News: Oceny piłkarzy Legii za mecz z Zagłębiem - dowiezione trzy punkty

Oceny piłkarzy Legii za mecz z Jagiellonią - kompromitacja całego zespołu

Redakcja

Źródło: Legia.Net

03.03.2018 14:55

(akt. 21.12.2018 14:39)

We wtorek Legia przegrała u siebie z Jagiellonią 0:2. Redakcja jak zwykle oceniła piłkarzy Legii w skali 1-10, gdzie 1 oznacza sugestię zmiany profesji, 6 to ocena wyjściowa, a 10 występ idealny, gdzie wychodziło wszystko. W identycznej skali legionistów oceniliście Wy. Wasze oceny znajdują się w nawiasach oraz na samym dole w kolejności od najwyższej do najniższej. Zapraszamy do lektury.

Gra zespołu 1 (2,77 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Gra zespołu? Jakiego zespołu? Gdy kluczowy w taktyce trenera Jozaka piłkarz otrzymał po kwadransie czerwoną kartkę, konieczna była pełna mobilizacja pozostałych piłkarzy, którzy powinni biegać więcej i szybciej. W dziesiątkę da się wygrywać mecze, o czym pamiętają ci, którzy wiosną 2006 roku byli przy Łazienkowskiej na meczu z Zagłębiem Lubin (to ten mecz, w którym „Warszawę” po raz pierwszy odśpiewano na dwie trybuny). Niestety, do tego trzeba mieć drużynę, a skoro wymieniono w zimowym oknie pół jedenastki, to trzeba się liczyć z tym, że takowa powstanie dopiero za kilka miesięcy. Legioniści zostali stłamszeni przez białostoczczan, bo biegali mniej i wolniej niż rywale. Legia przeszła na system 4-4-1, a trener Jozak z dużym opóźnieniem zareagował na wydarzenia boiskowe, dopiero po dwudziestu minutach od osłabienia zdejmując jednego z nominalnych napastników, nie nadającego się do gry defensywnej i wpuszczając bocznego obrońcę. Poprawiło to grę obrońców, ale nie poprawiło gry zespołu, bo kluczem do opanowania sytuacji było zmniejszenie odległości między linią pomocy i obrony, wzajemna asekuracja i zaangażowanie pomocników w defensywę. Niestety nic takiego nie nastąpiło, czwórka obrońców została zostawiona sama sobie, a piłkarzy Jagiellonii pod bramką Arkadiusza Malarza było niekiedy więcej niż broniących legionistów. To właśnie w grze drugiej linii mistrzów Polski, która ani nie wspierała defensorów, ani nie potrafiła przetrzymać piłki z przodu, należy upatrywać przyczyny porażki. Trudno nie było mieć wrażenia, że mistrzowie Polski po utracie jednego zawodnika poddali się i podobnie jak jesienią w Poznaniu oczekiwali na na najniższy wymiar kary, a do tego każdy rozgrywał swój indywidualny mecz, a nie pracował dla drużyny. Takie są niestety skutki uboczne rewolucji kadrowej i taktycznej dokonanej przez trenera Jozaka zimą i z pewnością sporo czasu jeszcze upłynie, zanim Legia będzie wyglądać jak spójna, naoliwiona machina. Na razie jak widać każda sytuacja kryzysowa skutkuje bezradnością, zwłaszcza gdy rywal jest znakomicie dysponowany i przygotowany do meczu.

 

Arkadiusz Malarz 4 (6,00 - ocena Czytelników). Nie pamiętamy, czy Malarz kiedykolwiek miał kiedykolwiek w meczu ligowym tyle pracy, białostoczczanie oddali aż jedenaście celnych strzałów. Bramkarz Legii obronił dziewięć, chroniąc mistrzów Polski przed dużo wyższą porażkę, tyle, że pierwszego i najważniejszego gola zawalił, zupełnie niepotrzebnie faulując w polu karnym Bezjaka, który nie miał szans na dojście do piłki po ty, jak za mocno ją sobie wypuścił, stąd i jego występ trudno mimo wszystko ocenić pozytywnie.

 

Marko Vesović 2 (3,13). Od początku mylił piłkę z nogami przeciwnika i w zasadzie mógł wylecieć z boiska jeszcze przed Antoliciem. Na boku obrony grał wręcz koszmarnie ponieważ w każdej chwili mógł zarobić drugą żółtą kartkę, trener Jozak jeszcze przed przerwą wpuścił Łukasza Brozia i przesunął krewkiego Czarnogórca wyżej. Tam zresztą Vesović też specjalnie nie błyszczał, zazwyczaj wylewając swą frustrację w bezsensownych dryblingach. Jedyne co można pozytywnego powiedzieć o nim, to że jako jedyny pomocnik się wracał i starał się wspierać obrońców, czasem nawet z powodzeniem, bo kilka piłek odebrał. Tym tylko uchronił się przed najniższą oceną, bo w końcu nie wytrzymał i w doliczonym czasie gry wyleciał z boiska. Nie wiemy, co miał w głowie we wtorek Vesović, ale najwyraźniej poziom bezsensownej agresji rósł u niego w miarę spadku temperatury powietrza.

