Artem Szabanow  Nazarij Rusyn

Podsumowanie zimowego okienka transferowego

Redaktor Mateusz Podgórski

Mateusz Podgórski

Źródło: Legia.Net

25.02.2021 09:00

(akt. 25.02.2021 10:00)

Legia Warszawa to jedyny klub w Polsce gdzie mistrzostwo jest standardem. Ciśnienie wokół klubu jest bezdyskusyjnie najwyższe w kraju, a jeśli coś idzie nie tak, lud kibicowski chce głów prezesa, trenera i dyrektora sportowego, który zimą w pewnym momencie był wrogiem numer jeden.

Za nami zimowe okno transferowe sezonu 2020/21, jedno z najbardziej burzliwych i przez długi czas najbardziej frustrujących okienek transferowych w najnowszej historii Legii. Ten czas o mało nie kosztował posady dyrektora sportowego, ale wszystko wskazuje na to, że okienko transferowe skończyło się lepiej niż można się było tego spodziewać jeszcze dwa tygodnie temu.

Odchudzanie kadry

Legia tej zimy przede wszystkim zwalniała. Chociaż jeszcze w rundzie jesiennej, na treningu pierwszego zespołu bywało po trzydziestu piłkarzy, gdy przyjrzeliśmy się bliżej kadrze widać było jak pozorna jest to głębia. Zaskoczeniem było skrócenie wypożyczenia Michała Karbownika - z pewnością wszyscy liczyli, że pomoże zespołowi do końca sezonu. Poza tym jednak odeszli zawodnicy, którzy w ostatnim czasie nie dawali już drużynie tyle, ile by mogli. William Remy i Vamara Sanogo byli głównie kontuzjowani, a ten pierwszy dodatkowo sprawiał problemy pozaboiskowe. Paweł Stolarski miał w Legii dobre momenty, takie jak wyjazdowy mecz eliminacji Ligi Europy z Atromitosem, nie schodził poniżej solidnego poziomu, ale nie potrafił wygrać rywalizacji, ani z Marko Vesoviciem, ani ze sprowadzonym latem z Hajduka Split Josipem Juranoviciem. Z kolei Domagoj Antolić nie pasował do koncepcji nowego trenera, który w środku pola stawia na bardziej mobilnych graczy. Maciej Rosołek dostawał szansę, np. w prestiżowym pojedynku z Lechem w Warszawie wyszedł od pierwszej minuty, ale uznano, że na tak ważną rolę jest dla niego za wcześnie i wysłano go do I-ligowej Arki Gdynia, po minuty i doświadczenie. A gdy w samolocie na jedyne tej zimy zgrupowanie w Dubaju nie znaleźli się Jose Kante i Luis Rocha, wiadomo było, że ich dni w Legii również są policzone. Całej tej ósemki nie ma już przy Łazienkowskiej. Szacuje się, że ta kuracja odchudzająca przyniosła około miliona euro rocznie oszczędności.

Budżet jeszcze bardziej kreatywny

Przed zimowym okenm transferowym dość łatwo można było wytypować najpilniejsze potrzeby zespołu. Stoper, co po bardzo słabym występie pary środkowych obrońców w meczu jesieni ze Stalą Mielec było poza dyskusją. Skrzydłowy, ponieważ brakowało jakościowych zawodników do rywalizacji z Luqinhasem i Pawlem Wszołkiem i środkowy napastnik. O ile Tomas Pekhart zagrał znakomitą rundę, strzelając w niej 13. goli, to trener Czesław Michniewicz zgłaszał potrzebę pozyskania dziewiątki o innym profilu: niższej, szybszej i bardziej przydatnej w grze kombinacyjnej od Czecha.

Lista zakupów była przygotowana, gorzej z środkami na jej realizację. Wszak po raz kolejny nie graliśmy w Europie, stadion był i wciąż jest zamknięty dla kibiców, a dodatkowo tej zimy nie doszło do drogiej sprzedaży z zawodnika z klubu. Chociaż dziś wiemy, że były poważne oferty za Luqinhasa i Bartosza Slisza, ale zostały odrzucone. To można zapisać zarządowi na plus, ale przez to kasa na wydatki była jeszcze mniejsza, niż choćby latem.

Wzmacniali się potencjalni rywale do mistrzostwa, Pogoń i Raków, a także silny budżetowo Lech. W Legii nie działo się nic, mijały kolejne dni, co tylko potęgowało złość fanów, a najgorsze miało dopiero nadejść.

Oblane testy i wybuch złości

Czas mijał. Pierwszym wzmocnieniem miał być inny zawodnik z Bałkanów - Marko Janković, lewonożny reprezentant Czarnogóry grający na pozycji prawoskrzydłowego, kilka dni wcześniej rozwiązał umowę z włoskim SPAL i 27 stycznia wylądował w Warszawie. Warunki były ustalone, ale zawodnik słabo wypadł na testach wydolnościowych. Na ten moment był kompletnie nieprzygotowany do gry. Kilka dni później, bez ani jednego wzmocnienia, zagraliśmy mecz ligowy z Podbeskidziem, przegraliśmy i wtedy się zaczęło...

