News: Radosław Cierzniak: Będę cierpliwie czekał na swoją szansę

Radosław Cierzniak: Będę cierpliwie czekał na swoją szansę

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

15.03.2016 10:01

(akt. 07.12.2018 16:42)

Po wielu perturbacjach i procesie przeciwko Wiśle Kraków, do Legii Warszawa trafił Radosław Cierzniak. Na razie mocno trenuje i czeka na swoja szansę gry. W rozmowie z Legia.Net opowiada o swojej karierze, Lechu Poznań i aspektach kibicowskich, o tym co przeżył przez miesiąc gdy był zesłany do rezerw i pierwszych wrażeniach z Łazienkowskiej. - Jestem z Wielkopolski, tam się urodziłem, tam wychowywałem, tam mam rodzinę, jeżdżę tam do rodziców. Kibicowałem Lechowi, jak większość chłopaków z okolicy. Nie będę się teraz tego wypierał dlatego, że podpisałem umowę z Legią, a kibice obu zespołów nie przepadają za sobą - mówi Cierzniak.

Masz 32 lata i nie będzie przesadą, jeśli ktoś powie, że z niejednego pieca już chleb jadłeś. Potrafisz powiedzieć bez zastanowienia, ile klubów w karierze już reprezentowałeś?


- Gdy byłem w młodzieżowej szkole piłkarskiej w Szamotułach, to jednym z założeń było to, aby jak najwięcej grać. Jeśli więc w jakimś klubie było realne zagrożenie, że nie będę grał, to byłem wypożyczany tam, gdzie miałem mieć plac. Dlatego tych klubów uzbierało się w moim życiu tak dużo. Nie uważam, by było to dla bramkarza czymś złym, zbierałem cenne doświadczenia. Dla młodego chłopaka czymś ważnym jest trening, ale to poprzez grę bramkarz najlepiej się rozwija. Założenie było wiec jak najbardziej słuszne. Na pewno dużo na tym skorzystałem.


Legia jest twoim szesnastym pracodawcą. Wcześniej były Sokół Szamocin, Lubuszanin Drezdenko, Obra Kościan, Sparta Oborniki, Wołyń Łuck, Karpaty Lwów, Amica Wronki, Lech Poznań, Korona Kielce, Alki Larnaka, Cracovia, Dundee United, Wisła Kraków. Które z tych miejsc był dla ciebie najlepszy pod względem sportowym?


- Zdecydowanie Szkocja i Dundee United. W tym klubie zdobyłem najwięcej doświadczenia, Przez trzy lata nie zagrałem tylko w dwóch spotkaniach, kiedy trenerzy chcieli sprawdzić moich zmienników. Trzy lata, około 150 rozegranych spotkań licząc Puchar Ligi i Puchar Szkocji. Poprzez regularną grę nabrałem pewności siebie, pchnęło mnie to półkę wyżej.


A najlepsze miejsce do życia, miejsce gdzie chętnie byś wrócił za kilka lat, jak już zawiesisz buty na kołku?


- Szedłem grać w piłkę zawsze tam, gdzie mnie chciano, gdzie mógłbym występować. Z pewnością najfajniejszym miejscem do życia był Cypr. Niestety ze sportowej strony to miejsce nie do końca mi odpowiadało. Dlatego po roku, na mój wniosek, rozwiązaliśmy kontrakt. Zbyt wcześnie wybrałem taki kierunek jak Cypr. W innych przypadkach nie przywiązywałem się zbytnio do miejsca, choć to ważne by w danym kraju czy mieście czuć się dobrze, by rodzina była szczęśliwa. Wtedy mam spokojniejszą głowę i mogę skupić się tylko na pracy. Ważniejsze jest jednak to, by czuć się dobrze w zespole, w szatni.


Wołyń Łuck, Karpaty Lwów - jak wspominasz ten czas? Sporo się tam zmieniło.


