Patryk Kun
fot. Marcin Szymczyk

Patryk Kun: Jestem innym zawodnikiem niż Filip Mladenović

Redaktor Marcin SzymczykRedaktor Jakub Waliszewski

Marcin Szymczyk, Jakub Waliszewski

Źródło: Legia.Net

10.07.2023 12:00

(akt. 11.07.2023 11:04)

- Mając ofertę z Legii patrzyłem na to jak wygląda baza, na jakim etapie jest klub, czy idzie do przodu, jaki jest trener. Na moją decyzję złożyło się wiele czynników. Wiedziałem, że zawodnicy u trenera Kosty Runjaicia idą do przodu, że gorszy okres jest za Legią i idą lepsze czasy - opowiada w rozmowie z legijnymi mediami Patryk Kun, nowy wahadłowy Legii.

Masz trzech braci, dwóch z nich grało w piłkę. Tata jest trenerem. Byłeś skazany na piłkę?

- Dokładnie tak. Pamiętam, że od urodzenia ten sport był u nas w domu, czułem, że jest obecny. Każdy z moich braci uprawiał sport. Ja też zacząłem trenować, ale chodzłem również na żaglówkę na Mazurach. Mój najstarszy brat był kajakarzem. On jedyny nie grał w piłkę, ale reszta braci kontynuowała tę tradycję. Trenowali piłkę i teraz grają na różnych poziomach - Dominik gra w Widzewie, a najmłodszy brat gra jeszcze w okręgówce w Vęgorii Węgorzewo.

Tata podpowiada ci do tej pory, czy już w pewnym momencie odpuścił?

- W pewnym momencie odpuścił. Był trenerem i dużo pomógł w młodym wieku. Razem trenowaliśmy indywidualnie z braćmi i to też zaprocentowało, mieliśmy wyższy poziom od rówieśników. Wiadomo jak to jest w małych miejsowościach, to nie jest takie profesjonalne. Tych treningów jest po dwa, trzy w tygodniu i żeby wejść na wyższy poziom, to trzeba było robić coś więcej, niż tylko bazować na tym. Tata interesował się właśnie takimi rzeczami, takim indywidualnym treningiem, ale też prowadził też te grupy młodzieżowe, czyli m.in. mnie i też dzięki temu się rozwijał i dużo pomógł.

Masz coś takiego, że te najważniejsze mecze w sezonie są przeciwko bratu?

- Nie, nie podchodzę tak do tego. To super sprawa, że mogę spotkać się z bratem na takim poziomie. To fajne dla nas, ale też dla rodziny, że pokazaliśmy, że z takiej małej miejscowości dwóch chłopaków wyszło na poziom ekstraklasy. To nie jest łatwe dostać się tu i to jeszcze dwóch zawodników z jednej rodziny. To jest takie duże wydarzenie i na pewno dla mnie to jest taka super sprawa, że mój brat gra w Widzewie, a ja grałem wcześniej w Rakowie i mogliśmy się spotkać na najwyższym poziomie w Polsce i rywalizować między sobą na boisku. Wiadomo, na murawie tego się aż tak nie odczuwa. To była bardziej taka otoczka, bo na boisku to już myślimy tylko o grze, żeby wygrać. Grasz dla swojej drużyny, skupiasz się swoich zadaniach i tego nie odczuwasz. Podczas meczu tego się tak nie odczuwa, takich emocji. To bardziej przed meczem, właśnie jakieś rozmowy i otoczka wpływają na to, że mecz rośnie do rangi jakiegoś wydarzenia.

Patryk Kun

Spędziłeś pięć lat w Rakowie i to był dla ciebie bardzo udany czas. Jak bardzo się tam rozwinąłeś?

