Domyślne zdjęcie Legia.Net

Odpowiedź SKLW na wywiad z prezesem

Redakcja

Źródło:

21.11.2005 06:12

(akt. 27.12.2018 03:09)

W dniu 19 XI 2005 w Życiu Warszawy pojawił się wywiad z prezesem Piotrem Zygo, w głównej mierze dotyczący stosunków pomiędzy zarządem KP Legia a kibicami. Z przykrością stwierdzamy, że prezes przedstawia te zagadnienia w sposób dalece odbiegający od prawdy i w dalszym ciągu prowadzi kampanię dyskredytowania kibiców LEGII WARSZAWA w oczach opinii publicznej. Dlatego czujemy się zobowiązani sprostować wszystkie zawarte w wyżej wymienionym artykule nieścisłości.
Po pierwsze - prezes twierdzi, że kością niezgody jest zamiar wprowadzenia ochrony na trybunę otwartą, co całkowicie mija się z prawdą. O tym zamiarze zarząd klubu poinformował dopiero kilka dni temu, tymczasem akcja protestacyjna kibiców, której eskalację obserwujemy od październikowego meczu Legia - Wisła Płock, rozpoczęła się już w trakcie wiosennego meczu z Lechem Poznań w Warszawie. Prawdziwym powodem protestu była narastająca frustracja kibiców spowodowana nie dotrzymywaniem przez klub wzajemnych ustaleń, a także oczernianiem i inwigilowaniem kibiców. Punktem zapalnym było złamanie słowa przez szefa ochrony i decyzja uniemożliwiająca dokończenie, misternie przygotowanej i szczegółowo ustalonej z klubem, oprawy na meczu z Lechem Poznań. Efektem było ściągnięcie flag, zaprzestanie dopingu, a następnie rzucenie rac na murawę. W październiku przedstawiliśmy postulaty środowiska kibiców Legii na piśmie - dotyczyły one m.in. cen biletów, herbu, zakazów stadionowych oraz ogólnego zaprzestania szykanowania kibiców. W całym wywiadzie prezes nie odniósł się ani razu do postulatów, które przedstawiliśmy, do ideałów, o które walczymy, a cały czas zasłania się urojonymi wrogami i sztucznym problemami. Prezes oskarża i oczernia kibiców o czyny, do których częściowo sam doprowadził. Gdyby nie jego polityka, nigdy nie doszłoby do rzucania rac na murawę, do zabierania i rzucania szalików, do pobicia kibiców, którzy byli na meczu, bo wszyscy byliby na stadionie. Nie byłoby tematu, że ludzie boją się chodzić na mecze, bo stadion byłby pełny – tak jak to było przed objęciem rządów przez prezesa Zygo. Prezes strofuje kibiców za wulgaryzmy i chamstwo nie biorąc pod uwagę, że jest sprawcą tego typu zachowań. Nie przyznaje się do jakiejkolwiek odpowiedzialności za zaistniałą sytuację, za wydarzenia, jakie miały miejsce od czasu rozpoczęcia konfliktu i kompletną destrukcję piłkarskiego święta w Warszawie. Winni są wszyscy, którzy mają cokolwiek wspólnego z kibicami. Wszędzie pełno jest chuliganów, dilerów, narkomanów i innych bandytów. Sprowadzanie masowej akcji fanów do tematu ochrony na Żylecie jest więc oczywistym nadużyciem. Takich nadużyć jest w rzeczonym artykule znacznie więcej. Nie rozumiemy, na jakiej podstawie dziennikarz prowadzący wywiad zadał pytanie cyt.: "Nie od dziś wiadomo, że na Żylecie handluje się narkotykami, a normalni kibice boją się na tej trybunie usiąść." Czy mamy rozumieć, że wszyscy kibice przez lata szczelnie zapełniający Żyletę są nienormalni albo przebywali tam w strachu, bojąc się o własne życie? Jeszcze bardziej rażące nadużycie stanowi problem narkotyków, rozdmuchany podczas trwania protestów, jako argument klubu w