News: Oceniamy piłkarzy Młodej Legii - cz.2

Oceniamy piłkarzy Młodej Legii - cz.2

Piotr Jóźwiak

Źródło: Legia.Net

29.11.2012 14:46

(akt. 10.12.2018 10:17)

W sobotę rozegrano ostatnią kolejkę rundy jesiennej Młodej Ekstraklasy. Legioniści, mimo fatalnej inauguracji sezonu, zgodnie z oczekiwaniami zostali mistrzem jesieni. Jak co pół roku, w dwóch etapach, dokonaliśmy dokładnego podsumowania. Pierwszą część - dotyczącą bramkarzy i obrońców - opublikowaliśmy wczoraj, natomiast drugą - opisującą dokonania legionistów grających w przednich formacjach - znajdziecie poniżej. Młodych piłkarzy ocenialiśmy w szkolnej skali (1-6). W przypadku nie rozegrania przez zawodników przynajmniej dwóch pełnych meczów, noty nie przyznawaliśmy.

fot. Grzegorz Sojka

POMOCNICY:


Bartosz Żurek (1993) - 16 meczów, 2 gole, 1246 minut. Nasza ocena: 4+


Był jednym ze spadochroniarzy, którzy po letnim obozie pierwszego zespołu wylądowali w Młodej Legii. W skali całej Młodej Ekstraklasy - chyba największa gwiazda, jeśli chodzi o formacje ofensywne. Jesień miał wielowymiarową. Potrafił sprzedać swoje umiejętności techniczne, zaliczył kilka asyst, ale... strzelił tylko dwa gole! Jak na zawodnika, który w każdym meczu miał jakąś sytuację, to wynik wręcz dramatyczny. Naszym zdaniem byłby pożyteczniejszy dla zespołu, gdyby nawinąwszy rywala trzy razy, decydował się na centrę albo strzał, zamiast dobijać do siedmiu czy ośmiu powtórzeń. Odejmujemy pół oceny za słabszą dyspozycję w końcówce rundy. Wiosną znowu chcielibyśmy zobaczyć go w pierwszym zespole.



Albert Bruce (1993) - 16 meczów, 1 gol, 1106 minut. Nasza ocena: 4


Ma naprawdę dobry odbiór, ale niestety nie idzie on w parze z późniejszym przejściem do szybkiego wyprowadzenia piłki. Bruce lubi spowolnić grę, rozegrać akcję przez skrzydło. Kiedy w niedawnym meczu z Młodym Lechem Poznań strzelił swojego premierowego gola, wszyscy zaczęli się śmiać, że tylko raz uderzył, a wpadło. Po kilku minutach podjął jednak kolejną próbę, lecz tym razem, zamiast uprzykrzyć życie bramkarzowi, prawdopodobnie powstrzymał ruch na trasie Łazienkowskiej. Z pojedynków powietrznych zazwyczaj wychodził zwycięsko, za sprawą wrodzonej siły i mądrego ustawienia. Najlepszy mecz rozegrał przeciw Zagłębiu Lubin. Co ciekawe, właśnie wtedy obserwowali go przedstawiciele piony sportowego, chcąc przekonać się, czy Ghańczyka warto zatrzymać w Warszawie na dłużej. Mimo pochlebnych recenzji, wydaje się być już przesądzone, że Legia ostatecznie nie zdecyduje się na wykupienie jego karty zawodniczej z Asante Kotoko.

