News: Piłkarze z Afryki w Legii nie zawsze tylko błyszczeli

Piłkarze z Afryki w Legii nie zawsze tylko błyszczeli

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

15.10.2011 16:20

(akt. 12.12.2018 23:39)

<p>Jak już informowaliśmy tydzień temu kontrakt z Legią podpisał młodziutki Albert Bruce. Nie jest to oczywiście pierwszy piłkarz z Afryki, który trafia do Legii. W tym sezonie jedynie Dickson Choto reprezentuje Czarny Ląd w naszym klubie ale w przeszłości z "eLką" na piersi występowało kilku graczy z tego kontynentu.</p>

Pierwszym i jedynym jak na razie graczem z Ghany, który pojawił się w Legii był Joseph Annor Aziz. Napastnik trafił na Łazienkowską z... Polonii Warszawa. Poza tym, że był pierwszym czarnoskórym piłkarzem Wojskowych, niczym się nie wyróżnił. Wielkiej kariery u nas nie zrobił, gdyż zagrał jedynie w czterech spotkaniach. Potem był w Olimpii Poznań i znowu udał się do ekipy "Czarnych Koszul". Następnie kopał jeszcze piłkę w niemieckich klubach (m.in. FC Augsburg i Stuttgarter Kickers). Od stycznia do legionistów dołączy jego rodak - Albert Bruce, ale o nim za chwilę.


Prawda jest taka, że zawodników z Afryki, którzy występowali w Legii możemy podzielić na trzy grupy. Słabych, średnich i dobrych. Najwięcej było jednak tych najsłabszych. Ostatnim przykładem jest wynalazek trenera Macieja Skorzy - Felix Ogbuke. Nie można mu zarzucić tego, że się nie starał, ale był zwyczajnie nieprzygotowany do gry w takiej lidze jak polska Ekstraklasa. Po jednej rundzie skończyło się jego wypożyczenie i nikt w stolicy nie zamierzał go przedłużać. "Felek" po przygodzie z Wojskowymi jakoś nie może znaleźć nowego klubu.


W pamięci nie zapisał się także zbyt dobrze Leo Kurauzvione. Polecał go Dickson Choto, ale w tym wypadku rekomendacja nie znalazła potwierdzenia na boisku. Defensor zagrał prawie 180 minut w barwach Legii i... odesłano go z powrotem do Zimbabwe.


W Polsce słabiutko spisywał się też Egipcjanin Ahmed Ghanem. Prawy obrońca sprawiał wrażenie jakby totalnie nie radził sobie w defensywie. Co ciekawe, po powrocie do swojego ulubionego Zamaleku, zaczął spisywać się naprawdę przyzwoicie. Razem z klubem zaczął odnosić sukcesy w afrykańskiej Lidze Mistrzów.


Mało kto pewnie pamięta, że w meczu o Superpuchar z Widzewem w 1997 roku, wystąpił Patrick Ndah. W rzeczywistości był wtedy jedynie testowany i na tym jednym meczu jego przygoda z Legią się skończyła. Ciekawą postacią był Frankline Mudoh. Gracz z Kamerunu przejawiał pewne umiejętności, ale i tak zaliczył jedynie cztery występy jako legionista. Potem pogrywał jeszcze w Jezioraku Iława. Ostatnio można o nim było przeczytać na stronach Policji. Dodatkowo został za nim wysłany list gończy w związku z wyłudzeniami pieniędzy... "Anonimem" jest też obecnie Rowland Eresaba, który w przeciągu czterech lat w Warszawie, pokazał się na murawie trzy razy. O Dicksonie Choto napiszemy najmniej. Wiadomo, że z jego zdrowiem jest różnie, ale przez cały okres gry w Legii był filarem defensywny Wojskowych.


Moussa Yahaya potrafił grać w piłkę i strzelać gole. Jego dużym minusem były jednak częste przygody z alkoholem co często odbijało się na jego sportowej dyspozycji. Solidny ale nigdy na pierwszy skład Legii - tak można określić Martinsa Ekwueme. Miał talent, ale nie potrafił go przełożyć na efektowną i efektywną grę. Przy Łazienkowskiej nigdy nie zagrał meczu, który on i kibice wspominaliby latami. W pewnym momencie został wypożyczony do Zagłębia Lubin, a następnie został tam sprzedany. Obecnie grywa w Zawiszy Bydgoszcz. Kolejnym piłkarzem z Afryki, który nie zrobił wielkiej kariery w Polsce był Herbert Dick. Spędził w naszym kraju jeden sezon, w którym był głównie rezerwowym. Występował podobnie często jak Mamadou Balde, wypożyczony z rezerw Bordeaux. On też nie zrobił u nas furory.


Byli tez jednak gracze z Afryki, których do dziś wspomina się z przyjemnością. Ulubieńcem kibiców stał się na jeden sezon Kenneth Zeigbo. Czarował Warszawę swoją grą, można wręcz powiedzieć, że ludzie przychodzili często dla gry "Spoko, spoko". Później napastnik wyjechał do włoskiej Venezii, ale z rożnych przyczyn nie zrobił kariery jakiej wszyscy oczekiwali. Przygodę z piłką kontynuował w niższych ligach na półwyspie Apenińskim. Prawdziwym diamentem był też Moussa Ouatara. Razem z "Dixim" tworzył parę "dwóch wież" które dla rywali stanowiły przeszkodę nie do przejścia. To w dużej mierze dzięki tej dwójce stoperów Legia sięgnęła wtedy mistrzostwo. Niestety piłkarz z Burkina Faso szybko "zwinął" się później do Kaiserslautern. Ostatnio zakotwiczył w czwartej lidze, a konkretnie w Fortunie Koln.


Nie możemy też źle wspominać Takesure Chinyamy. "Tejksiu" potrafił seryjnie trafiać do siatki rywali, ale też marnować najprostsze sytuacje. Mimo wszystko został królem strzelców i póki miał zdrowie był jednym z najlepszych afrykańskich piłkarzy w Legii. Odkąd odszedł ze stolicy, nie spieszy mu się ze znalezieniem nowego pracodawcy. Z jego formą też nie jest za dobrze, gdyż ostatnio szefowie Górnika Zabrze mając do wyboru jego i Prejuca Nakoulmę wybrali Nakoulmę.

 

Zobaczymy jak będzie z Albertem Brucem, czy dostanie szanse w pierwszym zespole. Możliwe, że chłopak nieźle się rozwinie i będzie wzmocnieniem naszego klubu, ale równie dobrze może podzielić los Balde czy Eresamby. My jednak mamy nadzieję, że będzie nowym Kennethem Zeigbo czy chociażby Takesurem Chinyamą.

Polecamy

Komentarze (10)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.