Za winnego tej sytuacji uznano dyrektora sportowego, w sieci pojawiło się mnóstwo głosów wzywających do jego natychmiastowego zwolnienia, a i z klubu dochodziły sygnały o coraz bardziej gorącym krześle szefa pionu sportowego. Z krytyką należy się jednak wstrzymać - tak do końca meczu, jak i do końca okienka transferowego.

Adwokat diabła

Przyznam szczerze, że broniłem pozycji dyrektora sportowego z kilku powodów. Po pierwsze dotychczasowymi transferami zasłużył na kredyt zaufania. Spójrzmy na transfery z ostatniego lata: Mladenović bezapelacyjnie najlepszy lewy defensor ligi, Juranović czołowy prawy obrońca i przede wszystkim Kapustka - kandydat na najlepszego gracza Ekstraklasy i lidera zespołu. A to tylko kilka nazwisk z jednego okienka. Po drugie, jak powszechnie wiadomo, pieniędzy w tym oknie było bardzo mało i nawet gdy znaleziono odpowiednich zawodników, nie było środków na sfinalizowanie transakcji. Problemem była też liczba osób zaangażowanych w cały proces. Z pewnością warto usprawnić działanie pionu sportowego w kontekście letniego okienka i walki o europejskie puchary, precyzyjnie dzieląc zadania i kompetencje. Po trzecie nazwiska, które się przewijały przez ten czas pochodziły prawie wyłącznie spoza Polski. Dlaczego to takie ważne? Poza absolutnymi wyjątkami jak Slisz (koszt 1,5 miliona euro) czy Mladenović (wolny transfer), nie ma w naszej lidze w zasięgu finansowym Legii, piłkarzy o odpowiedniej jakości do walki o fazę grupową europejskich pucharów. Dość powiedzieć, że w pamiętnym meczu Ligi Mistrzów ze Sportingiem tylko dwóch piłkarzy, Malarz i Bereszyński mieli przed pobytem w Legii kluby w Polsce. Wszyscy inni to wychowankowie i transfery zza granicy. Do grania z sukcesami w Europie potrzebna jest znacznie wyższa jakość niż do zdobycia mistrzostwa Polski, idealnie pokazał to nasz mecz przeciwko Karabachowi Agdam.

Obiecujący finisz

Tej zimy potrzeba było nam przede wszystkim cierpliwości, transferów dokonaliśmy późno, ważnym czynnikiem było zamknięcie okna w ligach zachodnich, ale chyba warto było czekać. Nie ma sensu opisywać nowych graczy, to już zostało zrobione. Ale spełnione zostały wszystkie założenia na to okienko. Pozyskaliśmy lewonożnego stopera w kwiecie wieku - Artema Szabanowa, utalentowanego i szybkiego skrzydłowego Jasurbeka Jaxshiboyeva oraz szybszego, niższego napastnika, o zdecydowanie innym profilu niż Pekhart w osobie Nazarija Rusyna.

Trochę więcej należy wspomnieć o transferze Ernesta Muciego, albańskiego napastnika FK Tirana. To silny, dobrze stojący na nogach, niezwykle techniczny i dość szybki napastnik. Słowem, które najlepiej go oddaje jest jakość. Ernest mocno się wyróżniał jakościowo ponad wszystkich kolegów z drużyny, talent w jego przypadku jest bardzo widoczny. Przypomina trochę Orlando Sa, który także w młodości dużo grał na lewym ataku, często schodził do środka. Młodzieżowy reprezentant Albanii wzbudzał zainteresowanie w wielu krajach, głośno mówiło się o Schalke i Fenerbachce, a to już znaczy wiele. Pozostaje czekać na występy całej czwórki w meczach o stawkę.

Wreszcie mamy prawo myśleć o czymś więcej?

Doświadczony trener rozbudował sztab i odważnie wdrożył nowoczesne systemy gry, w klubie pojawił się nowy szef skautingu zagranicznego i specjalistyczna firma doradcza, a dyrektor sportowy wyszedł obronną ręką z dużego kryzysu, wytransferował z klubu tych, którzy już mu dużo nie dawali, a następnie wzmocnił zespół tak, jak na dziś było to możliwe. Otwarte pozostają kwestie wygasających kontraktów. Zwłaszcza Pawła Wszołka i Marko Vesovicia, a także przedłużenie umowy Luqinhasa. To okno transferowe to była pochwała cierpliwości. Teraz fajnie by było zdobyć podwójną koronę i wrócić tam gdzie jest miejsce Legii - do fazy grupowej europejskich pucharów.

Polecamy

Komentarze (129)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.