- Bardzo dużo. Na pewno pod każdym aspektem poszedłem do przodu i jako zawodnik, ale też jako człowiek. Wydaje mi się, że to też nie było dla mnie łatwe, bo byłem zawodnikiem ekstraklasy i musiałem wrócić do I ligi i znowu walczyć o powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej. Trafiłem w dobry moment, świetnego trenera i też do klubu, który szedł do góry, bo Raków od kiedy przejął go Michał Świerczewski w II lidze, z roku na rok robił progres. Podpiąłem się pod ten trend, ale też po prostu to wykorzystałem. Rozwinąłem się, bo gdybym się nie rozwijał to po roku, dwóch musiałbym pewnie odejść i szukać sobie innego klubu. Co pół roku, co rok te standardy wzrastały u trenera Papszuna i w samym Rakowie. Trzeba było ciągle pokazywać progres, żeby zostać w tym klubie.

Pięć lat z trenerem Markiem Papszunem. To trener, który jest bardzo wymagający i nie każdy go lubi ze wględu na to, ile wymaga. Ciężki czas?

- Dla mnie ten czas był bardzo udany. Mi pasuje taki rygor, dyscyplina, jasno określone zadanie, co jest wymagane od ciebie. Zaufałem temu i nie narzekałem, więc zawsze ciężko pracowałem, robiłem swoje. Wiadomo, nie było zawsze kolorowo. Większość czasu grałem, ale były jakieś kontuzje, słabsze momenty, słabsze mecze, ale generalnie broniłem się na boisku. Widziałem też przez te pięć lat, że trener nie stał w miejscu, tylko rozwijał się i dzięki temu ja też w tych różnych aspektach mogłem rozwinąć się jako zawodnik.

Ten twój rozwój zaowocował tym, że byłeś powołany do reprezentacji Polski.

- To największe wyróżnienie do te pory w mojej karierze - to fakt. Zostałem zauważony przez selekcjonera i miałem okazję być dwa razy na zgrupowaniu reprezentacji Polski. Szkoda, że nie udało się zadebiutować, ale wszystko przede mną. Liczę na to, że w przyszłości jeszcze będzie ten pierwszy mecz i po prostu będę w orbicie zainteresowań selekcjonera. Wiadomo, że to się dzieje przez dobrą grę w klubie, dobrą grę w europejskich pucharach, po prostu taką solidną grę przede wszystkim. Na tym się skupiam, na takiej codziennej pracy, żeby po prostu ciągle iść do przodu i to jest dla mnie najważniejsze. Na pewno wyróżnienia tak, ale z rozwojem przyszły też automatycznie trofea, jakie zdobyliśmy w Rakowie, bo wcześniej zdobyłem z Arką Gdynia Superpuchar, ale to w Rakowie było najwięcej takich najważniejszych zdobyczy.

Jak słyszałeś, albo czytałeś wypowiedzi Czesława Michniewicza na twój temat, że jesteś świetnym, ogarniętym zawodnikiem taktycznie, przed tobą przyszłość, to pomyślałeś sobie, że to brzmi jak sen? Bo pięć lat wcześniej byłeś w II lidze i pewnie nigdy byś nie założył, że zostaniesz powołany do reprezentacji Polski.

- Dokładnie. Moja kariera była taka trochę nie do przewidzenia. Nie miałem takiej prostej drogi, że wszystko szło prosto z górki. Czasami musiałem zrobić krok do tyłu, albo dwa i budować na nowo swoją pozycję w nowym klubie, czy u nowego trenera. Później bardziej się docenia takie rzeczy, jak powołanie, Puchar Polski, czy mistrzostwo. Bardziej docenia się tę drogę, niż nawet samo to zdobywanie trofeów.

Patryk Kun

Kiedy pojawiło się zainteresowanie Legii?

- Zainteresowanie Legii pojawiło się, gdy kończył mi się kontrakt. Od nowego roku miałem prawo do rozmów z innymi klubami i były zainteresowania nie tylko Legii, ale też innych klubów. Spokojnie czekałem. Sytuacja z Rakowem stała w miejscu, nie mogliśmy znaleźć porozumienia. Ja też byłem otwarty na nowe wyzwania, nowe kluby i kierunki.