Marcel Gąsior (1993) - 15 meczów, 5 goli, 836 minut. Nasza ocena: 4+


Po świetnej końcówce wiosny, gdy rzutem na taśmę wywalczył przedłużenie kontraktu, również jesienią udało mu się utrzymać wysoką formę. Miniona runda wcale nie była jednak dla niego taką sielanką, jak można byłoby założyć, patrząc wyłącznie na imponujące statystyki. Strzelony gol dokładnie co 167 minut, czyli częściej niż raz na dwa mecze. Dzięki takiemu wynikowi został najskuteczniejszym legionistą. Sezon zainaugurował w wyjściowej jedenastce, ale później - po serii porażek - Dariusz Banasik odesłał go na ławkę. Jeśli jednak już wchodził na boisko, to najczęściej prezentował się pozytywnie. Kolejne zdobyte bramki spowodowały, że znów mógł zaczynać mecze od początku. W opinii kolegów z zespołu zdecydowanie lepiej wypadał w spotkaniach, które Młoda Legia rozgrywała w charakterze gospodarza. Naszym zdaniem zasłużył, by dostać szansę od Jana Urbana i wiele wskazuje, że tak się wkrótce stanie. Na koniec apel: Marcel, przestań się kłaść. Nie za każdym razem, serio!



Michał Kopczyński (1992) - 9 meczów, 4 gole, 760 minut. Nasza ocena: 5-


Jakim piłkarzem był Kopczyński w poprzednim sezonie Młodej Ekstraklasy? Nowoczesnym środkowym pomocnikiem, który potrafił idealnie wyważyć proporcje między obroną i atakiem. To umiejętność wrodzona, cecha charakteryzująca klasowych zawodników. A czego mu brakowało? Strzałów - zresztą tak, jak we wszystkich poprzednich latach - a także pójścia za akcją i niesygnalizowanego wejścia w pierwszą linię. Wielki przełom nastąpił w Brzesku, gdy zdobył ładną bramkę w swoim debiucie w pierwszym zespole. Później, schodząc na mecze do Młodej Legii, trafiał już raz za razem. Jeśli grał, zdecydowanie ułatwiał życie Mateuszowi Cichockiemu i Bartoszowi Żurkowi. Pełnił rolę łącznika, co jednak wcale nie przeszkadzało mu w byciu widocznym, a to przecież nie zawsze idzie w parze. Ma bardzo duże możliwości. Nam wydaje się, że powstrzymać go mogą wyłącznie pachwiny...


Maciej Prusinowski (1993) - 16 meczów, 4 gole, 700 minut. Nasza ocena: 4


Taki zawodnik jest skarbem dla każdego trenera. Bo gdzie on nie grał - chyba tylko na bramce i środku obrony. Prusinowski nie dość, że jest wyjątkowo uniwersalny, to jeszcze piłka szuka go w polu karnym. Jesienią mniej czasu od niego na zdobycie bramki potrzebował tylko Gąsior. Najlepszy występ zaliczył w Gliwicach, gdzie dwukrotnie wpisał się na listę strzelców, mimo że wszedł... na ostatnie pół godziny! Według nas, największe szanse na zaistnienie dałaby mu regularna gra na lewej stronie defensywy. Uważamy też, że nadszedł już czas, by sprawdził się w piłce seniorskiej. Jest dość równy w każdym elemencie futbolowego rzemiosła, dlatego powinien sobie poradzić.


Przemysław Mizgała (1992) - 10 meczów, bez gola, 410 minut. Nasza ocena: 4+


Najlepsze skrzydełka wcale nie są w KFC. Za sprawą Żurka i Mizgały, to kreatywne boki były motorem napędowym większości akcji Młodej Legii. Obaj nie bali się brać odpowiedzialności na swoje barki, momentami byli wręcz zbyt pewni siebie. Skrzydłowy z Częstochowy zadebiutował w Młodej Ekstraklasie w meczu z Górnikiem Zabrze, łatwo wygranym przez legionistów 3:0. Przeciwnicy grali w dziewięciu, a on - mimo że ostatnie dwa i pół roku spędził w gabinetach lekarskich - za wszelką cenę szukał kontaktu, szarżując z piłką na dwóch, trzech rywali. Kiedy przełożył jednego, czekał na następnego. I tak jeszcze kilka razy, aż sędzia zagwizdał po raz ostatni. Później do względów artystycznych dołożył kilka asyst, w tym jedną spektakularną - okiwał czterech obrońców Pogoni Szczecin, a obok piątego zagrał piłkę, wystawiając ją Kopczyńskiemu do pustej bramki. Powrót Mizgały do piłki musimy ocenić bardzo pozytywnie. Jest tylko jedno "ale" - zapomniał o zdobywaniu bramek, a okazje były. Oj, były... Wiosna? Chyba powoli należy przymierzać go do pierwszego zespołu - na razie pod kątem treningów, stopniowo, dawkując obciążenia.