sporze z kibicami. Nie ma żadnych racjonalnych przesłanek, aby uznać to marginalne zjawisko za normę obowiązującą na naszym stadionie, albo uprawniającą do stwierdzenia, że narkotyki pojawiają się tam częściej niż w dyskotekach, klubach, szkołach czy na osiedlach. To właśnie jest przykład czarnego PR, stosowanego przez Piotra Zygo względem kibiców, które on sam nazywa ponurym żartem. Prezes KP Legia najwyraźniej hołduje zasadzie, że kłamstwo powtarzane sto razy w końcu staje się prawdą. Kreuje się na jedynego sprawiedliwego, a w rzeczywistości prowadzi wobec nas bardzo nieczystą grę. Wypowiedzi szefa naszego klubu obliczone są na wywołanie emocjonalnego sprzeciwu wobec zjawiska potępianego przez większość społeczeństwa. Stosując takie zasady "polemiki", SKLW także mogłoby sięgać po chwyty poniżej pasa. Nie stosujemy jednak takich argumentów, bo nam nie chodzi o to, żeby oczerniać przeciwnika, tylko żeby się porozumieć. Z żalem stwierdzamy, że druga strona konfliktu zapatruje się na metody polemiki zupełnie inaczej. Jak dalece są to metody niewyszukane, świadczy fakt obarczania SKLW odpowiedzialnością za przejawy agresji części protestujących wobec kibiców, którzy nie przyłączyli się do protestu, a które to przejawy miały miejsce po meczu z Koroną. SKLW nie jest organizatorem protestów, a jedynie je popiera i w nich współuczestniczy. Nie mamy żadnego obowiązku pilnowania porządku na ulicach, a to że w miarę możliwości staramy się go pilnować wynika tylko i wyłącznie z dobrej woli. Powinno więc być to raczej powodem do pochwały, a tymczasem prezes obraca nasze działania przeciwko nam. Co ciekawe, sam nie poczuwa sie do żadnej odpowiedzialności. A przecież, stosując jego kryteria oceny, jako organizator zaprosił kibiców na mecz i nie zapewnił im bezpieczeństwa. Człowiek, który wielokrotnie nas okłamał i udowodnił, że jego słowo jest niczym, publicznie zadaje pytanie: jak może rozmawiać z ludźmi, którzy go oszukują? Problemem jest to, że o jego kłamstwach i niespełnionych obietnicach wie tylko mała grupa kibiców, którzy z nim rozmawiali, a on ma możliwość wykorzystania i rozdmuchania każdego incydentu z udziałem kibiców Legii. Skwapliwie to zresztą wykorzystuje, w celu całkowitego zdyskredytowania fanów Legii w oczach niezorientowanych w temacie ludzi, którzy wierzą w jego bzdury. Jak można głosić, że fakt poturbowania przez paru frustratów grupy innych kibiców oznacza, że SKLW kogoś oszukuje? Przecież to kompletnie zaprzecza dalszej części monologu. Jak prezes raczył zauważyć Stowarzyszenie liczy 400 osób, a na protestach było od trzech do czterech razy więcej. Prezes mówi, że za naszymi słowami nie idą czyny, tymczasem SKLW wiele zrobiło, by na protestach nie doszło do zakłóceń porządku, a to że nie wszystko się udało tak jak powinno, nie może być powodem do szkalowania nas. Prezes chce abyśmy dla każdego kibica byli rodzicami, szkołą, policją i sądem, a to przecież niemożliwe. Prezes Zygo twierdzi też, iż nie ma konfliktu z ogółem kibiców Legii, a problemem jest jedynie poważna różnica zdań ze 400-osobowym SKLW. Czyżby tylko 400 widzów prezes nie doliczył się na trybunach podczas czterech ostatnich meczów? Dane o frekwencji mówią zupełnie coś innego - na mecze Legii nagle przestało uczęszczać siedem tysięcy fanów i