Przestawałeś grać, Marek Papszun poświęcał ci uwagę na konferencjach. Nie było trochę tak, że wytworzył się jakiś dziwny klimat między tobą a klubem?

- Wiadomo, jakieś małe nieporozumienia tam były, ale generalnie nie odczuwałem tego, że jestem jakoś inaczej traktowany. Od początku grałem. Nie było tak, że byłem jakoś skasowany, czy coś. Wywalczyłem sobie miejsce w okresie przygotowawczym i do końca marca grałem w pierwszym składzie, byłem pierwszym zawodnikiem w wyborze. Później złapałem kontuzję i można powiedzieć przyszła ta pechowa czerwona kartka... Tych czynników, które spowodowały, że trochę mniej grałem w drugiej połowie sezonu było więcej.

Czy wokół Pucharu Polski pojawił się jakiś specyficzny klimat? 

- Nie wiem, ciężko mi tak to stwierdzić. Wcześniej zostało ogłoszone, że trafię do Legii, ale z mojej strony nie było żadnych problemów. Chciałem wygrać Puchar Polski. Walczyłem na maksa na treningach. Chciałem wywalczyć sobie miejsce w składzie, bo straciłem je wcześniej i na tym się skupiałem, na swojej pracy, żeby po prostu wrócić i wygrać. Miałem kontrakt do 30 czerwca z Rakowem i dla mnie to by było trochę dziwne, jakbym nie chciał wygrać. Miałem okazję wygrać kolejne trofeum, trzeci raz z rzędu Puchar Polski i miałbym odpuścić, czy tak samo mistrzostwo Polski. Dla mnie nie było żadnych problemów z podejściem do treningów, czy samych meczów.

Do Legii przyszedłeś na pozycję Filipa Mladenovicia, który wysoko zawiesił poprzeczkę. Jak czytasz takie opinie, w których siłą rzeczy jesteś porównywany, to czujesz dodatkową presję, czy zupełnie nie robi to na tobie wrażenia?

- Wiadomo, że Filip to zawsze była czołówka naszej ekstraklasy, jeśli chodzi o tę lewą obronę, czy wahadło. Zrobił świetną robotę wcześniej w Lechii i teraz Legii. Był bardzo dobrym zawodnikiem, ale to naturalne, że będę porównywany. Przyszedłem automatycznie w jego miejsce, więc te porównania będą, ale to jest normalne. W piłce jest tak na każdym poziomie. Nie mam z tym problemów. Skupiam się bardziej na sobie, niż na plotkach, czy opiniach innych ludzi, kibiców, czy dziennikarzy. Mam trochę inny styl, niż Filip. Jesteśmy innymi zawodnikami, ale wiadomo, że to naturalne, że będziemy porównywani. Dla mnie to nie ma problemu. Po prostu skupiam się na sobie i swojej pracy, żeby z każdym meczem być coraz lepszy.

Patryk Kun

Jak zobaczyłeś, co Filip zrobił po finale Pucharu Polski, pomyślałeś sobie "Oho, niezłego wariata będę miał do rywalizacji"?

- Wiedziałem już wcześniej, że zachowywał się na boisku dosyć ostro, miał dużo żółtych kartkach. Słyszałem, że prywatnie jest bardzo dobrym i sympatycznym człowiekiem. Dużo zawodników tak ma, że na boisku jest zupełnie inną osobowością, niż poza nim. Wiadomo, to była nieciekawa, niefajna sytuacja. Niepotrzebne były te bójki po finale, bo powinno to się zakończyć tak, że cieszysz się ze swoim zespołem, z drużyną i tyle. Niepotrzebnie na oczach całej Polski wybuchła taka afera. Źle się stało dla polskiej piłki, ale to się wydarzyło. Filip dostał karę i tyle.

Powiedziałeś, że miałeś w swojej karierze momenty lepsze, gorsze, trudniejsze. Najtrudniejszym było to, kiedy dowiedziałeś się, że cierpisz na rzadką chorobę, martwicę kości?

