Paweł Wszołek

Paweł Wszołek: Mamy spędzać ze sobą czas i być zespołem

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Przegląd Sportowy, przegladsportowy.pl

11.02.2022 13:20

(akt. 12.02.2022 10:27)

- Czas spędzony w Berlinie nauczył mnie, jak funkcjonować w trudnej rzeczywistości. Pojechałem do Unionu nie po to, by komuś coś udowadniać. Wcześniej sprawdziłem się za granicą, grałem w Anglii i we Włoszech niemal od deski do deski, czułem, że stać mnie na to, by spróbować w Niemczech - opowiada na łamach "Przeglądu Sportowego" Paweł Wszołek.

- Dostałem dobrą ofertę, wielu przyjaciół zawsze mi powtarzało, że Bundesliga jest dla mnie stworzona. Sądziłem, że poniekąd mają rację. Dwa razy byłem na rozmowach z trenerem Ursem Fischerem. Bardzo mnie chciał, pasowałem do jego koncepcji. Wcześniej zawsze grał ustawieniem z 1-3-5-2 z ofensywnymi wahadłowymi lub 1-3-4-2-1 ze skrzydłowymi. Były więc w jego zespole pozycje, na których zawsze występowałem. Podpisałem kontrakt, podczas przedsezonowych testów byłem w pierwszej trójce w każdej kategorii. Podczas 40-dniowego okresu przygotowawczego grałem we wszystkich sparingach, z Viktorią Berlin miałem trzy asysty. Problem był jednak inny: trener zmienił ustawienie. Postawił na pięciu nominalnych obrońców, trzech defensywnych pomocników, dwóch napastników lub jedną dziesiątkę i jednego zawodnika w ataku. Zrezygnował ze skrzydeł, z wahadłowych.

- Nie chcę się tłumaczyć, wiem, co gadają ludzie, moja żona Magda opowiadała, że na Instagramie pisali: „odbiłeś się od dna, poszedłeś tam tylko dla pieniędzy". Mnie to nie interesuje. Znam swoją wartość, uważam, że postawą zasłużyłem, by dostać szansę, że gdybym ją otrzymał, spokojnie bym sobie poradził. W Serie A poziom był moim zdaniem wyższy niż w Bundeslidze. Wiem jednak, że do nikogo nie mam prawa mieć pretensji, bo trener postawił na swoją taktykę, swoją jedenastkę i ta mu się sprawdziła. Byłbym idiotą gdybym miał żal, że mnie nie wystawia, że nie miesza w składzie drużyny, która zajmuje czwarte miejsce w lidze. Nie powiem, że trener Fischer prosił mnie, abym został, to byłoby przesadą. Jesienią nie byłem mu potrzebny, ale dał mi do zrozumienia, że jestem częścią drużyny. Stwierdził, że nie chce, abym odchodził, że są kontuzje, pandemia, na pewno dostanę szanse. Ale też wie, że do tej pory jej nie dostałem, że mnie szanuje i właśnie dlatego sam mogę podjąć decyzję, co chcę robić. Odpowiedziałem, że to odpowiedni moment na zmiany, tak czułem. Nie miał żalu, obiecał, że będą monitorować wszystkie moje mecze, mam wrócić w lipcu jako ich zawodnik. To było bardzo ludzkie podejście.

- Co się zmieniło w Legii przez pół roku? Trener Aleksandar Vuković zdecydował, że kiedy przyjeżdżamy do naszego ośrodka LTC w Książenicach, nikt nie może siedzieć w pokoju. Mamy ze sobą przebywać: popracować z fizjoterapeutą, poćwiczyć na siłowni, pograć w koszykówkę. Po prostu spędzać ze sobą czas. Chce, abyśmy byli zespołem, który ze sobą rozmawia, dlatego też na stołówce nie możemy używać telefonów. Dobrze się czuję w tej drużynie, to też zasługa trenera Vukovicia, który jak Fischer rozmawia ze wszystkimi, każdy czuje się potrzebny. Wiem, że nie da się uszczęśliwić 30 zawodników, ale z każdym można pogadać jak z człowiekiem. Piłkarz widzi, kiedy ktoś udaje, kiedy jest szczery. Oszustwa nie przechodzą, szatnia szybko je wyczuwa.

- Co czułem po golu w Lubinie? Szczęście, trochę niedowierzanie. Wszystko szybko się potoczyło: zmiana klubu, mecz, kilka minut i od razu gol. Najbardziej zapamiętam reakcję całej drużyny, kiedy do mnie podbiegli pogratulować. Wszyscy potrzebowaliśmy i gola, i zwycięstwa. Poczułem, jakbym był z nimi bez żadnej przerwy.

Zapis całej "Chwili z Pawłem Wszołkiem" można przeczytać na stronach "Przeglądu Sportowego".

Polecamy

Komentarze (30)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.