Domyślne zdjęcie Legia.Net

Po(wielo)głos ligowej jesieni

Michał Bronowicki

Źródło: Legia.Net

28.12.2007 22:09

(akt. 21.12.2018 12:12)

Mimo wydłużenia ligowej batalii o dwie kolejki rozegrane awansem na poczet rundy rewanżowej, piłkarska jesień minęła kibicom szybko. Dla Legii, pod względem sportowym był to czas bogatych doświadczeń. Nie zabrakło nadziei, ale i obaw związanych z przyjściem nowego szkoleniowca, nie zabrakło ogromnej satysfakcji z wyników drużyny na otwarcie sezonu, ale i rozczarowań po październikowych porażkach. Były momenty lepsze i gorsze, a wszystkie znajdowały odbicie w wypowiedziach osób związanych z klubem. Z dzisiejszej perspektywy wiele z tych słów brzmi ironicznie, niektóre opinie, wyrażane obawy i nadzieje mocno zweryfikował czas, ale część z nich okazała się zaskakująco trafna.
– Celem Jana Urbana na nowy sezon jest odzyskanie mistrzostwa Polski zapowiedział Leszek Miklas na czerwcowej konferencji prasowej, podczas której ogłosił nazwisko nowego trenera Legii. Nominacja ta była pewną niespodzianką, choć już wcześniej do prasy przedostawały się informacje o rozmowach prowadzonych przez klub z niedoszłym szkoleniowcem Wisły. Powszechnie zastanawiano się czy Łazienkowska 3 to właściwe miejsce na naukę dla trenera bez doświadczenia w samodzielnym prowadzeniu pierwszego zespołu. Jan Urban doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że otrzymuje duży kredyt zaufania. – Chciałbym podziękować zarządowi Legii Warszawa za odwagę i za to, że zdecydował się postawić na mnie jako trenera drużyny. Zważywszy na to, że jestem debiutantem na boiskach pierwszoligowych to była dość odważna decyzja. Sceptycyzm kibiców gasł jednak z każdą ligową kolejką, wybór zarządu wydawał się dobry, ale zanim nastąpiło otwarcie sezonu fanów elektryzowały sprawy transferów. W letniej przerwie Legia pozbyła się kilku swoich podstawowych piłkarzy z kapitanem Łukaszem Surmą na czele. Była to pochodna intratnych ofert dla takich zawodników jak Łukasz Fabiański czy Dawid Janczyk, jak również efekt rozliczeń poprzedniego, nieudanego sezonu w wyniku czego odszedł m.in. Piotr Włodarczyk. Z kadrą drużyny rozstali się ponadto: Balde, Dick, Alcantara, Grzegorz Bronowicki oraz Junior. W zamian do zespołu dołączyli zawodnicy, z którymi klub wiązał spore nadzieje. Wśród nowych graczy znalazł się Kamil Grosicki. Pytany na okoliczność wcześniejszego niesportowego trybu życia dobitnie odpowiadał. – Dziennikarze wracają do historii z dawnych lat, jakby chcieli mi zaszkodzić. Przypięli mi łatę. Jestem dziś zupełnie innym człowiekiem. Skupiam się tylko na rozwoju swojej kariery. Niestety czas pokazał, że nie było to prawdą i sam zawodnik nie stanowił realnego wzmocnienia drużyny na rundę jesienną, mimo że już w swoim pierwszym meczu w barwach Legii trafił do siatki Groclinu. Nie był to jednak najmniej efektywny transfer, raczej najbardziej spektakularne rozczarowanie. O wiele gorzej ocenić należy pozyskanie Błażeja Augustyna. Młodemu obrońcy nie było dane zrealizować żadnego z celów, jakie wyznaczył sobie tuż przed sezonem. – Na początek chcę odbudować formę po wakacjach, potem wywalczyć miejsce w pierwszym składzie i zdobyć mistrzostwo Polski. Mam też nadzieję, że wygramy w III rundzie Pucharu Intertoto z Blackburn Rovers.Na drugim biegunie znalazł się transfer Inakiego Astiza Ventury, który entuzjastycznie