Domyślne zdjęcie Legia.Net

Relacja z Utrechtu!

eLadamo

Źródło:

05.10.2002 23:27

(akt. 01.01.2019 17:02)

Wśród wielu kibiców piłki nożnej można usłyszeć, że zagraniczne wyjazdy za swoją drużyną zapamiętuje się na całe życie. Dodając do tego wyjazd do Holandii, kraju w którym ten sport jest niesamowicie popularny, to naprawdę jest to niezapomniana przygoda. W pierwszym meczu w Warszawie Legioniści po wspaniałym spotkaniu wygrali 4:1. Dostało się też kibicom z „kraju wiatraków”, ale to trochę w innym wymiarze sportu. Do miasta w którym 3 października 2002 miało się odbyć spotkanie docierano na różne sposoby. Wynajętymi autobusami (ok. 200 osób), prywatnymi samochodami (ok. 300) i drogą powietrzną – samolotem razem z ekipą Mistrza Polski. Właśnie tą ostatnią drogą rozpocząłem swoją przygodę. Wylot z warszawskiego Okęcia mieliśmy zaplanowany na godzinę 11:45 w środę. Po szybkiej odprawie udaliśmy się na zakupy do sklepu wolnocłowego. Za niedużą sumkę można było zaopatrzyć się w kawałek „polskiej kultury”. Punktualnie o wcześniej zaplanowanej godzinie wylecieliśmy ze Stolicy. Półtorej-godzinny lot upłynął mi na rozmowach z innymi kibicami, których było ok. 30. Niestety na prośbę Dragomira Okuki niewskazane były rozmowy razem z piłkarzami, których zadanie było odpowiednie skoncentrowanie się przed meczem. Około godziny 13.15 wylądowaliśmy na lotnisku Schiphol w Amsterdamie. Tam czekały na nas 3 autokary – pierwszy dla piłkarzy, drugi dla oficieli i trzecie dla kibiców. W tym ostatnim w ostateczności znalazło się nas 13, gdyż Bosmanowi, Panu Gilerowi i kilku innym znanych kibicom znalazło się miejsce w autobusie nr 1. Z Amsterdamu do Utrechtu jest tylko 40 km., tak więc podróż minęła szybko (tym bardziej, że na 4 pasmowej autostradzie – kiedy takie cudo znajdzie się u nas? – nie było żadnych korków). Po niecałej godzinie zostaliśmy wysadzenie pod stacją holenderskiego PKP. Tu na własną rękę musieliśmy znaleźć sobie hotel, w którym przenocujemy dwie nocki. W Utrechcie mieszka ok. 350 tys. ludzi, miasto jest dosyć duże tak więc z hotelami nie powinno być problemu. Niestety ceny były bardzo wysokie, tak więc nie wszyscy decydowali się od razu na pokój. Przez to zaliczyłem z grupką Legionistów 6 kilometrowy marsz spod stadionu (gdzie ponoć były tanie hotele) do centrum. A że Holandia to bardzo dziwny kraj, gdzie w całym mieście znajdował się jeden postój taksówek, które na dodatek liczy się czas jazdy a nie przebyte kilometry to można powiedzieć, że było ciekawie (choć szliśmy te 6 kilosów z pełnym obagażowaniem). Ostatecznie wynajęliśmy pokój w „NH-Hotel Utrecht”. Razem ze mną był Janusz Partyka – fotoreporter „Naszej Legii”, z którym udałem się na wieczorny trening Legii o godzinie 20 45. Sam stadion „GALGENWAARD” zrobił na mnie duże wrażenie. Ma on wysokość 5 pięter, położony jest prawie na obrzeżach miasta, posiada cztery w pełni zadaszone trybuny (w tym dwie całkowicie nowe) i mieści ok. 20 tys. widzów. Trybuna główna jest cała oszklona, znajdują się tam kafejki, puby, sale konferencyjne oraz w miarę dobrze wyposażony sklepik klubowy. Pod stadionem spotkaliśmy innych kibiców „Wojskowych”, którzy przyszli tu z podobnym zamiarem obejrzenia treningu. Jako, że do 20:45 było jeszcze parę minut po namowach Andrzeja „ Bosmana” udaliśmy się na „małe jasne”. Dużym wzięciem cieszył się też żółty ser, który jak to powiedział jeden z kibiców „ wspaniale się nim zagryza wypite piwo”. Po zakupach powróciliśmy pod stadion. Niestety nie mogliśmy wejść na obiekt, gdyż wg Włodzimierza Smolarka „UEFA