News: Komentarz: Szambo

Nie taki diabeł straszny jak go malują… czyli Legia w Europie

Marcin Szymczyk

Źródło: List od Czytelnika

16.09.2011 18:32

(akt. 21.12.2018 15:11)

<p>- Zarówno wynik, jak i przebieg meczu mnie nie zaskoczyły. Nie mogę zrozumieć komentatorów dziwiących się temu, że Legia ze Spartakiem zagrała va banque, a z PSV już nie. Wszystkim przypominam, że w wypadku porażki na Łużnikach zespół z Łazienkowskiej odpadał, a gra na tym poziomie Ligi Europy to już rozgrywki w systemie grupowym. Tu liczy się nie tylko porażka ale też jej ewentualne rozmiary i chyba tych właśnie tych możliwych rozmiarów przestraszyli się legioniści - pisze w kolejnym swoim tekście jeden z naszych czytelników.</p>

Na początek jednak skład, jaki zaproponował nam trener. Konia z rzędem temu kto przewidział takie zestawienie zawodników. Niby wszystko po staremu, a jednak wszyscy chyba spodziewali się zmian.Trener Maciej Skorża postawił na zgranie i pewne karty w talii Legii. Postawił na zawodników. którzy wypełnią jego przedmeczowe założenia. Trzeba przyznać, iż w większości się nie zawiódł, przynajmniej jeśli chodzi o taktykę i jej realizację. Indywidualnie było już gorzej. Rację mają ci którzy mówią, iż w pierwszej połowie Legia nie istniała „w przodzie” - ano nie istniała. Tak po prawdzie nie była w stanie dorównać tak normalnie, piłkarsko, zawodnikom przeciwnika. Znamienne było to, że zawodnicy stołecznej drużyny czuli się lepiej, gdy przeciwnik miał piłkę, a gdy tylko sytuacja się odwróciła i futbolówka znalazła się pod nogami naszych piłkarzy - zaczynała się panika.


Gubił się Vrdoljak (notorycznie tracąc piłkę w środku pola), Gol chyba nie odnalazł się wcale, a Manu? Manu robił to, co umie, czyli biegał, szkoda tylko, że ktoś go nie złapał i nie spytał po co? Boję się, że wczoraj na to pytanie sympatyczny Portugalczyk nie znałby odpowiedzi. Do tego dochodzi słabsza niż zazwyczaj forma Ljuboji (sygnalizowałem to już w przedmeczowej wypowiedzi), który nie był w stanie przetrzymać piłki. Fakt, że często był kompletnie odcięty od podań (choć tu trochę pokutuje jego niemożność „odejścia” od obrońcy) jednak od piłkarza o tej klasie oczekuję więcej. Niestety, jeśli w zespole o klasie Legii czterech zawodników nie gra na swoim poziomie, to nie można oczekiwać pozytywnego rezultatu. O dziwo wcale jednak nie było tak źle.


Zawodnicy Legii generalnie starali się robić na boisku to, czego od nich oczekiwał trener, niby realizowali przedmeczowe założenia (przynajmniej te defensywne). Jednak jakoś tak bardzo po swojemu, bardzo nerwowo i każdy z zawodnik z osobna był zbyt skupiony tylko na sobie (aby nie stracić, aby nie zepsuć, aby nie być winnym), żeby móc pomyśleć o jakiejś składniejszej zespołowej akcji. W pierwszych 45 minutach Legia zespołowo była w stanie się co najwyżej bronić. To faktycznie wychodziło całkiem nieźle. Szczególnie jak się weźmie pod uwagę, że przeciwnik wyszedł czteroma napastnikami (Lens, Matavz, Mertens, Toivonen) orazjednym bardzo ofensywnym pomocnikiem (Wijnaldum). Co ciekawe zabezpieczał ich Strootman, który bynajmniej wcale nie jestdefensywnym pomocnikiem. Rozkład akcentów jest więc kompletnie odwrotny niż w naszej drużynie. Aż pięciu zawodników odpowiada za wyprowadzanie kąśliwych ataków, jeden stara się być łącznikiem i tylko czterech grających niezwykle wysoko obrońców stara się odciąć przeciwnika od własnej bramki. Siła tak grającego PSV jest naprawdę ogromna i nasi zawodnicy na pewno odczuli to od pierwszych chwil po gwizdku sędziego. Jestem gotów się założyć, że większość nigdy nie grała z przeciwnikiem tak doskonale usposobionym i prezentującym taką kulturę gry w ofensywie. Dlatego wcale mnie nie dziwi to podświadome zamknięcie się „w sobie” i próby ograniczenia rozgrywania szybkiej piłki między przeciwnikami. Będąc szczerym trzeba przyznać, że ten plan dość długo się sprawdzał. Jednak w momencie przechwytu piłki plan się sypał… Pomysłu na atak nie było żadnego.