wypowiadał się o przenosinach do Warszawy. – Moi przyjaciele ucieszyli się, że będę grać dla Legii. Wszyscy podkreślają, że ten transfer to dla mnie wielka szansa. Ja po prostu muszę ją wykorzystać! Już po kilku pierwszych meczach, przede wszystkim zaś po spotkaniu z Zagłębiem Lubin, nikt w Warszawie nie miał wątpliwości, że Hiszpan znakomicie wkomponował się do drużyny i będzie filarem defensywy. Do jednego z najważniejszych wzmocnień przed startem rozgrywek zaliczano jeszcze ewentualny powrót na boisko Sebastiana Szałachowskiego. Jak w każdej przerwie między rundami zawodnik z nadziejami wypowiadał się o swojej przyszłości. – Z moim zdrowiem jest już coraz lepiej. Ból nogi mi nie dokucza i wszystko idzie ku dobremu. Powiedziano mi, iż za miesiąc będę do dyspozycji trenera. Szybko okazało się jednak, że Szałachowski straci co najmniej kolejne pół roku. O kłopotach zdrowotnych piłkarzy głośno rozmawiano także przy okazji pozyskania Takesury Chinyamy, byłego napastnika Groclinu, u którego podejrzewano wadę serca, ale badania zlecone przez Legię nie potwierdziły u niego żadnych poważnych dolegliwości. Wśród nowych graczy znaleźli się również: Skaba, Ekwueme, Wawrzyniak, Giza i powracający z wypożyczenia do Widzewa Rzeźniczak. Te personalne nabytki dla wielu kibiców nie korespondowały z deklaracjami dotyczącymi walki o mistrzostwo. Internetowe fora pełne były postów, w których Legię skazywano nawet na środek tabeli. Tymczasem ligowy sezon 2006/07 Legia rozpoczęła planowym zwycięstwem z Cracovią, a następnie bez straty bramki odprawiała kolejnych rywali i długo przewodziła tabeli Orange Ekstraklasy. Rekordowa seria siedmiu zwycięstw wystawiała znakomite świadectwo tak piłkarzom, jak i Janowi Urbanowi. Aleksandar Vuković wyjaśniał. – Trener potrafi dotrzeć do zespołu, przekonuje nas do swoich koncepcji, a my bezgranicznie mu się podporządkowujemy. On nam otworzył uszy i głowy. Imponujący start w rozgrywkach pozwalał wierzyć w końcowy sukces, choć znaleźli się też obserwatorzy deprecjonujący formę zespołu i zwracający uwagę na sprzyjający Legii terminarz oraz szczęście. Prorocze okazały się słowa Jana Tomaszewskiego, który tonował euforię przy Łazienkowskiej. – Tak wysokiej dyspozycji nie da się utrzymać przez cały sezon. Jeszcze przyjdzie dołek. Szczególnie, że warszawianie jak na razie mieli tylko jednego przeciwnika z górnej półki – Zagłębie Lubin. Za miesiąc Legia może już nie mieć tak dobrego bilansu. Tak też się stało. Pierwszą porażkę „Wojskowi” zanotowali w Kielcach, w ósmej serii spotkań. W kontekście występu Błażeja Augustyna wątpliwie brzmiały słowa Tomasza Kiełbowicza, który twierdził wcześniej. – Mamy na tyle wyrównany skład, że ktokolwiek gra, to nie odstaje od reszty zespołu. Jednak niekorzystny wynik meczu z Koroną nie zachwiał jeszcze morale drużyny. Kapitan Legii uspokajał. – Wiedzieliśmy, że nie zawsze będziemy wygrywać i kiedyś przyjdzie przegrana. Na szczęście stało się to po przyzwoitej grze, więc nie ma powodów do obaw. Ale w kolejnych czterech kolejkach podopieczni Jana Urbana aż trzykrotnie schodzili z boiska pokonani. Legia traciła pozycję lidera, a na aktualności traciła jednocześnie wypowiedź Chinyamy z przełomu września i października. – Jesteśmy najsilniejsi i powinniśmy zdobyć mistrzostwo. Po porażce w Poznaniu szkoleniowiec „Wojskowych” przyznał. – Kilku zawodników