Domyślne zdjęcie Legia.Net

Rybus podbije ligę

Mariusz Ostrowski

Źródło: Przegląd Sportowy

17.02.2010 09:14

(akt. 16.12.2018 12:49)

Bernard Szmyt, trener Młodzieżowej Szkoły Piłkarskiej w Szamotułach, imieniny obchodzi 20 sierpnia. Cztery i pół roku temu jego telefon nie milknął cały dzień. Z życzeniami dzwonili zawodnicy, których prowadził w czasach swojej pracy w ekstraklasie. Odezwał się też Robert Wilk. Znali się z Zawiszy Bydgoszcz. Ten telefon zmienił życie pewnego nastolatka, którego jeden z nich znał słabo, a drugi w ogóle.

- Któregoś dnia spotkałem na ulicy znajomego, który opowiedział mi o swoim synu. Zapytał, czy nie mógłbym pomóc w Szamotułach, bo podobno znam tam trenera. "Dobrze, ale najpierw muszę go zobaczyć" - odpowiedziałem i pomyślałem: "Benio by mi głowę urwał, gdybym podesłał mu jakiegoś słabeusza". Chłopak grał w juniorach Pelikana Łowicz i poszedłem na jeden z meczów. Kilka dni później wypadały imieniny Benka. Złożyłem życzenia i zaproponowałem sprawdzenie chłopaka. Nazywał się Maciek Rybus.

- Maciek przyjechał już po naborze, kiedy byliśmy na zgrupowaniu. Szybko się przekonałem, że trzeba będzie znaleźć jeszcze jedno miejsce. Na boisku nie sposób go było nie zauważyć. Nie, nie starał się być efekciarski. Jego ruchy wynikały z naturalności. Jako trener mam słabość do lewonożnych zawodników. Chłopak przyjechał na dwa dni, został z nami dwa lata - wspomina Szmyt. Szkoleniowca czekały jeszcze negocjacje z Pelikanem. Trwały tydzień. W końcu stanęło na 2 tysiącach złotych.

Istnieją dwie wersje, jak w 2007 roku Rybus trafił do Legii. O tej oficjalnej mówi Mirosław Trzeciak, dyrektor sportowy Legii: - Obserwowaliśmy Maćka od dawna. Ze szkołą w Szamotułach mieliśmy dobre kontakty i wiedzieliśmy, że jest tam taki utalentowany piłkarz. Według Szmyta Legia przypadkowo dowiedziała się o Rybusie. - Maciek miał w Warszawie zbiórkę przed zgrupowaniem reprezentacji juniorskiej. Była wyznaczona na sobotę, on przyjechał dzień wcześniej. Nie miał co ze sobą zrobić i poprosił kolegę, żeby mógł potrenować z drużyną Legii z Młodej Ekstraklasy. Przyszedł, pokazał się i trenerzy już wiedzieli, że takiego zawodnika nie można odpuścić - mówi Szmyt. - To nieprawda. Nikt z ulicy nie wszedłby na trening Legii - kontruje Trzeciak.

 Rybus trafił do drużyny występującej w Młodej Ekstraklasie. Spędził w niej zaledwie dwa miesiące i zaczął treningi z pierwszym zespołem Legii. Pomógł zbieg szczęśliwych okoliczności. Jan Urban szukał zastępcy na lewej pomocy dla wiecznie kontuzjowanego Edsona i zaprosił Rybusa. - Po dwóch tygodniach zadebiutował w ekstraklasie z Polonią Bytom. W następnym meczu z Górnikiem Zabrze wszedł w końcówce i strzelił gola. Obaj z Arielem Borysiukiem mają szczęście, że trafili na okres, kiedy trenerem jest Urban, który przy wystawianiu składu nie sugeruje się wiekiem - uważa Jacek Magiera, opiekujący się w Legii młodymi zawodnikami. 18-letni Rybus zdobył miejsce w podstawowym składzie Legii. Przy najbliższej okazji działacze pożegnali Edsona, co jeszcze pół roku wcześniej było nie do pomyślenia. - W takiej drużynie jak Legia zdominował lewą stronę, a przecież wiemy, jak trudno młodym piłkarzom zaaklimatyzować się tutaj, wytrzymać presję. Pierwszy sezon w Legii podobnie jak Borysiuk miał najlepszy. Grał przebojowo i strzelał dużo goli, bo podejmował więcej ryzyka. W lidze nikt go nie znał. W finale Pucharu Polski z Wisłą Kraków zrobił kołowrotek z Marcina Baszczyńskiego, bo tamten zwyczajnie nie wiedział, co to za chłopak gra naprzeciw. Od tamtego sezonu rywale zaczęli zwracać na Maćka większą uwagę. Przestał być anonimowy - twierdzi Magiera.

Nie ma w Polsce zawodnika, którego kariera rozwinęła się w tak szybkim tempie - Może nawet za szybko - zastanawia się Szmyt. - Obserwuję Maćka i boję się, że mając taki talent i będąc tak pracowitym, rozdrabnia się jakimiś przyziemnymi duperelami. Może w Warszawie wpadł w nieodpowiednie towarzystwo? Nie chciałbym, żeby za 2-3 lata Maciek został przeciętnym, ligowym kopaczem. Magiera: - Tłumaczę Maćkowi, że wsiadł do ekspresu. Jeżeli wysiądzie z niego w swoim Łowiczu, zabaluje tam, to ten ekspres mu ucieknie. Następny nadjedzie parowóz i choćbym nie wiem jak się starał, to ekspresu już nie dogoni.

Więcej można przeczytać w Przeglądzie Sportowym

Polecamy

Komentarze (59)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.