News: Patryk Wąsiński: Naszym celem jest awans do play-off

Patryk Wąsiński: Naszym celem jest awans do play-off

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

04.11.2014 21:21

(akt. 08.12.2018 07:39)

Kapitan hokeistów Legii Patryk Wąsiński opowiada o kłopotach sekcji przed sezonem, pomocy ze strony klubu i kibiców, początku sezonu i nadziejach na przyszłość. - Wychodzimy na lód, by walczyć. Jak będzie, zobaczymy, ale w decydujących meczach może stać się wszystko. Faworytami nie jesteśmy i nie wybiegamy daleko w przyszłość - na razie chcemy złapać rytm meczowy. Celem jest awans do fazy play-off - mówi "Wąsu". Zapraszamy do lektury całej rozmowy.

Gdy do początku sezonu pozostawał miesiąc czy dwa, to co sobie myślałeś? Chodzi mi o start w rozgrywkach?


- Trudno powiedzieć co myślałem miesiąc czy dwa przed startem sezonu. Jeszcze w czerwcu sądziłem, że uda nam się przystąpić do rozgrywek i to na najwyższym szczeblu czyli w Ekstralidze. Takie plany cały czas nam towarzyszyły. Ostatecznie skończyło się na tym, że zagrożony był nawet nasz byt w pierwszej lidze. Wynikło to z tego, że wszystkie nasze rozmowy dotyczące sponsoringu sekcji zakończyły się fiaskiem. Staraliśmy się zdobywać jakieś środki, ale bez kibiców i szefostwa piłkarskiej Legii, nie udałoby się wszystkiego zebrać do kupy.


- Na szczęście udało się wystartować i zaliczyliśmy debiut na miarę naszych możliwości (Legia wygrała dwa mecze z SMS-em II Sosnowiec - przyp. red.). Gdyby ktoś nam powiedział, że po dwóch tygodniach przygotowań pokonamy rywali ćwiczących normalnie dwa razy dziennie od lipca, to chyba byśmy nie uwierzyli. Zobaczymy jak będziemy wyglądali pod koniec roku, bo na razie mierzymy się z tymi, z którymi możemy powalczyć - faworyci ligi zostają na potem.


Brak gry w Ekstralidze to w tej chwili rozczarowanie czy raczej normalna kolej rzeczy?


- W obecnej sytuacji sukcesem jest dla nas sam start w pierwszej lidze. Nikt nie brał pod uwagę opcji, że w ogóle nie zagramy. Sytuacja spadła na nas jak grom z jasnego nieba i trzeba było rozpaczliwie szukać środków.


- Gra w najwyższej klasie rozgrywkowej jest nobilitacją, choć nie wszystkie drużyny prezentują odpowiedni poziom. Przykładem jest GKS Katowice, który regularnie wysoko przegrywa. Liga jest jaka jest, same drużyny skarżą się na to, że taka ekipa zaniża poziom. Ja uważam, że skoro wywalczyli awans, to mają takie samo prawo do występów jak i inni, a to że doskwierają im kłopoty finansowe? To normalna rzecz i to praktycznie w każdym klubie. Życzę zespołowi ze Śląska by przetrwał, bo każdy istniejący ośrodek hokejowy zwiększa szansę na przerwanie marazmu, w którym ta dyscyplina tkwi od kilku lat.


Myślisz, że jest szansa na przerwanie tego marazmu? Z sezonu na sezon to wszystko wygląda tylko gorzej…


- Masz rację, ale decyzja IIHF (Międzynarodowa Federacja Hokeja na Lodzie - przyp. red.) o przyznaniu Polsce Mistrzostw Świata dywizji IA jest dla nas szansą. Albo dyscyplina się po tym wydarzeniu podźwignie albo już na stałe będzie zmarginalizowana. Pamiętajmy, że w naszych krajach sąsiedzkich - Czechach, na Słowacji, na Białorusi - hokej jest niesamowicie popularny. Fajnie gdyby u nas wyglądało to podobnie. może w jakiś sposób ta impreza skupi na sobie zainteresowanie kibiców, mediów i sponsorów, bo będzie można zobaczyć w akcji ekipy ocierające się o światową czołówkę. To mogłoby się przełożyć chociażby na pieniądze, które byłyby przeznaczane na szkolenie młodzieży.