mecz z Lechem przerósł. Drużyna faktycznie nie sprostała oczekiwaniom kibiców, jednak najgorsze dopiero miało się zdarzyć. Na tydzień przed arcyważnym starciem z Wisłą Legia doznała zaskakującej przegranej na własnym obiekcie z ekipą z Wodzisławia. – Myśleliśmy, że strzelimy Odrze z pięć bramek i wygramy – mówił po tym spotkaniu zasmucony Jan Mucha. Najbardziej niepokoił jednak styl porażki, ale choć kryzys w zespole osiągnął apogeum, piłkarze nadal odważnie deklarowali wiarę w zwycięstwo pod Wawelem. Martins Ekwueme, który miał zastąpić w Krakowie pauzującego za kartki Vukovica stwierdził. – Jesteśmy mocniejsi od Wisły. Optymizm przejawiali również znani sympatycy klubu z Łazienkowskiej. Roman Kosecki typował. – Jedną bramką wygra Legia. Nie miał racji. Warszawianie przegrali czwarty mecz w sezonie, a w mediach wzmogła się krytyka poszczególnych piłkarzy. Najwięcej zarzutów kierowano pod adresem Piotra Gizy, który w końcówce meczu z Wisłą nie potrafił wykorzystać klarownej sytuacji na strzelenie wyrównującej bramki. Był to już kolejny z rzędu niezadowalający występ pomocnika „Wojskowych”. Podobnie oceniano grę prawych pomocników Legii. Trener Urban dostrzegał problem. – Jeśli chodzi o Radovicia to nie ma ustabilizowanej formy, podobnie jak Grosicki z którym gra na zmianę. Serb zapowiadał przezwyciężenie regresu. – Potrzebuję jeszcze trochę czasu na dojście do takiej formy jaką prezentowałem w zeszłym sezonie, ale z każdym meczem powinno być lepiej. I rzeczywiście tak było, bo pod koniec rundy znów brawurowo poczynał sobie na prawym skrzydle. Niestety odmiennie przedstawiała się sytuacja z Grosickim, który wciąż składał puste deklaracje. – Będę się starał ze wszystkich sił, by drużyna miała ze mnie korzyść. Wkrótce okazało się, jakie przyczyny nie pozwalają zrealizować tych obietnic. Nie ukrywamy, że wyszło na jaw nocne życie Kamila. „Grosik" już grubo od ponad miesiąca pracuje z psychologiem – przyznawał na początku listopada szkoleniowiec „Wojskowych”. Tydzień później zapadła decyzja o wysłaniu piłkarza na odwyk z uzależnienia od hazardu. – Jadę na wielką wojnę z samym sobą mówił przed wyjazdem utalentowany zawodnik Legii. Po spotkaniu w Krakowie wielu uznało losy mistrzostwa za przesądzone. Kamil Kosowski stwierdzał jednoznacznie. – Powiedziałem, że będzie to mecz najlepszej polskiej drużyny z tą, która najlepszą by być chciała. Nie wymieniłem nazw specjalnie, ale nie ma złudzeń, że to Wisła jest najlepsza. Zawodnicy Legii mieli inny ogląd sytuacji. – Szkoda porażek, ale powtarzam: damy radę dogonić Wisłę – mówił Edson. Również Mirosław Trzeciak wierzył w zniwelowanie straty do „Białej Gwiazdy”. – Mam nadzieję, że przed zimową przerwą zespół zdoła odrobić przynajmniej część strat. W żadnym z przegranych spotkań „Wojskowi” nie potrafili pokonać bramkarzy rywali, nie dziwiły więc słowa Leszka Miklasa, który definiował problem. – Brakuje nam siły w ataku. Na pewno w przerwie zimowej nastąpią tu jakieś zmiany. Mecz z chorzowskim Ruchem miał być początkiem pościgu za liderem i stanowić wreszcie trwałe przełamanie złej passy. Gładkie zwycięstwo wlało nadzieje w serce kibiców, jednak już następne ligowe starcie ponownie dostarczyło negatywnych emocji – Legia bezbramkowo zremisowała z Jagiellonią Białystok. Tomasz Kiełbowicz zdawał sobie sprawę z sytuacji drużyny. – Zostały jeszcze trzy mecze