nie zmienią tego żadne socjotechniczne sztuczki. Prezes twierdzi również, że w internecie spada poparcie dla SKLW. Tę tajemnicę pozostawiamy inteligencji czytelników ŻW, dodając jednocześnie, że niedawno na jednym z internetowych forów po numerze IP zidentyfikowany został dyrektor ds. bezpieczeństwa, wpisujący swoje komentarze jako "Szeryf". Jaki był ton komentarzy "Szeryfa", nie trzeba chyba dodawać... Wprowadzenie podziału na sektory na trybunie odkrytej, również uważamy za niszczenie ruchu kibicowskiego na Legii. Trybuna ta zawsze żyła własnym życiem, a jej tradycja liczona jest w dziesiątkach lat. Jest to unicestwianie jej niepowtarzalnego klimatu i uroku. Podział taki oznaczałby prawdopodobnie koniec wielkich opraw i widowisk, jakie stwarzali kibice na tej trybunie. Ponadto doprowadziłby do wielu incydentów związanych z nieprzestrzeganiem tego zakazu. Oczywiście Zygo będzie grzmiał na wszystkie strony, że chuligani, narkomani i inne bydło zakłóca porządek i nie przestrzega prawa, że ludzie się boją itd. Problem jest w tym, że jeden człowiek nie może zmieniać tradycji i ludzkich przekonań. Gdyby nowy parlament uchwalił, że nie można obchodzić świąt Bożego Narodzenia to ludzie i tak by je obchodzili. Nie może być tak, że do klubu przychodzi jeden, nie znający kibicowskich realiów człowiek, i przekreśla swoimi działaniami dorobek pokoleń Warszawiaków. Na pytanie kiedy na mecze Legii będą mogły przychodzić rodziny z dziećmi Zygo odpowiada, że postara się o to do końca tego sezonu. Jesteśmy oburzeni, gdyż wszyscy kibice Legii mogli spokojnie i bezpiecznie uczestniczyć w meczach na Łazienkowskiej już od bardzo dawna. Piotr Zygo nie mówi też prawdy twierdząc, że wszyscy prezesi byli obrażani, o czym miał się przekonać przychodząc przez lata na stadion Legii. Owszem, miały miejsce konflikty kibiców z prezesami Miklasem i Pietruszką, ale ich skali w żaden sposób nie można porównać do tego, co można obserwować obecnie. Twierdzenie, że sprzeciw przeważającej części kibiców jest tylko i wyłącznie kwestią braku kultury jest zbyt daleko idącym uproszczeniem i brakiem krytycznego spojrzenia na własną osobę. Tyle tytułem niezbędnych wyjaśnień. Na koniec chcemy zaznaczyć, że doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że kibice wielokrotnie swoim postępowaniem dają powody do krytyki a nawet zdecydowanego potępienia. Chcielibyśmy jednak, aby wszelkie oceny były dokonywane w sposób sprawiedliwy i nie opierały się na "faktach" wytworzonych w czyjejś wyobraźni. Mimo wszystko ciągle wierzymy w możliwość porozumienia i zakończenia sporu. Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że dla kibica rezygnacja z oglądania meczu ukochanej drużyny to akt najwyższego poświęcenia, nawet desperacji. Dlatego gorąco dziękujemy kibicom za okazaną solidarność. Wierzymy jednak, że walczymy w słusznej sprawie. ANDRZEJ PIÓRKOWSKI "BOSMAN" 43 lata. Żonaty, ma syna. Wraz z żoną prowadzi pub na Jelonkach. Pierwszy mecz Legii obejrzał na początku lat 70., na pierwszy mecz wyjazdowy pojechał w połowie lat 70. Od 2002 roku jest prezesem SKLW, w tym roku został wybrany na drugą kadencję. Mówi o sobie: "Żonie powiedziałem, że jej nie opuszczę aż do śmierci i tak samo jest z Legią."

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.