 

William Remy 4 (5,10). Błędów indywidualnych nie popełniał, ale takowe białostoczczanom nie były potrzebne – po prostu mijali legionistów szybkimi podaniami i wychodzili na pozycję, a asekuracji wzajemnej pomiędzy obrońcami, a zwłaszcza pomiędzy obrońcami a pomocnikami we wtorek w ogóle nie było. Francuz też grał swój mecz, niespecjalnie pomagając kolegom, a był przecież częścią tej linii obrony, która dopuściła do jedenastu celnych strzałów. Pod koniec meczu, gdy Legia przeszła na trójkę w obronie przeszedł do drugiej linii, ale poza dużym chaosem nic do konstruowania akcji nie wniósł. Mimo to i tak był najlepszym legionistą w polu.

 

Michał Pazdan 2 (2,92). Osamotniony, często pozbawiony wsparcia Pazdan robił, co mógł, tyle że forma reprezentanta Polski od początku rundy pozostawia wiele do życzenia i demonstruje to praktycznie w każdym meczu. Główny problem był z kryciem, bo Pazdan po prostu nie nadążał za wychodzącymi na pozycję szybkimi rywalami, uciekali mu bez problemu zarówno Bezjak, jak i Pospisil. Co ciekawe statystyki odbiorów ma podobne do Remiego, a procent celnych podań nawet wyższy, tyle że reprezentant Polski zawodził w kluczowych momentach, jest też głównym winowajcą utraty drugiego gola, bo zamiast Karola Świderskiego krył powietrze. Tak słabego okresu przy Łazienkowskiej Pazdan jeszcze nie miał. A konkurencja na pozycji środkowego obrońcy po przyjściu Mauricio jeszcze wzrośnie i w przyszłości „Pazdek” wcale nie musi mieć pewnego miejsca w podstawowej jedenastce, tak jak to dotychczas było.

 

Artur Jędrzejczyk 3 (3,19). Bardzo słaba pierwsza część meczu, dużo lepsza druga, gdy poza jednym przypadkiem ogrania przez Novikovasa w 76. minucie żadnemu z rywali nie udało się przejść jego skrzydłem. Inna sprawa, że w środku piłkarze Jagiellonii mieli aż nadto miejsca i nie musieli zbyt często pchać się w boczne sektory. Jeden z niewielu piłkarzy, który walczył od początku do końca i nie „położył” się przed białostoczczanami.

 

Chris Philipps 1 (3,06). Jeśli pomocnik mający grać najbliżej defensorów nie odbiera przez dziewięćdziesiąt minut ani jednej piłki i nie wspiera środkowych obrońców, którzy raz po raz muszą radzić sobie z przeważającą liczbą przeciwników, jest tragicznie. Jeszcze gorzej jest, gdy dzieje się to w sytuacji, gdy rywal gra w przewadze liczebnej. A jeszcze gorzej, gdy taki piłkarz zalicza największą liczbę strat ze wszystkich pomocników, dając przeciwnikowi okazje do nieustannego ponawiania ataków. Luksemburczyk bezproduktywnie człapał przez cały mecz i podawał do przeciwnika. Jeśli nie był w pełni sprawny, nie powinien w ogóle wychodzić na boisko. Najgorszy piłkarz wtorkowego meczu.

 

Krzysztof Mączyński 3 (2,81). „Mąka” podobnie jak inni pomocnicy grał za daleko od linii obrony i niezbyt często wracał pod bramkę. Tyle, że jako jedyny z pomocników coś robił, zarówno w destrukcji, jak i w ofensywie. Mączyński jako jedyny odbierał rywalom piłkę w środku pola, jako jedyny też potrafił zagrać otwierające podanie do przodu, a nawet prostopadłym zagraniem wypracować stuprocentową sytuację Niezgodzie w 34. minucie. Mamy ogromne pretensje do wszystkich pomocników za wtorkowy mecz, ale do reprezentanta Polski zdecydowanie najmniejsze.

 

Domagoj Antolić 1 (1,47). Zaczął mecz od zmarnowania sytuacji podbramkowej, potem brutalnym faulem wyrzucił się z boiska i co najmniej jednego kolejnego spotkania. Aż dziwne, że po tym wejściu noga Przemysława Frankowskiego pozostała w nienaruszonym stanie. Nie tylko osłabił drużynę już po kwadransie, ale wręcz kompletnie ją rozbił. 