w tym roku. Musimy jak najszybciej się zrehabilitować, bo czołówka zaczyna nam się coraz bardziej oddalać. Rzeczywiście strata do Wisły urosła do dziesięciu punktów, a Legię w tabeli wyprzedzała jeszcze kielecka Korona. Największym problemem przy Łazienkowskiej niezmiennie pozostawała indolencja strzelecka piłkarzy. Po raz kolejny w ważnych momentach pudłował Piotr Giza. Jan Urban przyznał. – Modliłem się, by Piotrek strzelił gola i udowodnił, że jest bardzo dobrym zawodnikiem. Jestem tym, który musi w niego wierzyć. Sam pomocnik tłumaczył, że zawisło nad nim fatum i mimo ciągłego zaufania szkoleniowca czuł zwiększającą się presję, również w kontekście swojego wypożyczenia do Legii. – Jeśli nie zostanę w Warszawie dłużej, będę mógł mieć pretensje tylko do siebie. Końcowa faza ligowej jesieni była dla Legii udana. Po przerwie na występy reprezentacji, która zapewniła sobie awans do finałów Mistrzostw Europy, warszawski zespół pokonał na Stadionie Śląskim Polonię Bytom, zdobywając tym samym pierwsze wyjazdowe punkty od niemal trzech miesięcy. Bohaterem spotkania został strzelec pięknej bramki otwierającej wynik spotkania – Roger Guerreiro. Do drużyny powróciły dobre nastroje, a dziennikarze znów rozpływali się nad klasą Brazylijczyka, który wkrótce został obwołany najlepszym obcokrajowcem Orange Ekstraklasy. Pysznego wywiadu na temat głównego rozgrywającego Legii udzielił Vuković: – Jak pan się porozumiewa z Rogerem? – Po angielsku. – Przecież on nie zna angielskiego! – Ja też nie za bardzo, dlatego się dogadujemy. Parę filmów z napisami obejrzeliśmy. W kolejnym meczu „Wojskowi” wygrali z Cracovią. Dobre zawody zaliczył Takesure Chinyama, który dwukrotnie umieścił piłkę w siatce. Tydzień później znów brylował podczas spotkania z Górnikiem Zabrze. Kapitan Legii mówił. – Takesure jest bardzo nieobliczalny. Na początku ligi wydawało mi się, że to on na pewno będzie królem strzelców. Chinyama podkreślał. – Mam mocny strzał, szybkość, ale brakuje mi precyzji. Ciężko jednak pracuję na treningach, by poprawić skuteczność. Powinienem zdobyć w tym sezonie dwadzieścia pięć goli. Ostatecznie napastnik z Zimbabwe z dziesięcioma trafieniami zakończył jesień na trzecim miejscu w klasyfikacji najlepszych snajperów, a Legia na pozycji wicelidera rozgrywek. Po ostatnim ligowym spotkaniu w klubie zaczęły się podsumowania. Pozytywnie oceniono pracę Jana Urbana i bilans punktowy, z jakim Legia zakończyła jesienne zmagania. Pozostawał jednak niedosyt, spotęgowany zwłaszcza zaskakującą stratą punktów na własnym boisku z Odrą i Jagiellonią oraz niezwykle efektywną grą najgroźniejszego rywala w walce o tytuł. Mirosław Trzeciak reasumował. – Legia to klub, w którym liczy się tylko to, co można włożyć do muzealnej gabloty z trofeami. Dlatego z drugiego miejsca nie jestem zadowolony. Muszę jednak przyznać, że Wisła miała fenomenalną rundę. Indywidualne oceny piłkarzy wypadały bardzo różnie – od rozczarowania postawą sportową Augustyna, czy Marcina Smolińskiego do oczarowania udanym transferem Inakiego Astiza. Trener Urban przyznał. – Tak naprawdę jestem zadowolony z postawy Vukovicia, Astiza, Szali, Gizy, Rogera, Edsona, Choto oraz Rzeźniczaka. Uważam, że to całkiem sporo. Wielu obserwatorów uzupełniało tę listę o Muchę i Kiełbowicza, którzy również zanotowali udaną rundę. Kontrowersje wśród kibiców wzbudzało pojawienie