Domyślne zdjęcie Legia.Net

Przegląd Prasy

Marcin Gołębiewski

Źródło:

28.10.2006 08:49

(akt. 24.12.2018 14:22)

Legia wygrała trzeci mecz z rzędu. Ponownie nie tracąc nawet bramki. Legioniści w całym spotkaniu oddali tylko jeden celny strzał w dodatku z rzutu karnego. W dziwnych okolicznościach trener Wdowczyk stracił natomiast dwóch zawodników. Elton i Junior dostali czerwone kartki i będą musieli pauzować. Mecz był bardzo brutalny a sędzia nie do końca poradził sobie z opanowaniem sytuacji, co z pewnością zepsuło to piłkarskie święto. Oto kilka dzisiejszych tytułów prasowych: Legia zdobyła Łódź - <i>Gazeta Wyborcza</i>, Klasyk dla Legii - <i>Przegląd Sportowy</i>, Skandal w ostatnich minutach - <i>Rzeczpospolita</i>, Zepsute święto - <i>Trybuna</i>, Klasyk z końcem bez klasy <i>Życie Warszawy</i>.
Życie Warszawy: Miało być spotkanie pod hasłem: "Futbol przeciwko rasizmowi", a klasyk polskiej ligi zakończył się bójką piłkarzy. Widzewiacy naubliżali Brazylijczykom z Legii i Dicksonowi Choto. Czerwonymi kartkami zostali ukarani Elton i Junior. Piłkarskie święto, polski klasyk - tak określano od zawsze spotkania Widzewa z Legią, dwóch, obok Górnika Zabrze, najbardziej utytułowanych klubów piłkarskich w Polsce. Ci, którzy przybyli w piątkowe popołudnie na stadion przy al. Piłsudskiego nie zawiedli się. Była krew, emocje, żółte i czerwone kartki, żaden z piłkarzy nie odstawiał nogi, a na trybunach wypełnionego po brzegi stadionu komplet fanatycznych kibiców. Po raz ostatni Legia zagrała w Łodzi trzy lata temu. Wygrała wówczas 1:0 po golu Serba Stanko Svitlicy. Kibice Widzewa byli jednak przekonani, że nadszedł czas rewanżu. Łódzki zespół grał ostatnio bardzo dobrze. Wygrał dwa mecze z rzędu. Rozgromił 5:1 Górnika Łęczną, a tydzień temu po znakomitym spotkaniu pokonał 3:2 Lecha. Nic więc dziwnego, że w Łodzi już dwa dni przed meczem z Legią brakowało biletów. Na trybunach pojawił się dobroczyńca Widzewa Zbigniew Boniek, który specjalnie wymknął się ze zjazdu PZPN, by obejrzeć polski klasyk. Na trybunie VIP-ów wypatrzyliśmy m.in. wicemistrza olimpijskiego w skoku wzwyż Artura Partykę. Na stanowisku komentatorskim zasiadł były gracz Widzewa i Legii Dariusz Dziekanowski - dziś drugi trener reprezentacji. - Kibicuję oczywiście Legii. W końcu jestem warszawiakiem - stwierdził szkoleniowiec. - Ej, "Dziekan" powietrze Ci nie przeszkadza? - rzucił w kierunku asystenta Leo Beenhakkera jeden z kibiców, nawiązując do wypowiedzi Dziekanowskiego, który opuszczając Widzew i Łódź stwierdził: "Wreszcie świeże powietrze". Przed meczem było bardzo uroczyście. Z głośników popłynął motyw muzyczny z filmu Macieja Dejczera "Bandyta". Sędziowie i piłkarze wyszli na murawę w koszulkach z napisem: "Czerwona kartka agresji i rasizmowi". Odczytana apel ogólnoeuropejskiej akcji "Futbol przeciwko rasizmowi", która została zainicjowana przez UEFA po ostatnich zajściach na stadionach Starego Kontynentu. Tak będzie podczas weekendu na wszystkich większych obiektach w Europie. Cóż z tego, skoro w doliczonym czasie gry doszło do bójki między piłkarzami obu zespołów. Jeden z piłkarzy Widzewa kopnął bez piłki Eltona. Ten popchnął rywala. Do bójki włączył się Junior. Za chwilę na środku boiska byli już wszyscy piłkarze, nawet rezerwowi. Doszło do ogólnej przepychani. Piłkarze Widzewa zaczęli obrażać warszawskich obcokrajowców rasistowskimi odzywkami. Dickson Choto chciał wymierzyć sam sprawiedliwość. Jeszcze po meczu nie mógł pogodzić się z obelgami łódzkich piłkarzy. Czerwone kartki dostali junior i Elton, którzy zostali zwymyślani i byli w środku całej sytuacji. Szkoda, bo wcześniej