 

Eduardo 3 (2,99). Bardzo odpowiedzialna gra, mało strat, celne podania, jedna świetna sytuacja wypracowana Antoliciowi na początku meczu. Tyle, że gdy Legia po utracie Chorwata przeszła na 4-4-1 Brazylijczyk jako pomocnik musiałby wracać się pod własne pole karne i odbierać piłkę. Ponieważ nigdy w życiu tego nie robił, jego przydatność dla drużyny w tym ustawieniu była minimalna. Aż dziwne, że trener tak długo czekał z taktyczną zmianą. Nie jest tak, że Eduardo zagrał jakiś beznadziejny mecz, tylko, że przy grze w dziesiątkę trzymanie na boisku dwóch nominalnych napastników nie miało żadnego sensu, bo i tak nie otrzymywali oni piłek.

 

Kasper Hamalainen 2 (2,59). Fin tak się przyzwyczaił do gry w ataku, że po przesunięciu do drugiej linii z najwyższą niechęcią wraca pod własną bramkę. Widać było to już w Krakowie, ale tam Legia grała w jedenastu. We wtorek pomoc Hamalainena w obronie była niezbędna, ale „Hama” raz po raz odpuszczał powroty pod własne pole karne. Innymi słowy, grał swój mecz, bez specjalnego oglądania się na potrzeby drużyny. Mógłby dostać od nas nawet podobną ocenę jak Philipps, tyle że należy zwrócić uwagę, że po zejściu Antolicia Hamalainen jako jedyny pomocnik potrafił przetrzymać piłkę w środku pola, dając choć odrobinę wytchnienia obrońcom i ze wszystkich pomocników najdokładniej operował piłką. Jest też autorem jedynego celnego strzału, dość przypadkową „przerzutką”, która omal nie przelobowała Mariusza Pawełka. Jakość gry jakaś była, ale zaangażowanie na skandalicznie niskim poziomie.

 

Jarosław Niezgoda 3 (2,64). Zaczął dobrze mecz, utrzymywał się z piłką, rozprowadzał ją, jak w pierwszej akcji, ale po kwadransie został sam. Co miał zrobić przeciw dwóm-trzem piłkarzom rywala, gdy leciała do niego raz na prę minut piłka na wysokości drugiego piętra, albo dzida na „zapalenie płuc”? Współczujemy Niezgodzie, który mimo beznadziejnej sytuacji biegał do każdej piłki, a do tego wykonywał sprinty od obrońcy do obrońcy w pressingu usiłując zmusić ich do jakiegoś błędu w wyprowadzaniu piłki. Jemu przynajmniej braku zaangażowania nie można odmówić, odebrał raz nawet piłkę rywalowi, czego przez cały mecz nie potrafił zrobić Philipps. Miał jedną dogodną okazję, ale jej nie wykorzystał. Napastnik żyje z podań i trudno mieć do niego pretensje, że osaczony przez przeciwników z rzadka utrzymywał się przy piłce, nie mówiąc już o znalezieniu się w dogodnej sytuacji do oddania strzału.

 

Łukasz Broź 3 (2,93). Wszedł, żeby zabezpieczyć prawą stronę obrony i uratować Vesovicia przed czerwoną kartką i to się rzeczywiście udało. Dopóki Broź był na boisku, białostocczanie rzeczywiście rzadziej przedostawali się pod bramkę Malarza. Inna sprawa, że na początku drugiej połowy Jagiellonia jakby czekała na zryw legionistów i ruszyła ponownie do przodu, gdy spostrzegła, że na nic takiego ze strony rozbitego mistrza Polski się nie zanosi. Wtedy i Broź zaczął mieć problemy i przegrywać pojedynki i faulować blisko pola karnego. Chwilę później doznał kontuzji i musiał opuścić boisko. Z Broziem w składzie gra Legii wyglądała lepiej niż bez niego.

 

Adam Hlousek 2 (2,86). Czech jest bez formy i niestety pokazał to również i we wtorek, gdy pojawił się na boisku z konieczności. Nie grał długo, ale nic pozytywnego nie pokazał, nie odebrał żadnej piłki i dopuścił do dośrodkowania, po którym padł drugi gol. Nie wiemy, czy tylko zdrowie Czecha jest przyczyną jego słabej dyspozycji wiosną, czy istnieją też jakieś inne powody, należy jednak zauważyć, że akurat we wtorkowym spotkaniu jego wejście zbyt dużo zmienić nie mogło, bo źle grał tego dnia cały bez wyjątku zespół.

 

Michał Kucharczyk (2,51) grał zbyt krótko, by go oceniać.

 

Najlepszym legionistą wtorkowej kompromitacji w zgodnej opinii Czytelników i redaktorów był Arkadiusz Malarz, który mimo zawalenia gola uchronił mistrzów Polski przed dużo wyższą porażką.

Oceny Czytelników:

 

Arkadiusz Malarz 6,00

William Remy 5,10

Artur Jędrzejczyk 3,19

Marko Vesović 3,13

Chris Philipps 3,06

Eduardo 2,99

Łukasz Broź 2,93

Michał Pazdan 2,92

Adam Hlousek 2,86

Krzysztof Mączyński 2,81

Jarosław Niezgoda 2,64

Kasper Hamalainen 2,59

Michał Kucharczyk 2,51

Domagoj Antolić 1,47

Polecamy

Komentarze (10)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.