- Podobnie jak w przypadku Cypru, uważam że zbyt wcześnie tam wyjechałem. To było zaraz po maturze, czyli w wieku 18 lat. Poszedłem tam do pierwszego zespołu, ale realia były inne niż w Polsce. Wołyń Łuck i Karpaty Lwów zaliczyłem w sześć miesięcy. Nie było odpowiedniej bazy treningowej, infrastruktura była na niskim poziomie, byłem tam sam, zostałem rzucony na głęboką wodę i sobie nie poradziłem. Nie miałem możliwości przebicia się do wyjściowej jedenastki tak w jednym, jak i w drugim klubie. Do tego zespoły miały problemy finansowe, co przesądziło o moim powrocie. Byłem młody, nie miałem odłożonych pieniędzy. Nie mogłem sobie pozwolić na to, że nie będę przez kolejne miesiące otrzymywał wypłaty, bo nie miałbym za co żyć. Byłem zmuszony więc wrócić do Polski. Dziś oba kluby wyglądają i prosperują już inaczej, lepiej.


Cypr też się zmienił od czasu, gdy tam grałeś. Czy miałeś wówczas kłopoty z płynnością finansową?


- Tak, w zasadzie od pierwszej płatności, od pierwszego przelewu. Pensję za pierwszy miesiąc otrzymałem po dwóch czy też trzech miesiącach. Na kolejną wypłatę czekałem kolejne cztery miesiące. Trafiłem do klubu ze średniej póki, który bardziej bił się o utrzymanie niż o jakieś trofea. To zapewne miało spore znaczenie. Jednak nie oceniam tego okresu tylko źle – poznałem język angielski, który w późniejszym czasie mi pomógł. Poznałem inną specyfikę, inną ligę i kulturę, grałem z takimi zespołami jak APOEL, który wtedy występował w Lidze Mistrzów. W większości meczów trenerzy stawiali na mnie, nie był to więc stracony okres.


Kolejnym zagranicznym etapem była Szkocja - mam wrażenie, że dopiero tam w pełni doceniono twoje umiejętności. Stałeś się jednym z filarów zespołu.


- Zarówno pierwszy trener, jak i kolejny po zmianie na stanowisku szkoleniowca, bezgranicznie mi zaufali. Czułem to i starałem się odwdzięczyć jak najlepiej potrafię. Grałem regularnie, tych spotkań było naprawdę dużo i to był dla mnie dobre okres w karierze.


Potem przyszedł czas na Wisłę. Często znajduję w sieci taką opinię, że jesień to była dla ciebie rundą życia. Zgodzisz się?


- Nie, nie zgodzę się. Uważam, że miałem dobrą rundę, ale w Dundee miałem jeszcze lepszy czas. Jesienią bym się doczepił do kilku swoich interwencji czy bramek. Zawsze było coś, co mogłem zrobić lepiej. Miałem tego świadomość i to mnie napędzało. Mimo 32 lat, cały czas chcę się uczyć i stawać lepszym. Dlatego tak bardzo się cieszę, że mogłem teraz trafić do Legii, w ręce takiego fachowca jakim jest Krzysztof Dowhań. Jest też trener Gintaras Stauce. Tak dobrzy trenerzy, z wielkim doświadczeniem, z pewnością jeszcze wiele ze mnie dobrego wyciągną.


W Wiśle grałeś w każdym meczu i pewnie grałbyś tam nadal, gdyby nie fakt, że w sieci ukazała się informacja, że jesteś po słowie z Legią. Miałeś żal, że to tak wcześnie wyciekło? Byłeś wściekły?


- Oczywiście, nawet gdy informacja ujrzała światło dzienne, to nie żałowałem, że podpisałem umowę z Legią. Długo się nad ofertą nie zastanawialiśmy, byłem zaszczycony, że tak wielki klub jak Legia się do mnie zgłosił. Natomiast wracając do pytania – nie byłem zły. Plany były takie, że zastąpię Dusana Kuciaka, gdy temu skończy się kontrakt w czerwcu. Słowak miał jednak być w Warszawie do końca sezonu. Gdy odszedł już zimą, stało się niemal pewne, że informacji o mnie nie da się utrzymać w tajemnicy do lata. Nie mam więc pretensji do nikogo. Przyznam się jednak, że nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego, co mnie czeka. Nie spodziewałem się, że z jednej z ważniejszych postaci w zespole, od razu mogę spaść do rezerw. Tego nie przewidywałem nawet w najczarniejszych snach.


Uprzedziłeś moje kolejne pytanie, czy przeczuwałeś że trafisz do klubu kokosa?


