News: Miroslav Radović odleciał do Chin

Miroslav Radović odleciał do Chin

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

24.02.2015 10:52

(akt. 08.12.2018 03:06)

Stało się. Miroslav Radović po cichu, bez błysku fleszy i bez obecności kamer, opuścił Polskę. W poniedziałek wyleciał do Amsterdamu, skąd udał się do Pekinu. Dziś prawdopodobnie podpisze kontrakt z Habei China Fortune. - Odebrał mnie dyrektor sportowy Hebei. Zostałem zakwaterowany w hotelu przy lotnisku. Odpocznę i wyjeżdżam na testy medyczne. Jeśli przejdę je pomyślnie, to podpiszę umowę – powiedział „Rado”.

To moment smutny dla wszystkich kibiców Legii, ludzi związanych z naszym klubem. Nie odszedł piłkarz słaby, przeciętny czy dobry, ale dla Legii wybitny. Postać nietuzinkowa, lider zespołu w szatni i poza nią, ulubieniec kibiców. Stad tyle złości, złych emocji i niezdrowych zachowań, które towarzyszyły temu transferowi.


Pamiętam jego początki przy Łazienkowskiej – szczuplutki, szybki i smutny. Wszystko przez to, że dotknęła go osobista tragedia, zmarł mu ojciec. Jednak był to ostatni taki moment, gdy wyraz jego twarzy był ponury. Później był duszą towarzystwa, dobrym duchem, osobą która zawsze potrafiła rozluźnić atmosferę, rozśmieszyć kiedy było trzeba. Jest jakieś spięcie przed treningiem, atmosfera zgęstniała, przychodzi „Radko”, śpiewa serbskie piosenki i po chwili wszyscy się śmieją. Tak działał przez lata Serb.


Kiedyś za pierwszej kadencji Jana Urbana podszedłem do trenera i wskazując na Radovicia mówię, że od tego gracza powinien zaczynać ustalanie składu. Zaśmiał się wtedy, spojrzał na mnie i odparł, dlatego to ja jestem trenerem. Wtedy obu panom nie było po drodze – trener wymagał więcej, chciał lepszych statystyk, ale obrał złą metodę. Dogryzał piłkarzowi, przy wszystkich krytykował. Taki sposób motywacji nie działał, skutek był odwrotny do zamierzonego. Do końca pierwszej przygody z Legią szkoleniowca, obu panom nie było po drodze.


Potem nastał czas trenera Macieja Skorży, któremu ówczesny zarząd nakazał by grali wszyscy piłkarze z tzw. truskawkowego zaciągu, zasugerowali też by rozliczył się z kilkoma piłkarzami by oczyścić atmosferę w szatni. Wśród nich znalazł się Miro Radović, który mecz o swoją przyszłość rozegrał w Młodej Ekstraklasie. Starał się, walczył, ale wyszło średnio. Skorża jednak zobaczył w nim coś, czego inni nie widzieli – rozgrywającego. Zmienił zawodnikowi pozycje i od tego momentu nastała złota era Rado w Legii. Wkrótce razem z Danijelem Ljuboją stworzyli duet, który wprowadził Legię do Ligi Europy, a tam Radović czarował, strzelał, dryblował, zachwycał.  Poprowadził drużynę do awansu z grupy. W kolejnej fazie legioniści mieli rywalizować ze Sportingiem Lizbona. W czasie przygotowań do tej batalii zgłosili się do Legii przedstawiciele AS Monaco, wówczas ostatniego klubu w drugiej lidze francuskiej, ale już z nowym i bogatym właścicielem. Rado nie skorzystał z oferty, choć wszyscy koledzy w zespole radzili mu by przeniósł się tam bez zastanowienia.


Niestety potem przytrafiła się kontuzja – złamane żebra. O zdrowie Rado nie dopytywał się nikt z władz klubu, wręcz przeciwnie ówczesny prezes Leszek Miklas dał mu do zrozumienia, że sam jest sobie winien, bo przecież mógł odejść do Monaco i sprawy potoczyłyby się inaczej. Wtedy Miro zaczął żałować, że nie zdecydował się na transfer, sam nazwał się głupkiem.


Po Skorży przyszedł do Legii ponownie trener Urban, ale tym razem już Rado miał inną pozycję, a i Urban zmienił optykę. Obaj panowie szybko wyjaśnili sobie zaszłości i przystąpili do owocnej współpracy. Rado poprowadził Legię do mistrzostwa Polski, chwalił sobie współpracę z trenerem. – To już inny piłkarz, ojciec trójki dzieci, odpowiedzialny i inaczej myślący – mówił wtedy Urban.


W styczniu zeszłego roku Legię objął Henning Berg i od razu wymyślił Radovicowi nową pozycję – napastnika. Sam piłkarz nie dowierzał, że tam sobie poradzi. - Teraz będę strzelał gola za golem z głowy – uśmiechał się z niedowierzaniem, że ma grać na pozycji, na której wcześniej nigdy nie grał. Szybko okazało się jednak, że to ma sens, a Rado zdobywał bramki jak na zawołanie. Przyniosło to mistrzostwo Polski, a Norweg nazwał wkrótce Rado najlepszym napastnikiem w tej części Europy.


Przed obecnym sezonem Serb postawił sobie za cel, że w końcu zagra w Lidze Mistrzów. I kto wie czy ta sztuka by się nie powiodła. Radović przyczynił się do rozbicia Celtiku i prawdopodobnie gdyby nie błąd proceduralny dopiąłby swego celu. Pod koniec rundy jesiennej przytrafiła mu się poważna kontuzja, długo nie mógł dojść do siebie. Podpisał umowę z Legią, którą ogłoszono dożywotnią. Rado zgodził się na tej PR-owy zabieg, choć wcześniej wiele razy zastrzegał, że zostanie w Legii na zawsze tylko wtedy, jeśli nie pojawi się oferta rzucająca na kolana. A taka się pojawiła, finansowo nie do odrzucenia. Kiedy Rado zapytał mnie się co bym zrobił na jego miejscu mówiłem o pozycji jaką ma w Warszawie, w Legii, o szacunku, ale gdy zobaczyłem proponowane kwoty to zaniemówiłem.


Rado odszedł z Legii, ale jak sam mówi tylko na 20 miesięcy, potem wróci do Warszawy i żyje nadzieją, że do Legii. Jest mnóstwo złośliwych komentarzy, ale uwierzcie mi, że w Polsce każdy piłkarz na jego miejscu zrobiłby to samo. Każdy!


Rado to Legia, a Legia to Rado – powiedział nie tak dawno współwłaściciel Legii Maciej Wandzel. Oczywiście to metafora, ale Rado już zawsze będzie kojarzył się z Legią. Dlatego ucieszył mnie bardzo transparent wywieszony przez kibiców w Kielcach  - Rado dziękujemy za wszystkie lata. Do zobaczenia w domu! Bo to Warszawa a nie Belgrad skąd pochodzi, jest domem jego i jego rodziny. - W przyszłym tygodniu przylecę do Polski po rzeczy, wtedy będzie okazja, by się spotkać z przyjaciółmi – powiedział przed odlotem do Chin. Dlatego nie mówimy żegnaj, ale do widzenia. Choć i tak trochę wszystkim smutno.

Polecamy

Komentarze (297)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.