się w wypowiedzi szkoleniowca nazwiska Piotra Gizy, ale w klubie doceniano jego grę. Mirosław Trzeciak podzielał pogląd Urbana i argumentował. – Piotrek przyszedł do Legii, żeby pomóc drużynie wyrobić sobie pewien styl. Jeśli chodzi o rozgrywanie piłki, oceniam go bardzo wysoko. Jednocześnie dyrektor sportowy wyróżniał najskuteczniejszego w zespole Chinyamę. Zauważono również udany debiut młodego Macieja Rybusa, którego okrzyknięto nadzieją Legii na przyszłość. Wraz z przerwą w rozgrywkach rozpoczęły się pierwsze dywagacje transferowe. Już wcześniej pojawiały się doniesienia o zainteresowaniu potencjalnych kontrahentów wiodącymi graczami ekipy z Łazienkowskiej. W kontekście deklaracji o budowie mocnej drużyny na europejskie puchary kibice przez całą jesień z uwagą śledzili wypowiedzi poszczególnych piłkarzy. Roger mówił o swojej przyszłości otwarcie. – Jeśli klub nie zechce mnie sprzedać i postawi zaporową cenę, wtedy zajrzymy do kontraktu i trochę pozmieniamy kwoty. Astiz nie wykluczał żadnego scenariusza. – Osasuna jest najważniejsza, a poza tym mam z nią ważny kontrakt. Ale nie wiem, czy nie zostanę dłużej w Warszawie. Wszystko zależy od rundy wiosennej, od tego, na którym miejscu zakończy ligę Osasuna, a na którym Legia. Odejście tych dwóch zawodników na pewno oznaczałoby spore osłabienie kadry, jednak oferty otrzymywali również inni, ważni dla drużyny zawodnicy. Kapitan „Wojskowych” stwierdzał. – Mnie się wydaje, że raczej nigdzie nie odejdę, ale – jak w tym polskim powiedzeniu – nigdy nie należy mówić nigdy. Wszystko jest możliwe. Dość asekuracyjnie wypowiadał się Radović. – Muszę skoncentrować się na odbudowaniu formy. Oczywiście chciałbym kiedyś spróbować swoich sił w silniejszej lidze, ale jestem jeszcze młody i mam na to czas. W Legii czuję się wspaniale i jestem zadowolony. W kwestii nabytków najgłośniej zapowiadano potrzebę wzmocnienia formacji ataku, dlatego obecnie największy wysiłek klubu zmierza w kierunku pozyskania bramkostrzelnego napastnika, choć nadzieje przy Łazienkowskiej wzbudza również kolejna zapowiedź powrotu na boisko Sebastiana Szałachowskiego, który może występować zarówno w pomocy, jak i w pierwszej linii. W jakim składzie Legia Warszawa ostatecznie zainauguruje piłkarskie rozgrywki? Co osiągnie, jak się zaprezentuje? Czy warszawianie nie są w zasadzie niejako skazani na krytykę, nawet w przypadku udanej rundy? Cezary Kucharski uczulał niedawno w swoim felietonie. – Deprecjonowanie osiągnięć Legii stało się w naszym kraju modne już dawno, bo klub ze stolicy nie jest nikomu obojętny. Tym gorzej więc dla zespołu, że wiosenne zmagania o tytuł najlepszej drużyny w kraju nie zapowiadają się szczególnie emocjonująco. Przewaga Wisły Kraków wydaje się być zbyt duża, a jej forma zbyt stabilna, aby na przestrzeni ledwie trzynastu kolejek „Wojskowi” mogli zniwelować straty. Mimo to Maciej Skorża twierdzi. – Mamy spory zapas nad Legią, ale nie możemy jeszcze czuć się mistrzami. Jestem pewien, że Janek wierzy w odrobienie strat. To prawda. W Warszawie nikt nie zamierza rezygnować z walki o mistrzostwo Polski. Trener Urban zdaje sobie sprawę, że nie wszystko zależy wyłącznie od postawy jego podopiecznych, lecz przyznaje. – Najgorzej byłoby, gdyby to w nas pierwsza umarła nadzieja. Nadal wierzymy. Kibicom nie wypada inaczej.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.