W Polsce brakuje utalentowanych hokeistów?


- Zdecydowanie brakuje, bo odsetek dzieci, które uczą się hokeja jest znikoma, w porównaniu chociażby z piłką nożną czy siatkówką. Najmłodszym brakuje wzorców w tej dyscyplinie. Kiedy ja zaczynałem, Mariusz Czerkawski i Krzysztof Oliwa grali w NHL. Paru zawodników mieliśmy też w czeskiej Ekstralidze. Teraz nie ma się na kim wzorować i marzyć o tym, by grać tak jak dany gracz. Obecnie ci lepsi Polacy prezentują się w niższych ligach niemieckich, a to dobrze o poziomie nie świadczy…


Sponsorów nie ciągnie do mało popularnego sportu.


- Tak to już jest, że kiedy coś jest mało popularne, to sponsor się w to za bardzo nie chce zaangażować. W końcu on też musi coś z tego mieć, a skoro nikt nie zobaczy chociażby jego reklamy, to nie ma po co łożyć środków na dany zespół. Cenimy sobie współpracę z naszym partnerem, firmą „Pilot”, dzięki której możemy też się spotykać z dziećmi w szkołach czy organizować ślizgawki na przykład dla dzieci z domów dziecka.


Kłopotem warszawskiego hokeja są też kibice, których na trybunach jest zwyczajnie mało.


- Ilość widzów zależy od rozpropagowania dyscypliny. Są kibice Legii, którzy chodzą na mecze, bo gra ich klub i mniej ważne jest, która sekcja walczy o ligowe punkty. Drugą grupą są fani hokeja. Spójrzmy na siatkówkę - drużyna Politechniki wzięła się znikąd, ale sama dyscyplina jest dosyć popularna i na meczach wypełniają się całe trybuny dużego Torwaru. Potencjał w stolicy jest ogromny, jest miejsce dla każdego sportu. Koniunkturę napędzają sukcesy.


Hala może być w jakiś sposób ograniczeniem dla kibiców?


- Nie wydaję mi się. W każdym razie wyboru nie ma, bo kryte lodowisko w Warszawie jest jedno. Większe kłopoty mamy z tym my, bo mogliśmy trenować dopiero od września. Wcześniej lód nie był zamrożony. Zaczęliśmy z opóźnieniem, choć inni już w lipcu jeździli na zgrupowania. Nie możemy narzekać, bo równie dobrze moglibyśmy nie mieć w ogóle gdzie grać. Na pewno przydałoby się dodatkowe lodowisko w naszym mieście, bo nawet gdyby zwykli ludzie mieliby się tam przenieść, to byłoby to duże odciążenie dla sportowców. Nie musielibyśmy trenować po nocach, a wychodzilibyśmy na treningi o normalnych porach.


Jak z twojej perspektywy wygląda współpraca z piłkarską Legią? 


- Chcemy wynagrodzić kibicom i zarządowi piłkarskiej Legii to, co w nas zainwestowali. Ten sezon będzie zupełnie inny od poprzednich. Wtedy byliśmy na ogół jednym z kandydatów do wejścia do fazy play-off. Teraz mamy coś do udowodniania wszystkim, którzy wyciągnęli do nas pomocną dłoń. Nie należymy obecnie do faworytów, mamy słabszą kadrę i kłopoty z kontuzjami, ale miejmy nadzieję, że załapiemy się do czołowej czwórki, w której może dziać się wiele.


Wspomniałeś, że późno zaczęliście przygotowania. Czujecie te zaległości treningowe?


- Nie da się ich nie czuć, ani przeskoczyć. Uciekły nam dwa miesiące treningów - to ogrom czasu. Mam jednak nadzieję, że do końca roku wszystko będzie już dobrze i prawdziwą walkę z rywalami podejmiemy od początku 2015 roku. Nie wybiegamy myślami w przyszłość. Na pewno kibice muszą nam dać chwilę.


