News: Ondrej Duda: Legia wykazała wielką determinację

Ondrej Duda: Legia wykazała wielką determinację

Piotr Kamieniecki, Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

22.03.2014 11:00

(akt. 13.12.2018 20:47)

- Prezes nie był pozytywnie nastawiony do mojego transferu, nie chciał mnie puścić, według jego wizji miałem dalej grać w Koszycach i później odejść za dużo większe pieniądze. W najgorszym razie podpisałbym umowę w marcu – wtedy już słowacki klub nie mógłby mi tego zabronić. Tyle, że w takim wypadku trafiłbym do Legii dopiero późnym latem. Takiej opcji się bałem, do sierpnia czy września straciłbym piłkarsko trenując tylko z rezerwami MFK Koszyce - mówi w rozmowie z Legia.Net Ondrej Duda, który niecały miesiąc temu trafił do zespołu Henninga Berga.

Jeszcze zanim pojawiłeś się w Legii, dziennikarze, skauci naszego klubu, obserwatorzy, zaczęli cię porównywać do Rafała Wolskiego. Poznałeś go? Wiesz, do kogo jesteś porównywany?


- Osobiście nie miałem okazji by się z nim spotkań, pogadać, poznać. Nie ma go już w Legii, ale słyszałem o tym zawodniku. Wiem, że w przeszłości występował w Warszawie, że miał dobrą technikę i łatwość w rozgrywaniu piłki. Zdobył też kilka ładnych bramek, widziałem je w Internecie. Skoro teraz zaczął grać w Serie A, w takim zespole jak Fiorentina, to znaczy, że jest to dobry zawodnik, takie porównania więc wydają się dla mnie miłe. Nie ma co jednak skupiać na tym większej uwagi, jestem tutaj po to, by grać jak najlepiej, dawać z siebie wszystko, a Legia miała z tego pożytek i osiągała sukcesy. Może za jakiś czas kogoś będzie można porównać do mnie (śmiech). Zobaczymy jak to się potoczy.


Zanim podpisałeś umowę z Legią pojawiały się różne informacje – m.in. temat twojej gry w Napoli. Ponoć sam Marek Hamsik przekonywał cię do tego kierunku? To prawda?


- Nie, nie rozmawiałem z Markiem na ten temat. Być może mówił coś mojemu menedżerowi… Nie wiem. To raczej doniesienia medialne, do mnie docierały już tylko konkretne oferty. Nie wiem czy była propozycja z Napoli, a jeśli już, to na ile była poważna. Ofertami zajmował się mój agent. Z tych, które poznałem, wybrałem tą, która była dla mnie bardzo korzystna.  Naprawdę szybko zdecydowałem się na Legię – uznałem, że będzie to dobry wybór. Jestem zadowolony z tego, że zrobiłem taki krok.


Jakie kluby się tobą interesowały?


- Nie wiem o wszystkim, ale chciały mnie kluby z ligi czeskiej. Kilka propozycji było również z Holandii. Nikt nie był jednak tak zdeterminowany, jak mój obecny pracodawca. To mi zaimponowało, dla mnie taka postawa była bardzo cenna. Widać, ze władzom klubu naprawdę na mnie zależało.


Głównie dlatego zdecydowałeś się na Legię?


- Tak. Warszawski klub najmocniej o mnie zabiegał. W sprawie mojego transferu na Słowację pojechał nawet sam prezes Bogusław Leśnodorski. To bardzo rzadka sytuacja. Uważam, że działacze Legii zachowywali się w stosunku do mnie super. Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak trenować i grać, nie chciałbym, aby się na mnie zawiedli.



Od momentu pierwszych rozmów, do chwili podpisania kontraktu z Legią, minęło naprawdę sporo czasu. Wiele też się wydarzyło, prezes MFK Koszyce chciał cię zmusić do podpisania nowej umowy, nie przebierał w środkach.