- Absolutnie tego się nie spodziewałem. Miałem dobrą rundę za sobą, rozegrałem wszystkie możliwe spotkania. Tym bardziej, że wiedziałem, iż Wisła mojej pomocy będzie potrzebowała. Tak nisko w tabeli ten zespół nie był chyba od dekady. Spodziewałem się pewnych nieprzyjemności ze strony kibiców, ale nie myślałem, że tak się zachowa klub.


Chyba warto podkreślić, że w tym całym sporze, bardzo ładnie zachował się wobec ciebie trener Pawłowski.


- Tak, trener do prasy mówił wyraźnie, że na wiosnę będę jego numerem jeden. Gdy zostałem przeniesiony do rezerw, zaś w komunikacie poinformowano, że stało się tak ze względu na obniżkę formy, to trener Pawłowski nie przychylił się do tej opinii. To duża sprawa, że nasz szkoleniowiec zachował się w taki sposób, wielu innych trenerów na jego miejscu by się wystraszyło i uległo presji. Mimo trudnego klimatu w Krakowie, trener się nie ugiął, choć wyniki go nie broniły, nie miał silnej pozycji. Jednak potrafił powiedzieć prawdę, tak chłopakom w szatni, jak i później w PZPN. Gdyby nie on, być może nie wygrałbym całej sprawy i dalej siedział w rezerwach Wisły.


Do Legii z Lecha przyszli Bartek Bereszyński i Kasper Hamalainen – obaj mieli sporo nieprzyjemności ze strony kibiców Lecha po zmianie pracodawcy. Ty tez miałeś nieprzyjemne sytuacje poza telefonami czy smsami? W prasie pojawiły się informacje, że miałeś zapewnioną ochronę.


- Nie, sytuacja w prasie była trochę rozdmuchana. Jak wracaliśmy z obozu w Turcji, to klub otrzymał informacje, że grupa kibiców przyjdzie na lotnisko aby mnie „przywitać”. Zostało to zgłoszone na policję, a służby potraktowały to bardzo poważnie. Na lotnisku mundurowi pojawili się dość licznie. Akurat tutaj klub zachował się profesjonalnie, chciał mi zapewnić bezpieczeństwo. Ja nie wiedziałem czego się spodziewać i szczerze mówiąc, bałem się. Potem miałem spotkanie z policją i tam poinstruowano mnie, co mam robić do czasu przejścia do Legii, że nie powinienem wychodzić z domu, unikać dużych skupisk ludzi. Stosowałem się do tego przez ten miesiąc, po zakupy do sklepu chodziła żona, nie chciałem dać nikomu powodu do agresji, starałem się nikogo nie prowokować swoją obecnością. Jechałem na trening i wracałem do domu. Poza tym nigdzie się nie ruszałem. Ale jak wspomniałem klub przejął się moim bezpieczeństwem i za to akurat powinienem podziękować.


Trafiłeś do Legii gdzie jest duża konkurencja. Jesteś człowiekiem cierpliwym?


- Chyba tak (śmiech). Będę trenował, robił swoje i cierpliwie czekał na swoją szansę. Nigdy nie będę kopał dołków pod tym, który aktualnie broni. Najważniejsze jest dobro zespołu, to by każdy ciągnął wózek w jedna stronę.


Miałeś epizod w Amice. Tam spotkałeś się z obecnym kolegą z zespołu Arkiem Malarzem. Jak go zapamiętałeś z tamtych czasów? Zmienił się bardzo?


- Nie, myślę, ze Arek się wcale nie zmienił. W Amice mieliśmy fajny kontakt i tutaj też tak jest. Przez te kilka dni widzę, że to ten sam facet, którego znałem wcześniej. Kontakt będzie więc właściwy. Z pewnością obaj będziemy się szanować. Tak to widzę i zapewne Arek podobnie.


W barwach Amiki był taki ciekawy mecz z Auxerre, gdzie obaj zagraliście. W bramce zaczął Malarz, ale po 38 minutach, przy stanie 1:4, doznał urazu. Ty wszedłeś do bramki, ale po kilku minutach zobaczyłeś czerwoną kartkę. I mówiąc pół żartem, pół serio, najlepiej z was wypadł Marcin Burkhardt. Pamiętasz to spotkanie?


