Domyślne zdjęcie Legia.Net

Przegląd prasy

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

26.10.2009 08:02

(akt. 17.12.2018 00:21)

Dzisiejsza prasa sporo miejsca poświęca meczowi Legii z Koroną. Podkreślana jest liczba strzelonych bramek oraz pomeczowe niezadowolenia trenera Jana Urbana. Oto kilka wybranych tytułów prasowych: <em>Przegląd Sportowy</em> - Rezerwowi wygrali mecz; <em>Rzeczpospolita</em> - Chleb dziś, jutro głód; <em>Trybuna</em> - Smutek pana Jasia; <em>Polska the Times</em> - Legia ciągnie na głodówce; <em>Super Express</em> - Mięciel uratował Legię; <em>Gazeta Wyborcza</em> - Kanonada przy Łazienkowskiej

Skrót z meczu - kliknij tutaj

 

Przegląd Sportowy - Z jednej strony piękne bramki i emocje, z drugiej cisza na trybunach. Tak wyglądał jeden z najlepszych występów legionistów w tym sezonie. Dlatego po sobotnim spotkaniu niewielu zawodników autentycznie się cieszyło. A przecież warszawianie ostatni raz pięć goli w lidze strzelili 26 miesięcy temu. Pierwsze bramki po powrocie do kraju strzelił Marcin Mięciel. A goście z Kielc jako pierwsi w tym sezonie pokonali przy Łazienkowskiej Jana Muchę.

Przez pół godziny zanosiło się na sensację. Marek Motyka bardzo dobrze ustawił swoją drużynę, nakazał atakować rywali wysoko i już po 56 sekundach prowadził. Choć to Legia miała przewagę, stwarzała więcej okazji pod bramką Radosława Cierzniaka, to jednak nie potrafiła ich wykorzystać.
Do czasu. Rozpoczął Bartłomiej Grzelak, który ośmieszył Kamila Kuzerę i dał legionistom remis. To była bardzo ważna bramka. - W tym momencie wiedziałem, że kolejne gole dla nas są już tylko kwestią czasu - stwierdził napastnik Legii, który na drugą połowę już nie wyszedł. Doznał urazu i dzisiaj okaże się, czy będzie mógł wystąpić w spotkaniu z Ruchem Chorzów. - Dostałem dobre podanie od Maćka Iwańskiego, nie sięgnąłem piłki i w tym momencie poczułem ból przywodziciela. Nie było sensu ryzykować i osłabiać zespołu. W poniedziałek mam badanie USG, ale myślę, że nie jest to poważny uraz. Będę żył - oświadczył Grzelak.

Jan Urban musiał dokonać zmiany i z decyzjami trafił idealnie. Każdy z zawodników, których wpuścił na boisko, strzelał gola. Sebastian Szałachowski i Marcin Smoliński po jednym, a Mięciel dwa.

 

Gazeta Wyborcza -  Po przerwie ciąg dalszy z oblegania, ale gospodarze długo nie potrafili jednak znaleźć sposobu, jak ponownie "ugryźć" rywala. Szczelnie ustawiona defensywa kielczan wreszcie jednak pękła. W 68. min źle zastawiona pułapka ofsajdowa i pozostawiony bez opieki rezerwowy Marcin Mięciel bez problemów pokonuje Cierzniaka. Dla byłego napastnika niemieckiego VfB Bochum to było pierwsze trafienie od powrotu do Polski. W sobotę nie ostatnie. Już trzy minuty później perfekcyjnie wykończył akcję Macieja Rybusa. Warszawianie pobiegli z gratulacjami do szczęśliwego strzelca, ale najciekawsze działo się na środku boiska. Krzysztof Gajtkowski rozmawia z sędzią technicznym, podbiega liniowy, woła głównego, a ten pokazuje napastnikowi Korony drugą żółtą kartkę. To nie koniec. Próbujący wznowić grę Aleksandar Vuković rzuca coś do arbitra. Raz, drugi, trzeci... Mirosław Górecki nie wytrzymuje i wyrzuca Serba z boiska. kończy w dziewiątkę! Wszystko niby rozstrzygnięte, ale w 83. min kibice na Łazienkowskiej po raz drugi z niedowierzania kręcą głowami. Podanie bez patrzenia Kiełba i kontaktowego gola zdobywa Paweł Sobolewski. Nadzieje na niemożliwe trwały jednak krótko. Już chwilę później na dwubramkowe prowadzenie przywraca Legii Sebastian Szałachowski. Za moment strata kielczan urasta już do trzech trafień, bo z 30 m tuż przy słupku znakomicie przymierzył inny rezerwowy Marcin Smoliński. Wypunktowana Korona czasu na odbudowę ma niewiele. Już we wtorek (godz. 13) w Ząbkach kielczanie grają z Dolcanem w Remes Pucharze Polski. A w piątek na Ściegiennego przyjeżdża lidera Wisła Kraków (godz. 20)

 

Rzeczpospolita - Co znaczy publiczność, przekonali się w sobotę w Warszawie piłkarze Korony. Wprawdzie na Łazienkowskiej otwarta jest tylko jedna trybuna, ale okazuje się, że to wystarczy. Kiedy kibice milczą, to milczą, a kiedy chcą pokazać swoją siłę, czują to i legioniści, i przeciwnicy. Pierwszy doświadczył tego Krzysztof Gajtkowski. Już w drugiej minucie strzelił ładnego gola dla Korony i stracił poczucie rzeczywistości. Podbiegł pod trybunę z ręką w geście nie wiadomo czego - triumfu, wyższości, pogardy? Wykazał się jednak całkowitą nieznajomością topografii, bo stanął twarzą w twarz z kibicami, którzy na czas budowy stadionu przenieśli tu słynną żyletę. Na początek Gajtkowski dowiedział się, jak ma na imię, potem przy każdym dotknięciu piłki słyszał gwizdy, co średnio wpływa na samopoczucie. Wreszcie, zdruzgotany tym wszystkim, potraktował sędziego mniej więcej tak jak kibice jego. Sędzia wyjął czerwoną kartkę.

Polecamy

Komentarze (4)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.