prasa  przeglad prasy

Przegląd prasy: Historia lubi się powtarzać

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

16.09.2021 13:20

(akt. 16.09.2021 13:30)

Czwartkowa prasa sportowa wiele miejsca poświęca wygranej Legii ze Spartakiem w Moskwie (1:0). Podkreślane jest to, że warszawiacy, po dziesięciu latach, znów pokonali tego rywala w stolicy Rosji i strzelili decydującego gola w doliczonym czasie gry. Oto kilka wybranych tytułów prasowych: Przegląd Sportowy – Historia lubi się powtarzać; Rzeczpospolita – Udany powrót do Europy; Super Express – Legia znów zdobyła Moskwę; Fakt – Legia triumfuje w Moskwie!; Sport- Znów zdobyli Moskwę!

Przegląd Sportowy: - Z Kastratim jest jak z nową sokowirówką. Trzeba się nauczyć ją obsługiwać, aby zrobić dobry sok – wypalił na antenie platformy Viaplay, która na żywo pokazała spotkanie w Moskwie trener Czesław Michniewicz. Miał rację w stu procentach. W 92. minucie Ernest Muci pomknął wzdłuż linii bocznej, minął obrońcę, który nie wierzył, że zagrana przez Albańczyka zewnętrzną częścią prawej stopy piłka utrzyma się w boisku, ale futbolówka była jakby przyklejona do linii. Muci wpadł w pole karne i kapitalnie podał do Lirima Kastratiego, który trafił do siatki. Legia znowu to zrobiła! Znowu wygrała w Moskwie! Powtórzyła wyczyn sprzed dziesięciu lat! Znowu rozstrzygnęła mecz w doliczonym czasie – wtedy Janusz Gol trafił na 3:2 i dał drużynie Macieja Skorży awans do fazy grupowej Ligi Europy, teraz akcja rezerwowych (Muci z Kastratim weszli po przerwie) zapewniła drużynie wygraną w pierwszej kolejce. I jeśli celem minimum zespołu Michniewicza jest trzecie miejsce w grupie (zakładając, że faworytami są Leicester z Napoli), które pozwoli drużynie wiosną zagrać w fazie pucharowej Ligi Konferencji, to wynik z Moskwy jest idealnym to realizacji marzeń i planów.

Portugalski trener moskwian Rui Vitoria, który przed tym sezonem nieoczekiwanie zastąpił Włocha Domenico Tedesco, jest pod ogromną krytyką rosyjskich mediów. We wtorek, podczas konferencji prasowej podniósł głos na dziennikarzy, zarzucających mu słabą formę Spartaka, który w przyszłym roku będzie obchodził setne urodziny. Lekarstwem na wszelkie dolegliwości miało być zwycięstwo z Legią, która w Europie radzi sobie znacznie lepiej niż na własnym podwórku. Nie udało się.

Co z tego, że więcej działo się pod bramką warszawian, skoro Artur Boruc pewnie bronił strzały rywali?  A jeszcze w 9. minucie powinien być rzut karny dla zespołu z Warszawy po faulu na Filipie Mladenoviciu, jednak czarnogórski sędzia nie zareagował na przewinienie jednego z obrońców gospodarzy. Legia wyglądała, jakby się chwiała i lada chwila miała otrzymać decydujący cios od Spartaka, ale znowu – w konfrontacji z silniejszym i bogatszym od siebie (budżet rywali to 150 mln euro, a Legii 150 mln zł) – była górą.

Rzeczpospolita: Oba zespoły wyszły na boisko Otkrytije Ariena świadome, że urwać punkty faworytom grupy Napoli i Leicester będzie bardzo trudno. I że wygranej trzeba szukać w bezpośrednim spotkaniu. Zgodnie z oczekiwaniami najwięcej kłopotów Legii sprawiali Jordan Larsson, Quincy Promes i Victor Moses. Ale mistrzowie Polski nie dali się zepchnąć do defensywy. Szukali swoich okazji. Po okresie przewagi Spartaka zawodnicy Czesława Michniewicza poczuli, że można się bić o pełną pulę. Kontratak na wagę trzech punktów przeprowadziło dwóch rezerwowych. Ernest Muci zdecydował się na rajd skrzydłem, dośrodkował w pole karne, a nowy nabytek Legii Lirim Kastrati z bliska uderzył do pustej bramki.

