Domyślne zdjęcie Legia.Net

Pesymizm

Mink

Źródło:

27.08.2007 13:58

(akt. 22.12.2018 08:44)

Miniony tydzień przyniósł kilka ważnych wydarzeń w życiu Legii. Efektowne, choć nie bez zgrzytów w defensywie, zwycięstwo nad Zagłębiem Sosnowiec, pozwoliło jej objąć, przynajmniej na razie, fotel lidera. To dobra pozycja startowa przed grą przeciwko ligowym potentatom. Dwa dni wcześniej z UEFA nadeszła wiadomość o złagodzeniu restrykcji nałożonych na Legię po wydarzeniach w Wilnie. Gdyby nie brak dopingu i niesnaski dzielące część sympatyków i władze KP Legia, można by uznać, że doświadczamy upragnionej po koszmarnym sezonie 06/07 sielanki.
I właśnie o sytuacji, jaka nas czeka w związku ze zmianą wyroku UEFA traktuje ten tekst. Leszek Miklas, w rozmowie z TOK FM zadeklarował podjęcie działań mających zapobiec powtórce gorszących scen ze stadionu Vetry. Chodzi m. in. o wysyłanie delegacji Legii oceniającej warunki bezpieczeństwa na stadionie rywala i współpracującej z UEFA, ocenę tego, ilu kibiców może znaleźć się na meczu, sprzedaż biletów na mecze zagraniczne tylko za pośrednictwem KP Legia i tylko osobom zaopatrzonym w kartę kibica. Chwalebna to intencja, gdy władze klubu nie puszczają wszystkiego samopas i dokładają starań, aby wyeliminować najgorsze patologie. Sceptycy podpowiadają władzom Legii, zamiast stosowania wspomnianych tu kroków, nawiązanie współpracy z kibicami przy organizacji wyjazdów. Apele te na razie pozostają bez odzewu. A tytuł niniejszego tekstu odzwierciedlać ma przekonanie, że niezależnie od drogi obranej przez władze Legii i reprezentacji kibiców, trudno będzie się ustrzec przed kolejnymi karami ze strony UEFA. Perspektywa odwieszenia sankcji za Wilno, a pewnie też nałożenia nowych wciąż jest realna i bardzo niebezpieczna dla dalszych losów Legii. Skąd ten pesymizm? Ano, stąd, że nie jest możliwe zakazanie zagranicznego wyjazdu takim osobom, które nie nabędą biletów w macierzystym klubie, a wśród których mogą się znaleźć osobnicy o równie niszczycielskich zapędach, jak te, które ze zgrozą obserwowaliśmy w Wilnie. To przecież ich prawo, zawarowane wieloma aktami, w tym międzynarodowymi, jechać, gdzie chcą i kiedy chcą. Czy zagraniczny organizator meczu będzie świadomy zagrożenia, jakie stwarza sprzedaż biletów na miejscu takim „free rider’om?” I czy w ogóle będzie go obchodziło to, kogo wpuszcza? Wszak pieniądze z biletów zawsze się przydadzą, a ewentualna kara dla Legia to przecież nie jest zmartwienie klubu przyjmującego. Nie wiem, jak i czy w ogóle jakkolwiek mogłaby tu zadziałać reprezentacja kibiców. Po Wilnie z ust jej przedstawicieli, słyszano opinię, że były wakacje, do Wilna z Warszawy blisko, pojechało więc wiele przypadkowych osób, niezwiązanych z Legią, nad którymi nikt nie potrafił zapanować. Przynajmniej ta ostatnia część to prawda – mimo usiłowań prezesa SKLW, nie udało się zapobiec awanturom. Może nie udać się i najbliższym razem, tak jak nie udało się, mimo współpracy klubu i SKLW, zapobiec karze dla Legii po drugiej inwazji na Wiedeń. O ile znam realia życia kibicowskiego, nawet przy sporej liczbie wejściówek na mecz zagraniczny, władze klubu będą krytykowane za próby ograniczenia liczby wyjeżdżających kibiców tylko do tych osób, które nabędą bilety w Warszawie. Przecież obowiązuje hasło „piłka nożna dla kibiców”. Opacznie pojmowane, oznacza ono, że żadna instytucja nie ma prawa komukolwiek utrudniać udziału w meczu, a policja czy ochrona mają „zostawić kibica”, choćby to nie był żaden kibic. I jakoś nie chce mi się wierzyć w to, że z dnia na dzień hasło to zacznie być pojmowane inaczej. Dla wielu osób, wileńska lekcja była za słaba. Zapowiadany przez klub przenośny monitoring? Wystarczy kupić bilet na miejscu, zasłonić buzię, wbić się na inny sektor i staje się on mało przydatny. Należy liczyć się więc z tym, że na najbliższym masowym wyjeździe kibiców Legii na mecz pucharowy pojawią się osoby wymakające się wszelkiej kontroli, zarówno klubu, jak i innych kibiców. Jeśli zechcą zabawić się tak jak w Wilnie, nikt ich nie powstrzyma. Co w takiej sytuacji pozostaje? Chyba tylko nadzieja, że przyjdzie nam grać w miejscu, do którego trudno dotrzeć większej liczbie kibiców (Islandia, Gruzja) lub też w kraju, gdzie wszelka próba konfrontacji z policją kończy się w sposób przykry dla ewentualnych chętnych do takiej konfrontacji (Rosja, Białoruś). Innej nadziei, niezależnie od ewentualnej współpracy klubu z kibicami lub jej braku, dla Legii nie widzę.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.