Radosław Majecki: W Monaco będzie mi brakowało dopingu kibiców Legii

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Instagram, Legia Warszawa

01.04.2020 10:00

(akt. 01.04.2020 21:17)

- Przełożenie Euro? Jestem człowiekiem, który zawsze szuka pozytywów, nawet w najgorszej sytuacji. Teraz też widzę jeden, ale znaczący pozytyw. Uważam, że mam większe szanse na wyjazd na mistrzostwa Europy, będąc pierwszym bramkarzem Monaco niż Legii - powiedział golkiper stołecznego klubu, Radosław Majecki. 20-latek udzielił wywiadu na Instagramie.

- Dzień minął mi jak każdy poprzedni w ostatnim czasie. Obudziłem się rano i odbyłem lekcję języka francuskiego, później trenowałem. Potem zrobiłem obiad i znowu pouczyłem się francuskiego. Po podpisaniu kontraktu z AS Monaco, zapisałem się i codziennie uczęszczam do szkoły językowej, uczę się po półtorej godziny. Myślę, że mógłbym się z kimś dogadać, ale musiałby mówić powoli.

- Rada dla młodych zawodników? Nie powiem nic odkrywczego. W młodzieńczych latach denerwowało mnie, gdy ktoś mówił, że kluczem jest praca i cierpliwość. Kogokolwiek by się nie spytało, wymieniał te dwie rzeczy. Ale nie ma innej drogi. Trzeba pracować, być cierpliwym i gotowym na szansę od trenera. Może się ona przydarzyć w najmniej odpowiednim momencie. Są takie chwile, kiedy źle się czujesz i to nie jest twój dzień. A wtedy otrzymujesz okazję na występ i musisz ją wykorzystać w stu procentach.

- W przeszłości nie wzorowałem się na zawodnikach, za to zbierałem podpowiedzi innych. Miałem to szczęście, że gdy trafiłem do Legii, starsi zawodnicy podpowiadali jak mogę się ustawiać. Wiele wyciągnąłem od trenerów: Krzysztofa Dowhania, Jana Muchy czy Gintarasa Stauce, który był w sztabie Stanisława Czerczesowa. Czerpię od nich sporo przydatnych informacji i wcielam później w trening, mecz. Bardzo dobrze wspominam współpracę z Ricardo Pereirą. Debiutowałem w Legii za kadencji trenera Ricardo Sa Pinto. Po pierwszym spotkaniu w „jedynce” powiedział do mnie: „Nie gadaj poza boiskiem, tylko na boisku”. Chodziło po prostu o to, żeby pokazywać całego siebie na murawie i dawać z siebie to, co najlepsze. Niektórzy tak mają, że zagrają kilka meczów i myślą, że są panami piłkarzami czy bramkarzami. Te słowa utkwiły mi w pamięci. Dlatego nie za często pojawiam się w mediach.

- Codziennie pracuję nad grą nogami. Bywały takie sytuacje, że po zajęciach indywidualnie ćwiczyłem z trenerem. Każdego dnia przeznaczaliśmy na to około 30 minut. Był moment, że do meczu było jeszcze trochę czasu i mieliśmy kilka dni na regenerację, trener zostawiał mnie na boisku, bym pozbierał sprzęt. Szkoleniowiec szedł do szatni, a ja jeszcze zostawałem i pracowałem nad różnymi elementami gry nogami.

- Domowy trening? Po tym jak się obudzę pięć razy rzucam się na łóżko - podobnie jest wieczorem, gdy rzucam się, przypominając typowego tygrysa, i zasypiam (śmiech). Oczywiście żartuję. Trudno jest przeprowadzić trening bramkarski w domu. Nie będę się rzucać na podłogę. Nie można wychodzić z domu, wykonuję ćwiczenia stabilizujące i korzystam z rowerka stacjonarnego. I tak naprawdę to tyle.

- Każdy reprezentant Polski ma to „coś”. Najpierw oglądasz zawodników przed telewizorem, a później masz okazję z nimi wspólnie trenować i uczestniczyć we wszystkich chwilach na boisku. Gdy obserwujesz mecz z pozycji ławki rezerwowych to też duże wyróżnienie dla młodego piłkarza: szczególnie bramkarza w moim wieku. Wszyscy zrobili takie samo wrażenie, dobrze przyjęli mnie do drużyny. Nikt nie wyszedł ponad poziom. Nie dyskutowałem jeszcze o AS Monaco z Kamilem Glikiem. Ta rozmowa przede mną.