- Nie wspominam go dobrze, bo po 20. minutach wyleciałem z boiska. Chciałem przeciąć prostopadłe podanie, byłem jednak spóźniony i napastnik to wykorzystał. Zasłużona czerwona kartka, która wynikała z braku doświadczenia. Osłabiłem zespół i nie była to dla mnie łatwa sytuacja.


Gdy Lech wykupił licencje klubu z Wronek, stałeś się graczem „Kolejorza”. Byłeś tam krótko, a mimo to wypowiedziałeś w wywiadzie takie słowa: „Na koniec kariery na pewno chciałbym wrócić. Fajnie byłoby być drugim Krzyśkiem Kotorowskim, który jest niezniszczalny. Mam dla niego wielki szacunek. Jak już "Kotor" odejdzie, to kto wie... Lech to mój klub, od zawsze mu kibicowałem i może będzie mi dane zaistnieć w jego barwach”.  Część fanów Legii szybko odnalazła ten cytat i pewnie teraz ma ci to za złe. Ty jesteś kibicem Lecha i nie bałeś się do tego przyznać czy powiedziałeś tak w potrzebie chwili i drugi raz byś takiego zwrotu nie użył?


- Jestem z Wielkopolski, tam się urodziłem, tam wychowywałem, tam mam rodzinę, jeżdżę tam do rodziców. Sam raczej tam nie wrócę – żona pochodzi z Pomorza i z tym regionem wiążę swoją przyszłość. Nie zmienia to jednak faktu, że kibicowałem Lechowi, jak większość chłopaków z okolicy. Nie będę się teraz tego wypierał dlatego, że podpisałem umowę z Legią, a kibice obu zespołów nie przepadają za sobą. Wspomniałem o Krzyśku Kotorowskim, bo imponowało mi to, że broni tak długo w jednym klubie – to chciałem wtedy podkreślić. Dodatkowo po wykupieniu licencji od Amiki, na Bułgarską trafili wszyscy pracownicy z Wronek – piłkarze, sekretarki, lekarze, masażyści, ludzie od sprzętu. Wszyscy to byli moi znajomi, co też spowodowało moją dodatkową sympatię do Lecha w momencie, gdy udzielałem wywiadu. Mimo tego, nigdy nie całowałem herbu tego klubu, w żadnym klubie nie składałem deklaracji, że kocham to miejsce i klub. Wreszcie, co ważne, w całej swojej karierze nie przypominam sobie bym powiedział złe słowo na Legię. Dlatego mam nadzieję, że kibice z Warszawy będą mnie oceniać za to, co pokażę na boisku. Mam nadzieję, że jak już kiedyś dostanę szansę, to swoimi interwencjami sprawię, że kibice mnie docenią. Życzyłbym sobie, aby tak właśnie się stało. Kiedy tutaj przyjeżdżałem z innymi drużynami, to czułem respekt przed Legią i jej fanami, zawsze mecze przy Łazienkowskiej wywoływały dreszczyk emocji. Teraz na pewno dam z siebie tyle, ile mogę aby zasłużyć na szacunek.


Wracając do teraźniejszości – odetchnąłeś z ulgą gdy podpisałeś umowę z Legią od zimy?


- Tak, nie ma co do tego wątpliwości. Miesiąc, który spędziłem na zesłaniu do rezerw, to trudny okres dla mnie i rodziny. Trenowałem z młodymi chłopakami w warunkach odstających od tych, jakie towarzyszą pierwszemu zespołowi. Kiedy patrzyłem jak ćwiczy pierwszy zespół, to złość zżerała mnie od środka, że nie mogę pracować z kolegami, choć powinienem być razem z nimi. Mimo że proces przeciwko Wiśle, to nie była łatwa decyzja, to postanowiłem zaryzykować. Żyłem z nadzieją, że mi się uda. To dało mi siłę, wierzyłem, że coś się może zmienić. Gdybym sprawę przegrał, to czas do końca kontraktu w Wiśle byłby jeszcze trudniejszym okresem niż ten miesiąc jaki przeżyłem. Było więc sporo stresu, ale gdy się udało faktycznie mogłem odetchnąć z ulgą.


A jak pierwsze wrażenia z Łazienkowskiej, gdy zobaczyłeś klub od wewnątrz?


