News: Przegląd prasy: Pogonili Legię

Przegląd prasy: Mistrz ducha walki

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

17.09.2018 09:14

(akt. 21.12.2018 15:34)

Poniedziałkowa prasa sportowa wiele miejsca poświęca meczowi Legii z Lechem. Podkreślane jest to, że kibice zobaczyli drużynę odmienioną, walczącą i zaangażowaną. Oto kilka wybranych tytułów prasowych: Przegląd Sportowy - Mistrz Polski wraca do formy; Sport - Mistrz lepiej zorganizowany; Fakt - Są coraz lepsi; Super Express - Węgier dał Legii punkty w klasyku; Gazeta Wyborcza - Mistrz ducha walki.

Przegląd Sportowy - Legia wygrała 8 z dziewięciu ostatnich meczów z Lechem i wyprzedziła Kolejorza. Zjednoczeni przetrwamy, podzieleni upadniemy – namalowali na wielkiej sektorówce kibice warszawskiego zespołu. Pogrążony w kryzysie mistrz Polski nie wygrał dwóch ostatnich meczów ligowych, prezentował katastrofalny poziom, a z powodu słabych wyników relacje fanów z drużyną były lodowate. Piłkarze jeszcze raz dostali od nich wsparcie i nie zawiedli – przeciwstawili się poznaniakom, którzy w pierwszych dziesięciu minutach faulowali pięć razy. Trup słał się gęsto, ale poza ambicją Kolejorz nie miał wiele do zaprezentowania w ofensywie – przed przerwą nie oddał groźnego strzału na bramkę Radosława Cierzniaka, ale nie znaczy to, że nie mógł zdobyć bramki.


Ale to Legia była lepsza, wreszcie biegająca, wykonująca sprinty (przed przerwą gospodarze „wykręcili” 58 km, goście tylko 53), naciskająca przeciwnika, uniemożliwiająca bramkarzowi Matušowi Putnockiemu krótkich podań z autów bramkowych. Ciężka praca w ostatnich tygodniach przyniosła efekty. Trener Ricardo Sa Pinto otwarcie mówił, że na drużynę według jego pomysłu fani będą jeszcze musieli poczekać, ale obiecał zaangażowanie, jakiego w tym sezonie przy ulicy Łazienkowskiej jeszcze nie widzieli – no, chyba że u rywali, którzy w Warszawie wygrywali jak chcieli i kiedy chcieli.


Wydaje się, że mistrz kraju wraca do formy. Do tej kolejki warszawianie stracili najwięcej bramek u siebie (osiem, tyle co Wisła w Płocku), a w niedzielę mierzyli się z najskuteczniejszym zespołem ligi (13 bramek w pierwszych siedmiu kolejkach, po ośmiu lepsza jest Wisła Kraków). Cierzniak drugi raz z rzędu zachował czyste konto.


Sport - Ligowy klasyk nie był tak porywającym widowiskiem, jakiego spodziewali się rekordowo liczni w tym sezonie kibice przy Łazienkowskiej. Wraz z fanami, na stadion przy Łazienkowskiej wrócił doping, który mocno zdeprymował w pierwszej części gości z Poznania. Na tyle, że pierwszą groźną akcję zawodnicy „Kolejorza” przeprowadzili dopiero w 44 minucie. Łukasz Trałka przytomnie podał za plecy dwójki środkowych – niezbyt szybkich – obrońców Legii, Mateusza Wieteski i Artura Jędrzejczyka, do Amarala. Napastnik Lecha znalazł się sam przed bramkarzem, zdecydował się jednak nieco za późno na strzał, na dodatek z ostrego kąta, i kopnął obok bramki. W tym momencie Legia – lepiej zorganizowana niż we wcześniejszych meczach - już prowadziła, dzięki bardzo dobrej akcji  Sebastiana Szymańskiego i Dominika Nogy’a. Młodzieżowy reprezentant Polski, tym razem ustawiony na pozycji numer dziesięć, zagrał prostopadle w pole karne, czym zupełnie zaskoczył poznański blok obronny. Węgier spodziewał się natomiast takiego rozwiązania, dopadł do piłki i nie dał szans Matuszowi Putnockiemu na skuteczną interwencję.


Fakt - Z czterech meczów ligowych u siebie mistrz Polski wygrał jeden i dwa przegrał, poległ także w pucharach. Po tym, co pokazał przeciwko Lechowi, jeszcze za wcześnie, by odtrąbić koniec kryzysu, ale Legia przestała wyglądać na zespół, który na swoim boisku więcej punktów traci niż zyskuje. Mistrz wreszcie wraca do dobrej formy.

Super Express - To miał być test, jak piłkarze Legii przepracowali pod kierunkiem nowego trenera Ricardo Sá Pinto dwutygodniową przerwę na mecze reprezentacji. Sprawdzian wypadł udanie, bo mistrzowie Polski pokonali Lecha Poznań 1:0. I tylko to cieszy, bo warszawianie wciąż grają słabo.


Mimo że Legia nie grała wielkiej piłki, to wystarczyło na poznaniaków, którzy przez 90 min nie stworzyli żadnej stuprocentowej sytuacji pod bramką Radosława Cierzniaka. W 74. min po raz pierwszy za kadencji Sá Pinto na boisku pojawił się Miroslav Radović, który zmienił Sebastiana Szymańskiego i kilka chwil później mógł pokonać Matusa Putnocky’ego. Słowak kapitalnie interweniował i wybił piłkę poza boisko. Tuż przed końcem meczu, po raz pierwszy w Legii, na boisko wszedł Andre Martins. Nie zdążył nic pokazać.


Gazeta Wyborcza - Hit rozczarował, ale dla Legii może być przełomowy. Sá Pinto obudził ducha w zespole. Legia wygrała z Lechem skromnie, ledwie 1:0, ale zasłużenie. Dominowała od początku. Z szarzyzny pierwszych minut wybiła się golem w 31. minucie – trafienie zaliczył Dominik Nagy. A mogła prowadzić i wyżej, w 54. minucie była o włos od rzutu karnego, ale decyzję po powtórce cofnął sędzia. W drugiej połowie gola nie strzeliła, choć miała kilka okazji. Przyjemnie było jednak patrzeć na piłkarzy, którzy w ambitnej walce cieszą się grą – podają od nogi do nogi, a przede wszystkim – przejawiają ochotę do gry. Tego w Warszawie pragnęli od dawna.


Kolejny dobry mecz w środku pola rozgrywał Domagoj Antolić, wspierał go Cafu, lechitom przez tę ścianę było się niezwykle trudno przebić. W ataku szalał Carlitos, który w końcu umiał stworzyć sobie dwie-trzy okazje, aby strzelić gola, ale udało się Nagy’emu, jednemu z najbardziej aktywnych z piłkarzy Legii w pierwszych 30 minutach gry. Po golu Nagy utonął w objęciach kolegów – to też miły, niecodzienny przy Łazienkowskiej obrazek jedności piłkarzy. Przy golu Nagy’a asystował Sebastian Szymański. Pomocnik Legii długo namyślał się nad podaniem, trzy razy poprawiał piłkę przy nodze, ale kopnął ją w momencie idealnym, inteligentnie rozszyfrowując ustawienie Lecha i jego obrońców.

Polecamy

Komentarze (1)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.