Aleksander Jagiełło (1995) - 5 meczów, 1 gol, 275 minut. Nasza ocena: 4-


Ze względu na trudy obozu z pierwszym zespołem i wcześniejszą, prawie trzymiesięczną przerwę w treningach, w sierpniu zgasł szybkościowo. To znaczy wciąż wyprzedzał innych, tyle że nie tak wyraźnie, jak wcześniej. I kiedy czekaliśmy na wystrzał formy, otrzymaliśmy informację o kolejnej kontuzji barku. Co ciekawe, miało to miejsce na zgrupowaniu kadry do lat 19. - tym samym, po którym w górę poszły akcje Mateusza Żebrowskiego. Do czasu urazu, w lidze zagrał pięć razy. Najlepiej wypadł na inaugurację sezonu, w Chorzowie. Najpierw asystował przy trafieniu Pawła Wolskiego, a później popisał się kapitalnym strzałem z dalszej odległości, po którym piłka wpadła w samo okienko. Jagiełło właśnie kończy rehabilitację i cieszy się, że w mediach jest o nim ciszej. Chce skupić się na ciężkiej pracy. Wiosna będzie należała do niego, jesteśmy przekonani.



Mateusz Romachów (1993) - 7 meczów, bez gola, 185 minut. Nasza ocena: 3-


Wiosną prezentował się na tyle dobrze, że część kibiców chciała, by pojechał na letni obóz z pierwszym zespołem. Wtedy jego ładny gol pieczętował historyczne mistrzostwo Młodej Ekstraklasy. A teraz? Skończyła się runda, którą całkowicie może spisać na straty. Początek nie zapowiadał, że będzie dostawał tak mało szans. W Pucharze Polski zdobył bramkę w samej końcówce meczu z drugim zespołem Bogdanki Łęczna, a było to trafienie na wagę awansu. Później jednak, jeśli już pojawiał się na boisku, to wyłącznie na ostatnie minuty. Wydaje nam się, że wiosną powinien udowodnić swoją wartość w innej drużynie, w której otrzymywałby więcej szans na regularne występy. Bo jak włączy myślenie, naprawdę potrafi wiele.


Kordian Latos (1993) - 4 mecze, bez gola, 108 minut. Bez oceny


Zeszłoroczną jesień, swoją pierwszą w Młodej Legii, dość niespodziewanie spędził w wyjściowym składzie. W tym sezonie był jednak główną ofiarą przesunięcia Bruce'a do drużyny Banasika. Nie znaczy to wcale, że z uwagi na prawdopodobne odejście Ghańczyka, wiosną dostanie więcej okazji, by zaprezentować swoje umiejętności. Sztab szkoleniowy cały czas szuka optymalnego rozwiązania na pozycji defensywnego pomocnika, przygotowując kilku piłkarzy. My dajemy większe szanse dwóm 17-latkom - Konradowi Budkowi oraz Mateuszowi Zawalowi. Dla Latosa po prostu zrobiło się za ciasno, dlatego powinien zdecydować się na wypożyczenie.


