Domyślne zdjęcie Legia.Net

Podcięto skrzydła, których nie było

anonimowy

Źródło:

10.03.2007 01:39

(akt. 23.12.2018 19:31)

Oglądanie wczorajszego meczu przeciwko Groclinowi to była najbardziej smutna, wyczerpująca i żałosna rzecz jaka spotkała mnie w mijającym tygodniu. Już po meczu z Cracovią kibice zaczęli się wyraźnie dzielić na tych, którzy jeszcze wierzą w ładne słówka trenera Wdowczyka oraz tych, którzy już wcześniej utwierdzili się w przekonaniu, że praca trenera to w dużej mierze jedynie wirtualne zapewnienia, a boisko dobitnie po raz kolejny utwierdza, że mają one mizerne przełożenie na rzeczywistość.
W zeszłotygodniowym meczu z "Pasami" legionistom udało się zaprezentować korzystnie i faktycznie zabrakło głównie skuteczności strzelających. Cracovia zagrała otwarcie i nasi gracze mieli momentami możliwość spokojniejszego, niż dzisiaj rozegrania piłki w środkowej strefie boiska i pożytku ze znakomitych bocznych pomocników. Z tego meczu można było wygrzebać pewne optymistyczne przesłanki pomimo straty dwóch ważnych punktów. W meczu przeciwko bełchatowskiemu GKS zagrały rezerwy i jak twierdzi wielu "znawców" spotkanie to nie powinno mieć większego przełożenia na ligę. Moim zdaniem gra rezerwowych jest bardzo często miarodajnym aspektem, pomagającym w realnej ocenie dyspozycji i wartości całej drużyny. Wszak schematy gry trenują wszyscy tak samo, a Legia dysponuje przecież szeroką i niezwykle wyrównaną kadrą. To, co zagrał zespół Lenczyka tylko potwierdza tą tezę, bo przecież "Forest" wystawił przeciw Legii jeszcze głębsze rezerwy w postaci składu złożonego z wielu absolutnych ligowych żółtodziobów. Te żółtodzioby wiedziały jednak co mają robić na boisku, ponieważ uczy ich tego na treningach szkoleniowiec. Efektem tego był wynik 3:0 dla rezerw GKS. Mecz z rewelacją rozgrywek uświadomił mi jednak, że ze schematami w Legii nadal jest bardzo krucho - zupełnie odwrotnie niż w Bełchatowie. Wczorajsza porażka z Groclinem w Warszawie, przy obecności ponad 10 tysięcy wiernych kibiców niestety dowiodła, że zespół jest źle przygotowany do rundy, a bez wątpienia na tyle źle, że w najważniejszych ligowych meczach, kiedy w naszej sytuacji złapanie zwycięskiego rytmu jest niezbędne, "wojskowi" kompletnie zawodzą. Obrońcy warsztatu trenera Wdowczyka, powiedzieliby, że nie można stwierdzić na początku rundy, czy zespół jest dobrze, bądź źle przygotowany. Według mnie w większości przypadków nie ma nic bardziej mylnego. Runda dopiero się zaczęła, a Legia straciła 5 punktów w dwóch pierwszych meczach! Czy tak grać powinna drużyna, która aby myśleć o odrobieniu strat z jesieni musi zdobywać punkty seryjnie? Być może jakaś forma przyjdzie w dalszej części rundy, ale wątpliwe, że na czas, biorąc pod uwagę wczorajszą grę "Dream Teamu" Wdowczyka. Podobna sytuacja była pół roku temu, gdy zespół złapał znośny rytm dopiero w końcówce rundy. Tymczasem trener Wdowczyk dalej kibicom i dziennikarzom będzie mydlić oczy mówiąc, iż liga dopiero się zaczyna, ile jeszcze spotkań przed nami, bądź w najlepszym razie, że w następnym meczu trzeba się będzie przełamać, bo czas leci. Taką sytuację mieliśmy już pół roku temu. Wtedy również jak najdłużej grało się na zwłokę z przyznaniem do jakichkolwiek błędów. Odwracanie kota ogonem w postaci mówienia, że drużyna w końcu zaskoczy, przed nami jeszcze wiele meczów, wszystko jest OK, a dziennikarze i kibice powinni być bardziej cierpliwi bywało doraźnie skuteczne. Tego typu wypowiedzi nadal dobrze działają na wielu ludzi, których uwaga jest odciągana od mankamentów gry drużyny. A mankamenty są póki co niewiele mniej wyraźne, niż wspomnianej beznadziejnej jesieni 2006. Gołym okiem widać, że zespół jest źle przygotowany do sezonu pod względem taktycznym, nie ma pomysłu na grę, a potencjał zawodników jest przez to wykorzystywany jedynie w