na trybunach było całkiem fajnie. Wbrew zakazowi kibice Widzewa przygotowali fantastyczne racowisko. Zabrakło kibiców Legii, którzy nie mogą jeździć na mecze swojej drużyny. To kara za awantury podczas meczu z Arką. Pojawiła się tylko piątka niepełnosprawnych kibiców z Warszawy z opiekunami. - Widzewiaków na wózkach było "tylko" trzech. Mieliśmy, więc przewagę - żartował jeden z niepełnosprawnych fanów Legii. Mit o tym, że Widzew wygrywa wszystkie piątkowe mecze prysł. Zwycięskiego gola dla Legii, jedynego w tym meczu, zdobył po faulu na Miroslavie Radoviciu z rzutu karnego Roger. To był jedyny celny strzał gości w pierwszej połowie. Legia bowiem nie olśniła, w drugiej połowie wyraźnie wręcz broniła wyniku. Grała jednak dużo mądrzej od Widzewa. Gospodarze byli bezsilni głównie dzięki dobrej grze pomocników Legii Aleksandara Vukovicia i, powracającego do składu, Łukasza Surmy, którzy zupełnie "wyłączyli" pomoc rywali. Nieźle spisywał się też warszawski blok defensywny. Tylko napastnicy zupełnie zawiedli. Janczyk i Szałachowski tracili większość piłek. Nie mieli ani jednej sytuacji do strzelenia gola. W sumie jednak Legii należą się brawa za trzy punkty Rzeczpospolita: W meczu odwiecznych rywali Legia Warszawa pokonała w Łodzi Widzew po golu Rogera z karnego. Mecz stał na słabym poziomie. Sędzia ukarał czerwonymi kartkami dwóch czarnoskórych zawodników Legii - Eltona i Juniora. Do kontrowersyjnej sytuacji doszło w ostatnich minutach meczu. W okolicach pola karnego Widzewa Jakub Rzeźniczak (były zawodnik Legii) sfaulował Eltona. Sędzia Tomasz Mikulski uznał, że faulu nie było i nie przerwał gry. Kiedy po drugiej stronie boiska łodzianie skopali Grzegorza Bronowickiego i wszyscy patrzyli w tym kierunku, Elton podniósł się i uderzył Rzeźniczaka. Na boisko wbiegli gracze rezerwowi i trenerzy. Po konsultacji z sędzią liniowym (który stał po drugiej stronie boiska i nie mógł wszystkiego widzieć), Tomasz Mikulski pokazał czerwone kartki Eltonowi i Juniorowi. W chwilę później zakończył mecz. Dariusz Wdowczyk powiedział: "Zaczęło się od faulu Rzeźniczaka, który sędzia puścił, mimo że widział. Jeśli my dostaliśmy dwie kartki, to Rzeźniczak też powinien zostać ukarany". Trener Widzewa Michał Probierz nie odniósł się do tej sytuacji. Powiedział tylko, że podbiegł do Wdowczyka, żeby mu podziękować. Obydwaj trenerzy "dziękowali sobie" na środku boiska, otoczeni wianuszkiem swoich współpracowników i ochroniarzy. Kiedy Dickson Choto schodził do szatni, podniósł w górę rękę, robiąc znak podobny do tego, jaki znamy w wykonaniu Władysława Kozakiewicza. Kilku łódzkich dziennikarzy powiedziało Wdowczykowi, że czują się obrażeni. Wdowczyk nie bronił Choto, ale starał się przedstawić jego sytuację: " Dickson mówił mi, że przez cały mecz był obrażany przez przeciwników. Rasistowskie zachowania na polskich boiskach są nagminne. Kiedy schodził z boiska, chciał zwrócić uwagę na kolor swojej skóry, z powodu, której jest poniżany". Także Elton mówił, że kibice ubliżali mu, kiedy zbliżał się do piłki. Ja tego z trybun nie słyszałem. Nie ulega natomiast wątpliwości, że do tych sytuacji by nie doszło, gdyby sędzia potrafił opanować sytuację. Tomasz Mikulski, zaliczany do najlepszych polskich arbitrów, miał wyjątkowo nieudany mecz, zwłaszcza w drugiej połowie. Pokazał legionistom sześć żółtych kartek - taka liczba nie była konieczna. Jego asystent Piotr Sadczuk wszystkie wątpliwości rozstrzygał na korzyść Widzewa. Był to mecz podwyższonego ryzyka. Kibice Legii nie zostali wpuszczeni na stadion (kara za zachowanie w meczu z Arką) i miejscowi nie mieli przeciwnika. Wyżywali się, więc