redakcja

Źródło: Polska The Times

04.11.2009 00:02

(akt. 16.12.2018 23:17)

<span>- Wisła to zespół mocny w każdej formacji, ma też silną ławkę rezerwowych. Bardzo rzadko schodzi poniżej pewnego poziomu i to jest w tej chwili największa różnica pomiędzy nimi a Legią. U nas są mecze, gdy wszyscy gramy dobrze, zwykle u siebie. Na wyjazdach często zdarza się natomiast, że kilku piłkarzy nagle spuszcza z tonu. Stąd nasze problemy i strata punktowa do Wisły - mówi w rozmowie z dziennikiem "Polska The Times" napastnik Legii Warszawa, <strong>Marcin Mięciel</strong>. </span>

Jeśli przegracie w piątek z Wisłą Kraków, Wasze szanse na mistrzostwo Polski drastycznie zmaleją. Czujecie nóż na gardle?

 

- Czujemy go od pewnego czasu w każdym meczu. Na własne życzenie zbyt dużo straciliśmy tej jesieni punktów z - nie oszukujmy się - słabymi zespołami, jak Odra Wodzisław czy Cracovia. Na szczęście w meczach z tymi silniejszymi spisujemy się dla odmiany dobrze, jesteśmy więc optymistami.

 

Ile razy grał Pan przeciwko Wiśle?

 

- Przyznam szczerze, że nie pamiętam.

A może pamięta Pan jakiś konkretny mecz?


- Jeden, w którym strzeliłem gola w 90. minucie. To było chyba za kadencji Franciszka Smudy, nie pamiętam tylko, czy na 1:0 czy 1:1. Ogólnie jednak mam raczej miłe wspomnienia z tych spotkań. Za czasów mojego pierwszego pobytu w Legii wygrywaliśmy z Wisłą nie tylko przy Łazienkowskiej.


Który piłkarz Wisły robi na Panu szczególnie dobre wrażenie?


- Jest ich kilku.

 

Paweł Brożek? Patryk Małecki?


- Na pewno, ale nie tylko oni. Jak już wspominałem, Wisła to bardzo wyrównany zespół. Świetną robotę wykonują tam również pomocnicy. Rozgrywają, dużo piłek odbierają. Do momentu kontuzji szczególnie podobał mi się Radosław Sobolewski. Do tego obrońcy. Nie dość, że ciężko strzelić Wiśle bramkę, to jeszcze oni sami je strzelają. Taki Marcelo ma już na koncie cztery, tyle co ja.

 

Wszyscy w Warszawie liczą, że w piątek go Pan wyprzedzi...

 

- Najpierw to ja muszę w ogóle zagrać. Przypominam, że w meczu z Ruchem Chorzów lekko naderwałem sobie mięsień dwugłowy uda.

 

Jakie są szansem, że Pan zagra?


- Na dziś trudno powiedzieć. Jeśli w czwartek będę w stanie wyjść z zespołem na trening, to powinien zagrać. Jeśli się jednak nie uda, nie będzie tragedii, bo Legia również ma wyrównaną ławkę. Bartek Grzelak już normalnie trenuje, jest Adrian Paluchowski.


Warszawscy kibice bardzo jednak na Pana liczą. Z rezerwowego stał się Pan ostatnio największą gwiazdą Legii. Dwa mecze, cztery bramki. Prawdziwy killer. Forma chyba rośnie?


- Czy ja wiem? W formie byłem prawie od początku sezonu, ale brakowało mi zrozumienia z resztą zespołu. Inne były też moje zadania na boisku. Miałem przede wszystkim przetrzymywać piłkę, czekać na wbiegających z drugiej linii kolegów. Zdarzały się mecze, w których oddawałem jeden strzał na bramkę albo wcale. Teraz jest inaczej.

 

Legia ma problemy z kontuzjami, ale Wisła również. W piątek na pewno nie zagrają Arkadiusz Głowacki i chwalony przez Pana Sobolewski...

 

- To na pewno osłabienie, ale nie takie wielkie, bo ma kto ich zastąpić. Nie ma również moim zdaniem dużego znaczenia fakt, że zagramy w Sosnowcu, a nie w Krakowie. Wisła pokazała, że dobrze się tam czuje i potrafi wygrywać. Na pewno przyjedzie również kilka tysięcy krakowskich kibiców.

 

Rozmawiał: Hubert Zdankiewicz

Polecamy

Komentarze (1)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.