- Gdy trafiłem do pierwszego zespołu, pojawił się artykuł, że jestem podobny do Artura Boruca. Później, że byłem nowym Szczęsnym, a teraz – nowym Fabiańskim. Byłem porównywany do każdego innego golkipera. Pragnę być sobą. Chcę, żeby inni byli porównywani do mnie, a nie ja do nich.

- Zawodnicy w moim wieku, którzy po raz pierwszy pojechali na obóz, nie byli przypadkowi. Mają coś w obie. Jest sztab, który selekcjonuje wszystkich piłkarzy z akademii i bierze za to odpowiedzialność. Za bardzo nie uczęszczam na mecze akademii, bo mam się na czym skupiać. Dlatego zostawiam to wszystko sztabowi szkoleniowemu. 

- Czego będzie mi brakować w Monaco? Nie wiem, zobaczymy. Ale na pewno dopingu kibiców Legii. To szczególny aspekt, za którym będę tęsknił we Francji.

- Przed meczem odpalam różne piosenki, bardzo lubię polski rap. Taco Hemingway, Szpaku, Kali czy świętej pamięci Chada – to wykonawcy, których najczęściej słucham. Cenię też starsze utwory, z przesłaniem. Moim zdaniem rap to ciekawy gatunek muzyczny, opowiada o upadkach i powstaniach. Każdy miał jakiś trudny moment w życiu i może odnaleźć siebie. Rytuał przedmeczowy? Staram się jak najwięcej uśmiechać, cieszyć się z tego, że wychodzę zagrać przed kibicami. I co tydzień mogę pokazać, że zasługuję na miejsce w składzie.

- Na środku obrony mamy bardzo doświadczonych piłkarzy.  Można śmiało powiedzieć, że Mateusz Wieteska też jest doświadczonym graczem, który spędził dużo czasu w Legii i ekstraklasie. Obrońców nie trzeba trzymać w ryzach, bo oni sami siebie trzymają i wiedzą, co robić.

- Od momentu pierwszego występu w Legii, zabieram pendrive’a od analityków, przynoszę do domu i kilka razy oglądam powtórki na laptopie. Analizuję swoje zagrania i staram się wyciągać wnioski.

- Które mecze w Legii wspominam najczęściej? Zawsze będę miło wspominał udany debiut. Kilka chwil po tym spotkaniu doznałem jednak urazu i opuściłem bramkę. Ale gdy byłem zdrowy, cały czas gościłem na murawie. Wskażę również na dwumecz z Rangers FC w czwartej rundzie eliminacji Ligi Europy, który do tej pory wywołuje u mnie wielkie emocje.

- Moim piłkarskim marzeniem jest gra dla Realu. Z Monaco jest bliżej do Madrytu? Jak spojrzymy na mapę, to do stolicy Hiszpanii jest stamtąd chyba bliżej… (śmiech). W Monaco zaimponowała mi pogoda. Poza tym, byłem na meczu pucharowym. Bardzo podoba mi się też styl gry. Śledziłem wszystkie spotkania francuskiego klubu. Sądzę, że największe wrażenie zrobią na mnie piłkarze. Ale to po moim przylocie. Euro i przełożenie turnieju? Jestem człowiekiem, który zawsze szuka pozytywów, nawet w najgorszej sytuacji. Teraz też widzę jeden, ale znaczący pozytyw. Uważam, że mam większe szanse na wyjazd na mistrzostwa Europy, będąc pierwszym bramkarzem Monaco niż Legii.

- Najtrudniejszy mecz w barwach Legii? Wyjazdowa rywalizacja z Rangers FC. Wtedy poczułem, że nie jesteśmy zespołem dominującym i się broniliśmy. Umówmy się, grając w Legii na pozycji bramkarza nie mamy zbyt wielu interwencji w spotkaniu, przeważnie 1-2. Przeciwko Szkotom miałem dużo okazji do wykazania się. Pokazałem, że nie pękam w takich chwilach, byłem zadowolony ze swojej postawy. Wówczas przegraliśmy, był to dla mnie trudny moment. Tamta porażka bardzo mnie dotknęła i do dziś wywołuje u mnie niemałe emocje.

Byli piłkarze i ich pseudonimy. Czy pamiętasz?

News: Kenneth Zeigbo: Legii przydałby się Dariusz Czykier!
1/19 Przed wojną jeden z najlepszych obrońców, reprezentant Polski, uczestnik Igrzysk Olimpijskich, kampanii wrześniowej i Powstania Warszawskiego, miał ksywę „Antałek”.

Polecamy

Komentarze (26)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.