- Od początku roku nie było mi łatwo. Prezes nie był pozytywnie nastawiony do mojego transferu, nie chciał mnie puścić, według jego wizji miałem dalej grać w Koszycach i później odejść za dużo większe pieniądze. W tym czasie mój menedżer próbował mi pomóc, chciał zmienić moją sytuację, wyrwać mnie ze Słowacji. Pierwsza drużyna normalnie trenowała, a ja nie mogłem ćwiczyć razem z kolegami. Musiałem pracować sam, później z rezerwami. Dla mnie to była fatalna sytuacja, jakaś patologia. Taka jest jednak piłka – raz się jest na górze, raz na dole. Najważniejsze, że nie dałem się złamać i dziś jestem w Legii.


To częsta praktyka na Słowacji, że piłkarzy zsyła się do rezerw, utrudnia pracę na treningach, gdy ci nie chcą przedłużyć kontraktu?


- Niestety, ale nie jestem jedynym zawodnikiem w moim kraju, który przeżył coś takiego. Tak, takie sytuacje się zdarzają, może nawet są na porządku dziennym. Gdy coś nie jest po myśli włodarzy, właścicieli, tak to funkcjonuje.


W Polsce takie sytuacje również miały miejsce.


- Nasze narody są podobne, pewne zachowanie i mentalność są wiec powtarzalne. Na szczęście nie wszyscy myślą w taki sposób.


Tuż po nowym roku powiedziałeś nam, że będziesz grał w Legii, ale umowę podpisałeś dopiero w ostatnim dniu okienka transferowego. Byłeś wtedy pewny swoich słów?


- Wiedziałem, że Legia mnie chce i że ja chcę grać w Legii. Byliśmy umówieni i dogadani, co do kontraktu. Powiedzieliśmy sobie, że w najgorszym razie podpiszemy umowę w marcu – wtedy już słowacki klub nie mógłby mi tego zabronić. Tyle, że w takim wypadku trafiłbym do Legii dopiero późnym latem. Takiej opcji się bałem, do sierpnia czy września straciłbym piłkarsko trenując tylko z rezerwami MFK Koszyce. Treningi to jednak tylko treningi, nic nie zastąpi meczów o stawkę. Uspokajał mnie Dominik Ebebenge, mówił bym się nie martwił, że będzie dobrze. I choć miałem chwile zwątpienia, że wszystko się uda, to jednak tuż przed zamknięciem okienka transferowego zostałem zawodnikiem Legii. Jestem za to bardzo wdzięczny.



Zostałeś zaprezentowany kibicom przed meczem z Jagiellonią Białystok. Jak wrażenia?


- To było naprawdę fantastyczne przeżycie. Kibice Legii są po prostu super, przywitali mnie niesamowicie. Szkoda, że zabrakło widzów na spotkaniu z Wisłą, bo fani są wielką wartością dla tego zespołu. Pozostaje się cieszyć, że kibice normalnie zjawią się na meczu z Lechem Poznań i zapewne stworzą fantastyczną atmosferę. Już nie mogę się doczekać…


A jak odebrałeś incydenty na trybunach w trakcie meczu z Jagiellonią? Byłeś przerażony czy może widziałeś już nie raz takie wydarzenia na Słowacji i nie zrobiło to na tobie większego wrażenia?


- Futbol wyzwala emocje, nie tylko pozytywne. Stało się jak się stało… Nie mówię, że to dobrze, takie wydarzenia nie powinny mieć już miejsca na stadionach, tym bardziej tak nowoczesnych jak ten w Warszawie. Ale przyglądając się temu z boku byłem nie tyle zszokowany, co zdzwiony – głównie brakiem policji, brakiem jakiejkolwiek szybkiej interwencji. Wierzę, że nie będę już oglądał takich scen, że do takich zdarzeń nie będzie dochodzić, że jeśli będą miały miejsce to na innych stadionach i bardzo rzadko. W Polsce jest duży potencjał, są ładne obiekty, a na trybuny przychodzi znacznie więcej kibiców niż na Słowacji.