Trzecie tercje są chyba dla was trudne do wytrzymania…


- Pech chce, że zespoły z Sosnowca trenują po dwa razy dziennie. Można więc powiedzieć, że gracze SMS-u wyprzedzają nas przygotowaniem fizycznym o cztery miesiące. Chłopaki mają tam wszystko zagwarantowane i nie pozostaje nic innego, jak trenować. U nas większość zawodników ma pracę czy szkołę - zajęcia na lodzie mamy późnymi wieczorami, o 21:30. Z każdą chwilą wyglądamy też lepiej taktycznie - staramy się bronić strefą i kontrować. Mamy wąską kadrę - również przez kontuzje - lecz w walce z lepiej przygotowanymi przeciwnikami jest trudno.


Jest jakaś szansa na wystawienie w tym sezonie czterech pełnych „piątek” czy to raczej mrzonka?


- W zeszłym sezonie mieliśmy pełną kadrę, ale rzadko korzystaliśmy z tych czterech „piątek”. Optymalnym rozwiązaniem była gra trzema formacjami. Wydaje mi się nawet, że nie potrzebujemy wypełnionej kadry meczowej, lecz właśnie trzech „piątek”, ale wnoszących jakość w momencie wyjścia na lód.


Pozostanie Lubomia Witoszka na stanowisku trenera gwarantuje stabilność w zespole?


- Początkowo dużo się miało pozmieniać - od strony zawodników i sztabu. Ostatecznie finanse nam na to nie pozwoliły. W przypadku gry w Ekstralidze trener Witoszek miał być asystentem innego szkoleniowca, ale ostatecznie to on pozostał na stanowisku. Praktycznie wszyscy znamy go od czasów juniorskich, to on uczył nas gry w hokeja. Czasami nie wykonujemy jego poleceń na lodzie - niektórzy swoje ego stawiają ponad drużyną. Zdarza się, że przez to tracimy gole. Gracze muszą być zawsze podporządkowani trenerowi, a jeśli coś nie wychodzi, to nie jego wina, a właśnie nasza.


To kolejny pozytyw, że wszyscy znacie się od lat, a na atmosferę zdecydowanie nie możecie narzekać?


- Zdecydowanie nikt nie narzeka na atmosferę. Byli u nas zawodnicy z różnych stron Polski i praktycznie wszyscy byli odbierani pozytywnie. Panuje u nas zasada, że co by się nie działo, to i tak musi być pozytywne nastawienie. Wielu kolegów mówiło, że nigdzie nie ma tak dobrych nastrojów w szatni, jak tutaj. Poczucia humoru niektórym na pewno nie brakuje.


Kadra względem poprzedniego sezonu wygląda podobnie, choć kilku zawodników odeszło, choćby ci z Gdańska.


- Ta grupa wróciła nad morze i występuje w zespole Stoczniowca. Został z nami Bartłomiej Maza. Sama kadra jest jaka jest i bardziej osłabiają nas kontuzje, niż jakieś odejścia z klubu. Jeśli wszystkim dopisze zdrowie, to będziemy w stanie wystawić trzy równe „piątki”. Wkrótce może też dojść kilku zawodników, którzy uzupełnią skład. Moc naszej ekipy jest słabsza, ale mam nadzieję, że będzie rosła.


Maza zostaje na dobre, co oznacza, że Legia będzie dysponowała trzema dobrymi bramkarzami. Jest jeszcze Michał Strąk, który wrócił do zdrowia i Krzysztof Zborowski. Były reprezentant Polski trochę ostatnio zaginął…


- Krzysiu jest częścią drużyny, ale zatrzymują go sprawy rodzinne i tylko z nami trenuje. Kiedy sam uzna, że może wrócić, to wtedy będzie brany pod uwagę przy ustalaniu składu. Dysponujemy trzema bardzo dobrymi golkiperami, ale nie zapominajmy o młodym Krzysztofie Gutkowskim, który na pewno będzie chciał zawalczyć o miejsce w składzie.