- Aż tak to może nie, bo trochę to zostało wyolbrzymione. Jeszcze w czasach Rozwoju Katowice złamałem rękę i nawet nie wiedziałem, że mam ją złamaną. Grałem z tym dwa, trzy lata. Trochę ją odczuwałem, że coś jest nie tak, ale mogłem grać, więc nie chciałem robić problemów na siłę, że mam jakiś uraz i jeszcze miałbym pauzować. Dopiero w Arce Gdynia zgłosiłem to fizjoterapeucie i wysłali mnie na bardziej szczegółowe badania, prześwietlenia. Wtedy wyszło, że mam złamaną rekę i to jest przewlekłe złamanie, które już samo się nie zrośnie, tylko muszą zrobić to operacyjnie. Po sezonie w Arce to zrobiłem. Operacja okazała się nieudana i w pewnym momencie było gorzej. Na początku miałem gips prawie dwa miesiące i po zdjęciu ręka była bardzo chuda, zero mięśni, trzeba było je na nowo odbudowywać. To też był dla mnie taki problem, że trenowałem z tym gipsem, moja technika biegu się pozmieniała i mięśnie inaczej się pobudowały. Dostosowałem się do tego od czterech, pięciu lat. Jak grałem w Rakowie, to już nie odczuwałem w ogóle tego problemu. Teraz już staram się nawet o tym nie myśleć jak trenuję, czy jak gram. Jedynie nie mogę robić niektórych ćwiczeń na siłowni albo po prostu jak gdzieś upadnę, niekontrolowanie wykręcę tę rękę, to wtedy ją jeszcze odczuwam. Na razie nie jest z nią najlepiej, ale jest o tyle stabilnie, że mogę dalej grać i funkcjonować. Nie ma tutaj problemów. Będę myślał co dalej dopiero, jak już skończę grać w piłkę i wtedy będą jakieś opcję, żeby to zabezpieczyć, wyleczyć. To jest jeszcze melodia przyszłości. Póki nie dzieje się nic takiego, że jest dużo gorzej niż było, to lepiej tego w ogóle nie ruszać i grać póki można.

Jak pierwsze wrażenia w Legii? Jak się dogadujesz z kolegami, trenerem? Kto cię wprowadza, pomaga zaaklimatyzować?

- Bardzo dobre. Wiedziałem, że Legia to jest świetny klub. Ma świetną bazę, świetny stadion i kibiców. Odczuwało się to już jak się przyjeżdżałem z Rakowem, czy z Arką Gdynia na Legię. Pamiętam jak debiutowałem w Arce Gdynia, mój pierwszy mecz, Superpuchar na Legii. Te mecze zawsze były świetne. Fajna jest atmosfera w drużynie. Chłopaki bardzo dobrze mnie przyjęli. Nie jest tak łatwo po pięciu latach wejśc w inne miejsce. W Częstochowie byłem przyzwyczajony do pewnego rytmu treningowego, do budynków w klubie, do wszystkiego. Teraz jest dużo nowego, ale generalnie jest bardzo dobrze się tu czuję. Z każdym tygodniem będzie coraz lepiej.

Jakie są największe zmiany w codziennym funkcjonowaniu w Legii i w Rakowie?

- Teraz jest podobny okres. Zaczęliśmy okres przygotowawczy po dwa treningi. Wszystko wygląda podobnie - posiłek, trening, jedzenie, spanie. To jest taka normalna rzecz, jak w innych klubach. Jesteśmy na zgrupowaniu, więc jest dużo podobieństw. Wiadomo, takie detale się zmieniają, jak trochę inny typ treningu. Dla mnie to jest nowe środowisko, nowi koledzy z drużyny. Tak naprawdę z nikim tutaj wcześniej nie grałem, nie funkcjonowałem w szatni. Był Walerian Gwilia, który trenował w poprzedniej rundzie, ale nie zaczął z nami przygotowań. To są dla mnie takie nowości, a reszta wygląda podobnie. Wydaje mi się, że klubach te okresy przygotowawcze wyglądają bardzo podobnie.