Konrad Budek (1995) - 3 mecze, bez gola, 106 minut. Bez oceny


Kiedy latem przychodził na Łazienkowską, zacieraliśmy ręce. Dla osób, które interesują się warszawską piłką młodzieżową, Budek był kimś więcej niż tylko transferem. Zaczynał grę w piłkę od CWKS-u, a później - co sezon - miał trafić do Legii. Ostatecznie dołączył, ale okrężną drogą - przez GKP Targówek i Młodą Polonię Warszawa. Zdaniem sztabu szkoleniowego, świetnie wypadł na turnieju w Dortmundzie. Po powrocie zagrał pełne dziewięćdziesiąt minut z Młodą Koroną Kielce, ale już nie zachwycił, zresztą podobnie jak cała drużyna. Kilka dni później wprowadzono go w końcówce. Nie dotrwał nawet do ostatniego gwizdka sędziego, wylatując z boiska za brutalny wślizg. Najpierw pauzował, a przez kolejne tygodnie leczył kontuzję. Wystąpił jeszcze tylko raz - przeciw Młodej Pogoni Szczecin. W Budku - którego prawa noga jest tak samo zaawansowana technicznie, jak lewa - widzimy na wiosnę podstawowego piłkarza Młodej Legii. Powinien dać zespołowi więcej od Bruce'a, bo jest stworzony do gry kombinacyjnej. I ma dwa lata mniej, to też argument.


Jorge Salinas (1992) - 1 mecz, bez gola, 70 minut. Bez oceny


Następnego dnia po swoim debiucie w Ekstraklasie, został przesunięty na jedno spotkanie do Młodej Legii, by łatwiej wejść w rytm meczowy. Wcześniej bowiem długo czekał, aż słowacki Trenczyn wyśle do Warszawy jego certyfikat. Z Młodym GKS-em Bełchatów wystąpił przez siedemdziesiąt minut, ale sprawiał wrażenie wyraźnie zagubionego. Oddał jeden strzał, to wszystko.


Mateusz Janusiewicz (1994) - 2 mecze, bez gola, 40 minut.  Bez oceny


Jesienią na boiskach Młodej Ekstraklasy spędził tyle czasu, ile trwa jedna godzina lekcyjna. I mógłby się na nią nawet pięć minut spóźnić... Z oceną jego możliwości wstrzymmay się do wiosny. Dla nas i tak sporym zaskoczeniem był fakt, że to akurat on znalazł się w szerokiej kadrze Młodej Legii.

NAPASTNICY:


Kamil Kurowski (1994) - 14 meczów, 4 gole, 1146 minut. Nasza ocena: 5-


W Młodej Legii zadebiutował  w Pucharze Polski. Na dzień dobry, po uderzeniu łokciem, rywal z Polkowic złamał mu nos, choć jeszcze kilkanaście minut wcześniej to legionista cieszył się z cudownego gola... Kurowski umiejętnie wprowadził się do zespołu, pokazując, że potrafi przytrzymać piłkę, a nawet zdobyć bramkę z niczego. Banasik wystawiał go - w zależności od potrzeby - jako środkowego pomocnika, zorientowanego na grę do przodu, albo jako najbardziej wysuniętego piłkarza, w "hiszpańskim" ustawieniu bez napastnika. O tym, jak bardzo 18-latek rozwinął się w tej rundzie, świadczy sytuacja z doliczonego czasu w niedawnym meczu z Młodym Lechem Poznań. Był remis 1:1. Kurowski najpierw przebiegł z piłką przy nodze kilkanaście metrów, po czym - w swoim stylu, dzięki szybkiemu balansowi ciałem - minął dwóch obrońców, więc trzeci musiał go faulować w polu karnym. Jako że sędzia nie dostrzegł przewinienia i zaraz po tym zdarzeniu zakończył spotkanie, poszkodowany ruszył do niego, w żołnierskich słowach domagając się sprawiedliwości. Latem spuściłby głowę, a potem odwrócił się na pięcie. Naszym zdaniem wiosnę wychowanek Grodu Podegrodzie powinien spędzić w Młodej Legii. Niech powoli przygotowuje organizm i sylwetkę, by za jakiś czas zaliczyć równie udane wejście do pierwszego zespołu.