- Legia to ścisły polski TOP i nie ma się czego wstydzić również poza Polską. Ma świetnych kibiców, niepowtarzalną atmosferę na meczach, infrastruktura zmienia się z roku na rok na lepsze, organizacyjnie wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Nam pozostaje tylko skupić się na treningach i graniu. Odniosłem wrażenie, że jeśli jako zespół dorównamy poziomem sportowym do tego, co już zastałem, to będzie ta upragniona Liga Mistrzów.


Trafiasz do klubu, gdzie jest dwóch świetnych specjalistów od bramkarzy w tym Krzysztof Dowhań, który wypuścił na rynek wielu utalentowanych golkiperów. Wiele sobie obiecujesz po tej współpracy?


- Powiem szczerze, że naprawdę cieszyłem się na możliwość pracy z Krzysztofem Dowhaniem. Przez całą karierę nie miałem takiej okazji, a słyszałem o tym fachowcu same pozytywne opinie. Moim kolegą jest Łukasz Fabiański, który wiele razy mi opowiadał o tym, jak świetnym człowiekiem i trenerem jest Dowhań. Miałem nadzieję, że kiedyś będę miał okazję z nim pracować, choć nie myślałem, że stanie się to w Legii. Wiem już z doświadczenia, że współpraca między trenerem a bramkarzem, jest kluczowym elementem. W Wiśle kapitalnie mi się pracowało z Pawłem Primelem, którego uważam, za dużego fachowca. Nie oczekuję teraz nie wiadomo czego, ale już pierwsze treningi w Warszawie zaimponowały mi atmosferą, jaka panuje na zajęciach. Mam nadzieję, że to mi pomoże w zrobieniu kolejnego kroku do przodu i że będę jeszcze lepszy. Choćby przez to, że wytykane są błędy jakie są zauważane przez tak doświadczonego trenera.


A co sobie obiecujesz po najbliższych miesiącach? Jaki jest plan minimum, z którego będziesz zadowolony?


- Moim najbliższym planem jest zagranie dobrego meczu w rezerwach (rozmawialiśmy w piątek, przed spotkaniem). Jeśli będzie taka potrzeba, będę chciał zagrać jak najlepiej w kolejnych spotkaniach drugiej drużyny. Nie stawiam sobie wygórowanych celów, nie mówię, że za miesiąc mam być pierwszym bramkarzem. Będę pracował i robił swoje, aby być gotowym w momencie, gdy sztab szkoleniowy „jedynki” uzna, że jestem potrzebny drużynie. Muszę zrobić wszystko, aby być gotowym w chwili, gdy taki moment nadejdzie. Póki co, numerem jeden jest Arkadiusz Malarz, a ja będę mu pomagał jak potrafię. Najważniejsze przecież, by Legia wygrywała i co mecz sięgała po trzy punkty. Nigdy w swojej karierze nie zdobyłem tytułu mistrza Polski i chciałbym będąc w Warszawie poprawić te statystyki.


Odszedłeś z Wisły, bo brzydko cię potraktowano zsyłając do rezerw. Nie masz żalu, że teraz też zaczynasz od klubowych rezerw - tyle, że w Warszawie?


- Nie, jestem profesjonalistą. Skoro trener Czerczesow, który był świetnym bramkarzem, mówi mi, że teraz moje miejsce jest w rezerwach, to ja tam idę i robię co mogę by wypaść jak najlepiej. Jak kiedyś przyjdzie moment, że zostanę powołany na ławkę, to zrobię co mogę, aby pomóc Arkowi Malarzowi odpowiednio przygotować się do meczu. Nie byłoby fair, gdybym od razu dostał miejsce w kadrze meczowej „jedynki”. Na to muszę zasłużyć.


Miałeś już czas na przemyślenia po podpisaniu umowy z Legią? Wyobrażasz sobie jakiś inny scenariusz niż ten z Legią w roli mistrza Polski?


- Oczywiście, że nie. Tutaj są ogromne oczekiwania. W zeszłym roku na ostatniej prostej coś poszło nie tak i mistrzostwo Polski uciekło. Teraz czas to naprawić. Jednak jestem takim człowiekiem, który woli żyć z meczu na mecz i skupiać się na tym najbliższym wyzwaniu. Cel musi być postawiony, myśli muszą być nakierowane na mistrzostwo Polski, ale trzeba się skupiać na kolejnych kroczkach.

Polecamy

Komentarze (26)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.