kilkudziesięciu procentach. Osobiście jestem przekonany, że ten potencjał jest bardzo wysoki, a gracze, którzy biegają na co dzień po boiskach przy ulicy Łazienkowskiej to najlepszy materiał w kraju, którego pozazdrościć mogą niemal wszystkie drużyny z liderem z Bełchatowa włącznie! Najbardziej w tym całym nieszczęściu cieszy mnie fakt, że nie ma na co zwalić tym razem winy. Zespół nie jest przetrzebiony kontuzjami (być może jakaś zasługa w tym trenera Szula?) - Dariusz Wdowczyk ma kim grać. Całe przygotowania przebiegały też bez jakichkolwiek większych komplikacji. Pogoda na ogół była znośna, a zawodnicy mogli skupić się tylko na treningach. Nie było też transferów na "hurra", jak to miało miejsce pół roku temu. Nikt się nie upił, nikt nie pokłócił, a zawodnicy nie musieli być prześladowani po warszawskich klubach, przez kibiców chcących pokarać ich "plaskaczami". Atmosfera, jak zgodnie powtarzali wszyscy piłkarze była bardzo sprzyjająca. Nic tylko trenować i wygrywać, bo warunki idealne. I tu się niestety szybko zaczął problem, gdy przyszło walczyć w meczach o stawkę. Ów brak usprawiedliwień jedynie uwypukla odpowiedzialność za wyniki spoczywającą na barkach najważniejszej osoby w zespole Legii, którą jest trener Wdowczyk. Świetny medialnie szkoleniowiec po meczu z GKS mówił, że Legii nie stać na przegrywanie w takich okolicznościach. Ciekawe, czy klub stać na marnowanie potencjału zawodników, tak jak się to dzieje za panowania Wdowczyka. Po meczu z Groclinem trener powiedział, że bramka podcięła jego zawodnikom skrzydła. A ja się pytam: jakie skrzydła?! Legia ich nawet nie rozwinęła, bo Groclin, który w lidze wygrał do tej pory jedynie z Lechem, Górnikiem Z. i Arką potrafił te skrzydła kompletnie wyłączyć z gry, a wtedy atuty drużyny Wdowczyka się niemal kończą, bo środkowi pomocnicy zupełnie nie wiedzą jak prowadzić grę. I nie jest to bynajmniej ich wina, bo ciężko cokolwiek wskórać, kiedy reszta drużyny nie kwapi się z wychodzeniem na pozycje, koledzy bez piłki nie idą na obiegnięcie, a pressing przeciwnika pokroju Groclinu okazuje się dla mistrzów Polski zabójczy. Pomimo, że nie tracę wiary w końcowy sukces i długo będę się łudził, że jednak uda się na czas zacząć wygrywać, to kolejny ligowy mecz Legii, który odbędzie się już niedługo w Bełchatowie widzę w czarnych barwach. Dodam, że nawet jeśli GKS nie dokona na naszych graczach "ścięcia", a zespół Wdowczyka ugra jeszcze coś w tym sezonie to jestem przekonany, że pod wodzą tego trenera sytuacje takie, jak obecna będą się powtarzać z rundy na rundę. Nasz szkoleniowiec nie potrafi, ani do błędów się przyznać, ani jak widać wyciągnąć z nich wniosków. I tak blamaże typu Sanok, Kielce 0:3, Bełchatów 0:3 (to zaledwie 3 przykłady, a jest ich więcej) trzeba będzie wkalkulować w postawę ukochanego zespołu. Niestety działacze o całej słabości predyspozycji szkoleniowych trenera Wdowczyka przekonywać się będą bardzo długo i zdążymy pewnie w tym czasie stracić sporo czasu oraz nerwów związanych z przełykaniem gorzkich pigułek. Cenię cierpliwość piłkarskich włodarzy, bo jej często brakuje w futbolu klubowym. Niestety, w pewnym momencie może ona okazywać się też czystą głupotą. Wnioskując po doświadczeniach z obecnymi władzami Legii zakładam, że w kwestii trenera Wdowczyka proces uświadamiania będzie długotrwały, a po drodze najprawdopodobniej bardzo bolesny. Legia pod wodzą Wdowczyka najzwyczajniej w świecie nie rokuje. Szkoleniowiec, który ma najlepszych w Polsce piłkarzy i idealne warunki do pracy, więcej od tej drużyny bierze, aniżeli jej daje. Czasami "dary" Wdowczyka okazują się wystarczające, by tak mocnym składem personalnym zespołu coś ugrać, ale na ile starcza to by cokolwiek wygrać w Europie wszyscy czterokrotnie w zeszłym roku się przekonaliśmy.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.