na Legii, obrażając klub i jego piłkarzy taką ilością wulgaryzmów, jakie na stadionach spotyka się już coraz rzadziej. Nie było miło, tym bardziej, że na ławkach prasowych stadionu Widzewa siedzą też zwykli kibice. Z dawnej atmosfery wspaniałego święta, jakim bywały mecze obydwu drużyn, niewiele zostało. Tylko pełny stadion i trochę emocji. Poziom meczu daleki od oczekiwań. Legia przeprowadziła zaledwie jedną akcję, właśnie tę, po której padł gol. Miroslav Radović tylko raz przeszedł z prawej strony boiska na lewą, Marcin Nowak nie wiedział, jak Serb gra i po jego świetnym zwodzie musiał faulować. Roger wykorzystał rzut karny i od tej pory, przez ponad 70 minut, Legia grała oszczędnie, kontrolując wydarzenia na boisku. Michał Probierz powiedział: "Swoich zawodników mogę pochwalić za ambicję. Graliśmy przecież z mistrzem Polski". Piłkarze wyszli na mecz w koszulkach z napisem "Czerwona kartka dla rasizmu i agresji". W świetle wydarzeń nie ma nic bardziej ironicznego. Gazeta Wyborcza: Legia wygrała trzeci mecz z rzędu i goni w tabeli Wisłę Kraków. Po raz trzeci z rzędu też nie straciła gola. Chociaż z tak słabym Widzewem jak w piątek raczej stracić nie mogła. Za czerwone kartki straciła za to Brazylijczyków - Eltona oraz Juniora Legia nie wygrywała na stadionie Widzewa przez lata, chociaż przy ostatniej okazji - a było to prawie trzy lata temu w sezonie, kiedy Widzew spadał do drugiej ligi - potrafiła zwyciężyć 3:1. Przed wczorajszym meczem opinia była jedna - Widzew jest tak słaby, że sam Legii nie pokona. Chyba, że wygrać pozwoli mu sama Legia. Mistrzów Polski nikt jednak przed tym spotkaniem nie musiał mobilizować. Przynajmniej piłkarzy z polskim rodowodem. Co innego warszawscy Brazylijczycy, dla których wszystko, co spotkało ich na stadionie przy alei Piłsudskiego, było nowe. Podczas rozgrzewki rezerwowi Junior z Edsonem (powrócił do kadry meczowej po kontuzji pachwiny) pokazywali sobie, jak blisko mają za plecami trybuny. Na polskich stadionach tego nie doświadczyli. Nie doświadczyli także tego, że Legia nie ma wsparcia swoich kibiców. Zakaz wydany przez PZPN tym razem okazał się skuteczny, na trybunach było wyłącznie czerwono i biało. Ale legionistów to tylko mobilizowało. Zanim zespoły pojawiły się na oświetlonej jupiterami płycie boiska, z głośników popłynęła melodia z filmu "Bandyta", grana tutaj przed każdym spotkaniem. Skoczna melodia ma to do siebie, że dopinguje publiczność do coraz szybszego dopingu. Tak właśnie miał grać Widzew z Legią. Najpierw szybko, a potem jeszcze szybciej. Tylko, że poza kilkoma mierzonymi na głowy napastników podaniami gospodarzom goście na nic więcej nie pozwalali. W 21. min bardzo aktywny tego wieczora Aleksandar Vuković wypuścił lewą stroną pola karnego Miroslava Radovicia. Prawoskrzydłowy zostawił za sobą Marcina Nowaka, który podłożył mu nogę. Faul był z gatunku ewidentnych. Do "jedenastki" podszedł Roger Guerreiro. Brazylijczyk już raz w tym sezonie nie wykorzystał karnego. Tym razem jednak okazał się bezbłędny. Dzięki temu stał się najskuteczniejszym legionistą. Zdobył czwartego gola w ligowym sezonie. Legia grała dobrze w tym meczu? Trudne pytanie. Grała tak, jak pozwalał jej rywal, a Widzew pozwalał na wiele. Dużo tu było biegania, efektu niewiele. Po tym, jak w trzeciej kolejce legioniści przegrali w Łodzi z ŁKS, ekipa z Warszawy miała poważne obawy, czy tym razem też nie skończy się jakimś blamażem. Ta Legia z końca października to już jednak nie ta sama Legia, co na początku sezonu. Może nie gra nadzwyczajnego futbolu, ale walczy tak jak w poprzednich rozgrywkach. I w tym między innymi tkwiła wczoraj