Czemu na Słowacji jest mniejsze zainteresowanie piłką niż w Polsce?


- Mało widzów pojawia się na stadionach przez to, że liga jest po prostu słaba. Dodatkowo obiekty nie zachęcają do zjawiania się na nich. Nie ma tak nowoczesnych i ładnych stadionów jak w Polsce. Jeśli ktoś ma zmoknąć, zmarznąć i obejrzeć kiepski mecz, to woli zostać w domu.


Wróćmy na chwilę do rundy jesiennej w Koszycach. Zagrałeś 19 razy, zdobyłeś 5 bramek. To twoja najlepsza połówka sezonu w życiu?


- Nie wiem czy była to moja najlepsza runda… Mam trochę za mało doświadczenia na wysokim poziomie, żeby oceniać czy grałem naprawdę dobrze. Ale skoro docenili to inni, skoro byłem powoływany do młodzieżowej reprezentacji Słowacji, to chyba źle nie było. Ale musicie mi wybaczyć, ja po prostu nie lubię mówić o sobie. Wierzę, że to, co najlepsze jest jeszcze przede mną i że najlepszą rundę zagram dopiero w Legii. Obecnie najważniejszym celem jest prezentowanie się z dobrej strony w zespole trenera Henninga Berga.



Wspomniałeś o reprezentacji. Jej trener powiedział, że jesteś „kreatywnym i niesamowitym zawodnikiem, który może w przyszłości zostać graczem o klasie europejskiej”.


- Wiadomo, że się cieszę ze słów trenera Galada. To przyjemne, gdy słyszy się coś takiego od selekcjonera zespołu narodowego, w którym się występuje. Wierzę, że w jakimś stopniu będę mógł się odwdzięczyć za te słowa i udowodnić, ze nie zostały wypowiedziane na wyrost. Chcę razem z kolegami wywalczyć awans na mistrzostwa Europy.


Spodziewałeś się, że tak szybko zadebiutujesz w Legii i to w dodatku w pierwszym składzie?


- Trener Berg szybko mi zaufał i podjął taką decyzję. Mogę się tylko z tego cieszyć i robić co w mojej mocy, aby nie żałował swojej decyzji. Dla mnie to super sprawa, że tak szybko miałem okazję do debiutu w Legii. Mnie mecze o stawkę były już naprawdę potrzebne. Wiadomo jak ten debiut dla mnie wyglądał… Miałem dwie stu procentowe sytuacje do zdobycia bramki i zawiodłem. Troszeczkę się wtedy załamałem, rozmyślałem nad tymi okazjami, które miałem. Przy pierwszej sytuacji uderzyłem płasko, bramkarz nie miał problemu z takim uderzeniem. Przy drugiej chciałem, więc spróbować uderzyć pod poprzeczkę, ale za bardzo się odchyliłem i wyszło fatalne pudło. Taka jest jednak piłka… Paradoksalnie z Wisłą miałem trudniejszą sytuację, a udało mi się pokonać bramkarza.


Z porozumiewaniem się w Legii nie masz chyba problemów? Większość po polsku rozumiesz.


- Na razie tak, jak sami widzicie i słyszycie. Większość zdań po polsku rozumiem, jeśli tak nie jest to wystarczy, że ktoś trochę inaczej sformułuje swoją myśl. Nasze języki są podobne, ale na razie po polsku nie mówię. Ale wkrótce ruszam z nauką, pomaga mi Dusan Kuciak. On nieźle rozmawiał w Polsce po pół roku? Może uda mi się zrobić to szybciej (śmiech).


Miałeś wcześniej jakąś styczność z językiem polskim? Mieszkałeś blisko granicy. Może byłeś w Polsce już wcześniej?


- To prawda, że nie miałem daleko do Polski, ale styczności z językiem nie miałem żadnej. Nad Wisłę też zbyt często nie jeździłem. Kiedy byłem dzieckiem przyjechałem na wycieczkę, zwiedziłem Kraków. Warszawę zobaczyłem dopiero teraz.