Patryk Mikita (1993) - 15 meczów, 3 gole, 965 minut. Nasza ocena: 4


Kiedy przed sezonem robił furorę w sparingach i Pucharze Polski, głośno zastanawiano się, jak to możliwe, że taki zawodnik, przez tyle czasu, uchował się niezauważony. Zwłaszcza że ostatnie siedem lat trenował ulicę dalej, na Agrykoli. Mikita ma bardzo duże możliwości motoryczne i soczyste uderzenie z prostego podbicia. Początkowo grał jako napastnik, ale w kolejnych tygodniach Banasik przestawił go na skrzydło, gdzie miał dla siebie więcej miejsca. Na pewno musi popracować nad skutecznością, a także precyzją ostatniego podania. Te braki kilka razy irytowały zarówno kolegów z drużyny, jak i obserwatorów. Wiosną raczej zostanie w Młodej Legii, chyba że zgłosi się Pogoń Szczecin, która wcześniej chciała go pozyskać.


Michał Bajdur (1994) - 13 meczów, 4 gole, 823 minuty. Nasza ocena: 4


Na początku sezonu głęboki rezerwowy, piłkarz numer dwadzieścia dwa, dwadzieścia trzy. Później został największym wygranym słabych wyników druzyny. Sztab szkoleniowy na prędce szukał nowych rozwiązań, dlatego zdecydowano się postawić na Bajdura. Od tej pory, z nim w pierwszym składzie, Młoda Legia ani razu nie przegrała, a on sam strzelił cztery gole. Podobnie jak Mikita, był ustawiany albo na skrzydle albo w pierwszej linii. Jest szybki, w miarę skuteczny i ma niezłą technikę - czyli mamy materiał na ciekawego zawodnika. Póki co, momentami jeszcze za bardzo odstaje siłowo, by zaistnieć na dobre. Według nas, wiosną powinien dalej występować w Młodej Legii.


Kamil Kamiński (1993) - 3 mecze, 1 gol, 152 minuty. Bez oceny


Razem z Latosem i Michałem Grudniewskim, zaliczyli najwięszy zjazd. Latem 2013 roku całej trójce wygasają umowy, dlatego runda wiosenna będzie dla nich ostatnią szansą, by poprawić swoją sytuację w zespole. W ostatnich tygodniach doszło do tego, że Banasik wolał grać bez napastnika, niż wystawić Kamińskiego. Przypomnijmy, że mowa o zawodniku, który dzięki świetnej zeszłorocznej jesieni, załapał się na zimowy obóz z pierwszym zespołem. Z czystym sumieniem możemy stwierdzić: on, najzwyczajniej w świecie, nie pasuje do stylu Młodej Legii. Jest szybki, przebojowy, ale ma problemy z techniką użytkową czy grą tyłem do bramki. Mimo że w klubie siedział na ławce, z jego usług chętnie korzystał Władysław Żmuda, selekcjoner reprezentacji do lat 20. I, co ciekawe, Kamiński radził sobie tam przyzwoicie.



Bartłomiej Czarnecki (1993)  - 3 mecze, bez gola, 45 minut.  Bez oceny


Człowiek, który w sparingach strzelił mnóstwo goli. Jednak co z tego, skoro w meczach o stawkę rzadko kiedy łapał się choćby na ławkę? Mocno ograniczają go warunki fizyczne - jest wysoki, wręcz tyczkowaty, dlatego w kombinacyjnej grze zupełnie się nie liczy. Na boisku meldował się od święta - wyłącznie na same końcówki - o ile akurat nie leczył kontuzji. Był ostatnią deską ratunku, choć bardziej na zasadzie, że tonący brzytwy się chwyta. Wtedy przypadała mu niewdzięczna rola wieżowca, mającego za zadanie strącać piłki do lepiej ustawionych kolegów. Naszym zdaniem korzystniejszym wariantem w przypadku Czarneckiego byłaby decyzja o wypożyczeniu. Może Znicz Pruszków, w którym dołączyłby do brata?

Polecamy

Komentarze (60)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.