Jedyne indywidualne próby które można odnotować i tak kończyły się stratą piłki (tak swoją drogą, czy ktoś może wreszcie wytłumaczyć Vrdoljakowi, że strata piłki w środku pola jest nieakceptowalna...). Jedyne zagrożenie stwarzaliśmy po nielicznych stałych fragmentach, te jednak marnowaliśmy koncertowo (swoją drogą, czy znajdzie się odważny, który uświadomi Ljuboję, że wolne w jego wykonaniu nie są najlepsze i zdecydowanie lepiej w tym elemencie prezentują się inni zawodnicy z drużyny?). W moim odczuciu wyglądało to tak, jakby zawodnicy Legii chcieli tylko przetrwać do końca pierwszej połowy. Potem w szatni z pomocą trenera może uda się coś wykombinować, jakiś jeden pomysł na atak, na skuteczne ukłucie.

 

No i doczekaliśmy się drugiej połowy. Muszę przyznać, że o ile wystawienie Manu było chyba błędem, to postawienie na Radovicia od początku drugiej połowy było bardzo dobrym posunięciem. Mam wrażenie, że w pierwszej Rado by się tylko zmęczył. Jeszcze raz powtarzam, zawodnicy Legii musieli się oswoić z tak grającym przeciwnikiem. Pewnych rzeczy na „filmach” nie pokazują, o uświadczeniu ich w naszej własnej podwórkowej lidze nie wspomnę. Dla mnie zostawienie Miro na drugą część przedstawienia było bardzo dobrym posunięciem i tyle. Wniósł dużo ożywienia, wreszcie udawało się przetrzymać piłkę, wreszcie zobaczyliśmy kilka składnych akcji. Wreszcie się okazało, że rywala można przycisnąć. W końcu przeciwnik grający czwórką w obronie musi być mniej odporny na ataki. Trochę żałuję, iż razem z Rado nie wszedł Żyro, bo od wejścia tego zawodnika zaczęły się dziać ciekawe rzeczy. Trzeba przyznać, że na większe harce nie pozwolił trener drużyny przeciwnej, który popisał się szybką reakcją i wprowadził prawdziwego defensywnego pomocnika - Ojo. Tym ruchem uporządkował grę PSV „w tyłach”. Potem już byliśmy świadkami wymiany ciosów i obie drużyny mogły się pokusić o strzelenie bramek. Oczywiście PSV miało te okazje bardziej obiecujące, ale… mimo wszystko uważam, że legioniści poczuli, że nie taki diabeł straszny. Można z nim pograć, można nawet przycisnąć. Sprawnie i pewnie operując piłką można mu zrobić taką samą piłkarską „krzywdę,” jak Gazientepsporowi czy Spartakowi. Prawda jest taka, że najlepszy trener nie wbije do głowy piłkarzom pewnych prawd, człowiek już tak jest skonstruowany, że sam się musi przekonać o pewnych sprawach. Ja mam nadzieję, że legioniści przekonali się, że w Lidze Europy nie tylko da się powalczyć ale można też poważnie myśleć o zdobyciu kilku „skalpów”.  O awans na pewno będzie bardzo trudno ale dopóki piłka w grze.

 

W każdym razie z niecierpliwością wyczekuję meczów na naszym pięknym stadionie. Mam nadzieję, że do tego czasu wróci już pełnia formy naszych zawodników. Co by nie mówić nie dysponujemy na tyle mocną ławką rezerwowych, by w Lidze Europy radzić sobie bez Ljuboji czy Radovicia w ich najlepszej dyspozycji (fizycznej i mentalnej). Nie zmienia to jednak faktu bardzo dobrych wejść jakie zanotowali nasi młodsi zawodnicy. Zarówno, Żyro jak i Kosecki zagrali bez kompleksów i z dużym zacięciem. Piłkarsko bardziej dojrzały był Michał (naprawdę potrafił zakręcić obroną zespołu z Eindhoven), lecz Kuba też pokazał, że kolejne szanse jak najbardziej się mu należą. Podsumowując występ naszych piłkarzy na stadionie Philipsa muszę przyznać, że nie był to dobry mecz w wykonaniu legionistów, jednak nie wiem jak Wy, ale ja ostrzę sobie zęby na kolejne występy w Lidze Europy.

 

Monrooe

Polecamy

Komentarze (11)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.