Domyślne zdjęcie Legia.Net

Odszedł niespotykany kibic...

Marcin Szymczyk

Źródło: weszlo.com

03.02.2010 16:23

(akt. 16.12.2018 14:07)

Zmarł Wiesław Giler, wielki kibic Legii Warszawa, jedna z najwspanialszych postaci w całej polskiej piłce. Bohater. Może lokalny, ale bohater. Gdyby w każdym zakątku kraju żył ktoś taki, nasz futbol - ale nie tylko futbol, nasz świat, ten najbliższy, zaczynający się za rogiem - wyglądałby inaczej.
To był wzór kibica. Legia miała to szczęście, że kibicował właśnie jej. Kibice innych klubów – tak w sensie pozytywnym – mogą zazdrościć. A piłkarze i trenerzy – po prostu schować. Jeśli mielibyśmy wymienić trzy osoby, które zasłużyły na to, by mieć na Łazienkowskiej pomnik, Wiesław Giler byłby wśród nich. Bez dwóch zdań. Nawet najwybitniejsi zawodnicy w historii klubu po prostu wykonywali swoją pracę i robili kariery. On był człowiekiem z innej bajki.

Kim był? Kibicem – tak. Fanatykiem – no jasne. Kibicował Legii i nikomu innemu, ale okazywał to w świetny sposób. Miał respekt dla rywali, doceniał wielkich przeciwników i robił wszystko nie po to, by ich ściągnąć na dół, tylko by Legię wyprowadzić na poziom wyżej. To on reaktywował tygodnik „Nasza Legia”, do którego przez lata dopłacał z własnej kieszeni naprawdę duże pieniądze. To on poświęcał całą swoją energię, by rozsławiać ukochany klub. Tydzień w tydzień, miesiąc w miesiąc kupował setki koszulek i szalików dla dzieci z domów dziecka. Pakował te pamiątki do bagażnika, a potem ruszał gdzieś na Mazury, rozdawał i mówił: - Musicie przyjechać na mecz. Zapłacę za całą wyprawę! I płacił.

Ile on wydał pieniędzy na Legię – tego nikt nie zliczy, ale mowa o milionach. Ile poświęcił jej czasu – trudno nawet oszacować. Najprościej byłoby napisać – poświęcił całe życie. Przez 24 godziny na dobę zajęty był tylko jednym – jak zapełnić trybuny przy Łazienkowskiej, jak rozsławić ukochany klub i jak przy tym dać radość dzieciakom z trudnych rodzin – albo takim w ogóle bez rodzin. Często jeździł na takie spotkania razem z którymś z piłkarzy. Jemu nie odmawiali. Jemu nie wypadało. Dom dziecka, szkoła, poprawczak, szpital, hospicjum – wszystko jedno. Stanowił jednoosobową, niezależną, prywatną komórkę odpowiedzialną za wizerunek Legii i jej marketing. Stu dyrektorów zatrudnionych w klubie nie było w stanie zrobić połowy tego, co Giler robił sam. Bo nie mieli tyle serca.

Był zamożnym człowiekiem, ale szkoda, że nie bardzo bogatym. Wówczas po prostu kupiłby Legię i zaczął realizować hasło, że nie ma rzeczy niemożliwych. Ci co go znali wiedzą, że gdyby miał na koncie 200 milionów euro, to po tygodniu Legia kupiłaby kogoś za 10 milionów, a po miesiącu Giler by nie wytrzymał i wyłożył 30 na kogoś jeszcze lepszego. Takim majątkiem nie dysponował, więc robił wszystko w ramach swoich możliwości. Jeśli stać go było na to, by tygodniowo wydać na Legię dziesięć tysięcy złotych – robił to.

Za to wszystko kibice Legii muszą go kochać. A kibice innych klubów – szanować. Tak jak szanuje się piłkarza z innego klubu, który przez całe życie jest wiernym tym samym barwom. Są przecież ludzie, którzy są ponad głupstwami.

Gdyby każdy poszedł śladem Wiesława Gilera i poświęcił swojej pasji (niekoniecznie piłce) tyle energii i dał tyle dobroci ludziom wokół, Polska wyglądałaby inaczej. Pomyślcie o tym w sobotę, kiedy odbędzie się pogrzeb.

Polecamy

Komentarze (8)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.