Koledzy z drużyny pomagają ci w szybkiej aklimatyzacji?


- Tak, ich zachowanie jest super, naprawdę ułatwiają mi wejście do drużyny. Na piątkowym treningu żartowaliśmy sobie na różne tematy z Michałem Żyrą. Na boisku świetnie dogaduje się z kolei z Miroslavem Radoviciem – to świetny piłkarz, nieprzypadkowo jest liderem zespołu. Razem z Serbem uzupełniamy się na murawie i wierzę, że nasza współpraca będzie wyglądała coraz lepiej. Wracając do pytania – wszyscy traktują mnie jak kolegę, a nie rywala do miejsca w składzie.


Występujesz, jako ofensywny pomocnik wchodzący do pierwszej linii. To twoja optymalna pozycja?


- Przede wszystkim to jestem pomocnikiem, ale nie miałem kłopotów z zamienianiem się w ataku z Miro Radoviciem. W sumie podobnie grałem w Koszycach, nie jest to dla mnie nowość. W MFK mieliśmy wprawdzie klasyczną „dziewiątkę”, czyli typowego napastnika, ale momentami zajmowałem jego miejsce.


Porównując Ekstraklasę z Corgon Ligą jakie wskażesz różnice?


- W Polsce na boisku jest zdecydowanie więcej agresji. W tych dwóch meczach nikt mnie na razie nie pokopał (śmiech), ale muszę uważać. Lepsza jest również otoczka wokół piłki – mam na myśli stadiony, media, kibiców.


W jednym z wywiadów wspomniałeś, że jesteś fanem Liverpoolu. Legia jest wiec przystankiem w drodze do wymarzonego LFC?


- To na razie tylko sfera życzeń i marzeń. Nie rozmawiajmy wiec w tym kontekście o angielskim klubie. Przyszedłem do Legii, to w Warszawie chcę się rozwijać, grać i osiągać z zespołem sukcesy. Zrobię co w mojej mocy, aby tak właśnie było, aby nikt nie był zawiedziony moją osobą. Nie wiem jak długo zostanę w Warszawie - dwa, trzy lata, a może dłużej. Trudno w tej chwili składać jakieś deklaracje, wszystko będzie zależeć od rozwoju sytuacji. Za ekipę „The Reds” trzymam kciuki i życzę im mistrzostwa Premier League już w tym sezonie. Mają szanse, ale droga jeszcze daleka.


Zdążyłeś już zwiedzić Warszawę? Wspomniałeś, że dopiero teraz miałeś okazję zobaczyć naszą stolicę. Jak wrażenia?


- Nie miałem jeszcze zbyt wiele czasu na zwiedzanie. Miasto mi się jednak podoba, wydaje się dobrym miejscem do życia. Warszawa jest duża i nowoczesna. Robi wrażenie. Będę chciał poznać jej historię i zobaczyć najważniejsze miejsca. Ale to już chyba po sezonie…


W Warszawie mieszka około 2,5 miliona ludzi, w Koszycach blisko 200 tysięcy. Łatwo się przyzwyczaić?


- Nie boję się takiej przeprowadzki, choć przeskok jest duży. Ale ja nawet nie mieszkałem w Koszycach, tylko w Sninie czyli w miejscu gdzie się urodziłem. Tam nie ma nawet 30 tysięcy mieszkańców. To okolice Jana Muchy cieszącego się dużym szacunkiem na Słowacji.


Mówisz o Janie Musze – pytałeś go o Legię?


- Ja nie, ale mój tata z nim rozmawiał i mówił mu o Legii wiele dobrego. On ma z Legią tylko dobre wspomnienia, chwalił trenera bramkarzy, że to świetny fachowiec. Mam nadzieję, że za kilka lat też będę miał same pozytywne wspomnienia związane z Legią, że w klubie też będą o mnie dobrze mówić. Tego sobie życzę.

Polecamy

Komentarze (26)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.