nie pozwala”. Pan S. chyba nie wiedział, że trening w Warszawie oglądało ponad 200 fanów z Holandii. Ta postawa byłego reprezentanta Polski sprawiła, że zebrało mu się trochę wyzwisk (zresztą później po meczu też nie miał o nas ciepłych słów, co z chęcią wygłaszał w telewizji). Jako, że my kibice Legii jesteśmy nie do pokonania, robiąc parę uników przechodząc przez płot weszliśmy ku zdziwieniu tamtejszej ochrony (Stewardzi) na trybuny tylnym wyjściem. Razem z nami zasiadło 2 fanów FC Utrecht, którzy byli bardzo mili, za co w prezencie dostali po egzemplarzu „NL” W dniu meczu mając trochę wolnego czasu udałem się pozwiedzać miasto. W powietrzu „czuć” już było atmosferę meczu spotkania. Na mieście można było już spotkać grupki w czerwono-biało-niebieskich barwach. Wolałem się jednak nie ujawniać, gdyż byli do nas nieprzyjemnie nastawieni. W pewnym momencie usłyszałem głośne krzyki oraz syreny policyjne. Podbiegłem razem z Januszem Partyką ok. 50 metrów i zobaczyłem jak grupa 50 Holendrów rozwala budynek Pizzy Hut, w którym zabarykadowała się grupka kibiców z Polski. Natychmiast przyjechała policja i rozgoniła towarzystwo (naszych wywieźli gdzieś za miasto). Już wtedy można było usłyszeć wyzwiska typu „Fuck Poland”. Kilka godzin później pod stacja kolejową doszło do rozróby, którą strasznie rozdmuchały media w Holandii. Grupa 100 spokojnych fanów od nas została zaatakowana przez dwukrotnie większą grupę Holendrów. Znów szybko przyjechała Policja, rozłączyła zwaśnione strony. Nasi zachowali się całkiem spokojnie. Niestety wkurzyło to mocno „pomarańczowych” przez co doszło do kilkuminutowej bitwy z "pałami". Jak się później okazało nie pierwszy raz zgoniono wszystko na Polaków. Do meczu było już całkiem blisko, na mieście coraz więcej „Niebieskich”, ale na stadion dojechaliśmy spokojnie. Mój towarzysz Janusz poszedł odebrać akredytację fotoreporterską, a ja udałem się na sektor gości. Było nas tam ok. 450, gdyż nie wszystkich wpuszczono na sektor. Grupa 70 fanów została przetrzymywana w korytarzu łączącym, a około 100 kibiców bez powodu wywieźli za miasto i nie dane im było obejrzeć meczu !!! (skandal – większość miała zakupione bilety!!). Wśród nas była ok. 50 osobowa grupa z Hagi. Wywieszamy kilkanaście flag- CyberF@ni, Deyna (została zdjęta jeszcze przed meczem), Teddy Boys 95, Kwidzyn, Olimpia Elbląg, Turyści, Visitors, Żylete, Prage, 4 Pogoni ( Fan-Club Gryfino, Pogoń, i 2 mniejsze) oraz mała Den Hagu. Gospodarzy około 14 tys. W ich młynie ok. 500 osób. Naprzeciwko naszego sektora wisi flaga „FUCK POLSKA”. Niestety nikt z ochrony nie kwapi się ją zdjąć z płotu. FCU wywiesił kilkanaście małych flag, czyli podobnie jak w Warszawie. Warto wspomnieć o specjalnej tekturce która wspomagała doping. Otóż był to karton zwinięty w wachlarzyk, którym walono o krzesła. Dawało to bardzo głośny efekt. Ów karton miał jedna wadę – napisane było na nim „LEGIA WATCHOUT” co w tłumaczeniu najłagodniej można powiedzieć „LEGIO UWAŻAJ” – kolejna prowokacja. Prezentacja Utrechtu to istne dno. Zapalają oni ok. 8 rac co daje mierny efekt. Na szczęście dla nich dużo nadrabiali głośnym dopingiem. My rzucamy 15 serpentyn i staramy się ich przekrzyczeć, co było trudnym zadaniem. Od początku trwa wymiana uprzejmości, pokazywanie sobie środkowego palca itp. Kiedy w ósmej minucie Kucharski strzela bramkę z naszego sektora na MURAWĘ rzucamy 2 stroboskopy. Zdenerwowało to KIBICÓW z HOLANDII. W Naszą stronę zaczynają lecieć butelki, puszki, kamienie (sam o mało nie dostałem z butelki po wódce, która przeleciała pół