jej siła. Przegląd Sportowy: Pełen stadion, wielkie emocje i starcie odwiecznych rywali. Po dwóch latach znowu ligowy klasyk. Widzew wystraszył się jednak Legii i dlatego stracił punkty. Kibice w Łodzi liczyli na kolejne zwycięstwo swoich ulubieńców. Młoda drużyna, dodatkowo prowadzona przez najmłodszego trenera w lidze, narobiła już sporo szumu w rozgrywkach, a forma, jaką zaprezentowała w spotkaniu z Lechem Poznań (3:2), dawała nadzieje na optymistyczny wynik. Piłkarze Legii nie ukrywali nawet, że zamierzają śmielej zaatakować dopiero po godzinie gry, kiedy rywale opadną nieco z sił. Nie musieli jednak czekać tak długo. W 21. minucie w pole karne z lewej strony wbiegł Miroslav Radovic. Serb zmienił stronę boiska, czym zdezorientował rywali do tego stopnia, że Marcin Nowak nie wiedział, co zrobić z zagrożeniem i bez pardonu podciął piłkarza Legii Radovic przewraca się często, nawet bez kontaktu z rywalem, próbując wymusić korzystną decyzję arbitra. Tym razem jednak nie symulował, jedenastka warszawianom się należała. Piotr Kuklis, poinstruowany przez trenera Michała Probierza, próbował jeszcze rozproszyć uwagę szykującego się do oddania strzału Rogera. Chciał go zdekoncentrować, jednak delikwentem szybko zajął się Aleksandar Vukovic. Kluczowe dla spotkania zdarzenie. Legionista Miroslav Radovic (z prawej) wpada w pole karne, widzewiak Marcin Nowak fauluje, sędzia dyktuje jedenastkę, a Roger zdobywa gola na 1:0 dla gości. Brazylijczyk strzelił, więc spokojnie, w zupełnie innym kierunku, niż tym, w którym rzucił się Bartosz Fabiniak. Widzew w niczym nie przypominał drużyny sprzed tygodnia. Kiedy łodzianie grali z Lechem, imponowali polotem, szybkością rozgrywania akcji. Tym razem zupełnie nie potrafili poradzić sobie z pressingiem gości Legia to wielki rywal, należy im się szacunek i respekt, dlatego graliśmy tak ostrożnie - mówił w przerwie spotkania Marcin Nowak. Kapitan gospodarzy powinien jednak w przerwie zwrócić uwagę kolegom z drużyny, że nie powinni mylić szacunku ze strachem. Vukovic schodząc do szatni zauważył, co innego: - Gdyby nasi napastnicy potrafili dłużej przetrzymywać piłkę, nasze prowadzenie byłoby efektowniejsze - przyznał. Dariusz Wdowczyk posłuchał piłkarza i po przerwie na boisku nie było już Dawida Janczyka. Zastąpił go Elton. Gol z rzutu karnego był w pierwszej połowie jedyną dogodną okazję na pokonanie Fabiniaka. Niezłą sytuację wypracował jeszcze Vuković, który niepotrzebnie zwlekał jednak z oddaniem strzału. A tych ze strony Legii było jak na lekarstwo. Więcej okazji miał Widzew, jednak albo z wyczuciem bronił Jan Mucha - jak w 15. minucie po strzale Nowaka, albo łódzkich piłkarzy zawodziły celowniki jak Stefano Napoleoniego i Jakuba Wawrzyniaka. W drugiej połowie gra wyraźnie się zaostrzyła. Prowadzący mecz Tomasz Mikulski przestał panować nad emocjami na boisku i zaczął rozdawać żółte kartki bez opamiętania. W ostatniej minucie dopuścił nawet do potężnej awantury na boisku - Elton i Junior dostali czerwone kartki - nie wiadomo jednak, dlaczego tylko oni. Kibice znacznie rzadziej oglądali natomiast ciekawe akcje i sytuacje podbramkowe. Legia kontrolowała wynik, nie dopuszczała do zagrożenia pod własną bramką. Z drugiej strony - sama też nie miała sposobu na przedarcie się pod bramkę Fabiniaka Tymczasem po przerwie na boisku w Łodzi nie brakowało tylko jednego - walki. Widzewiakom nie starczyło doświadczenia. Inna sprawa, że po powrocie do składu Wojciecha Szali, szczelna defensywa znowu stała się symbolem drużyny Wdowczyka. A Jan Mucha w lidze jeszcze gola nie puścił.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.