Największe osłabienie i wzmocnienie względem poprzedniego sezonu?


- Będziemy odczuwali brak zawodników z Gdańska oraz Sosnowca. Nie ma już też z nami mojego brata Karola, który trafił do Bytomia. Wzmocnieniem na pewno będzie Mateusz Wardecki, który wraca do nas po roku w Ekstralidze. Ważną częścią zespołu będzie też Bartek Maza. W ciągu kilku tygodni wyklaruje się też, kto jest największym liderem, a kto uzupełnieniem składu.


Karola Wąsińskiego specjalnie nie zatrzymywaliście.


- Wkrótce rozegrane zostaną Mistrzostwa Świata do lat 20 i jeśli ma znaleźć się w kadrze, to musi grać i podnosić swoje umiejętności. Jego celem jest zdobycie miejsca w zespole i pokazanie się w tym wszystkim. Myślę, że poradzi sobie, bo od kilku lat robi postępy. Jeśli dostanie szanse, to wykorzysta ją.


Przed odejściem kapitanem był Mateusz Wardecki. Po powrocie nie chce odzyskać od ciebie tej funkcji?


- Mateusz jest przywódcą niezależnie od tego, czy formalnie jest kapitanem czy nie. Osobićie nie czuję się osobą od rządzenia, bo od tego byli bramkarze, którzy doświadczeniem zapewniali spokój. Nie zapominajmy też o Tomku Wołkowiczu, który każdą radą wnosił wiele dobrego do drużyny.


Nową postacią w zespole jest młody Adam Kołodziej z rocznika ’98.


- Ten sezon będzie dla niego nauką seniorskiego hokeja. To nie jest łatwa sprawa, bo trzeba się odnaleźć w innej grze. Było już wielu znakomitych zawodników, którzy nie byli w stanie się przystosować. Niech pokaże się w najbliższych miesiącach i zobaczymy co będzie dalej.


Kogo wskazałbyś jako faworyta ligi?


- Tak jak w zeszłym roku, bardzo mocna jest ekipa z Torunia. Zagłębie Sosnowiec stworzyło ciekawą drużynę, w której prym wiodą doświadczeni zawodnicy z przeszłością w Ekstralidze. Pamiętajmy również o Stoczniowcu Gdańsk, gdzie powstała mieszanka rutyny z młodością. Powalczymy jednak ze wszystkimi, nie patrząc na to kto jest mocny na papierze. Hokej to specyficzna dyscyplina i niespodzianki zdarzają się bardzo często.


Wokół waszego zespołu zrobił się w pewnym momencie szum. To w jakiś sposób będzie pomocne w tym sezonie? Da się obrócić te przedsezonowe kłopoty w jakieś pozytywy?


- Na pewno nawiązaliśmy wiele kontaktów, a kibice pokazali, że nie jesteśmy dla nich obcy. Może fani zaczną się teraz pojawiać na naszych meczach po tym, jak nawiązaliśmy pewien dialog? Dużo lepiej gra się przy dopingu, niż przy pustych trybunach. Mam nadzieję, że ten sezon będzie dla wszystkich przełomowy.


Planujecie jakieś szersze działania marketingowe?


- Na pewno chcemy nadal odwiedzać szkoły, bo to dla nas fajne - po takich spotkaniach dzieci pojawiają się na naszych treningach i dowiadują się o istnieniu takiego sportu. Nie jest on tani, ale na pierwszych zajęciach sprzęt można otrzymać za darmo - nic nie trzeba kupować, a jedynie wykazać chęci. Chcemy promować tę dyscyplinę wśród młodzieży.


Kończąc - jaki będzie wasz ostateczny cel?


- Awans do fazy play-off, nie patrząc na stan zespołu. Wychodzimy na lód, by walczyć. Jak będzie, zobaczymy, ale w decydujących meczach może stać się wszystko. Faworytami nie jesteśmy i nie wybiegamy daleko w przyszłość - na razie chcemy złapać rytm meczowy. 

Polecamy

Komentarze (5)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.