metra nade mną – a stałem dość wysoko, więc rzucał ktoś z mocą ręką). W ramach riposty odrzucamy jedną racę, co potem było bardzo dobrze widać w TV i co było podstawą tego, że to niby my zaczęliśmy (czy w TV ktoś zobaczył latające kamienie, które nie są tak „medialne” jak raca). Mocno wkurzeni gospodarze, wbiegają na murawę, z trybun lecą krzesełka itp., rozpoczyna się regularna bitwa z policją, obie strony pozbywają się petard. Na szczęście od nas nikt nie przebiega na płytę boiska. Większość osób zachowuje się bardzo spokojnie. Prewencja u nas doprowadza do porządku najbardziej krewkich (między innymi zwijają kolesia, który rzucił racą). Od tego momentu to leje się już tylko sam Utrecht. W tym dziwnym kraju dziwna jest też prewencja. Praktycznie przez 15 minut czekali i patrzyli się jak ich "ziomki" demolują stadion, dopiero potem w dość delikatny sposób doprowadzają do porządku (warto wspomnieć, że w pewnym momencie na naszym sektorze większość osób śpiewało Fuck Police i Utrecht!). Pod nasz sektor podchodzi prezes Trylnik, który prosi o spokój. Jako, że stał blisko trybun dostał on od HOLENDRÓW z plastikowego krzesełka w głowę. Tego nikt z prasy nie zanotował!! Przerwa trwała ok. 40 minut, choć sam mecz mógł się zacząć nawet 10 minut wcześniej. Wszyscy czekali na decyzje UEFA. Po wznowieniu gry przycisnęli trochę gospodarze. My od 20 minuty spotkana non - stop śpiewaliśmy do momentu utraty gola „LEGIA, LEGIA WARSZAWA”. Śpiewali wszyscy!!! A oprócz śpiewu, dołączyliśmy trochę ruchów rękoma, szalikami. Tak więc efekt był znakomity, Holendrzy to aż oczy przecierali ze zdumienia. Utrata gola przerwała jednak to wspaniałe widowisko. Potem była przerwa . Wszyscy musieli odpocząć, bo przekrzyczeć 14 000 kibiców nie jest ławo. W drugiej połowie trwa u nas festiwal piosenek. Repertuar był różny. Od popularnego „Walczyka” po „Good Bay” dla Utrechtu. Fajnie to wyglądało, kiedy wszyscy machali do nich popularnym gestem „pa pa”. Atmosferę dopełniają piłkarze strzelając w 61 i 69 minucie bramki (nie zabrakło „czarowania” oraz hiszpańskiego „ole” ). Nawet napis na fladze ”nie nawiedzimy was...” nie był w stanie nas zdenerwować. Po meczu piłkarze podchodzą do nas i dziękują za doping. A było za co!!!! Ogólnie podsumowując 5 z dużym „+”. Zanim wyszliśmy ze stadionu potrzymano nas 3 godziny na trybunach oraz w korytarzu. W pewnym momencie zrobiło się bardzo nerwowo, jeden kibic ze złości że musi tak stać na niedużej powierzchni z 150 innymi osobami zaczął krzyczeć Auschwiz-Birkenau. Oburzyło to strasznie Holendrów. Kiedy wyszliśmy na parking skąd miały być podstawione autobusy zobaczyliśmy kilka rozbitych aut w tym jedno doszczętnie. Gdzie wtedy była policja ??!! Do hotelu udało mi się z dojechałem z fotoreporterami „NL” złapaną taksówką (podziękowanie dla Holendra, który wykręcił numer TAXI na komórce, przez co podjechała ona na zamówione miejsce). Z Utrechtu wyjechaliśmy autobusem nr 3 o 9.40 . W drodze powrotnej zauważyliśmy stadion Ajaxu – „AreneA”. Coś wspaniałego. Wylot mieliśmy zaplanowany na godzinę 12.45. Atmosfera w samolocie była doskonała. Śpiewaliśmy piosenki, fotografowaliśmy się z piłkarzami itp. Na Okęciu przywitała nas spora grupa kibiców oraz dziennikarzy, którym udzielaliśmy wywiadów na temat tego co się działo w Utrechcie. Jeśli bym napisał, że było wspaniale to bym skłamał. To było coś więcej, to było coś boskiego!!! Takie chwile pamięta się do końca życia!! Zapraszamy na stronę MKSu Krosno Odrzańskie www.mkstecza.and.pl.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.