Yuri Ribeiro Radovan Pankov Patryk Kun

Legia Warszawa to miejsce, gdzie presja jest znacznie większa, niż w Częstochowie. Jesteś na to przygotowany?

- Słyszałem, że tutaj trochę inaczej patrzy się na wyniki, że remis jest jak porażka. Dla mnie to jest jeden z takich fajnych powodów, dla których tutaj przyszedłem, żeby mieć nowe wyzwania, nowe motywacje, poznać nowe środowisko i nowe, większe oczekiwania wobec mnie i klubu. Dla mnie to jest świetna sprawa, żeby stać się tu jeszcze lepszym zawodnikiem. Chcę to wykorzystać, żeby móc się rozwinąć jako zawodnik, bo też po to zrobiłem ten krok, żeby coś zmienić. Wydaje mi się, że Legia jest dobrym miejscem, żeby jeszcze się rozwinąć jako człowiek, ale też jako piłkarz przede wszystkim.

Znałeś się z kimś z Legii zanim tu trafiłeś? Miałeś z kimś jakiś kontakt?

- Nie, nie. Tak jak wspominałem wcześniej, kojarzyłem wszystkich zawodników, bo graliśmy w tej samej lidze i znałem chłopaków z boiska, ale tak, żeby funkcjonować w szatni, to z nikim wcześniej nie grałem.

Były jakieś inne ofety poza Legią?

- Tak. Było zainteresowanie, bo też miałem poprzedni sezon udany. Były kluby zainteresowane mną też z zagranicy i spokojnie czekałem. Negocjacje z Rakowem stanęły w miejscu, byłem pięć lat w jednym klubie, więc też powiedziałem sobie, że jak nie dogadam się z Rakowem, to nic się nie dzieje. Pomyślałem, że może trafi się jakieś nowe wyzwanie, jakaś fajna oferta i tak też się stało.

Zdradzisz kierunki? Czy to bardziej Arabia Saudyjska, czy na przykład zachód?

- Różnie. Bardziej zachodnie ligi. To też był wcześniejszy etap, bo wiadomo, że w kontekście wolnych zawodników kluby wiedzą na czym stoją w kwietniu, w maju. Może jakbym jeszcze dłużej czekał, to może byłoby coś innego.

Funkcjonowało w twojej głowie takie przeświadczenie, jakie jest w Warszawie, że Legii się nie odmawia?

- Nie, bo to zależy od wielu czynników. Patrzyłem na to jak wygląda baza, na jakim etapie jest klub, czy idzie do przodu, jaki jest trener. Na moją decyzję złożyło się wiele czynników. Dostałem też dobrą ofertę i zdecydowałem się, że pójdę do Legii, bo dużo rzeczy się tutaj zgadzało. Wiedziałem też, że zawodnicy u trenera Kosty Runjaicia idą do przodu. Klub też po poprzednim, jeszcze wcześniejszym sezonie, gdzie miał problemy w pierwszej rundzie i na koniec zajął dziesiąte miejsce, zrobił postęp. Wiedziałem też, że ten gorszy okres jest za Legią i idą lepsze czasy. To było dla mnie ważne, że klub chce dalej iść do przodu, walczyć o coraz wyższe cele, czyli mistrzostwo i też walkę w europejskich pucharach.

Czy założenia wobec ciebie wzgledem tego, jak było w Rakowie, bardzo się zmieniają?

- Nie. Może bardziej będę skupiał się na tych ofensywnych założeniach, żeby dawać jeszcze więcej, polepszyć statystyki i żebym poszedł w tym kierunku. Jest to bardziej wymagane, kładzie się na to większy nacisk, ale generalnie to jest ta sama pozycja. Wiadomo, detale różnią się trochę, ale jest to wszystko bardzo podobne.

Patryk Kun

Polecamy

Komentarze (34)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.