Super Express: Wydawało się, że legioniści zadowolą się w Moskwie bezbramkowym remisem, ale w końcówce przechylili szalę na swoją korzyść, zwyciężając 1:0 w pierwszym meczu fazy grupowej Ligi Europy! Sprawę załatwili rezerwowi: Ernest Muci i Lirim Kastrati. Albańczyk włączył piąty, a następnie szósty bieg i efektownie uciekł obronie Spartaka. Potem nastąpiła egzekucja. Zagrał do reprezentanta Kosowa, a ten z zimną krwią z bliska skarcił Rosjan w doliczonym czasie gry, jak dziesięć lat temu zrobił to Janusz Gol.

Fakt: Jak wygrywać ze Spartakiem na jego boisku to… po golu w doliczonym czasie. W 92. minucie Ernest Muci pomknął wzdłuż linii bocznej, minął obrońcę i kapitalnie podał do Lirima Kastratiego, a ten wpakował piłkę do siatki. Powtórzyła się więc sytuacja sprzed dziesięciu lat! Od wspomnianego, zwycięskiego meczu w Moskwie minęły 3674 dni, a jedynym piłkarzem, który był na murawie wtedy na Łużnikach i w środę na Spartak Arenie był Artur Jędrzejczyk. Kapitan Legii wyróżnił podobnie jak cały blok defensywny, który długo nie dopuszczał rywali pod swoją bramkę, a jeśli już gracze Spartaka się zbliżyli – nie kończyli akcji strzałem. Długo wydawało się, że mecz zakończy się bezbramkowym remisem, ale w doliczonym czasie do gry wkroczyli rezerwowi! Akcja duetu Muci-Kastrati dała Legii nie tylko trzy punkty, ale też zapewniła przychód 630 tysięcy euro, bo tyle UEFA płaci za zwycięstwo.

Sport: Początek spotkania był wyrównany i Legia na pewno rywala się nie przestraszyła. Na ataki Spartaka próbowała odpowiadać tym samym, choć przez pierwsze pół godziny gry żaden z zespołów nie stworzył klarownej sytuacji. Pierwszą groźniejszą akcję przeprowadzili Rosjanie, a konkretnie Quincy Promes. Końcówka pierwszej połowy należała już do Spartaka. W 66. minucie meczu defensywa Legii wyraźnie przysnęła. Artur Jędrzejczyk nie zablokował dośrodkowania Gieorgija Dżikiji, który posłał piłkę w pole karne, a niepilnowany Samuel Gigot miał wszystko, by dać swojej drużynie prowadzenie. Strzelając głową trafił jednak w spojenie słupka z poprzeczką. Ale Legia potrafiła się odgryźć. Do szybkiego ataku stołecznej drużyny podłączył się Lirim Kastrati, który wrzucił piłkę przed bramkę, do Mahira Emrelego. Azerski napastnik próbował zmieścić futbolówkę tuż przy słupku, ale zabrakło mu nieco precyzji, bo jego strzał otarł się jedynie o konstrukcję bramki.

Spartak sprawiał pod koniec spotkania wrażenie zespołu, który nieco opadł z sił i wszystko wskazywało na to, że spotkanie zakończy się remisem. Tymczasem zupełnie nieoczekiwanie to Legii udało się zaskoczyć rywala w doliczonym czasie! Na rajd zdecydował się Ernest Muci, który wyłożył następnie piłkę Kastratiemu, a reprezentantowi Kosowa nie pozostało nic innego, jak skierować futbolówkę do siatki. Co ciekawe ten sam piłkarz, kilkadziesiąt sekund później, raz jeszcze skierował piłkę do bramki Spartaka, ale był na spalonym. To już nie miało jednak żadnego znaczenia, Legia prowadzenie utrzymała bowiem do końcowego gwizdka i znów – jak 10 lat temu – zdobyła Moskwę!

Polecamy

Komentarze (18)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.